Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Coz moge o sobie powiedziec. Kocham sport, kiedys trenowalam siatkowke, plywalam, wspinalam sie i generalnie bylam aktywna. Niestety w pewnym momencie zaczely mnie bolec kolana, okazalo sie ze mam elastopatie i przez pewien czas wogole nie bede mogla cwiczyc...minely 4 lata...przytylam 12 kilo i chce sie tego pozbyc.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 113380
Komentarzy: 456
Założony: 26 czerwca 2007
Ostatni wpis: 8 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Katia87

kobieta, 37 lat, Londyn

172 cm, 70.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Wymiary 86 - 61 - 91

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 stycznia 2010 , Komentarze (3)

Wiec sprawy maja sie nastepujaco:

1) Jestem zestresowana swoja praca i z niczym sie nie wyrabiam. Mam za duzo obowiazkow i za malo czasu. A dowod na to, ze sie stresuje to moj dzisiejszy sen...Snilo mi sie, ze moj manager zaczal sie na mnie wydzierac, ze go oklamalam, ze jak ja tak moglam, ze to bylo takie wazne. Powiedzialam mu ze skonczylam a tu sie okazuje...blablabla...w tym tonie w kazdym badz razie. Musze tu bowiem powiedziec, ze moj manager jest najzajebistsza i najbardziej wyrozumiala osoba na swiecie. I teraz dla wyjasnienia...tak, tak...mam 2 managerow. Jeden z nich jest dyrektorem akademickim...to ten fajny, a drugi administracyjnym - to ten idiota. Generalnie pracuje dla akademickiego, ale administracyjny uzurpuje sobie wladze ustawodawcza w firmie, a co gorsza wlasciciel mu na to pozwala.

2) Dobre wiadomosci w szkole. Dostalam 2 dodatkowe tygodnie na skonczenie projektu. Zla wiadomosc, nie zrobilam jeszcze nic, a w poniedzialek mam sie spotkac z moja promotorka, zeby z nia ten projekt przedyskutowac. Crap!!! Nie wiem nawet gdzie mam zaczac. Planowalam przeciez rzucic studia, wiec przestalam pracowac nad projektem, a teraz...w 2 tygodnie musze zrobic to co inni robili przez 4 miesiace....Fuck!!!!

3) Znow sie pozarlam z C. ... zwiazki na odleglosc nie sluza. Generalnie od 2 dni nie moglam sie do niego dodzwonic. I od dwoch dni slysze glupie wymowki. I teraz kolejne objasnienia. Ja nie jestem jedna z tych fanatycznych dziewczyn ktore wydzwaniaja do swoich facetow 50 razy dziennie. Normalnie rozmawiamy raz dziennie wieczorem. Zdarzaja sie jednak takie dni, ze potrzebuje z nim w ciagu dnia pogadac...i fajnie by bylo jakby odebral moj tel. A tymczasem nic, wczoraj probowalam sie z nim caly dzien skontaktowac - nie udalo mi sie az do wieczora, czyli naszej normalnejpogawedki. Dzisiaj to samo. I co slysze?
a) nie moglem nigdzie kupic kredytu, wiec nie moglem do Ciebie oddzwonic.
b) nie slyszalem tel. bo wrzucilem go do plecaka
c) mialem zciszony tel.
d) wszystkie powyzej

Tak, tak odpowiedz d) i jak tu sie kurde nie wkurzac. No to mi zaczal wypominac, ze nie moge od niego oczekiwac, ze bedzie mial tel do reki przyklejony przez caly dzien tylko dlatego, ze sama jestem uzalezniona od mojej komorki. Ale jutro to on jak by mogl to by sobie tel w d*** wlozyl, zeby sie upewnic, ze nie przegapi rzadnego tel. bo sobota jest przeciez...znajomi beda dzwonic, zeby isc na impreze....Faceci...ja nie mam do tego nerwow...im dluzej zyje tym bardziej sie przekonuje, ze powinnam zostac stara panna...ja sie nie nadaje do zwiazkow.

21 stycznia 2010 , Komentarze (4)

