Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (9)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 113341 |
Komentarzy: | 456 |
Założony: | 26 czerwca 2007 |
Ostatni wpis: | 8 lutego 2016 |
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Nie napisalam nic wczoraj, bo zabraklo mi weny. Glownie przez C. Dzien wczesniej z nim rozmawialam i powiedzialam mu, ze w srode bede w domu pozno, bo musze isc na uczelnie. Powiedzial, ze postara sie poczekac. Zasugerowalam, ze nie musi, ze mozemy dzisiaj pogadac. Uparl sie, ze zadzwoni. Skonczylam zajecia wczesniej, wiec jak na skrzydlach prawie przylecialam do domu. Wlaczam Skype'a i mysle sobie, ze sie ucieszy, ze jestem wczesniej. Nie bylo go...nie poczekal wogole. Zobacze dzisiaj dlaczego.
A dzien ogolnie baaardzo dobry. Oprocz paru orzechow w czekoladzie dosc dietowo. Silownie tez zaliczylam. Dostalam trening na dwa najblizsze tygodnie wiec chyba sie wyrobie do sylwka, zeby sie w sukienke wcisnac... :-D
Dobry trener to podstawa! Moj mi dzisiaj dal taki wycisk na silowni, ze ledwo dokonczylam trening. Zabojca! Ale powiedzial, ze swietnie sobie radze i cieszy sie, ze znosze go z usmiechem...hehehe...usmiechalam sie na widok jaki utworzyl sie w mojej glowie, ze to sztanga ktora kazal mi dzwigac wale go po glowie. Mala schiza...prosze o wybaczenie. Jutro robie sobie dzien przerwy od treningu, bo musze troche miesnie zregenerowac, a potem czwartek i piatek znow wycisk. Damy rade!!! Wkoncu mam cel! Dietowo srednio:
Sniadanie:
owsianka
Po treningu:
shake proteinowy
parowka w ciescie
Lunch:
spaghetti carbonara
Obiad:
mala pizza hawajska
Dodatki:
2 herbaty Viatxu odchudzajace
czekolada powietrzna orzechowa
Cwiczenia:
circuits - 45min
spacer do i z pracy - 40min
Zaczne od tego, ze chyba mi sie waga popsula. Zmienialam w niej niedawno baterie i dzialala cacy a dzisiaj taki numer. 10 razy na nia wstawalam bo nie moglam uwierzyc w to co widze! Jak sie wazylam po wakacjach czylu 25/11 to wazylam 67.4kg i to bylo 2 tyg temu. Przez caly ten czas nie trzymalam diety Dukanowej...fakt nie obadalam sie, ale np. tabliczka czekolady dziennie to byl standart...Jako, ze od dzisiaj postanowilam po chorobie sumiennie zaczac chodzic na silownie to musialam sie zwazyc, zeby zobaczyc jaki mam punkt wyjsciowy. Staje wiec na wage i patrze a tam 59.8kg...!!! Niemozliwe mowie sobie staje kolejny raz, i trzeci i czwarty i bez zmian. Poszlam sie umc, wypilam moja poranna herbate i mowie ok sprobujmy jeszcze raz i znow bez zmian...Wieczorem poszlam na silownie i po powrocie po kapieli postanowilam znow sie zwazyc, i wyszlo mi 60.2kg...czyli w sumie tyle ile powinno bys wiecej po calym dniu. Nie wiem, nie wiem...z jednej strony euforia z drugiej strony wesze podstep. Zobaczy sie jutro rano...
A tymczasem dzien dietowo nienajgorszy. Posanowilam zerwac z dieta Dukana, bo przestala przynosic korzysci, a jedynie mnie denerwowala, bo nie moglam jesc wegli. Wiec teraz poprostu jem mniej, wiecej cwicze. Taki jest plan. Jutro rano znow trening. Eh...mam nadzieje, ze uda mi sie zwlec z lozka. Musze sie przyzwyczaic do tych porannych sesji na silowni.
