Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Coz moge o sobie powiedziec. Kocham sport, kiedys trenowalam siatkowke, plywalam, wspinalam sie i generalnie bylam aktywna. Niestety w pewnym momencie zaczely mnie bolec kolana, okazalo sie ze mam elastopatie i przez pewien czas wogole nie bede mogla cwiczyc...minely 4 lata...przytylam 12 kilo i chce sie tego pozbyc.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 113341
Komentarzy: 456
Założony: 26 czerwca 2007
Ostatni wpis: 8 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Katia87

kobieta, 37 lat, Londyn

172 cm, 70.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Wymiary 86 - 61 - 91

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 grudnia 2009 , Komentarze (3)

No to wkoncu zdjecia mojej sukienki sylwestrowej na wieszaku i na mnie...jak byscie mogly mi doradzic jakie buty powinnam ubrac?

10 grudnia 2009 , Komentarze (1)

Nie napisalam nic wczoraj, bo zabraklo mi weny. Glownie przez C. Dzien wczesniej z nim rozmawialam i powiedzialam mu, ze w srode bede w domu pozno, bo musze isc na uczelnie. Powiedzial, ze postara sie poczekac. Zasugerowalam, ze nie musi, ze mozemy dzisiaj pogadac. Uparl sie, ze zadzwoni. Skonczylam zajecia wczesniej, wiec jak na skrzydlach prawie przylecialam do domu. Wlaczam Skype'a i mysle sobie, ze sie ucieszy, ze jestem wczesniej. Nie bylo go...nie poczekal wogole. Zobacze dzisiaj dlaczego.

 

A dzien ogolnie baaardzo dobry. Oprocz paru orzechow w czekoladzie dosc dietowo. Silownie tez zaliczylam. Dostalam trening na dwa najblizsze tygodnie wiec chyba sie wyrobie do sylwka, zeby sie w sukienke wcisnac... :-D

8 grudnia 2009 , Komentarze (5)

Dobry trener to podstawa! Moj mi dzisiaj dal taki wycisk na silowni, ze ledwo dokonczylam trening. Zabojca! Ale powiedzial, ze swietnie sobie radze i cieszy sie, ze znosze go z usmiechem...hehehe...usmiechalam sie na widok jaki utworzyl sie w mojej glowie, ze to sztanga ktora kazal mi dzwigac wale go po glowie. Mala schiza...prosze o wybaczenie. Jutro robie sobie dzien przerwy od treningu, bo musze troche miesnie zregenerowac, a potem czwartek i piatek znow wycisk. Damy rade!!! Wkoncu mam cel! Dietowo srednio:

 

Sniadanie:

owsianka

 

Po treningu:

shake proteinowy

parowka w ciescie

 

Lunch:

spaghetti carbonara

 

Obiad:

mala pizza hawajska

 

Dodatki:

2 herbaty Viatxu odchudzajace

czekolada powietrzna orzechowa

 

Cwiczenia:

circuits - 45min

spacer do i z pracy - 40min

7 grudnia 2009 , Komentarze (2)

Zaczne od tego, ze chyba mi sie waga popsula. Zmienialam w niej niedawno baterie i dzialala cacy a dzisiaj taki numer. 10 razy na nia wstawalam bo nie moglam uwierzyc w to co widze! Jak sie wazylam po wakacjach czylu 25/11 to wazylam 67.4kg i to bylo 2 tyg temu. Przez caly ten czas nie trzymalam diety Dukanowej...fakt nie obadalam sie, ale np. tabliczka czekolady dziennie to byl standart...Jako, ze od dzisiaj postanowilam po chorobie sumiennie zaczac chodzic na silownie to musialam sie zwazyc, zeby zobaczyc jaki mam punkt wyjsciowy. Staje wiec na wage i patrze a tam 59.8kg...!!! Niemozliwe mowie sobie staje kolejny raz, i trzeci i czwarty i bez zmian. Poszlam sie umc, wypilam moja poranna herbate i mowie ok sprobujmy jeszcze raz i znow bez zmian...Wieczorem poszlam na silownie i po powrocie po kapieli postanowilam znow sie zwazyc, i wyszlo mi 60.2kg...czyli w sumie tyle ile powinno bys wiecej po calym dniu. Nie wiem, nie wiem...z jednej strony euforia z drugiej strony wesze podstep. Zobaczy sie jutro rano...

