Jak zwykle minęły szybko, przygotowań , planów mnóstwo, a potem hop i już po nich. W Wigilię tylko zakup pieczywa, potem szybkie odkurzanie, wyjazd na cmentarz i szykowanie do kolacji. Odkąd mamy już nie ma, Wigilia, a właściwie sam jej początek jest dla mnie ciężka. Ale minęła miło, rodzinnie i radośnie że wspólnym śpiewaniem kolęd co momentami wywoływało łzy (ze śmiechu). Jak tata z bratem pojechali, posprzątaliśmy z mężem, poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Myślę, że tak trzymała mnie adrenalina, żeby wszystko bo dobrze. Pierwszy dzień Świąt to dzień ... męczący, niby nie jadłam wiele, ale byłam najedzona po kokardy. Fakt ostatnio mniej jem więc i żołądek się skurczył. Po śniadaniu poszliśmy na spacer, ale to nie był marsz szybkim krokiem tylko raczej ,,wleczenie się", ale wiem, że z tatą szybko się nie da🙁. Nie było treningów, do których mój organizm się przyzwyczaił,j edzenie też inne i nie w tych porach to spowodowało, że organizm zwariował. Wieczorem czułam się źle, bolała mnie głowa, także szybka decyzja jutro rano jak nie będzie padać idziemy na kije. I faktycznie wczoraj rano, przed śniadaniem zrobiliśmy niecałe 8 km. Zupełnie inaczej się czułam 🤗, po południu jeszcze 90 minut treningu i już wiem, że wracam na moje stare tory. Z mojego świątecznego jedzenia zostało jeszcze troszkę sałatki i kawałek sernika, także bardzo się cieszę, że nie trzeba będzie wyrzucać. Dzisiaj piękne słońce, ale jak skończę pracę o 16 to będzie już szaro więc spacer będzie w mrokach. Ale zobaczę może jak ludzie mają poprzystrajane domy i mieszkania na Święta... Choć już widzę, że zdecydowanie jest mniej ozdób i palących się lampek. A Wam jak minęły święta? Poszalałyście czy byłyście konsekwentne w swoich postanowieniach? Pozdrawiam