Moje zycie stalo sie makabrycznie nudne. Nie dzieje sie w nim nic poza ciaglym zapieprzaniem ze sie tak brzydko wyraze. W pracy nie mam czasu nawet na to zeby sie wysikac. Po powrocie do domu powinnam sie uczyc, a w rzeczywistosci sprzatam i przygotowuje sie na nastepny dzien, albo trace moj czas na przesiadywaniu tutaj. Dieta odeszla juz w zapomnienie. Nie mam na to czasu ani ochoty. Jem jednak regularnie itd itp Chcialabym zeby sie ten koszmar wreszcie skonczyl. Chcialabym sie dzisiaj polozyc do lozka i obudzic juz w Hiszpani obok C. Chcialabym zeby moja kotka nie miala wlasnie ruji i nie mialczala absolutnie bez przerwy. Musze ja wkoncu wysterylizowac, bo niby tylko 2-3 dni raz na dwa miesiace, ale zwariowac mozna. Wogole to przepraszam wszystkie ktore czytaja ten wpis za moje ponure nastawienie i kompletny brak optymizmu, ale padam na twarz, nic mi sie nie chce i na dodatek mialam kolejna nieprzyjemna rozmowe z moim. I nie wazne jak bardzo go kocham, czasami mam wrazenie, ze on kompletnie mnie nie rozumie. Tlumaczy mi, ze jakby to on sie mial gdzies przeprowadzac to by sie tym wogole nie przejmowal...jasne ja tez bym sie nie przejmowala gdybym jechala sobie sama, gdybym nie musiala jesc obiadow przy tym samym stole co 4 innych ludzi ktorych kompletnie nie potrafie zrozumiec. Czuje sie jak wyrzutek i wiem ze potrwa to wieki zanim sie naucze jezyka...a wlasciwie dwoch: hiszpanskiego i katalonskiego. Jak spotykamy sie z jego znajomymi to w zaden sposob nie probuja sie ze mna komunikowac, bo nikt nie mowi po angielsku, wiedza tez ze nie mowie po hiszpansku wiec po co sie starac. A ja przeciez nie bede sie jak idiotka do wszystkich jazyc i wprawiac w zaklopotanie...Jak sie tam przeprowadze nie znajac jezyka to nawet jak sie przeprowadzimy gdzies gdzie nikt go nie zna to on sobie znajomych znajdzie w 5 minut a ja nadal bede zdana na JEGO znajomych. I on chyba tego nie kuma. Nie wiem, nie wiem...moze przsesadzam, ale chyba latwiej jest sie znalezc w nowej rzeczywistosci jak zaczynasz sama od nowa niz jak probujesz sie wpasowac w czyjes zycie...

20 stycznia 2010 , Komentarze (4)

Ok wiec wczoraj nie bylam na silowni. Jak juz postanowilam wczesniej, nie bede chodzic na silownie w dni kiedy mam zajecia na uczelni, bo jest to zbyt wyczerpujace. 18 godzin w ciaglym ruchu to zdecydowanie nie dla mnie. Nie to, ze nie moge takiego tempa wytrzymac, ale zwyczajnie zastanawiam sie po co? Dietowo w miare. Nie obeszlo sie niestety bez slodkiej przekaski. Dzisiaj bardzo dobrze spalam i gdyby nie to, ze moj kot wzial sobie za punkt honoru obudzic mnie o 6 rano to spalabym nieprzerwanie do 8. Zapamietac na dzisiaj...na noc kota zamykamy w salonie ;-)

Posilki z wczoraj:

3 parowki frankfurterki
2 tosty
jogrut aktivia ze sliwkami
makaron z kurczakiem w sosie smietanowo ziolowym
garsc fistaszko w czekoladzie mlecznej
napoj energetyzujacy light

19 stycznia 2010 , Komentarze (2)

Wczoraj spinning zaliczony, bylo zajebiscie. Uwielbiam moja instruktorke. Okazuje sie tez ze calkiem nie zardzewialam przez ta dluuuga przerwe od cwiczen. Dzisiaj normalnie sie moge poruszac, jedynie co to mnie tylek troche od siodelka boli. Z grzechow zywieniowych wczoraj byla zupa pomidorowa z ryzem na noc... :-/ zlapalam sie we wlasna pulapke. Ja tak uwielbiam pomidorowa, ze nie moge sie powstrzymac jak ja widze. Wiec wczoaj zjadlam trzy porcje :-/ Czuje sie paskudnie. Znow mialam tragiczna noc. Nie wiem od czego to zalezy, ale znow snily mi sie koszmary i budzilam sie co chwile. Dzisiaj rano jak wstawalam z lozka dopadl mnie zatokowy bol glowy. Teraz siedze z opuchnietymi zatokami i modle sie, zeby czas mi przelecial szybko i zebym moigla isc do domu...hahaha...niestety tak czy siak za szybko nie wroce, bo mam wieczorem zajecia na uczelni, czyli do domu dotre gdzie ok. 22 :-( Ja chce do mamy!!!!!

