Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mariolkag

kobieta, 60 lat, Gorzów Wielkopolski

172 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Aby do wiosny :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2008 , Komentarze (8)

Ciiichooo, babcia jeszcze śpi :)))

Wczoraj jej wytłumaczyłam, że ma sie u nas czuć jak na wczasach i spać , ile bozia da :

Przed snem wyściskała mnie i powiedziała zebym sie na nią nie gniewała za to gadanie, bo ona sama mieszka i nie ma do kogo gadac na codzień :)
Wątki mi sie jeszcze mylą i nie za bardzo wiem o kim babcia mówi, ale powoli zaczynam łapać kto z kim i dlaczego :))
Trudno mi sie zreszta koncentrować przez 12 godzin jej tokowania, więc pozwalam sie czasem wyłączyc. Ona i tak tego nie zauważa, bo nieważne co ja na to, wazne ,że słucham :)

Czasem uda jej sie powiedzieć jakas złotą myśl w przerwie miedzy historia o przepłynieciu Odry wpław do Niemiec, wyrzuceniem 500 marek do kibelka na granicy, a historią choroby i smiercią poszczególnych członków rodziny.
Najczęściej robi chwilowa przerwe na oddech, patrzy mi głęboko w oczy, później przytula i mówi- och Mariola, jak mi Ciebie żal :))))

Już wieczorem jestem troche zmęczona i zniecierpliwiona tym gadaniem ,bo dzieci nie mają szans na obejrzenie dobranocki, ani my na chwile relaksu, ale generalnie daję rade :))

Dziś zaplanowałysmy z Agata wypad na zakupy, pokazemy babci Gorzów więc dzień bedzie intensywniejszy więc jakos zleci .
Darek zauważył, że jej  mówienie już sie powoli wyczerpuje , i ze już robi dłuzsze przerwy hehehehe, ja jakos nie odnotowałam tej subtelnej różnicy :)))

Ale jest fajnie, coś innego się dzieje, dzieci maja atrakcje i bardzo się cieszą, że babcia jest u nas, tylko czasem sie martwie,ze te historie rodzinne zabarwione tragicznymi watkami mogą źle wpłynąc na ich psychikę.
Cóż, zobaczymy .Pomyslimy o tym jutro :))


3 grudnia 2008 , Komentarze (12)


Babcia przyjechała o 3:00 i była tak zakrecona, że moja chusteczka na głowie w ogóle jej nie zaintrygowała :)
 Myślałam, że moze nie miala śmiałosci zapytać, ale okazało sie,że pomyslała,że umyłam głowe i stad ta chusteczka na głowie.

Powiedziałam jej przy śniadaniu, najspokojniej jak tylko mogłam , ale oczywiscie  bardzo nia to wtrzasneło.
Babcia Darka jest osobą bardzo roztrzesiona i nerwowa, płacze tak czesto,że nawet ja, pomimo,że rzadko ją w życiu widziałam juz sie do tego przyzwyczaiłam.
W swoim życiu wiele przeszła i jakby poskładać w całość jej opowieści to wyszedłby niezły sceaniursz filmowy.Nie zaznała wiele miłosci ze strony dwóch męzów, których dawno pochowała a , ojciec , syn, zięć, wnuk i wielu członków rodziny mieli i maja odwieczny problem alkoholowy. Ona uważa, że jest odpowiedzialna za wszystkie nieszczęscia w rodzinie.Wszystkim bar
dzo sie przejmuje i ciągle płacze, płacze, płacze.
Niby bierze jakies leki na uspokojenie, ale i tak jest cały czas rozstrzesiona.

O, własnie sie obudziła i płacze, że jej nie obudziłąm wczesniej :)

Oj dolo, dolo, a jak ja miałam biedaczke obudzic , jak wczoraj umeczyła sie 12 godzinnym monologiem :)

To nara !Ide robic babci sniadanko. Buzaki !!

