Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Krstyna

kobieta, 61 lat,

173 cm, 75.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 kwietnia 2006 , Komentarze (1)

Ledwie rozzpoczelam prace u Pni Sonii, a juz kolezanka-Polka odmawia mi dalszego pilnowania dziecka...A. przeciez sie wczesniej upewnialam, zeby nie bylo zadnych dasow! W jasna ch...re takie umawianie! Bylam tam ze cztery razy, a juz musze rezygnowac...Gdzies, na forum w dniu dzisiejszym, Ania(bardzo madra dziewczyna!) wyrazila sie, ze Polakow za granica nikt nie szanuje, i poniewiera sie Nimi...Aniu, Slonko- jak Polak sie nie szanuje sam, to niech nie oczekuje, ze ktos Go bedzie szanowal! Ja , kiedys tej kolezance wynianczylam Dzieci za kwote, (trojke Dzieci!), ktora place Jej za 4 godziny pilnowania jednego dziecka...Nie chce mi sie w ogole myslec, takiego traktowania, to ja od Obcych na Kanadyjskiej ziemi nie zaznalam...Szlag mnie trafia, i tak na kazdym kroku! Przyklady mozna mnozyc! Wylewamy lzy "narodowo" nad umarlym Papiezem, Ktory akurat pomagal na Obczyznie Wszystkim, a my teraz, co robimy? O, Dobry Boze! Naprawde, mam jakis zal do tego swojego Narodu na Obczyznie! Na cale szczescie, mam taka nature, ze jedno, malutkie Dobro-jest w stanie okryc dziesiec wielkich swinstw, wiec nie trace nadzeji, ze sie niebawem poprawi mi nastroj!A, tak w ogole, to co ja sie tak wscieklam?!!! Kolezanka ma prawo odmowic...Tyle, ze to juz drugi raz mnie w "jajo" zrobila, powinnam byla sie nauczyc...Wiec, zadnych pretensji, zadnych negatywnych uczuc....Jak juz, to tylko pretensja do samej siebie...Glupoty nie sieje sie w polu...

4 kwietnia 2006 , Komentarze (10)

Godzina dziewiata wieczorem...Ile to juz czasu minelo od mojego ostatniego posilku? Trzy godziny?Trzy...Dopiero....trzy?! Czuje , jakby wiecznosc juz trwal ten stan...Tak mi juz sie jesc chce! No, coz, jakos wytrzymalam okres szykowania kolacji dla Swoich Pociech..Coz to One milay? Jedno-zazyczylo sobie hod-doga, ze swieza buleczka, Drugie-buleczke z maselkiem i wedlinka(mielonka, ta wedlineczka sie zwie...taka w polskim stylu, bo Wy wiecie, my patriotycznie ..nawet do jedzenia podchodzimy...).A mnie juz sciska! Ojej! Otwieram lodowke...Kusi i wabi, wszytsko! No nie, musze wskoczyc na wlasciwe tory(tu przypomne-nie jedzenie po osiemnastej wieczorem)..Kolacja Dzieciom podana..Jakos "przepekalam" ten trudny czas..."Mamoooo!!" Coz to znowu? "Tak?" , co chcesz Synku?" W odpowiedzi pda krotkie:"Glodny jestem!" "No przeciez dalam Ci juz hod-doga!", "ale ja jeszcze chce cos zjesc!"...Uffff...Znowu na kuszenie los mnie wystawia...Szybko dorababiam druga porcje kolacji Synkowi...A wlasnie Corcia prosi mnie o druga buleczke z maselkiem i wedlinka...Ja zaraz chyba padne!!!! Znow otwieranie lodowki! Jestem w takim stanie glodu, ze chyba rzuce sie na musztarde! Juz sobie wyobrazam jej smak! Juz wydaje mi sie ona najsmaczniejszym na swiecie posilkiem! Jakos sie wstrzymuje...Jakos... "Krysiu, wiesz , co( o!to Moj Slubny sie odzywa!)czy mamy moze jeszcze jakis kawalek ciasta?" WRRRRR!!!Nie, ja chyba nie dotrwam bez "podzerki"! "Tak, mamy casto, ktore chcesz?"(bo mamy wybor, pozwolcie, ze pomine ten szczegol...)Wychodze na balkon po ciasto..(Tak, na balkon, wciaz tam zimniej niz w lodowce, a i nie kusi tak bardzo, bo otwieranie dzrwi balkonowych to spory wysilek, wiec lepiej niech tam to ciasto zostanie!)Ale juz kroic nie mam zamiaru, bo wiem, ze cos z tego ciasta uszczkne! Wiec rzucam w pedzie pudelko z wyborem ciast wszelakich, "dorzucam"talerzyk, widelczyk, "Obsloz" sie sam!" "Wiesz, co, Krysiu, nie wstawaj juz tak rano, by mi cos przygotowac do pracy, po co masz sie tak meczyc, pospij sobie dluzej jutro..." O!! cos sie szykuje! Tylko co? "Wiesz"-ciagnie swoj wywod Mezulek, "moze, przygotuj juz dzisiaj dla mnie posilek do pracy, to nie bedziesz musiala sie zrywac, a mnie barzo pomozesz, bo jak ja zaczne z rana grzebac po lodowce, potem gotowac parowki na sniadanie, caly chalas sie podniesie, tylko was pobudze..."NIE!!!!Ja chce z dala byc od jedzenia! Hmm..Ale, spac to ja tez lubie..I jedno kusi, i drugie wabi...Chyba sie zdecyduje na przyjecie prosby-propozycji , i juz wieczorem zabiore sie za przygotowanie posilku mezowskiego do pracy...Swoja droga, jakich jeszcze podstepow uzyje Maz, zeby mu usluznie przygotowac lunch? Ale, to juz zupelnie inny rozdzial-na zupelnie inna dydkusje! No, i zabieram sie za prygotowanie jadla dla Meza...Coz, dwie kanapki z wedlina, dwa francuskie rogale(ogromniaste) z dzemikiem z czarnej pozreczki(wlasnej produkcji), do tego salatka z pomidora i gotowanego jajka z sosem greckim serkiem i oliva ...Coz, jeszcze dorzucam wielka pomarancz...I gotowe! Oj, juz nie wiem, jak sie nazywam, jestem jedynym wielkim marzeniem o jedzeniu! Mozg moj nie odbiera normalnych impulsow! Ze, co? Co znowu? "Chcesz wiecej ciasta? To czmychnij na balkon, tam wynioslam ten klejnot podniebienia..." Zrozumial o co chodzi, bierze sobie ciasto na talerz, ale ja juz tego nie chce widziec! Masochistka nigdy nie bylam, i nie zamierzam byc, o nie! Wracam z lazienki do pokoju...Dzieci juz pomyly zeby i gebusie, paciorek w lozeczkach odmowily, zasypiaja...Maz? Chyba nasycony, poszedl sie "prysznicowac" przed snem...Ja dopijam cherbatke ziolowa(dzis z bratka, w polaczeniu z zielona-nie wiedzac, czy to korzystny "mix")Ogarniam jeszcze tylko swoja "zagrode", ide do lazienki, a w zoladku pustka, zapijam to jeszce lykiem wody z cytryna...i do lozeczka!Jest prawie 11-sta, zasypiam (po krotkim, modlitewnym westcnieniu..)Oto przetrwalam kolejny dzien, a raczej wieczor pokus kulinarnych...I tak ma byc codziennie?! Chyba tak, chyba tak...Musze tylko zmienic nastawienie psychiczne do tego przedsiewziecia, bo inaczej nie wytrzymam! A Wam , pewnie nie jest duzo lzej, wiem...Jestesmy z tej samej gliny, kuszeni, wabieni, czasami wygrywamy, czasem przegrywamy, ale, jak juz wspomnialam wiele razy-dopoki powstajemy -jestesmy gora!

