Ja nie mogę mieć po prostu dnia wolnego. Jak nie latam z praniem, to robię kilometrówki w deszczu. Tak też było we wtorek. W nocy wróciłam umęczona pedałowaniem z wyczerpaną baterią i poszłam spać „na brudasa”. Nawet piżamki nie ubierałam tylko poszłam wygrzać się o kaloryfer imieniem „mąż”. Aż go obudziłam taki był ze mnie zimny kostek. Jak zadzwonił budzik pół do szóstej to nawet myślałam, że pójdę do pracy. Ale wystarczyło 1 minutowe zachwianie przy zbieraniu myśli o pójściu do pracy i uznałam, ze słusznie wzięłam wolne, nie chce mi się. Nogi wciąż czułam zmęczone i jakby zapuchnięte. Poza tym jak poszłam na śniadanie to czułam, że zdecydowanie nie wyspałam się. Zrobiłam więc wpis i poszłam dalej spać. Po drugim śniadaniu sporządziłam listę rzeczy do zrobienia i wzięłam się za realizację.
Mąż upiekł chleb, więc go wyjęłam do wystygnięcia. Zrobiłam sobie super sytą kanapkę z kotletem mielonym z wczorajszego obiadu. Trzymało mnie dobre kilka godzin. Kalorii nawet nie próbuję liczyć.
Zawiozłam 3 torby ciuchów do kringloopu. Oddajesz tam niepotrzebne meble, bibeloty, książki, płyty za darmo, a oni potem to sprzedają. Przynosi to fajną świadomość, że nie wyrzucasz rzeczy, a ktoś jak chce kupić coś tanio to to kupuje. Sami kupiliśmy tam kiedyś kanapę za kilkadziesiąt euro i dwa fotele. Stolik do kawy mam nadal na strychu, a kicia ma swoją pufkę za chyba 10 euro. Fotele i kanapę ostawiliśmy jak wyprowadzaliśmy się do własnego domu – tu już kupiliśmy nowe meble. Ale tak jak ktoś wynajmuje to doposażenie mieszkania w kringloopie to super sprawa. Polski Wiatrak zawsze znajdzie tam jakieś skarby. Ja generaline do kringloopu mam tyle szczęścia co do lumpeksów – kiedy moja koleżanka wygrzebała nam super bluzeczki na imprezki to ja sama znalazłam tylko stare dżinsy w rozmiarze xxl. Chyba nawet męskie… No nic nie widzę, nic nie umiem znaleźć. Jestem zdania, że do tego trzeba mieć talent. Moja babcia umiała mi super ciuchy wynaleźć w lumpeksie. Mam też taką ciocię, co mnie latami nie widzi, a jak znajdzie coś w lumpeksie to zostawia mojej mamie dla mnie i zawsze pasuje. Dar, umiejętność.
Później pojechałam do sklepu rowerowego. Umówiłam serwis techniczny rowerów, aktualizację oprogramowania silnika i montaż uchwytów na sakwy na przednie koło. Jednak zdecydowałam się na nie. Będzie to 300 euro około, których nie chciałam w tym roku wydać, ale muszę myśleć o tym, jak o inwestycji. Za rok będzie to 300 euro mniej do wydania. Mąż zgodził się na montaż na jego rowerze również, więc za dwa tygodnie oba rowery zaprowadzamy na serwis i trzeba potem przymierzyć sakwy. Pewnie zamówię je wcześniej, aby wziąć jedną do sklepu i przymierzyć. W teorii mocowania są mniej więcej u wszystkich firm takie same, jednak wiadomo… lepiej zobaczyć na miejscu, by ewentualnie móc dogadać się o inny uchwyt.
Pojechałam do marketu kupić ciastka na urodziny do pracy, ale okazało się, że sklep zaczął się remontować. Wraz z pojawieniem się dużego AH w miasteczku, sąsiedni Vomar i Jumbo postanowiły wykupić dodatkowe przestrzenie i równie się powiększyć. Szkoda, wolę małe sklepy i mniej ludzi. Są więc w bliskim sąsiedztwie – niemal drzwi w drzwi – 4 markety, 3 wspomniane i Lidl. Łatwiej się robi tanie zakupy.