1 grudnia 2008 , Komentarze (12)


Dzis w nocy przyjedzie babcia. Szykuje sie ostro na jej przyjecie.
Najbardziej martwi mnie fat, ze akurat w nocy bede musiała ja poinformować o swojej chorobie. Jej reakcja jest dla nas  nieprzewidywalna.

Poza tym jestem zmęczona i taka jakaś na nie.

30 listopada 2008 , Komentarze (14)


W południe doszlismy z Darkiem do wniosku, że może by tak jakies zakupy poczynic? Bo czeka nas wizyta babci, potem moja  chemia i Darka studia , a zaraz przecież bedą świeta.

Zadzwoniłam do mamy z pytaniem czy nie zaopiekowałaby się maluchami przez 2-3 godziny. Szczegółowo musiałam uzasadnić potrzebę, bo jak bez potrzeby to zwykle  niezbyt chętnie. Bo własnie wychodzi po zakupy, bo ma kupe tekstu do nauczenia na wystepy i w ogóle w głosie słychać było takie ogólne NIE.
Zaproponowałam,że w takim razie , niech sobie idzie po te zakupy, a my później zabierzemy ja z torbami do domu. 
No własciwie to tak, ale ona nie robi takich zakupów zeby zaraz trzeba było samochodem wozić.........
Pojechalismy jednak. Musiałam jeszcze raz uzasadnic swoja potrzebe, że nie mamy czasu (ona też nie ma) , że dzieciom nudno bedzie w sklepie, a nam niekomfortowo poczyniać prezentowe zakupy w ich obecnosci.
A  w teorii babci , jak prezenty to najlepiej za grosz, bo przecież z dupereli dzieci najlepiej sie cieszą, a że sie zepsuły po kilku godzinach zabawy? To nic , najważniejsze,że dziecko cieszyło sie w obecnosci obdarowujacego. A, że płakało , gdy zabawka rozleciała sie w dłoni ? Do smieci dupererele i juz.
Bardzo wychowawcze babciu, bardzo wychowawcze........

Zostawilismy jednak dzieciaczki , ale własciwie odechciało nam sie zakupów.Doszliśmy do wniosku,że trzeba było jednak zapłacić te 40 zł za sale zabaw w galerii niż w takiej atmosferze podrzucac dzieci.

Zawsze tłumacze sobie,ze mama ma prawo do własnego życia, że ma prawo żyć tak, jak chce i własciwie cieszę sie, ze ma własne zainteresowania i pasje , tylko czemu dziś czuje taki smutek i żal  ???




29 listopada 2008 , Komentarze (13)

W sobotni ranek dzieci oglądają Ziarno. Dziś  i ja dowiedziałam się czegoś ciekawego.

Pan Bóg jest sędzią sprawiedliwym i miłosiernym, nie jest małostkowy i drobiazgowy.

Tja…….z tego wynika, że nawet w kościele są różni interpretatorzy wiary.

W tym roku zapytałam księdza , który przyszedł do nas po kolędzie , w jaki sposób powinnam załatwić kwestie chrztu naszych adopcyjnych dzieci. Ksiądz powiedział, że w jego parafii tak łatwo nie ochrzczę dzieci, a przynajmniej dopóki nie wyczerpie wszelkich możliwości udowodnienia, że dzieci już nie zostały w przeszlosci ochrzczone. Ja się pytam księdza , jak się ma  do tego niejawność adopcji ? Pokiwał głową i zagadnął nas o ślub kościelny. Odważnie odpowiedziałam ,że nie poczuliśmy jeszcze potrzeby wzięcia takiego ślubu, na co ksiądz z gromami odpowiedział, że Pan Bóg jest sędzią surowym i nie wybaczy nam tak śmiertelnego grzechu.

Po czym  wygłosił   nieprzyjemny i nieprzyjazny elaborat.na temat  ogni piekielnych i czekajacego nas czyścca. Ja  już na pewno  nie pójde po pomoc do tej parafii.

Chciałam tylko napisać, że jestem katoliczka z wyboru moich rodziców,  a jeżeli chodzi o to czy wierze czy nie to mój racjonalizm mówi zdecydowane nie, a moje asekuranctwo każe się wstrzymać przed wyrażaniem herezji .