3 kwietnia 2006 , Komentarze (11)

Mam na mysli fora dyskusyjne na Vitalii...Coraz mniej dyskutujacych "na biezace" tematy, za to coaraz wiecej "odchodzacych", rzadziej"powracajacych"..Poniewaz moj mozg sklada sie glownie z sentymentow, to troche mi sie smutnawo z tego powodu robi.Ale, to normalna kolej rzeczy...Kazda z nas w jakis sposob chce sie "wygadac", pochwalic...Poprostu "zaistniec", miec swoje"piec" minut. To normalne, zwazywszy, ze oczekuje sie glownie od Matek -Polek -gotowania obiadkow dla Rodziny, obslugi Meza i Dzieci, tych wsyztstkich prac domowych, a na dodatek-wiekszosc tu kobiet , na codzien pracuje zawodowo.Nie ma w tym stwierdzeniu zadnego uzalania sie, tylko chec uwypuklenia naszych ukrytych, niewypowiedzianych(czasami - przez bardzo dlugie lata!) marzen, zalow, i takich tam...No, a jak juz sie "wygadamy", to coz dalej?Taka terapia pomaga bardzo nam psychicznie, bo oto, z forum, od -zupelnie(na poczatku...)obcych ludzi-dowiadujemy sie, ze oto jestesmy calkiem normalne, nic zlego z nami sie nie dizeje, wrecz przeciwnie-bardzo normalnie reagujemy na to "zyciowe ciscnienie",ktorego potega, czasami, jest destrukcyjna i fizycznie,i psychicznie...No, wiec, cieszmy sie z kadej takiej okazji wymiany swoich pogladow, wymiany serdecznosci.Co mnie dalo(dotychczasowe) bycie na forum? Otoz, chyba na sam przod wyznam, ze uczy mnie...pokory..Oj, z brakiem tejze, to u mnie wielkie problemy! Az tu nagle, zaczynam postrzegac, ze Inne Osoby maja tez problemy, i to jeszcze wieksze niz ja!Nawiazalam juz tyle ciekawych znajomosci, ze gdybym odwiedzala Polske, koniecznie chcialabym sie z Forumowiczkami spotkac(prosze nie osadzac realnosci tego pomyslu...)No, ale , jak to bywa w zyciu, wszytsko ma swoj poczatek, wiec, ktoregos dnia...Ale, jeszcze nie mysle o tym...Najwazniejsi sa Ludzie, a wciaz Ich troche jest na forum, wiec...Do pogadania!