 

A tymczasem dzien dietowo nienajgorszy. Posanowilam zerwac z dieta Dukana, bo przestala przynosic korzysci, a jedynie mnie denerwowala, bo nie moglam jesc wegli. Wiec teraz poprostu jem mniej, wiecej cwicze. Taki jest plan. Jutro rano znow trening. Eh...mam nadzieje, ze uda mi sie zwlec z lozka. Musze sie przyzwyczaic do tych porannych sesji na silowni.

6 grudnia 2009 , Komentarze (5)

Znow nie bylo mnie przez kilka dni. Niestety sie rozchorowalam i ostatnich kilka dni przespalam. Dzisiaj czuje sie juz lepiej, choc bez rewelacji. Diety prawie wogole nie trzymalam. Wrocilam niestety do czekolady. Jak nalog to nalog. I ciezko sie go pozbyc, szczegolnie, ze mi tez zbraklo motywacji. Jak mi Carlos powiedzial, ze nie ma motywacji, zeby rzucic palenie, gdzie myslalam, ze to ja wlasnie bede ta motywacja, to ja tez stwierdzilam, ze on dla mnie motywacja juz nie jest. I z braku tego w szafce nocnej leza a wlasciwie lezaly dwie tabliczki czekolady. Jedna juz zjadlam...zostala z niej chyba tylko kostka...niech no ja spojrze...byly 2...i jedna wlasnie polykam. Zostaly mi 2 tygodnie do wyjazdu i zero checi na jakiekolwiek odchudzanie czy inne cwiczenie. Zostalo mi 10 sesji treningowych i jak siebie znam to wymysle cos zeby na nie nie isc. Hm...zycie...moze lepiej wroce tu jak juz sie jakos zmotywuje.

30 listopada 2009 , Komentarze (5)

Dadatek specjalny. Wlasnie zapisalam sie na silownie!!! Od jutra zaczynam!

30 listopada 2009 , Komentarze (1)

Pierwsz dzien zaliczony. Prawie wogole nie bylo czekolady. jedynie odrobina nadzienia w ciastku. Zmeczona jestem strasznie a do tego mam duzo pracy, wiec nie bede duzo pisac. Wlasciwie to skoncze juz tutaj... Ponizej posilki:


Sniadanie:
Bulka z dzemem wisniowym
herbata odchudzajaca Vitax

II Sniadanie:
bulka z serkiem topionym super light

Lunch:
tost z kozim serem i suszonymi pomidorami
ciastko francuskie z nadzieniem czekoladowym

Obiad:
2 kawalki pizzy
herbata odchudzajaca Vitax

Cwiczenia:
jeszcze nie wiem czy bede dzisiaj cwiczyc, musze najpierw sprawdzic jak mi pojdzie z praca zaliczeniowa, jak nie skoncze zbyt pozno to zrobie jakis trening aero.

29 listopada 2009 , Komentarze (4)

No to nie bylo mnie tu jakis czas, troche zmian, jeden z ulubionych watkow zamkniety...szkoda szkoda...cos takie zycie. Wiadomo co sie zaczyna musi sie skonczyc. Wakacje bardzo udane ogolnie. Dietowo sie nie powiodlo ale przynajmniej nie przytylam :-) Kilka przemyslen:

1) Nie rzuce jednak pracy, zagryze zeby i przetrwam te 8 miesiecy do konca. W sumie dobrze by bylo znalezc sobie jakas lekka, odmozdzajaca prace, ale jestem zbyt leniwa, zeby teraz cos zmieniac. Poza tym jak sie mam przeprowadzic do kraju w ktorym na poczatku i tak czeka mnie kariera barmanki to lepiej zbierac doswiadczenie zawodowe tutaj. Jest ciezko, nie powiem, ze nie. Nie bede juz jednak nawet walczyc o swoje. Doszlo do mnie bowiem, ze jesli zostane na stale przeniesiona do nowego dzialu to bede musiala podpisac nowy kontrakt, a ten co mam daje mi miesiac wypowiedzenia, wiec wole zostac z tym co mam.

2) Juz nigdy nie bede sie ludzic, ze moge byc czyjac motywacja/inspiracja. Jak juz pisalam wczesniej mialam umowe z moim facetem, ze on rzuca papierosy ja rzucam czekolade. Do tego jak sie zapyatam rodzicow czy im cos przywiezc z Irlandii lub Hiszpani powiedzieli, ze moge przywiezc co chce, byle nie alkohol, bo rzucaja. Tata do tego mial isc na terapie odwyku palenia. Wiec najpierw pojechalam do Hiszpani i sie okazalo, ze moj ukochany nadal pali. Tlumaczyl, ze nie mial motywacji...alc...a dla mnie on byl motywacja. Ja najwyrazniej nie jestem wystarczajaco dobrym powodem. Pierwszy kop w dupsko. Potem jade do domu, a tam tatus sobie pierwszego wieczorka piwko na stol postawil...mowie sobie naiwnie, ok moze to ze szczescia, ze corcia po roku przyjechala...tez nie. Na drugi dzien juz flaszeczka, jak mu wytknelam, ze mial rzucic to stwierdzil, ze ma do siebie slabosc. Przyznam sie szczerze, ze przez to wszystko sama zaczelam znow jesc czekolade. Wracam juz jednak do siebie i mam w dupie tych nieudacznikow. Ja dam rade. Od jutra znow zero czeko.