18 stycznia 2010 , Komentarze (2)

No dobra, nie przytylam tak bardzo...choc 2,7 kg to tez niemalo. Nie udalo mi sie wstac dzis rano na silownie. Jednak wstawanie z lozka gdy na dworze jeszcze ciemno nie jest moja najmocniejsza strona. Ale, ale nie przejmuje sie tym wcale o 17:45 sa zajecie - godzina spinningu. Takze zaraz po pracy spacerek na silownie i juz zadnego jedzenia w domu poza oczywiscie obowiazkowym potreningowym shake'iem proteinowym :-) Odezwe sie wieczorem

17 stycznia 2010 , Komentarze (4)

No to jutro zaczynamy od nowa. Zwaze sie rano, a potem na silownie... Praca i po pracy projekt. Bez wymowek, bez narzekania. Mam 6 miesiecy zeby wkoncu doprowadzic sie do takiego stanu jakiego chce. Pozbylam sie wszystkich slodyczy i innych kalorycznych bananow. Koniec z podjadaniem. Jutro musze w drodze do pracy kupic sobie jogurtow na najblizszy tydzien, zebym miala co w pracy przekasic na drugie sniadanie. Nastawiona jestem bardzo pozytywnie. Raz na zawsze pozbede sie wszystkich kompleksow i przestane byc wreszcie zazdrosna o kazda babe ktora rozmawia z C. Bede miala cialo jak z bajki i wszystkie mi beda mogly podskoczyc. Ostatnio co drugi dzien mam sny o C. i we wszystkich dochodzi do zdrady w jakiejs postaci. Mam nadzieje, ze to tylko wynik niskiej samooceny jaka mam ostatnio. Pocwiczymy zobaczymy.

15 stycznia 2010 , Komentarze (3)

Bo nie mam do czego odliczac. Wrocilam tu jednak, ja Vitalijka, marnotrawna. Duzo sie dzialo. Skonczylo sie jednak szelnstwo egzaminowe, wiec powoliu wracam do normalnosci. Dla objasnienia...nie ma do czego odliczac, bo nic ciekawego sie nie szykuje. Jak wrocilam po swietach okazalo sie, ze a) jestem zawieszona na uczelni, bo nie zaplaciclam za szkole b) nie moge zaplacic za szkole bo odrzucono moje drugie podanie o pozyczke. Nie mialam skad wziasc siana postanowilam, wiec rzucic szkole i wybrac sie do Hiszpani nieco wczesniej...Powiedzialam mojemu C. o moim genialnym pomysle i powiedzial, ze mu sie ten pomysl nie podoba, bo powinnam skonczyc szkole. Rozlaczyl sie i zadzwonil po godzinie. Powiedzial, ze jego rodzice pozycza mi pieniadze. Tak wiec wrocilam do szkoly, ale nie moge sobie pozwolic na comiesieczne wypady do Hiszpani, bo musze teraz ta pozyczke splacac. C. nie moze jezdzic do Dublina, bo raz, ze jeszcze nie moze wziasc wolnego w pracy, dwa nie moze opuszczac zajec i egzaminy ma dopiero w kwietniu, wiec nie ma szansy zebyscmy sie wczesniej zobaczyly :-( Czyli walentynki spedze sama, Sw. Patryka rowniez, i Wielkanoc...I generalnie dupa.

Wracam jednak tutaj. Na silowni nie byla z miesiac. Wracam na nia od poniedzialku. Mialam juz w tym tygodniu, ale @, egzaminy i migrena skutecznie mnie zniechecily... Diety wogole nie trzymam rzadnej, nadal sie nie wazylam od swiat. Zwaze sie w poniedzialek przed silownia...Tylko badzcie ze mna, bo mi tu samej zle. Tu mowie ogolnie...na forum i w Irlandii.

28 grudnia 2009 , Komentarze (3)