1 kwietnia 2006 , Komentarze (6)

konczy sie dzien psotnych zartow, 1 dzien kwietnia...A ja caly czas juz mysla wybiegam do jutrzejszego dnia, ktory -szczegolnie-dla Polakow, jest dniem wyjatkowym. Nie jestem odosobniona w swoich przezyciach, ktore,wciaz przywoluja na pamiec ten wieczor,gdy place wszytskich miast zamarly, na wiesc o smierci Jana Pawla Drugiego...Dzisiaj juz, mija rok od tego wydarzenia,lzy juz osuszone, czas na refleksje...Kazdy sam w sobie je przywola, bo to najbardziej osobista czesc ludzkiego zycia...Wciaz, jak w momencie, gdy uslyszalm glos prowadzacego modlitwy na Watykanskim Placu Swietego Piotra, obwieszczajace swiau zgon Ojca Swietego,tak i teraz, wyrazam zyczenie, by byc tak przygotowana do odejscia z tego swiata, jak On byl...I, to nie jest sprawa wiary, czy nie-wiary, aby byc, po ludzku , ze spokojem gotowym na ten moment! Przezyc to zycie w taki sposob, by moc sobe i innym powiedziec-zgadzam sie na odejscie, nic mnie nie zatrzymuje...moge odejsc...spokojnie...Ale, wiem , jak (osobiscie) daleka jestem od takiego przygotowania! Wiec, bede prosila Boga, by mnie nauczyl tak zyc, by kazdy dzien zycia mnie dany do dyspozycji-zawieral chociaz jeden dobry czyn w strone Blizniego!Ciezka droga przede mna, ciezka, ale nie wiem, jak dluga, wiec musze zaczac od teraz...

31 marca 2006 , Komentarze (13)

...jak to jest z Wiara? Skad Ona przychodzi? Jak to sie dzieje, ze sie Ja traci...czasami na krotki okres..czasami ...bezpowrotnie? Takie przemyslenia nachodza mnie ostatnio, w kontekscie zwierzenia Pani Soni, ktora opowiadajac mi czesto o okrucienstwach Oswiecimskiego zycia, zawsze podkresla, ze wierzy w Opatrznosc Boza! Nie stracila tej Wiary, nawet, gdy , kolejny raz udajac sie do lagru nr 2(gdzie przebywala Jej 35 -letnia Matka)-z malutka porcyjka czarnego chleba(otrzymana od Essesmanki, ktora to polubila na tyle Mala Sonie, by Jej dac dodatkowa porcyjke chleba), zobaczywszy stos cial ludzkich "rzuconych na sterte",...ujrzala cialo swojej Matki? "Nie moglam sie nawet z Nia pozegnac!".Nie mogla sie nawet z Nia pozegnac...biedna , mala Sonia...Nie dane Jej bylo z ludzka godnosci "zamknac " zycia Matki w jakims zalobnym ceremoniale, ktory raczej koi zywych, bo Umarlym, tak naprawde, to... A jednak, nie stracila wiary! Zwrocila sie szybko do Boga z blaganiem, by sprawil cos, by wstrzymac Jej male serce przed rozdarciem! Ale, tez spotkalam Inna Pania, ktora przeyzla okrucienstwo Oswiecimia..Niestety, stracila wiare w Boga...To samo przezycie, a jednak? Czymze jest wiara? Skad pochodzi? Jest Laska, tak mnie uczono...Dlaczego Innym udaje sie przyjac ten dar , i nie utracic do konca zycia, a Inni, juz na starcie, nie biara Go w swoje rece? Chyba, to sprawa wolnego wyboru...Czasami, bardzo bolesnego, zwlaszcza w skutkach... A teraz cos weselszego: Otoz, kiedys Swieta Teresa z Avilli, jakac gdziec daleko, zcisnieta z wieloma Innymi na wozie, zaczyna Bogu wyrzucac, dlaczego to Ona, musi tak sie trudzic? Dlaczego Bog, ktory juz Ja dobrze zna, dopuszcza na nia takie niewygody? W odpowiedzi od Boga-uslyszala glos-mysl:"Moja Droga, wiem, jestes Moja Pzryjaciolka, i tak wlasnie Cie wyroznilem!", w odpowiedzi na ten glos Bozy, Swieta odpowiedziala: "No, jezeli Ty Boze w taki sposob traktujesz swoich przyjaciol, to sie teraz nie dziwie, dlaczego masz ich tak malo!..." Tylko z pozoru, te dwie czesci moich (bardzo, ale to bardzo!)osobistych rekolekcji, sa jakby ze soba nie zlaczone...ale tylko z pozoru...

28 marca 2006 , Komentarze (14)

...otoz , moja glowa zawiera (zamiast rozumu!)-80% sentymentow, 10%marzen, garsc wspomnien, i mala iskierke nadzieji...I od tej ostatniej-zaczynam...

27 marca 2006 , Komentarze (5)

...bo po rozum poszlam do glowy! A, czy ja go tam znajde? Nie jestem pewna...