Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 stycznia 2018 , Komentarze (6)

witajcie serdecznie

Zgodne z podjętymi wyzwaniami czy postanowieniami na ten rok trzymam się mojego planu: codziennie po dwa litry wody, nie jem słodyczy, chodzę na bieżni (minimum 30 minut, ale nie więcej niż 40) generalnie trzymam dietę: śniadania, pięć posiłków, owoce max do godziny 14.00, warzywa... ale dzisiaj jakoś moja dłoń sięgnęła do miski mojego młodszego dziecia po .. chipsy :( Nie jadam tego typu produktów - po prostu za nimi nie przepadam - widocznie mój organizm tupał i tego bardzo chciał. A jak kiedyś Wam pisałam przyznaję sobie codziennie po 1 punkcie za niejedzenie słodyczy, wypicie 2 litrów wody, ćwiczeń przez co najmniej 30 minut dziennie i jakiś zabieg kosmetyczny, więc punktu za dietę dziś nie będzie. Cieszę się też z innej rzeczy: postanowiłam, że będę miesięcznie czytać co najmniej dwie książki. Na początku stycznia skończyłam "Infiltratorów",dzisiaj  "Krwawe Żniwa" i zabieram się za "Pomiędzy nami góry".

 A jak Wam idzie realizacja noworocznych postanowień?

pozdrawiam i przesyłam buziaka

3 stycznia 2018 , Komentarze (3)

witajcie serdecznie

tak, jak pisałam kilka dni temu - nowy rok i nowe/stare przedsięwzięcia. Od 1 stycznia piję potulnie wodę minimum 2 litry dziennie (ja dobrze, że mam dwie łazienki), balsamuje ciało choć tego akurat to nie za bardzo mi się chce robić, trzymam dietę: pięć posiłków, ŚNIADANIA, bez przekąsek i słodyczy, aktywność po 35 minut każdego dnia (bieżnia), wczoraj zaczęłam czytać nową książkę więc spać poszłam o 1.30 a o 6 rano trzeba wstać. Ciekawe na ile starczy mi sił, chęci, entuzjazmu...

A jak Wam idzie realizacja noworocznych postanowień?

pozdrawiam i przesyłam buziaki

31 grudnia 2017 , Komentarze (4)

Witajcie

 Na początku (gdybym zapomniała) wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i życzę:

Niech spełnią się Twoje marzenia te łatwe i te trudne do spełnienia

Niech spełnią się te duże i te małe te mówiono głośno lub niewypowiedziane wcale

Niech spełnią się Twoje nadzieje, a los nigdy nie zostawi Cię w potrzebie ....

A teraz małe podsumowanie (jak zwykle kolejność-ważność zupełnie przypadkowa):

- zdrowotnie ok choć mogłoby być lepiej

- zawodowo też choć nie ukrywam, że moja praca jest bardzo stresująca) pamiętam jak zaczynałam w firmie to uwielbiałam tę pracę i ludzi, z którymi pracowałam, dzień wolny? po co! przecież tam jest super. Z czasem firma zmieniała profil, a ja wędrowałam ze stanowiska na stanowisko, ludzie odchodzili bo już nie dawali rady, a ja trwam. "Ze starej gwardii" zostało już niewielu ludzi, ale każdy dzień jest niezwykłe trudny. Choć jak mówi mój małż spójrz co firma Ci dała, a dała wiele: stabilizację finansową (nigdy nie braliśmy kredytów, mamy dom, który sobie postawiliśmy, samochody, wakacje i życie bez spiny, że zabraknie kasy. Ale też zabrała radość, a dała nerwy, stres, czekanie do piątku i zastanawianie się, czy nas zamkną i zwolnią bo taki scenariusz też bierzemy pod uwagę. 

- rodzinnie - tu różnie... pożegnałam 4 osoby z rodziny (przy czym 3 w ciągu 1,5 miesiąca), burza hormonów u mojego 15-latka, który jest najmądrzejszy, wszystko wie najlepiej, przecież jest już dorosły...

- a czy pisałam już, że chudłam 10 kg?

