Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 112412
Komentarzy: 4799
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 38 lat, Piernikowo

172 cm, 79.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 sierpnia 2023 , Komentarze (11)

Jeśli dziś zdjęcia też będą kapryśne to zapraszam pod adres: https://kolekcjonermarzen.word...

Nie spodziewałam się takiego zainteresowania na Vitalii zdjęciami sukienek. Co prawda, przywykłam, że na Vit jest większy ruch niż na WordPressie, ale nie spodziewałam się tylu komentarzy. Wiem, że greckie tuniki mają to do siebie, ze dodają parę kilo, jak się już ma parę kilo. Myślałam jednak, że to nadal krój dla mnie. Ogólnie sukienka jest bardzo wygodna i mąż powiedział, że jego zdaniem powinnam ją zatrzymać i wziąć na wakacje za nieco ponad miesiąc.

W międzyczasie przyszła sukienka, na którą najbardziej liczyłam. Nie zrobiłam co prawda zdjęć w kurtce skórzanej, natomiast sam mąż zaproponował sweterek, który kupiłam rok temu i który do niczego nie pasuje mi nigdy, więc go nie noszę. Zdjęcia powyżej są robione w tym samym lustrze w garderobie, co wcześniej, postanowiłam jednak poprosić męża o zdjęcia i trochę ładniej do nich stanęłam. Może ten komentarz z lordozą ma coś w sobie [choć wady postawy nie mam to czasem staję taka wykrzywiona]. Workiem w tle nie przejmujcie się, akurat kolega wpadł i przyniósł mężowi orzechy z własnego drzewa i nie zwróciłam uwagi, gdzie mąż położył. No i to też tłumaczy, czemu się uśmiecham na tym zdjęciu – rozmawialiśmy z kolegą – wszedł akurat na przymiarki.

Postanowiłam dla porównania ubrać też zieloną. Buty ze zdjęcia mam zamiar mieć na imprezie, ponieważ nie bierzemy bagażu [lecimy Wizzem tylko na weekend] i chcę ograniczyć ilość szmat zabieranych.

Kolejne zdjęcia przestawiają zestawienie ze sweterkami. Dla fioletowej sukienki [bo jednak nie jest za bardzo różowa] myślę by wziąć biały sweterek z kwiatami na rękawach.

Zaś do zielonej chyba ten szary. Niestety inne sweterki jakie mam w domu są to brązowy [taki brzydki odcień w jaśniejsze brązowe gwiazdy], pomarańczowy, różowy, i szary rozpinany, ale jest już stary i skulkowany cały. Więc za bardzo nie mam wyboru.

Co myślicie po takiej prezentacji. Fioletowa też jest mega wygodna, więc też ją zatrzymam i wezmę na urlop. Ale co zabrać na imprezę?

Waga znów szybuje w górę. Walnęła znów 72 kg. Byłam rano w pracy i zabrałam ze sobą tylko jabłko. Wypiłam do tego gorącą czekoladę, bo kakao zawsze zabijało we mnie poczucie głodu. Do domu wróciłam koło 13-tej już solidnie głodna i mąż czekał z ciepłą bagietką czosnkową i upiekł buraki do Carpaccio. Jak wklepałam słonecznik, fetę, oliwę i wspomnianą bagietkę to wyszło mi 1200 kcal. I limit na cały dzień się skończył. A to dopiero była godzina pierwsza po południu.

Dał mi też do posmakowania mleka z orzechów laskowych, które poleciła mu koleżanka. Smakuje bardzo wodniście [jednak nic nie zastąpi prawdziwego mleka pełnotłustego, które kocham] i dziś rano dał mi je do kawy. Pachniało ładnie, ale średnio mi w kawie smakowało. Nie lubię intensywnych smaków. Samo zaś smakowało ciekawie, ale nie potrafiłabym tym ugasić pragnienia. Raczej sączyć dla smaku.

