Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 grudnia 2017 , Skomentuj

Witajcie środowego poranka

Wczoraj dzień minął PRAWIE na przestrzeganiu diety: rano woda potem dwie kromeczko chleba z sałatą i pomidorem bo jakoś biały ser, który był w jadłospisie dostał nóg i w lodówce go nie znalazłam. Biegiem do pracy - to tylko tak z nazwy- bo wsiadłam w autko i heja, no ale jeszcze starszego odwiozlam do szkoły potem drugiego, szybkie zakupili o 8:45 w pracy zobilam sobie kawkę. Dzień ciężki (czy u Was też na koniec roku takie zamieszanie jakby był koniec świata?), potem bułka na szybko - sucha niestety i jabłuszko soczyste, twardziutkie lekko slodkie takie jak lubię. A potem czas dla siebie czyli po pracy wybraliśmy się z ludźmi z zespołu na burgera. Był pyszny, pyszniutki, z maślana bułeczką, roszponką, pomidorkiem, serem mozzarella, oczywiście mięskiem i jeszcze czymś tam, polany majonezem i keczupem. Jakie to było dobre, gorące, pachnące, do tego pyszna pomarańczowa lemoniada. Pyszota!!! Ja nie jadam tego typu rzeczy, ale to było mistrzostwo. Uśmiałam się przednio, przepona pracowała bardzo i to była wczorajsza chwilą tylko dla mnie. I dlatego było tylko PRAWIE przestrzeganie diety.Dzisiaj mam dzień wolny- zaraz przyjadą fachowcy i będą montować mi meble także potem też będę miała chwilę dla siebie z mopem na rejonach. Ale to już zupełnie inna historia. Pozdrawiam i życzę dobrego dnia, wszak to dzisiaj mikołajki. 

4 grudnia 2017 , Komentarze (2)

witajcie, 

jak wczoraj obiecałam sobie tak też zrobiłam: poświęciłam chwilkę dla siebie. Najpierw wskoczyłam na bieżnię i tak dreptałam sobie 40 minut, słuchałam jakiejś muzyki i myślałam trochę o niebieskich migdałach, a trochę o tym, że jutro już tak dobrze nie będzie. Pomalowałam paznokcie u rąk, wypiłam herbatkę i tyle było z czasu przeznaczanego tylko dla mnie. Ale dobre chociaż i tyle! Dzisiaj dzielnie przestrzegałam diety (choć dzień jeszcze się nie skończył i nie wiem co jeszcze przede mną), z wodą na bakier, ale chyba bym chciała, żeby ten dzień się skończył. Czuję jakbym miała na duszy i serduchu jakieś 150 kg więcej, głowa mi pęka - tatuś jak zwykle trzyma mnie przy życiu. Łzy cisną się same do oczu, ale jak śpiewała kiedyś Edyta Geppert: "ja się nie skarżę na swój los, potulna jestem jak baranek ...". A teraz coś na poprawę humoru. Sobota to dzień wolny więc i  ja postawiłam odpoczywać: najpierw wzięłam się do lepienia pierogów: lepię je sobie i lepię, aż nagle pomyślałam, że skoro za oknem lekki mróz to może lodówkę bym odmroziła i jak pomyślałam tak zrobiłam. Z lodóweczki spakowałam wszystko do koszyków i wyniosłam na taras, wróciłam do swoich pierogów, a mąż jak skończył swoją robotę przyszedł do kuchni, pomóc przy tej lodówce. Po jakimś czasie pierogi były gotowe, lodówka czyściutka więc zaczęłam układać w niej wszystkie produkty. Jaka byłam z siebie dumna po skończonej pracy i kiedy tak się kręciłam w kuchni, zaczęłam się zastanawiać czyja dobrze pamiętałam czy tylko się zdawało, że mąż jak rano poszedł do sklepu po bułki kupił nam kiełbaski na śniadanie... Zawołałam więc męża i pytam, czy mi są tak tylko zdawało z tą kiełbaską czy rzeczywiście była. A on patrzy ma mnie tak podejrzliwie i mówi, że kupił na nam śniadanie na niedzielę i rzucił, że płacił za nie coś po 25 zł i jeszcze kupił dwa pętka jałowcowej. Zaczęłam się śmiać wniebogłosy, a on patrzy na mnie jakby mnie pierwszy raz zobaczył. Powiedziałam mu, że w takim razie tych kiełbasek nie ma i chyba jakiś kot nam zjadł, a On jeszcze większe oczy i mówi, że może włożyłam do zamrażarki. Oczywiście nigdzie nie było kiełbasek i jak skwitował mój mąż jutro na śniadanie jajecznica. Niedziela była piękna: lekki mrozik, słonecznie więc mówię do mojego młodszego dziecka, żeby zrobił sobie przerwę w nauce i wyszedł na chwilkę na dwór pooddychać świeżym powietrzem. I tak dla żartu rzuciłam, żeby się rozejrzał po ogrodzie i poszukał naszych kiełbasek. A moje dziecko za chwilę przylatuje i krzyczy: mama jest, została jedna w woreczku! Smacznego dla zwierzątka...