DOŚĆ !!!!!!!!!!!!!!!!!!

a teraz o planach:

- odwiedzić kilku lekarzy, tak profilaktycznie

- spróbować mieć więcej dystansu do pracy - na pewne rzeczy nie mam wpływu więc po co się zamartwiać na przyszłość? Jak mówił małż, będziemy się martwic jak Cię zwolnią, może ma rację? Tylko, że nie umiem sobie tak całkowicie odpuścić i nie przejmować się

- ponieważ jestem pracownikiem, żoną, matką, córką ogólnie człowiekiem zajętym postanowiłam, że w każdym miesiącu przeczytam co najmniej dwie książki. Może dla kogoś to pestka i się uśmiechnie pod nosem gdy przeczyta, że tylko dwie, ale dla mnie to i tak dużo. Czasem zastanawiam się kiedy czytam niektóre pamiętniki, jak Wy to ogarniacie bo jeżeli napisał ktoś, że ma ileś tam lat i rodzinę, pracuje i codziennie poświęca na ćwiczenia 3 godziny to pytam jak? Może ktoś podrzuci jakieś rozwiązanie?

- zrzucić jeszcze kilka :) kilogramów - zrobiłam sobie tabelkę do powieszenia na lodówce i będę przyznawała sobie punkty w poszczególnych pozycjach - też wówczas zobaczę z czym mam problem. Pojawiły się tam różne pozycje:

* dieta czyli jedzenie pięciu posiłków: ŚNIADANIA, właściwe ich komponowanie, owoce, warzywa, ograniczenie kawy

* słodycze –oczywiście ich brak

* woda – minimum 1,5 litra – to będzie dopiero wyzwanie

* ćwiczenia – minimum 30 minut (od poniedziałku do piątku, natomiast w weekend minimum 60 minut) to nie muszą być ćwiczenia na siłowni, z trenerem itp. może to być bieżnia, szybki spacer czy brzuszki, skony, skręty…

* coś dla ciała: balsam, maseczka itp.

* mąż jeszcze dopisał jedną pozycję :) :)

Zobaczymy, jak to wszystko ogarnę. Zaczynam od jutra!

Raz jeszcze życzę Wam dużo uśmiechu, radości, cierpliwości, miłości, a przede wszystkim zdrowia, bo jak mawiam zdrowie to nie wszystko, ale wszystko bez zdrowia jest niczym.

26 grudnia 2017 , Komentarze (9)

witajcie na koniec Świąt, jestem ciekawa jak je spędziłyście/spędziliście, a przede wszystkim czy odpuściłyście z dietą i poszalałyście czy się pilnowałyście się:). Przed Świętami bylam u dietetyczki i Ona powiedział mi, że sukcesem będzie jak, nie przytyję, a pełnią szczęścia jak zrzucę kilogram (mam iść na następną wizytę 9 stycznia). No ale jak zaznaczyła to są Święta więc mogę poszleć. Więc Jej słowojest święte :) i poszalałam: orzechowiec, sernik, makowiec, pasztet, jakieś mięsko i wędliny (niekoniecznie chude) - słowem jestem wagowo na plusie. Wczoraj zaliczyłam dosyć długi spacer - pogoda była piękna - ale dzisiaj już niestety nie. Za to jutro wybieram się z rodzinką na jakieś 7-10 km. I m mój mały sukces - znowu zaczęłam pić wodę (na razie wypiłam jakieś 1,5 litra, ale więcej chyba nie dam rady. 

p.s. polecam do obejrzenia fim ,, Za jakie grzechy dobry Boże" francuska komedia z 2014 r. uśmiełąm się przednio wię może i Wam się spodoba. Życzę miłego wieczoru.

6 grudnia 2017 , Skomentuj

Witajcie środowego poranka

Wczoraj dzień minął PRAWIE na przestrzeganiu diety: rano woda potem dwie kromeczko chleba z sałatą i pomidorem bo jakoś biały ser, który był w jadłospisie dostał nóg i w lodówce go nie znalazłam. Biegiem do pracy - to tylko tak z nazwy- bo wsiadłam w autko i heja, no ale jeszcze starszego odwiozlam do szkoły potem drugiego, szybkie zakupili o 8:45 w pracy zobilam sobie kawkę. Dzień ciężki (czy u Was też na koniec roku takie zamieszanie jakby był koniec świata?), potem bułka na szybko - sucha niestety i jabłuszko soczyste, twardziutkie lekko slodkie takie jak lubię. A potem czas dla siebie czyli po pracy wybraliśmy się z ludźmi z zespołu na burgera. Był pyszny, pyszniutki, z maślana bułeczką, roszponką, pomidorkiem, serem mozzarella, oczywiście mięskiem i jeszcze czymś tam, polany majonezem i keczupem. Jakie to było dobre, gorące, pachnące, do tego pyszna pomarańczowa lemoniada. Pyszota!!! Ja nie jadam tego typu rzeczy, ale to było mistrzostwo. Uśmiałam się przednio, przepona pracowała bardzo i to była wczorajsza chwilą tylko dla mnie. I dlatego było tylko PRAWIE przestrzeganie diety.Dzisiaj mam dzień wolny- zaraz przyjadą fachowcy i będą montować mi meble także potem też będę miała chwilę dla siebie z mopem na rejonach. Ale to już zupełnie inna historia. Pozdrawiam i życzę dobrego dnia, wszak to dzisiaj mikołajki. 