Wstąpiłam do księgarni i kupiłam brystol do wycięcia nowych passe partois. Zmarnowałam białe, jak docinałam, więc kupiłam kremowy karton i będę go ciąć na kolejne prezentacje. Dokupiłam sobie też tabletki na alergię, bo okazuje się, ze jestem uczulona na kwiaty, przy których pracuję.
Później pojechałam do domu odwieźć fanty i pojechałam do innego miasta. Po drodze mijałam się z pociągiem – na ścieżce rowerowej są normalnie rogatki jak na ulicy. Na szczęście pociągi i rogatki są zautomatyzowane i zespolone ze sobą, dzięki czemu zamykają się one dopiero jak pociąg jest kilkaset metrów od przejazdu i otwierają zaraz po przejechaniu pociągu. Nie ma długiego czekania aż się przejazd zwolni. Pamiętam jak byliśmy w Kołobrzegu w marcu i były dwa przejazdy obok siebie. Staliśmy jako piesi chyba 10 minut. Nie było żadnego pociągu. Potem jakiś szynobus się pojawił i rogatki się prawie otworzyły i znów się zamknęły, po czym nie przejechało nic, my nadal staliśmy i się jakąś minutę czy dwie później otworzyły. Bez sensu kompletnie. Korek zrobił się na całe osiedle. Chyba aż pod nasz hotel. Tak czy inaczej tutaj, często kiedy biegam, widzę na raz 4 pociągi. Jestem na bieganku około 50 minut, zaczynam bieg za przejazdem kolejowym, potem słyszę rogatki jak biegnę, jak jestem 2 km dalej i biegnę równolegle do torów to też czasem widzę pociąg, a potem jak biegnę znów na przejazd na innej ulicy to czasami stoję bo pociąg jedzie. 4 pociągi. Zero korków.
W Schagen już było mniej załatwiania. Pojechałam do punktu drukującego plakaty i nadruki, aby sprawdzić wydruk moich zdjęć. Kolory są bardziej do zaakceptowania. Poniżej daję zdjęcia oryginalne i zdjęcia fotografii, które przyszły z serwisu foto, gdzie do tej pory zamawiałam wydruki. Tematem kolejnego spotkania klubu ma być kolor – i wybrałam zdjęcia, gdzie jest jeden dominujący kolor i jeden kontrastujący. Wydruki przyszły w cieplejszej barwie, przez co efekt kontrastu uciekł.
Wydruk w miejscu poleconym mi przez Henny z klubu jest już lepszy. Nie jest sto procent tak, jak oryginał, ale Jest bliżej. Dość blisko, bym była zadowolona. Jest też kilkadziesiąt centów taniej i nie muszę płacić kosztów wysyłki.
Ostatnim przystankiem był sklep spożywczy. Kupiłam ciastka marki własnej supermarketu i spakowałam do pracy. W urodziny przynosimy coś dla współpracowników. Kupiłam babeczki, nadziewane miękkie ciastka, maślane ciastka migdałem i reuze mergpijpen – osobiście nie przepadam, ale to takie typowo holenderskie słodycze. Biszkopt z nadzieniem owocowym w masie marcepanowej chyba. Dla mnie za słodkie.
Dla nas kupiłam deser ze słonym karmelem. Też był za słodki i mało smaczny. Mąż dojadł na siłę. Oszczędził mi tego.
A skoro dziś są moje urodziny… to jak co roku sama sobie składam życzenia. A w tym roku chcę, aby się spełniło:
- 60 kg
- 1000 km biegiem
- udana wyprawa rowerowa Waterlinie Route
- spokojne wakacje z mężem
- żeby rodziny nas odwiedziły
- ukierunkowanego leczenia psychologicznego
- zapuścić włosy tak, by za rok zrobić dready
- oszczędzić maksimum pieniędzy na ogród
- raz w tygodniu siedzieć z WRTS nad słówkami
- opanować migreny
- nauczyć się relaksować/medytować
- czytać więcej fajnych książek
- dostać propozycję pracy, o której mi się marzy.
To tak skromnie tyle.