Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 czerwca 2017 , Komentarze (8)

Witam Was serdecznie w pierwszy dzień wakacji. U mnie pogoda super, dobrze że jest wiaterek bo nie dałoby się wytrzymać. Ja od środy jestem na diecie - takiej od dietetyczki. Zobaczymy na ile starczy mi wytrwalości i chęci. Chodzi do niej mój znajomy i efekty są więc pomyślałam, że spróbuję może się uda. Zadzwoniłam żeby się umówić i powiedzialam: dzień dobry, nazywam się tak i tak i jestem kobietą zdesperowaną. Dietetyczka zaczęła się śmiać i tak sobie poszlo. Jak narazie pochłaniam ogromne ilości wody - jak dla mnie 2 litry to ocean, uczę się jeść śniadania bo ten posiłek jadłam o 11, a wstaje o 6. Pozdrawiam Was słonecznie. 

5 czerwca 2017 , Skomentuj

Jak to się mówi? Jaki poniedziałek taki cały tydzień? Tylko nie to!!! W pracy kocioł, kipisz czy jeszcze inaczej, w biegu zjedzona grahamka z serkiem wiejskim około 10.00, o 14 znowu grahamka tym razem sucha. Zrobione na kijkach tylko 3 km choć plan był zupełnie inny, ale myśli zaprzątnięte innymi rzeczami. Dzisiaj po raz kolejny zawiodłam się na kimś bliskim, na kim bardzo mi zależy. Smutne, ale prawdziwe. A u Was jak Wasze postanowienia?

4 czerwca 2017 , Komentarze (2)

Witajcie 

Tak jak wczoraj pisałam dzisiaj pochłonęłam kawałek tortu- nie był jakiś wielki, nie był nawet duży, ale jednak był. Wieczorem tylko 3 km z kijkami mam nadzieję, że jutro trochę więcej czasu poświęcam na ruch. Po wczorajszym spływie troszkę bolą mnie ręce, ale warto bylo i chętnie powtorzyłabym spływ. Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze słowa.  Pozdrawiam i do jutra. 

3 czerwca 2017 , Komentarze (4)

Dziś kolejny dzień nowego miesiąca i mojej nowej-stary zmiany. Dieta to porażka, ale z ćwiczeniami troszkę lepiej choć mogło być lepiej. Dzisiaj byłam na pierwszym spływie kajakowym- nie licząc tych kiedy byłam dzieckiem. Płynęliśmy wprawdzie "żółwim tempem", ale za to cztery godziny więc troszkę się namachałam rękoma, ale jak powiedział organizator będziemy miały piękne biusty.Słońce świeciło więc jeszcze się troszkę opaliłam, a potem jeszcze 10 km rowerem. Na więcej już nie było sił. To na plus za dzisiejszy dzień, a na minus dwie bułki słodkie(bububu)i trzy czekoladki. Jutto urodziny synka więc kawałek tortu i jak tu trzymać dietę? Pozdrawiam Was serdecznie.

31 maja 2017 , Komentarze (6)

NOWA JA to miało być moje motto, moje hasło, myśl przewodnia i idea. I owszem było, ale na krótko. A ostatni miesiąc to już porażka. Dieta??? Jaka dieta? Ćwiczenia? Były, ale niestety nieregularne. Mój mały sukces to 50 dni bez słodyczy. Mały? Nie !!! DUŻY i wiem, że potrafię, że daje radę. Troszkę się rozgrzeszam, że komunia młodszego syna, ciężkie czasy ze starszym, ale to nie usprawiedliwia mojego lenistwa, mojego nie chce mi się, nie dzisiaj, może jutro... czyli zaczynam na nowo!!! Mam nadzieję, że Wam się udało zrealizować Wasze postanowienia. Pozdrawiam Was wszystkich.

23 lutego 2017 , Komentarze (3)

Witam Was bardzo serdecznie – dawno nic nie pisałam, ale trochę się u mnie działo. Któregoś popołudnia ukruszył mi się ząb (górna czwórka) co przy moim szerokim uśmiechu nie było dla mnie komfortowe. Ale ponieważ nie mam żadnych oporów do stomatologa, szybciutko zadzwoniłam do mojej stomatolożki i umówiłam się na wizytę, licząc, że coś da się z tym zrobić tzn. odbudować. Niestety moje nadziej były płonne, ząb ukruszył się wysoko w dziąśle i trzeba go usuną. Ja już niestety mam doświadczenie z usuwaniem zębów, wiem na czym to polega, jak długo trwa i czego można się spodziewać (bardzo dbam o nie ponieważ są bardzo kruche). I się zaczęło! Godzina na fotelu z otwartą buzią, dentystka dwoiła się i troiła, ząb się kruszył po kawałeczku i po godzinie moja stomatolożka mówi, że nie da rady – ząb był przyrośnięty do kości. Zadzwoniła do chirurga szczękowego, umówiła mnie i po kilku godzinach tego samego dnia siedziałam na innym już dentystycznym fotelu. Zestresowana, obolała, zmęczona, chirurg obejrzał, coś porobiła narzędziami i powiedział, że zębodół rozharatany i trzeba ciąć dziąsła. Fakt nic mnie nie bolało, czułam jak reszta zęba się kruszy, było mi już obojętne. Skończyło się na 6 szwach, w tym otwartej zatoki, zwolnieniu lekarskim, codziennych wizytach na czyszczeniu, odkażaniu i bólu podniebienia, antybiotykach, maściach I tak jest do teraz. Nie mogę się śmiać, kaszleć, kichać bo mogą popękać szwy, żadnego wysiłku, nie ma mowy nawet o szybkich spacerach bo  nie mogę przeziębić zatok, nawet  nie wiem kiedy będę miała zdjęte szwy. A tak poza tym wszystko jest w porządku, czekam na słońce, kiedy będę mogła iść na kijki czy rower. Pozdrawiam w Tłusty Czwartek. Ile pączków przytuliłyście? Ja jednego!