4 grudnia 2017 , Komentarze (2)

witajcie, 

jak wczoraj obiecałam sobie tak też zrobiłam: poświęciłam chwilkę dla siebie. Najpierw wskoczyłam na bieżnię i tak dreptałam sobie 40 minut, słuchałam jakiejś muzyki i myślałam trochę o niebieskich migdałach, a trochę o tym, że jutro już tak dobrze nie będzie. Pomalowałam paznokcie u rąk, wypiłam herbatkę i tyle było z czasu przeznaczanego tylko dla mnie. Ale dobre chociaż i tyle! Dzisiaj dzielnie przestrzegałam diety (choć dzień jeszcze się nie skończył i nie wiem co jeszcze przede mną), z wodą na bakier, ale chyba bym chciała, żeby ten dzień się skończył. Czuję jakbym miała na duszy i serduchu jakieś 150 kg więcej, głowa mi pęka - tatuś jak zwykle trzyma mnie przy życiu. Łzy cisną się same do oczu, ale jak śpiewała kiedyś Edyta Geppert: "ja się nie skarżę na swój los, potulna jestem jak baranek ...". A teraz coś na poprawę humoru. Sobota to dzień wolny więc i  ja postawiłam odpoczywać: najpierw wzięłam się do lepienia pierogów: lepię je sobie i lepię, aż nagle pomyślałam, że skoro za oknem lekki mróz to może lodówkę bym odmroziła i jak pomyślałam tak zrobiłam. Z lodóweczki spakowałam wszystko do koszyków i wyniosłam na taras, wróciłam do swoich pierogów, a mąż jak skończył swoją robotę przyszedł do kuchni, pomóc przy tej lodówce. Po jakimś czasie pierogi były gotowe, lodówka czyściutka więc zaczęłam układać w niej wszystkie produkty. Jaka byłam z siebie dumna po skończonej pracy i kiedy tak się kręciłam w kuchni, zaczęłam się zastanawiać czyja dobrze pamiętałam czy tylko się zdawało, że mąż jak rano poszedł do sklepu po bułki kupił nam kiełbaski na śniadanie... Zawołałam więc męża i pytam, czy mi są tak tylko zdawało z tą kiełbaską czy rzeczywiście była. A on patrzy ma mnie tak podejrzliwie i mówi, że kupił na nam śniadanie na niedzielę i rzucił, że płacił za nie coś po 25 zł i jeszcze kupił dwa pętka jałowcowej. Zaczęłam się śmiać wniebogłosy, a on patrzy na mnie jakby mnie pierwszy raz zobaczył. Powiedziałam mu, że w takim razie tych kiełbasek nie ma i chyba jakiś kot nam zjadł, a On jeszcze większe oczy i mówi, że może włożyłam do zamrażarki. Oczywiście nigdzie nie było kiełbasek i jak skwitował mój mąż jutro na śniadanie jajecznica. Niedziela była piękna: lekki mrozik, słonecznie więc mówię do mojego młodszego dziecka, żeby zrobił sobie przerwę w nauce i wyszedł na chwilkę na dwór pooddychać świeżym powietrzem. I tak dla żartu rzuciłam, żeby się rozejrzał po ogrodzie i poszukał naszych kiełbasek. A moje dziecko za chwilę przylatuje i krzyczy: mama jest, została jedna w woreczku! Smacznego dla zwierzątka...