3)Mam strasznie zaleglosci w szkole. Staram sie je nadrabiac, ale wszystko mnie rozprasza. Ani w srode ani w czwartek nie poszlam na zajecia. To samo wczoraj. Do tego zadnego z tych wolnych wieczorow nie wykorzystalam na to zeby sie pouczyc. Zamiast tego siedzie w necie non stop. Ogladam filmy i wypisuje glupoty. Od jutra z tym koniec. Czas wziasc sie za siebie. Zaraz dokoncze prace zaliczeniowa i powtorze sobie hiszpanski.

4) Musze znow zaczac chodzic na silownie. Znalazlam jedna blisko mnie i chyba sie zapisze. Musze sie tylko dowiedziec, czy moge placic za miesiac czy musze umowe na rok podpisac, bo jak umowa to odpada, bo ja zostaje tu tylko 8 miesiecy i bedzie to strata pieniedzy. Podaoba mi sie ich rozklad zajec. Jest tak rozplanowany, ze moglabym na zajecia 4 razy w tyg. chodzic. Gdzie na innej pobliskiej tylko 2. Wiem jednak, ze na tej drugiej mozna placic nawet za pojedyncze zajecia, wiec ta kwestia jest kuszaca.

5) Kupilam sukienke na sylwestra - dla motywacji wzielam rozmiar mniejsza. Teraz nie mam wyjscia. Do wielkiego dnia zostal miesiac. Od jutra rygor dieta i zero opierdalactwa. Musze sie tez pilnowac w swieta. Mielismy na cale swieta wyjechac na narty niestety Carlosa rodzice nalegali, ze po 4 latach Carlos moglby jednak spedzic swieta z rodzina...takze musze zasiasc do rodzinnego obiadu. A najgorsze jest to, ze bede sie tam czula jak kosmita z innej galaktyki. Bo nawet z moim minimalny hiszpanskim nie bede ich w stanie zrozumiec, bo oni wszyscy mowia po katalonsku. Dostalam wybor ze albo pojde z nim i sie zaraz po obiedzie zmyjemy, albo zostane sama w domu i on pojdzie na obiad beze mnie czego powiedzial, ze nie chce zrobic. Czyli musze isc, bo tez nie chce zeby nie wiadomo co o mnie pomysleli. Grrr...zgroza pozanawac rodzine faceta. Ale sa tez dobre strony...nie zrobie z siebie idiotki gadajac bzdury bo i tak nie bede z nikim mogla pogadac.


Jak ja bym chciala, zeby ten balagan byl latwiejszy do ogarniecia... :-(

16 listopada 2009 , Komentarze (3)

No to z 52 przeskakujemy na 47...i kurczy nam sie czas do sylwestrowych baletow. Wrocilam dzisiaj z Hiszpani, jutro jade do Polski. Nienawidze wracac z Hiszpani, serce mnie wtedy boli uciazliwie. Cialo jakby martwe, nie chce sie ani reka ani noga ruszyc i generalnie wszystko jest takie nijakie. Nawet nie ciesze sie, ze jade do domu...a to jest dopiero porazka. I mimo, ze obiecalam sobie ze bede patrzec na ta dobra strone kazdej sytuacji moj mozg jeszcze sie chyba nie przestawil. Na szczescie wiem, ze z kazdym dniem jest blizej do konca tej agoni. Co do diety to jej wogole nie trzymalam, ale staralam sie byc grzeczna mimo wszystko. Tak wiec nie jadlam za duzo i mimo, ze i owszem zdazyla sie i pizza to staralam sie jesc zdrowo. No ale przepraszam jak ide na rocznicowy obiad to nie bede jesc salatki. Wlasnie ten obiad byl naprawde wspanialy. Jedzenie podali cudowne. Na przystawki wzielismy deske serow, matko...rozlywaly sie w ustach, na glowne on zamowil stek w sosie cafe de Paris a ja tortellini w sosie grzybowym. Do tego moj kochany zamowil szampana. Bylo przecudownie. I mimo, ze restauracja byla wypchana po brzegi czulismy sie jakbysmy byli tam zupelnie sami :-) Ech...niezapomniane przezycie. I oprocz jedzenia chcialabym jeszcze nadmienic fakt, ze w zyciu nie bylam z nikim tak szczesliwa. Po roku razem, nie tylko wiem, ze go kocham jak nikogo przedtem to nadal jestem w nim zakochana i to jest najcudowniejsze.