Napisała do mnie koleżanka, z którą za dwa tygodnie miałam jechać do Południowej Holandii, gdzie będę robić dready. Przypomniała sobie, że ma festiwal w sobotę i ma z nimi iść kolega, z którym z reguły nie chodzą i w końcu dał się namówić. Wydaje mi się być to wymówką. Koleżanka dopiero co wróciła z campingu ze swoim chłopakiem, na którego mi płacze i narzeka od roku, bo dowiedziała się, że ją zdradzał. Nie wiem, co zawszło, ale teraz zrezygnowała z – planowanego od chyba maja – wyjazdu ze mną. Zaproponowała, że zostanie od czwartku do soboty i weźmie swój samochód i w sobotę rano pojedzie do domu, aby zdążyć na festiwal. To jakieś 200 km i nie widzę sensu jechać na dwa samochody. Już jakiś czas temu pytała mnie, czy idę na imprezę firmową [sama czasem na nie wpada jako +1], ale powiedziałam jej, że nie, bo będę z nią na campingu. Nie wiem naprawdę co myśleć. Holendrzy naprawdę pilnują kalendarzy i umówić się z nimi jest trudno, bo mają zapchane dni umówionymi spotkaniami.Mają nawet specjalne kalendarze rodzinne, gdzie wszyscy członkowie rodziny na każdy dzień tygodnia mają rozpisane swoje plany i naprawdę spontanicznie na kawę wpaść się nie da. Nie wiem, czy ona tak luźno prowadzi terminarz czy po prostu to jest wymówka, że nagle przypomniało jej się, że ma bilety na festiwal… Nie wiem. Zwróciłam jej połowę pieniędzy za camping i napisałam, że pojadę sama. Mąż proponował, że pokaże mi jak wyjąć koła z roweru sportowego i wrzucić do na siedzenie auta, więc skorzystam z miejsca w samochodzie i wezmę rower. Tymczasem kupiłam sobie składany campingowy czajnik. Akurat na dwie Inki z rana. Wezmę lodówkę, składane krzesełko i czekają mnie 4 dni w okolicach Lisse. Najbardziej przeraża mnie jazda po autostradach dookoła Amsterdamu oraz spanie samemu w namiocie. Tego drugiego nie robiłam nigdy. A to Marysia, a to Renia, zawsze ktoś był w sypialni/namiocie obok. Wiem, że nic się nie stanie – chyba że znów kot rozpruje mi worek ze śmieciami w poszukiwaniu puszki rybnej – ale strach nie musi być zasadny by swędział gdzieś pod czaszką.

Wieczorem pojechaliśmy z Ukochanym do Koedijk na paradę platform wodnych. Co roku przy okazji kermisu w tej wsi odbywa się taki „spływ”. Cała wieś świętuje, wystawia stoły do ogródków przed dom, zapala lampeczki, rozpala koksowniki i imprezuje z krewnymi i sąsiadami. Obeszliśmy stragany z jedzeniem i bibelotami i poszliśmy zobaczyć kermis. Mąż kupił sobie frytki, ale się twardo nie skusiłam. Jednak gdy wracaliśmy to postanowiłam, że jednak coś zjem – uwielbiam broodje beenham, czyli bułkę z szynką. Szynkę tą smaży się bez dodatku tłuszczu na patelni i wrzuca ciepła do bułki. Wzięłam bez sosu, bo tak smakuje mi najlepiej. Całe 300 kcal. Poszliśmy zająć miejsce na brzegu kanału aby podziwiać platfomy, które miały zacząć rejs o 21-wszej, czyli w okolicach zachodu słońca. Nie wiem, czy czekali aż się bardziej ściemni czy mieli problemy techniczne, ale ruszyli z godzinnym opóźnieniem. Bardzo nam się podobało, niektóre platformy miały interakcje z publiką, inne pokazywały zapętlone scenki tematycznie odpowiadające platformom.

I tak był na przykład świat Harrego Pottera. Chodził Hagrid i Zgredek oraz Dumbledore. Uczniowie w sali rzucali zaklęcie alohomora, po którym podrywały się kapelusze w górę.

Było pole dance z nawet jednym męskim tancerzem.