3 grudnia 2017 , Komentarze (10)

witajcie serdecznie

Ja po dwóch miesiącach nieobecności, ale to nie znaczyło, że tu nie zaglądałam i nie czytałam Waszych przemyśleń, przeżyć, radości i smutków. U mnie różnie (jak to w życiu pracownika,matki, żony, córki, siostry, koleżanki itp kolejność przypadkowa). Dieta? A co to jest dieta? To takie coś bez słodyczy, przekąsek, z piciem wody, jedzeniem śniadań i 5 posiłków? No to u mnie tego nie ma. Ćwiczenia? O tym mogę zapomnieć. No ale od czego jest nowy okres w życiu każdej/każdego z nas? Od postanowień! I choć zazwyczaj nie lubię postanowień, to teraz postanowiłam, że coś dla siebie zrobię bo potrafię! I nie chodzi mi o to, że postanowię np.do Świąt zrzucić 5 kg, tylko chcę coś robić ot, tak dla siebie i to codziennie nawet jeżeli to będzie tylko herbata taka gorąca z cytryną, ale wypita bez pośpiechu, a nie pomiędzy " mamo a jaki rym pasuje do słowa kwietnik", "mama a z tą partykułą..." To ma być coś tylko dla mnie. Jakaś maseczka na twarz (bo przecież trzeba zrobić renowację elewacji), nowy kolor lakieru na paznokciach u stóp czy olej kokosowy na włosy. Ale tak na serio i codziennie, jakaś drobnostka. I będę codziennie pisała co takiego dla siebie zrobiłam.

Za moim oknem jest troszkę śniegu więc młodsze próbuje ulepić bałwana, na popołudnie proponuję posłuchać Cigarettes After Sex, aha i od końca czerwca zmniejszyłam się o 12 kg. 

Życzę miłego popołudnia i do poczytania.

28 września 2017 , Komentarze (8)

Witajcie moje Vitalijki 

Miesiąc minął, a u mnie bez zmian- nic nie przytyłam HURA, ale też nie schudłam BU. Dwa tygodnie temu dietetyczka popatrzyła ze zrozumieniem, pokiwała glową, że rozumie, a wczoraj to patrzyła już podejrzliwie. Oczywiście było, że mało wody, że mnie rozumie i wspiera, ale mam się nie poddawać, trzymać sie itp. A ja przyjechałam do domu mąż mówi zobacz jakie słodycze dostałem! A tam: Michałki, Kasztanki, jakieś z alkoholem normalnie masakra. I jak tu żyć?     

30 sierpnia 2017 , Komentarze (17)

Wczoraj byłam u mojej Pani dietetyk - swoją przygodę z odchudzaniem rozpoczęłam 21 czerwca i do tej pory schudłam 9.7 kg. Brawo ja! Czy to dużo? Mnie się wydaje się, że nie ponieważ chciałabym więcej WIADOMO, ale może to zdrowo. Powiedziałam o swoich obawach, o tym, że chyba mi się już nie chce itp. Dietetyczka nakrzyczała na mnie i zapytała na co mam ochotę, co bym zjadła, a ja nie umiałam powiedzieć... "Zgarnęłam" za zbyt małą ilość wody i dostałam kolejną rozpiskę na dwa tygodnie. Pozdrawiam Was jeszcze wakacyjne 

21 sierpnia 2017 , Komentarze (5)

Witajcie drogie Vitalijki

Na początku pozdrawiam Was ciepło, wakacyjnie, urlopowo :) czytam Was regularnie, choć u mnie z pisaniem jakoś na bakier. Ale dzisiaj postanowiłam coś napisać i zrobić takie moje małe podsumowanie ponieważ jutro mija równo dwa miesiące jak jestem na diecie. Na plus picie wody średnio 2 litry dziennie, jedzenie śniadań i posiłki 4-5 dziennie. Na minus czasem podjadanie i różne przerwy pomiędzy posiłkami. Ostatnio jakbym miała mniej motywacji do pracy nad sobą i chyba coraz częściej marudzę, że już dosyć tej diety, że mi się już nie chce i to wszytko zresztą jest do bani. Muszę być rzeczywiście monotonna w tym temacie ponieważ mój mąż wczoraj powiedział, żebym porozmawiała o swoich obawach z dietetyczką i że jak teraz zarzucę dietę to już do niej nie wrócę. Aha na plus jeszcze zrzucone 6 kg i tu mi jakoś smutno bo skromnie uważałam, że powinno być jakieś 8 kg. Do dietetyczki idę za tydzień zobaczymy co powie, no i czy mnie zmieni się podejście. Pozdrawiam