13 lutego 2017 , Komentarze (2)

witajcie za oknem piękne słońce, wiosenne powietrze, aż chce się zrzucić kurtki, czapki i szaliki. W sobotę też było ładnie więc zarządziłam mały spacer, po 15 km marudziłam, że chce wracać, bolały mnie mięśnie, paliły stopy i po raz kolejny sprawdziła się zasadą, że dobrze się dzieje tylko ciężej wraca. Wczoraj po południu też poszłam na spacer, ale ponieważ była duża wilgotność 6 km wystarczyło. Słodyczy nie było tylko moje soki świeżo wyciskane, wprawdzie na wadze bez zmian ale jakoś po ciuchach widze, że jakieś luźniejsze, a i mąż mówi jakoś mniej mnie :) Jak to pisał Sztaudynger? Nie ma w tym prawdy ani słowa, a ja szczęśliwa .... Pozdrawiam 

7 lutego 2017 , Komentarze (5)

Witam wieczorową porą

W domu już cisza większość domowników już śpi więc mogę coś szybciutko napisać. Troszkę dzisiaj prószył śnieg i tak sobie pomyślałam czy to już koniec zimy czy też nie chce odpuścić (u nas dopiero rozpoczną się ferie). Nie było zimno, ale ze spaceru nici, więc jak przyjechałam z pracy, już ogarnęłam dom wskoczyłam na bieżnię i 60 minut zleciało, nawet się nie spostrzegłam kiedy. Ponad 6,5 km to też dla mnie wyczyn. Brawo JA! Kolejny dzień bez słodyczy, za to z sokami w mojej wyciskarki - nawet nie pamiętam, że nie lubię surowego buraka. Czy macie jakieś doświadczenia z sokami? Bo zastanawiam się czy soki warzywne to tak zamiast posiłku czy w trakcie dnia powinne być pite zamiast np. wody, herbaty? Pozdrawiam

6 lutego 2017 , Komentarze (2)

Witajcie

Dawno nic nie pisałam, co nie oznacza, że tutaj nie zaglądałam J. Faktem jest, że ostatnio zupełnie brakuje mi czasu, nie wiem czy obowiązków więcej czy jakoś nie umiem się zorganizować. Czekam na wiosnę bo dzień będzie dłuższy – wprawdzie już widać, że o 17.00 nie jest już ciemno, ale to jeszcze nie to! Tak trochę słabo z moimi postanowieniami i moją silną wolą. Moje wyzwania na bakier, dieta też niekoniecznie prawidłowa, ale się poddaje. Kiedyś czytałam, że noworoczne postanowienia najlepiej podejmować w lutym, bo podejmujemy je świadomie, a nie pod wpływem emocji i „czaru magicznej daty” . Na razie kupiłam sobie wyciskarkę wolnoobrotową do soków i codziennie je przyrządzam. Wprawdzie po tygodniu już mi nie za bardzo chciało ich się robić (muszę rano wstać jeszcze wcześnie, a i tak wstaję chwilę po 6.00), ale nie mogę odpuścić bo jak powie moja połówka „wiedziałem, że tak będzie”. Pamiętam jak kilka lat temu marudziłam, żeby kupił mi kije do Nording Walking , a ON, że nie będę chodziła lub pójdę kilka razy i sobie odpuszczę, a kolejna zbędna rzecz będzie w garażu. Ponieważ polubiłam chodzenie teraz się śmieje z niego, że żałował mi na kije, a tu proszę konsekwentnie z nich korzystam. Więc może i ta wyciskarka mi się nie znudzi. Tak szkoda byłoby gdyby „tysiączek’ stał na górnej półce w spiżarni. Generalnie nie poddaje się i codziennie zaczynam od nowa. Pozdrawiam Was wieczorową porą.

p.s. gdybyście chciały/chcieli posłuchać  spokojnej muzyczki na wieczór polecam utwory Acker  Bilk, szczególnie utwór ARIA (w filmie Mój Rower przefantastycznie zagrał Michał Urbaniak)

16 stycznia 2017 , Komentarze (4)

Witam Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że nie lubię niedzieli – może inaczej, nie czekam na nią, tak jak kiedyś. Zanim wstaniemy, ogarniemy się, już trzeba zrobić obiad. Zaczynam myśleć, że jutro do pracy, dzieci do szkoły, w głowie układam plan na cały tydzień: co trzeba zrobić, co załatwić, tu wpada mój dentysta, syna ortodonta, tu jakaś wywiadówka i słowa: mama a kiedy zrobisz racuchy? Wczoraj wieczorem mówię do połówki, żebyśmy poszli się przejść, pomyślałam sobie z jakieś 7-8 km zrobimy i wrócimy. Jak tylko wyszliśmy z domu, zaczął padać śnieg. Było ślicznie tylko, że jakoś nie umiałam podziwiać tego piękna, wyglądałam jak Teletubiś, jak żywy bałwanek, który brnie momentami w śniegu, a czasami w błocie pośniegowym. Po 3 km miałam dosyć, ledwo zrobiłam 5 km i wróciłam do domu. A śnieg padał przez całą noc, więc jak jadę do pracy jakieś 10 minut  to dziś jechałam 25, a drogowcy mówili, że są przygotowani do zimy i ona ich nie zaskoczy. Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. A Wam jak zapowiada się tydzień?