3 grudnia 2017 , Komentarze (10)

witajcie serdecznie

Ja po dwóch miesiącach nieobecności, ale to nie znaczyło, że tu nie zaglądałam i nie czytałam Waszych przemyśleń, przeżyć, radości i smutków. U mnie różnie (jak to w życiu pracownika,matki, żony, córki, siostry, koleżanki itp kolejność przypadkowa). Dieta? A co to jest dieta? To takie coś bez słodyczy, przekąsek, z piciem wody, jedzeniem śniadań i 5 posiłków? No to u mnie tego nie ma. Ćwiczenia? O tym mogę zapomnieć. No ale od czego jest nowy okres w życiu każdej/każdego z nas? Od postanowień! I choć zazwyczaj nie lubię postanowień, to teraz postanowiłam, że coś dla siebie zrobię bo potrafię! I nie chodzi mi o to, że postanowię np.do Świąt zrzucić 5 kg, tylko chcę coś robić ot, tak dla siebie i to codziennie nawet jeżeli to będzie tylko herbata taka gorąca z cytryną, ale wypita bez pośpiechu, a nie pomiędzy " mamo a jaki rym pasuje do słowa kwietnik", "mama a z tą partykułą..." To ma być coś tylko dla mnie. Jakaś maseczka na twarz (bo przecież trzeba zrobić renowację elewacji), nowy kolor lakieru na paznokciach u stóp czy olej kokosowy na włosy. Ale tak na serio i codziennie, jakaś drobnostka. I będę codziennie pisała co takiego dla siebie zrobiłam.

Za moim oknem jest troszkę śniegu więc młodsze próbuje ulepić bałwana, na popołudnie proponuję posłuchać Cigarettes After Sex, aha i od końca czerwca zmniejszyłam się o 12 kg. 

Życzę miłego popołudnia i do poczytania.

28 września 2017 , Komentarze (8)

Witajcie moje Vitalijki 

Miesiąc minął, a u mnie bez zmian- nic nie przytyłam HURA, ale też nie schudłam BU. Dwa tygodnie temu dietetyczka popatrzyła ze zrozumieniem, pokiwała glową, że rozumie, a wczoraj to patrzyła już podejrzliwie. Oczywiście było, że mało wody, że mnie rozumie i wspiera, ale mam się nie poddawać, trzymać sie itp. A ja przyjechałam do domu mąż mówi zobacz jakie słodycze dostałem! A tam: Michałki, Kasztanki, jakieś z alkoholem normalnie masakra. I jak tu żyć?     

30 sierpnia 2017 , Komentarze (17)

Wczoraj byłam u mojej Pani dietetyk - swoją przygodę z odchudzaniem rozpoczęłam 21 czerwca i do tej pory schudłam 9.7 kg. Brawo ja! Czy to dużo? Mnie się wydaje się, że nie ponieważ chciałabym więcej WIADOMO, ale może to zdrowo. Powiedziałam o swoich obawach, o tym, że chyba mi się już nie chce itp. Dietetyczka nakrzyczała na mnie i zapytała na co mam ochotę, co bym zjadła, a ja nie umiałam powiedzieć... "Zgarnęłam" za zbyt małą ilość wody i dostałam kolejną rozpiskę na dwa tygodnie. Pozdrawiam Was jeszcze wakacyjne 

21 sierpnia 2017 , Komentarze (5)