Była paltforma o nazwie „Piekło roku ’63” dotycząca tragicznego w przebiegu wyścigu Elfsteden – jest to wyścig na łyżwach pomiędzy 11 miasteczkami Fryzji. Zimą roku 1963 były bardzo niesprzyjające warunki pogodowe i choć bieg się odbył, mało komu udało się go dokończyć. Za Wikipedią: „Podczas Elfstedentocht w 1963 roku warunki pogodowe były tak złe, że udział w zawodach mógł kosztować życie. Było 18 stopni mrozu. Mimo to wyruszyło 10 000 osób, z których tylko 69 mężczyzn ukończyło wyścig [wg strony elfstedentocktwoudsend.nl ukończyło 127 osób]. Do Leeuwarden nie dotarła ani jedna kobieta. Meike de Vlas dotarła do wioski Vrouwbuurtstermolen za Franeker.”

Była platforma Slapstick z elementami komedii Flipa i Flapa.

Były gwiezdne wojny i scena sabotażu w wykonaniu Luka i Rei.

Była też Coco i wykonanie z playbacku piosenki Pamiętaj mnie.

Gdy wracaliśmy do domu o 23 w wielu ogrodach nadal trwały imprezy, a inne domy były już tylko z imprezą wewnątrz. Oto jeden z przystrojonych ogródków. W niektórych grała muzyka, jeden ogródek miał nawet DJ-a.

W domu zjadłam jeszcze płatki na mleku i dzień zamknęłam z 2 tys kcal.

19 sierpnia 2023 , Komentarze (32)


W piątek doszły dwie z sukienek z Zalando, dziś dotrze kolejna. Przymierzyłam obie i są wygodne. Len w dotyku jest fajny, nie drapie tak jak się tego spodziewałam. Później zobaczyłam zdjęcia, które zrobił mój mąż. Tragedia. Poszłam więc na górę i zrobiłam sama zdjęcia – samojebki jakoś są zawsze ładniejsze niż czyimś okiem. I wcale nie jest lepiej. Wyglądam w nich nie najlepiej. W zielonej wyglądam jak Bunia, nawet jak wciągnę brzuch. W złotej jak stara baba na lato.

Zapytałam się mojego męża, czy też uważa, ze wyglądam w tych sukienkach bardzo grubo. Powiedział mi: „to nie sukienki są problemem, ale twoje seksowne ciało”. Mistrz ukrytych komplementów.

Wygląda na to, że dotarłam do momentu, kiedy dobrze już nie będzie. Mam na myśli, że wcześniej przeszkadzało mi moje ciało, ale jakoś tam siebie mniej lub bardziej akceptowałam. Nie miałam zastrzeżeń do swojego wyglądu nago, ale czasem coś źle na mnie wyglądało lub odsłaniało „tłuste” ramiona. Teraz naprawdę mam tłuste ramiona. Brzuch naprawdę już się odznacza, a biodra są jak u ciotki. Cholera – mam 38 lat – to za wcześnie na wygląd kościółkowej baby 50+! U mnie we wsi taką figurę miały tylko te babeczki, które w niebieskich poliestrowych fartuchach wokół domu się krzątały, a na niedzielę ubierały sukienki takie jak ta złota. Na modelkach sukienki te wyglądały jak upiększający atrybut, a na mnie wyglądają strasznie. Jak mnie ta fuksjowa sukienka jakoś nie poratuje to zostanę z tą zieloną chyba.

Zmieniło się ostatnio też to, że nie mogę na siebie patrzeć nago. Wcześniej naprawdę uważałam, że nie jest tak źle. Obecnie wiem, że jest źle. Biust zrobił mi się większy i przez to też oklapł. Wcześniej miałam mniejsze lub średnie cycki, które miały tę samą formę, co jak miałam 20- kilka lat. Od jakiegoś miesiąca wygląda po prostu źle. Brzucha nie da się za bardzo już wciągnąć i nawet mi się już nie chce.

18 sierpnia 2023 , Skomentuj

Dziś Link do wpisu na WP. Przeniesienie tutaj wpisu by go rozjechało na maksa.   https://wordpress.com/post/kol...