Ha...i mamy prawie koniec roku. Ja postanowilam sie z tej okazji nie wazyc. Nie sadze jednak zebym przytyla, bo nie czuje zadnych dodatkowych kg. Wrocilismy z nart przedwczoraj, oczywiscie nie obeszlo sie bez przygod... Najpierw zajechalismy do Andorra la Vella...stolicy Andorry...a tam pada jakby jutra nie bylo. Sciana wody. Poptrzelismy sie z Carlosem na siebie i stwierdzilimsy...pieknie, to sie wybralismy na narty. Pani przemija w recepcji hotelu poinformowala nas jednak, ze nie ma sie co martwic, bo tam gdzie zamierzemy sie ulokowac jest duzo sniegu, bo niby, ze wyzej. Pochodzilismy sobie wiec po stolicy, pozwiedzialismy, odwiedzilismy kilka sklepow i kawiarni. Dostalam na swieta nowy telefon. Po calym szalenstwie zakupowym zdecydowalismy sie wziasc autobus jako, ze bylismy abslutnie przemoczeni. Dojechalismy do miejscowosci La Massana. Kierowca autobusu wysadzina nas przed samym hotelem. Na drzwiach zastalismy kartke z informacja, ze recepcja hotelu znajduje sie w innym budynku. Eh...ociekajacy woda poszlismy wiec do owego innego budynku. Tam w cieplutkiej recepcji cieszylismy sie, ze nareszcie dotarlismy i zaraz ulokujemy sie w pokoju. Podajemy numer rezerwacji. Pani pyta o dowod tozsamosci. Carlos siega do kieszeni po portfel a tam...pusto! Tak, zgubilismy portfel z wszystkimi pieniedzmi, dokumentami, moja karta studencka i karta do bankomatu. Myslalam, ze odplyne. Wywalilismy wszystko z plecakow...bo moze jednak sie tam portfel zapodzial...nic. Pani z recepcji zadzwonila do biura obslugi autobusow. Panstwo z biura obdzwonili wszystkich kierowcow...nic. Panirecepcjonistka zaproponowala, zebysmy poszli do pokoju, osuszyli sie i zdecydowali co dalej. Tam policzylismy wszystkie drobne ktore nam zostaly i doliczylismy sie 5.60...bilet spowrotem do stolicy kosztuje 1,40...Oszczedze Wam dalszych szczegolow. Ostatecznie Carlosa tata przelal dla nas pieniadze na konto hotelu i milo spedzilismy zaplanbowany czas. Niestety teraz ja jestem bez dowodu, bez paszportu, nie moge wrocic do Irlandii, tu jestem absolutnie bez pieniedzy, bo co prawda mam kase na koncie, ale nie moge jej ruszyc bez karty i bez dowodu. Do sukienki sylwestrowej moge jedynie ubrac Vansy, bo nie mam jak kupic innych butow...Zostaje mi tylko miec nadzieje, ze przyszly rok bedzie lepszy. I tym optymistycznym akcentem....Szczesliwego Nowego Roku!

18 grudnia 2009 , Komentarze (2)

Ok 2 tygodnie do sylwestra, cel prawie osiagniety. Nie wiem jak mi sie udalo tak naprawde. Nie mam pojecia. Zaczelam chudnac jak tylko przestalam sie odchudzaniem przejmowac. Teraz waga w pokazuje w porywach do 64kg. Mam nadal @ wiec sie nie waze. Zwaze sie jutro rano przed wyjazdem, zeby wiedziec ile przytylam po ;-) Haha. Trzymam sie niezle. Nie stosuje jakiejs konkretnej diety chociaz generalnie sie ograniczam, nie jem duzo, za to czesto. Na silowni nie bylam w tym tygodniu z racji @ i wszystkich spraw jakie mam do pozalatwiania przed wyjazdem. Wczoraj np. wstalam rano, w pracy kongo, bo trzeba wszystko 'pozamykac' przed koncem roku, a to nasz ostatni tydzien w biurze. Potem biegiem do domu, zapakowalam kota w torebke i do weterynarza, padalo wialo i bylo strasznie zimno wiec wzielysmy z kinia taksowke. Tam badania, szczepienia, dokumenty. Potem do domu i wzielam sie za farbowanie wlosow, potem woskowanie nog, a potem to juz nawet nie wiem kiedy zasnelam. Dzisiaj nie bedzie lepiej. Teraz jestem w pracy, w sumie nie powinnam pisac, bo mam duzo roboty, ale jako, ze wszyscy sa w swiatecznym nastroju nikt nie zwraca uwagi na to co robie. Po pracy ide z babeczkami z pracy na kawe, potem mam woskowanie bikini umowione na 18.15 (nie lubie sama sobie bikini woskowac - musialabym byc do tego jakas gimnastyczka conajmniej) Jak wroce do domu to musze sie upewnic, ze wszystko spakowalam i jestem gotowa do wyjazdu - co tez mi wlasnie przypomnialo, ze musze sobie bilet wydrukowac - i szybciutko do lozka bo musze wstac o 3 rano, zeby zdarzyc na samolot na 6.40...Ale starsznie sie ciesze i jestem mega podekscytowana, bo to nasze pierwsze swieta razem i w sumie sylwester tez, bo poprzedniego spedzilismy w domu, bo Carlos byl chory. No nic laseczki, wracam do pracy. Postaram sie odezwac z wyjazdu. Buziaki dla Was wszystkich. WESOLYCH SWIAT I SZCZESLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

14 grudnia 2009 , Komentarze (2)

Znow dluga przerwa od ostatniego wpisu. Niebardzo mam tu ostatnio po co wchodzic. Wszystkie fora na ktorych sie udzielalam upadly. U mnie z dieta bez rewelacji. Dzisiaj opuscilam silownie, bo zapomnialam butow i nie zdarzylabym i tak gdybym poszla do domu po buty. Za 4 dni jade do Hiszpani. Zbilza sie @ mam nadzieje, ze do wyjazdu sie skonczy i pozbede sie tego napuchnietego brzuchola. Poczytam Was troche dziewczynki, moze mnie znow wena natchnie.