No to z 52 przeskakujemy na 47...i kurczy nam sie czas do sylwestrowych baletow. Wrocilam dzisiaj z Hiszpani, jutro jade do Polski. Nienawidze wracac z Hiszpani, serce mnie wtedy boli uciazliwie. Cialo jakby martwe, nie chce sie ani reka ani noga ruszyc i generalnie wszystko jest takie nijakie. Nawet nie ciesze sie, ze jade do domu...a to jest dopiero porazka. I mimo, ze obiecalam sobie ze bede patrzec na ta dobra strone kazdej sytuacji moj mozg jeszcze sie chyba nie przestawil. Na szczescie wiem, ze z kazdym dniem jest blizej do konca tej agoni. Co do diety to jej wogole nie trzymalam, ale staralam sie byc grzeczna mimo wszystko. Tak wiec nie jadlam za duzo i mimo, ze i owszem zdazyla sie i pizza to staralam sie jesc zdrowo. No ale przepraszam jak ide na rocznicowy obiad to nie bede jesc salatki. Wlasnie ten obiad byl naprawde wspanialy. Jedzenie podali cudowne. Na przystawki wzielismy deske serow, matko...rozlywaly sie w ustach, na glowne on zamowil stek w sosie cafe de Paris a ja tortellini w sosie grzybowym. Do tego moj kochany zamowil szampana. Bylo przecudownie. I mimo, ze restauracja byla wypchana po brzegi czulismy sie jakbysmy byli tam zupelnie sami :-) Ech...niezapomniane przezycie. I oprocz jedzenia chcialabym jeszcze nadmienic fakt, ze w zyciu nie bylam z nikim tak szczesliwa. Po roku razem, nie tylko wiem, ze go kocham jak nikogo przedtem to nadal jestem w nim zakochana i to jest najcudowniejsze.
A teraz ze sfery marzen przeniesmy sie w swiat codziennych zmagan z tkanka tluszczowa i oto co mniej-wiecej zjadlam w czasie mojego pobytu w Hiszpani:
Czwartek:
chinski bufet czyli:
krewetki smazone w czosnku (2)
warzywa z woka (baklazan, papryka, cebula)
noodle
meso z kraba
kurczak jakis...nie pamietam z czym dokladnie
salatka z krabem
galaretka truskawkowa
flan
sangria
napewno bylo cos jeszcze ale nie pamietam
Piatek:
2 kanapki: 1 z salata, tunczykiem i papryka, 1- z salata i owczym serem
kubek mleka
jogurt
kielbasa biala z grilla
frytki
sos czosnkowy
krewetki w czosnku
kalmary
mieso z kraba w bulce tartej smazone na glebokim oleju
osmiorniczki
pieczywo
big-mac
(3) chicken nuggets
4 kieliszki wina
long island ice tea
wodka z red-bull'em
wodka z fanta
Sobota (obudzilismy sie dopiero na lunch):
hiszpanski omlet
surowka z salaty pekinskiej, pomidora i cebuli
jogurt, banan, mandarynka
5 kawalkow sera
5 tortellini nadziewanych grzybami w sosie grzybowym
pol butelki szampana
pol butelki wodki z red-bull'em i fanta
omlet a la Carlos ;-) (z makaronem)
Niedziela (znow obudzilismy sie dopiero na lunch...zimny juz zreszta)
stek wolowy z grilla
2 lyzki makaronu
pare zimnych frytek
sos alli-olli
2 spore kawalki pizzy
Poniedzialek czyli dzisiaj:
2 male kanapki z serem
herbata mietowa
kubek mleka
hamburger
frytki
2 lyki coli
ryz z sosem slodko kwasnym
2 banany i baton z otrab
Cwiczenia:
duzo seksu, impreza drum'n'bassowa = duuuuuuzo skakania przez kilka godzin.