17 sierpnia 2023 , Komentarze (21)

Dostaliśmy informację, że szwagier wyprawia bibę na 40-te urodziny w Polsce. Z wszystkich moich ubrań moja gruba dupa już wyrosła. Postanowiłam więc poszukać czegoś jednoczęściowego, co nie zajmie dużo miejsca w plecaku. Lecimy bez bagażu tylko na weekend. Pomyślałam nad lnem i zamówiłam 3 lniane sukienki, bo nie mogę sama się zdecydować. Zobaczę co jak leży i zdecyduję. Póki co moim faworytem jest fuksjowa z uwagi na hafty, które ma na dole sukienki. Ale podoba mi się kolor złotej i luźny krój zielonej. Wszystkie pomyślane, aby pasowały do adidasów, bo nie chce mi się brać obcasów, ani nawet nie wiem, czy w jakieś jeszcze pasuję. Poza tym nie umiem chodzić na obcasach i szybko wychodzą mi pęcherze pod śródstopiem.

Plusem dwóch pierwszych jest to, że mogę pod spód założyć buster, a pod fuksjową już nie. Zobaczę, jak będą leżeć i zdecyduję. Czy któraś z nich podoba się wam bardziej niż inna? Dodam, że na imprezie będę miała już dready. Co do fuksjowej to myślałam, by sparować ją z kurtką skórzaną. Mam taką brązowo-czerwoną kurtkę skórzaną jak na zdjęciu, ale ciemniejszą, ta ze zdjęcia jest po prostu czerwona. Moja wygląda jak zastygła stara krew. Szarą wstawkę z kapturem można wypiąć i wychodzi wtedy bardziej rockowy styl.

Wracając zaś do teraźniejszości – w domu panowała ostatnio fasolowa! Chyba moja ulubiona zupa. Myślałam, ze ogórkowa, ale mąż robi jeszcze pyszniejszą fasolową. Bez chlebka to jednak nie da się zjeść – lubię pomoczyć. Inne zupy mogę jeść normalnie, ale grochową i fasolową muszę moczyć.

Przyszła zamówiona lampa. Daje całkiem sporo światła i wczoraj już przy niej zrobiłam kilka rządków.

Zmieniłam szydełko z 3,5 mm na 3 mm i uzyskanie tej samej grubości paska zajęło mi trochę więcej niż na 3,5 mm [ciaśniejsze oczka więcej mi się plączą i wychodzą nierówne, więc dużo poprawiam i pruję]. Zużyłam na to pół motka, podczas gdy wyższy pasek zawiera cały motek. Długość paska też była podejrzanie duża. Teraz ma to więcej sensu. Jestem entuzjastyczna, choć przyznam, że więcej przyjemności sprawiało mi robienie luźnych oczek na dużym szydełku. Oby to nie był projekt z koszmarów.

Następne spotkanie mam z Annet w poniedziałek i mam nadzieję rozszyfrować na własną rękę zapiski wzoru [może ktoś pomoże to rozszyfrować?] i dokończyć

16 sierpnia 2023 , Komentarze (4)

Jak pisałam kilka wpisów temu – chciałam przy okazji pobytu w Portugalii posmakować kraba. Nigdy nie jadłam i korzystając, że Portugalia ma ponad 1000 km linii brzegowej, planowałam to zmienić. W Holandii trudno kupić świeże ryby – trzeba jechać do portu lub urwać się z pracy i jechać na targ, a w Polsce o ile ryby w sklepach są, to nad samym morzem już nie – bo sezon wakacyjny przypada w Polsce na okres ochronny ryb Bałtyckich i nie wolno ich wtedy poławiać. W Portugalii zaś dorsza czy sardynki można jeść bez strachu, że mrożony trzy razy nim do restauracji trafi.