Witajcie drogie Vitalijki

Na początku pozdrawiam Was ciepło, wakacyjnie, urlopowo :) czytam Was regularnie, choć u mnie z pisaniem jakoś na bakier. Ale dzisiaj postanowiłam coś napisać i zrobić takie moje małe podsumowanie ponieważ jutro mija równo dwa miesiące jak jestem na diecie. Na plus picie wody średnio 2 litry dziennie, jedzenie śniadań i posiłki 4-5 dziennie. Na minus czasem podjadanie i różne przerwy pomiędzy posiłkami. Ostatnio jakbym miała mniej motywacji do pracy nad sobą i chyba coraz częściej marudzę, że już dosyć tej diety, że mi się już nie chce i to wszytko zresztą jest do bani. Muszę być rzeczywiście monotonna w tym temacie ponieważ mój mąż wczoraj powiedział, żebym porozmawiała o swoich obawach z dietetyczką i że jak teraz zarzucę dietę to już do niej nie wrócę. Aha na plus jeszcze zrzucone 6 kg i tu mi jakoś smutno bo skromnie uważałam, że powinno być jakieś 8 kg. Do dietetyczki idę za tydzień zobaczymy co powie, no i czy mnie zmieni się podejście. Pozdrawiam  

29 lipca 2017 , Komentarze (14)

Witajcie 

już niestety mój urlop się skończył i w poniedziałek idę do pracy. Jak wcześniej pisałam  urlop spędziłam nad polskim morzem w Pobierowie. Na pogodę nie narzekałam bo było wszystko co chciałam: słońce aby móc się poopalać (jak powiedziała moja koleżanka "od razu widać, że byłaś na urlopie"), mogłam odpocząć i poczytać  - dwa dni z przelotnym deszczem, pojeździć na rowerze czy pochodzić (połazić, poszwendać się, potuptać jak kto woli:)). Dieta? Mhm - pilnowałam 5 posiłków, piłam wodę choć 3 litrów w ciągu dnia nie udało się przekroczyć, były lody, jakieś słodycze i inne niezdrowe kalorie - ale tu czuję się rozgrzeszona - przecież dietetyczka powiedziała, że mogę sobie pozwolić na to i owo. A mimo wszystko waga spadła, zobaczyłam dzisiaj 8 z przodu! Hura! Mała rzecz a cieszy, jak to dużo do szczęścia człowiekowi nie potrzeba:) Pozdrawiam.

p.s.właśnie pochłonęłam kawałek pizzy.

26 lipca 2017 , Komentarze (13)

Witajcie Vitalijki

Na początku pozdrawiam Was urlopowo znad polskiego morza. Od 10 dni jestem na urlopie i dopiero od wczoraj nie ma pogody tzn. jest ciepło tylko, że pada, co nie przeszkadza mi w ,,szwendach" jak to określił mój dziesięciolatek. Dietetyczka pozwoliła na małe szaleństwa w postaci lodów i gofrów, ale kazała pilnować pięciu posiłków, picia wody mineralnej więc tego staram się trzymać. Niestety nie ma tu wagi więc nie mogę sprawdzić czy coś spadło. I jak tu żyć??

11 lipca 2017 , Komentarze (8)

Dzisiaj byłam u Panie dietetyczki i co? Ano 1kg w dół, nie powiem, żebym się nie ucieszyła, ale pomyślałam sobie, że skoro w ciągu tygodnia spadło 2 kg balastu (tak, tak wiem to woda) a teraz w ciągu dwóch tygodni tylko 1 kg to nie miałam już takiego entuzjazmu, co przed dwa tygodniami. Jednak pamiętając, że mam chudnąć zdrowo czyli 3-3,5 kg miesięcznie to dobry wynik. Zdaje sobie sprawę, że przy minimalnej aktywności to nie jest taki fatalny wynik. Ciekawa jestem tylko kiedy przekroczę magiczną "8" z przodu wszak za kilka dni rozpoczynam urlop. Dietetyczka pochwaliła mnie za wodę codziennie powyżej 2,5 litra, ale oczywiście powiedziała, że ma być jej więcej. Pozdrawiam 

9 lipca 2017 , Komentarze (9)

Witajcie w mnie nic nowego, dietę trzymam choć pokusy czyhają wszędzie, wczoraj grill, dzisiaj upiekłam ciasto z rabarbarem i kruszonką, wszędzie zapachy kuszą ... Ale ja staram się trzymać wszak we wtorek idę do mojej Pani dietetyk. Codziennie pije co najmniej 2 litry wody, a dzisiaj pobiłam rekord 3 litry!!! Brawo ja! Wczoraj wybrałam się na spacer i zrobiłam ponad 8 km ale jak dla mnie w ostatnim czasie to i tak wyczyn. Za tydzień urlop nad naszym morzem i to dopiero będzie walka z sobą. Życze miłego zakończenia weekendu i trzymajcie się swoich postanowieniach. Pozdrawiam