 

A teraz ze sfery marzen przeniesmy sie w swiat codziennych zmagan z tkanka tluszczowa i oto co mniej-wiecej zjadlam w czasie mojego pobytu w Hiszpani:

 

Czwartek:

chinski bufet czyli:

krewetki smazone w czosnku (2)

warzywa z woka (baklazan, papryka, cebula)

noodle

meso z kraba

kurczak jakis...nie pamietam z czym dokladnie

salatka z krabem

galaretka truskawkowa

flan

sangria

napewno bylo cos jeszcze ale nie pamietam

 

Piatek:

2 kanapki: 1 z salata, tunczykiem i papryka, 1- z salata i owczym serem

kubek mleka

jogurt

kielbasa biala z grilla

frytki

sos czosnkowy

krewetki w czosnku

kalmary

mieso z kraba w bulce tartej smazone na glebokim oleju

osmiorniczki

pieczywo

big-mac

(3) chicken nuggets

4 kieliszki wina

long island ice tea

wodka z red-bull'em

wodka z fanta

 

Sobota (obudzilismy sie dopiero na lunch):

hiszpanski omlet

surowka z salaty pekinskiej, pomidora i cebuli

jogurt, banan, mandarynka

5 kawalkow sera

5 tortellini nadziewanych grzybami w sosie grzybowym

pol butelki szampana

pol butelki wodki z red-bull'em i fanta

omlet a la Carlos ;-) (z makaronem)

 

Niedziela (znow obudzilismy sie dopiero na lunch...zimny juz zreszta)

stek wolowy z grilla

2 lyzki makaronu

pare zimnych frytek

sos alli-olli

2 spore kawalki pizzy

 

Poniedzialek czyli dzisiaj:

2 male kanapki z serem

herbata mietowa

kubek mleka

hamburger

frytki

2 lyki coli

ryz z sosem slodko kwasnym

2 banany i baton z otrab

 

Cwiczenia:

duzo seksu, impreza drum'n'bassowa = duuuuuuzo skakania przez kilka godzin.

 

11 listopada 2009 , Komentarze (3)

Nie udalo mi sie znow na jogurtach do konca pociagnac, ale niestety jest mi tak slabo jak nie jem, ze poprostu nie dalam rady juz tego wytrzymac, a ze musialam przed spaniem zrobic jeszcze kilka rzeczy to zwyczajnie nie bylo opcji, zeby czegos nie zjesc. I niestety znow sie napchalam na noc. Zycie...juz sie nawet nie zamierzam tym przejmowac.

Wczorajszy plan:
Sniadanie:
owsianka

II Sniadanie:
jogurt

Lunch:
jogurt
smoothie

Przekaska:
jogurt

Obiad:
2 bulki z serkiem topionym i szynka z indyka
owsianka

Cwiczenia:
0 wielkie 0 nie liczac oczywiscie pakowania.


A no i jeszcze zapomnialam powiedziec o mojej przygodzie wczorajszej z wlosami. Ok, wiec w niedziele polozylam sobie rozjasniacz na wlosy, ale zapomnialaml, ze mi sie @ zbliza wiec wyszly lekko zoltawe...no to stwierdzilam, ze uzyje mojego magicznego niebieskiego szamponu. Moja fryzjerka kaze mi go uzywac przed farbaniem, zeby farba lepiej chwytala, jak i rowniez po, zeby utrzymac ladny efekt rozjasniania. No to sobie polozylam ten szampon, odczekalam 5 min jak zalecala, potem splukalam wlosy i nalozylam odzywke. Zawinelam wlosy w recznik i poszlam sie pakowac. Gdy skonczylam pakowanie stwierdzilam, ze trzeba by bylo wysuszyc wlosy...rozwijam recznik i oczy mi z orbit wyskoczyly jak zobaczylam boski niebieski odcien na mojej glowie!!!!!!! Pol nocy mylam wlosy, zeby sie go pozbyc...tragedia. Na szczescie dzis juz wygladaja lepiej...