Z kraba nic nie wyszło, bo ostatecznie cena sięgała 100 euro [nie pamiętam czy za kilo czy sztukę]. Uznaliśmy wtedy, że sobie darujemy. Za to będąc na Azorach mieliśmy okazję zjeść homara. Pływały sobie w zbiorniku w restauracji – żadna tam super wypaśna restauracja – zwykła lokalna restauracyjka w małej wiosce – ale jedzenie naprawdę super mieli. Wracaliśmy jeszcze 2 razy. Tak czy inaczej jak kelner przyniósł nam zwierzaka to jeszcze powiedział gdzie i jak szukać mięsa. Wybieranie hakiem mięsa z kończyn to była niezła zabawa. Potem jak kelner przyszedł to jeszcze pokazał, gdzie zostawiliśmy mięso i mieliśmy drugą turę dłubania. Całkiem ciekawe doświadczenie. W smaku homar był jak kalmary czy surimi [co może trochę przerażać, bo surimi z krabem nie ma nic wspólnego, a bardziej z MOMem w parówkach]. Zapłaciliśmy chyba 120 lub 140 euro za całego homara, bo był od kilograma. Jeśli dobrze pamiętam.

Nie było to najsmaczniejsze, co jadłam, zwłaszcza ta część która była taka średnia to był mózg. Albo serce. Nie znam się. Takie to było czerwone i gąbczaste i miało kompletnie inny smak niż całe mięso. Mąż odmówił zjedzenia tego, a ja jakoś dopchałam, ale pod koniec jedzenia bałam się, że mi się zwróci. Następnym razem to zostawię na talerzu. Zbyt intensywny smak – nie lubię takich smaków. Jak coś jest umiarkowanie mdłe to mogę jeść dużo, ale jak coś ma mocny smak, jak na przykład kuchnia meksykańska, to nie dam rady zjeść za dużo. Nawet jak jest pyszne.

A co wy jedliście, co było dla was wyjątkowo drogie i czy wam smakowało?

15 sierpnia 2023 , Skomentuj


W Holandii nadal jakby lata w ogóle nie ma. Poza czerwcowymi upałami, które spędziłam z przyjaciółką na rowerach, nie ma śladów lata. Padało przez 6 tygodni, wiało połowę tego, jak nie więcej. Od kilku dni wychodzi słońce, ale na razie nieśmiało. Czwartek był upalny, ale tylko on. Dziś ma znów być tylko 21 stopni. Co prawda widać mała zmianę – kilka słonecznych dni wystarczyło, aby zakwitły truskawki.

Jedna z odmian kupionych w ogrodniczym puszcza wąsy, więc powsadzałam je do ziemi w nadziei na ładną rozsadę.

Pomidory idą mi dwojako – te w workach mają mało liści i sporo owoców, a te w doniczkach mają sporo liści i co nieco owoców. Nie wiem, jaką strategię podjąć za rok, ale chyba worki… Za to doniczki są mobilniejsze i mogę je ustawić w wielu miejscach… Choć pod płotem nie jest źle – choć dopiero teraz zaczynają się rumienić, jak od ponad tygodnia jemy swoje owoce ze szklarenki.

Malutkie żółte pomidory też już dostają kolor. Że też te malutkie roślinki takie śliczne i tak wiele owoców mają!

Kukurydza nawet zrobiła kolbę – a już myślałam, że będzie tylko ozdobą.

2 z 3 dahlii ładnie kwitną. Przez pewien moment Tropical miał posklejane pąki kwiatowe, które nie chciały się otwierać i wyglądały jak te tulipany z zarazą, ale już jest lepiej. Oberwałam chore pąki, spryskałam na grzyba i może będzie lepiej. Musiałam też usunąć dużo liści z miniorkami między blaszkami.

Domowe hiacynty wyniosłam do ogrodu, ale z uwagi na długo trwające deszcze – dałam je do szklarni, aby wyschły zanim je wyjmę z doniczek. Tymczasem one mi zakwitły… 3 raz w tym sezonie.

Usiadłam wczoraj z Annet do bluzki. Po 7 rządkach skończył mi się motek. Czy to możliwe? Robię coś nie tak? 50g motek zszedł na 7 linijek po 124 słupki… Annet mówi, że chyba za luźne oczka robię, ale mi wygodnie taki luzik robić. W końcu to ma być zabawa. A może mniejsze szydełko użyć?

14 sierpnia 2023 , Komentarze (6)

Japonia. Jako dziecko chciałam już zobaczyć ten magiczny kraj i nawet jeśli byłby to wyjazd na ledwie tydzień – chciałabym go zobaczyć. Na mniej bym nie poleciała – za daleko. Najlepiej byłoby na jakieś 3 tygodnie oraz mając pół miliona euro w kieszeni – Japonia jest droga – ale darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.

Gdyby jednak tak naprawdę mnie ktoś zaskoczył to raczej teraz nie poleciałabym nigdzie. Właśnie z uwagi na pieniądze. Mam zaplanowane już 4 wyjazdy w tym weekend w Polsce. Dwa loty i dwie wycieczki. Plus panele i pompa ciepła, jeśli uda się ogarnąć współfinansowanie z banku. Więc teraz, aby być w Japonii i zobaczyć coś więcej niż samo Tokio [a lecieć tak daleko i siedzieć na tyłku to strata czasu], kosztowałoby to sporo kasy. Może nie pół miliona euro, ale na pewno kilka tysięcy. Pociąg na tą wyspę, pobyt w tym mieście, pociąg na inną wyspę i pobyt w innym mieście… Japończycy to nie jest kultura, którą można testować, jak Włochów – gdzie moi znajomi polecieli na weekend do Rzymu i spali na ulicy, bo nie mieli dość kasy na prawdziwe wakacje. W Japonii włóczęgostwo nie jest tolerowane i ignorowane jak w Europie.

A dokąd wy byście polecieli?

13 sierpnia 2023 , Komentarze (5)


32 tydzień roku minął mi pod znakiem bólu ręki. To już chyba 4ty tydzień, odkąd boli mnie ścięgno, umożliwiające poruszanie kciukiem. Pół biedy, że to lewy kciuk, ale mimo to wiele czynności sprawia mi ból. Ubieranie się, sięganie po kubek czy butelkę z wodą [piję zawsze lewą ręką]. Czasem się zapomnę i próbuję coś zrobić i ból przypomina mi, że jest niefajnie i nie powinnam tego robić. Niestety nie chcę brać chorobowego. W mojej firmie ogólnie nie pracuje się źle, ale kadry stają się naprawdę nieprzyjemne, gdy ma się problemy ze zdrowiem [i nie jest się Holendrem – niestety coraz bardziej widzę to rozbicie – a sądzę, ze dla nich ja właśnie Holendrem nie jestem i nigdy nie będę]. mam też wrażenie, ze zamiast robić się lepiej z ręką, to jest gorzej.

Żywieniowo nie jest źle. Jem nadal zdrowo i zaskakująco mało słodyczy jem. Miałam tylko tydzień temu w sobotę napad objadania się, kiedy zjadłam wiaderko lodów i chipsy serowe do filmu, który oglądaliśmy. Poza tym w pracy jem tortillę i jabłko lub brzoskwinie, w domu pierożki z warzywami i kurczakiem oraz tortellini z pomidorami i serem. Mąż zaś na niedzielę i poniedziałek zrobił baraninę pieczoną plus ziemniaki z marchewką i fasolkę szparagową. Na deser podał kawior z kawy i kawior z malin [zaczął się bawić kuchnią molekularną] oraz racuchy z serkiem mascarpone oraz „plaster miodu” podejrzany w Masterchefie. Jedyne słodycze w tygodniu zaś to były batoniki i wafelki, które dostałam od koleżanki ze Słowacji. Była moja ukochana Mila oraz nowości dla mnie, Kastanki, Kofila i Deva. Wszystko mi bardzo smakowało.

Sportowo było takjak tydzień wcześniej. Miałam wielki plan biegać codziennie, ale po dwóch dniach plan się rozjechał. W poniedziałek zrobiłam prawie 6 km, a we wtorek ponad 6,5 km. W środę miałam spotkanie, w czwartek zaliczyłam zgon na kanapie, a w ppiątek usiedliśmy z Ukochanym do oglądania nowego Spidermana [polecam!]. W sobotę zaś odwiedziliśmy naszego znajomego – przestało padać, więc wzięliśmy rowery. Kilka bezalkoholowych piw i butelkę wina później, wróciliśmy do domu. Więc wpadło ponad 40 km i można uznać, że trening zaliczony. Waga niestety rośnie.

Udało się dostać wełnę do sweterka, który chcę zrobić. Kupiłam też znaczniki oczek oraz igłę do wykończenia. Zamówiłam też w Internecie licznik rządków, bo znając mnie to się bardzo pogubię.

Pogadałam też z mężem i korzystając z promocji w Lidlu, kupiłam sobie lampę stojącą. mamy do tej pory salon urządzony w formie bardzo ciemnego i przytulnego miejsca do siedzenia, gdzie i tak najczęściej gasimy światła i oglądamy filmy. teraz jednak, z nowym hobby, potrzebuję lepszego światła. Zatem będzie taka lampa jak poniżej stała za kanapą w rogu i świeciła mi na robótkę.

Dostaliśmy zaproszenie na 40-tkę szwagra, więc kupiliśmy bilety na samolot do Polski. Szwagier zgodził się nas odebrać i zawieźć do Gdańska, więc nie musimy dodatkowo wynajmować samochodu. Pierwszy raz polecę bez bagażu i pewnie będzie to bardzo mało możliwości pakowania. Impreza będzie chyba taneczna, więc będę musiała na miejscu kupić jakiś ciuch. Na miejscu, czyli w mieścince około 12 tys mieszkańców. Może uda mi się wyskoczyć w niedzielę do babci w odwiedziny. Z buta to będzie jakieś półtorej godziny marszu. Szkoda, że nie mają oni roweru!

12 sierpnia 2023 , Skomentuj

Jako dziecko przeszłam fazę paleontologii. Widziałam siebie na tej ścieżce kariery. Miałam książkę 3d z dinozaurami i 3 gumowe gady. Zakochana też byłam w filmie jurassic park zanim go zobaczyłam. Pamiętam dokładnie jego spory promocyjne, plakaty, koszulki. Cały ten jazz.

Fascynacja zwierzątkami przerodziła się w dobre oceny z biologii i późniejsza maturę i studia rolnicze. W ramach tych studiów miałam między innymi ekologię. Wbrew powszechnej opinii, ekologia nie zajmuje się ochrona środowiska. To osobna dziedzina. Ekologia to nauka o zależności ach między organizmami. I z tego też byłam dobra.

Wiem więc, że nie powinno się ani żadnego organizmu z danego terytorium zabierać, ani na nie introdukowac. Całość spowoduje powstanie kaskady i zawalenie się całej siatki zależności między organizmami pierwotnie gdzieś występującymi i powstanie nowych połączeń z zaimplantowanym gatunkiem.

I tak na przykład wiele miast decyduje się obecnie na wieszanie na elewacjach budynków budek lęgowych dla jerzyków. Sama idea jest fajna i eko, bo w ciągu 2 lub 3 lat, ptaki zaczynają zasiedlac ów budki i rośnie ich populacja. Same zaś zjadają komary i muchy, co dla ludzi w teorii jest w porządku. W praktyce, komary u muchy bywają potrzebne i soacek ich populacji spowoduje, że nadmiernie wykute ptaki, zdechną z głodu.

Innym błędem było, nie pamiętam w jakim kraju to się zdarzyło, że sprowadzono i fizycznie wypuszczono ptaki, które miały za zadanie zjadać szkodniki drzew. Sam pomysł niby dobry, ale ptak ten postanowił nie zjadać jednak szkodników drzew tylko łatwiej dostępne inne owady, a tym samym niemal doprowadził do wymarcia ptaków, które pierwotnie żyły w danym miejscu i zjadły te same owady. Zabrakło pożywienia, więc wygrał silniejszy. A szkodniki zostały.

Więc czy chciałabym wprowadzić dinozaura do środowiska? Nie. To by było bardzo nieodpowiedzialne.

Kto nie wierzy, niech poczyta o wpływie dzikich hipopotamów na bioróżnorodność w Kolumbii.

11 sierpnia 2023 , Komentarze (12)

Nie zdążyłam dziś przygotować wpisu na czas, więc daje tylko link do niego. 

https://kolekcjonermarzen.word...


Chętnie tutaj dowiem się w komentarzach, czy też próbowałyście szydełkować czy robić na drutach i jakie są wasze sukcesy na tym polu?