Teraz w ogóle miotam się wewnętrznie i przez moja czaszkę przepływaja różne myśli. Zreszta nie da się tego ukryć hehehe.


28 listopada 2008 , Komentarze (16)

"Ogólnie uważa się ,że pozytywne uczucia musza sprzyjać dobremu zdrowiu.To prawda,że szczera radośc i satysfakcja sprzyjaja zdrowiu fizycznemu, jednak "pozytywne" stany ducha , wytworzone po to , aby pozbyć sie dyskomfortu psychicznego obniżaja  odpornośc na choroby."

"Kompulsywny optymizm jest jednym ze  sposobów na związanie naszego lęku tak, abyśmy nie musieli sie z nim konfrontowac".

"Pierwszym krokiem na drodze do wyzdrowienia jest porzucenie przywiazania do tego , co nazywamy pozytywnym myśleniem."

"Pozytywne myślenie  opiera sie na nieświadomym przekonaniu, że nie jestesmy wystarczajaco silni , aby zmierzyc sie z rzeczywistoscia."

"Potega negatywnego myslenia wymaga siły, aby zaakceptować, że  nie jestesmy tak silni, jak chcielibyśmy wierzyć.Nasze wyobrażenie samych siebie  jako nieodmiennie silnych powstało po to, aby ukryć słabosc- wzgledną słabośc dziecka. Nie powinnismy sie wstydzic naszej delikatnosci .Człowiek może być silny ,a jednocześnie potrzebować pomocy, może być potęzny w pewnych dziedzinach życia i bezsilny lub zagubiony w innych.Nie możemy zrobić wsystkiego co myślimy.Jak to sobie uświadamia wiele chorych  osób , niekiedy zbyt późno, próba dorównania własnemu wyobrażeniu o sile i odpornosci prowadzi do stresu i zaburza naszą wewnętrzna harmonie"."

Powiedziałam wczoraj Roksanie w rozmowie telefonicznej, że w kontaktach z ludźmi najczęściej spotykam sie z określeniem  - "bęęędzieee dooobrze" , z wyraźnym akcentowaniem  samogłosek "ę" i "o". To okreslenie powoduje we mnie napiecie wewnetrzne i jakis rodzaj buntu. Roksana stanęła w obronie tych wszystkich , pocieszjacych mnie ludzi, którzy i tak nie mają łatwego zadania, ponieważ trudno jest im sie odnaleźc w obliczu mej choroby. Po prostu nie wiedza jak sie zachować.Rozumiem to.
Tylko,że trzeba stanąc po tej stronie barykady żeby dowiedzieć sie , że takie okreslenia obliguja chorego do pozytywnego myślenia,  stworzenia poczucia bezpieczeństwa i  komfortu słuchajacemu, a nie nam samym.
To kto tu  kogo chce pocieszac??

Od dłuższego czasu odczuwałam jakis dziwny rodzaj napiecia, poszukiwałam słow , aby nazwać ten niepokój, który mnie ogarnia w trakcie kontaktów z otoczeniam. I wiem.
To ja wszystkich pocieszam, swoim zachowaniem stwarzam otoczeniu komfort myślenia,że mi na pewno nic nie grozi.Swój strach i ból ukryłam gdzies daleko w podświadomosci nawet dla samej siebie, ale wreszcie pękam.
Nieświadomie nie pozwala sie używac słów, choroba, rak, przerzut, śmierć, bo słysze - cicho, przestań, nie mów tak, kto, jak kto, ale Ty dasz rade, jesteś silna, wygrasz........grunt to pozytywne myślenie.
Zamiast wpływac na chorego, zamiast go "pocieszać", wymuszać deklaracje, kazać mu sie uśmiechac kiedy nie jest do tego skory ,   może  po prostu lepiej w milczeniu  go wysłuchać??

Roksana to jest moja odpowiedź na  pytanie o zachowaniw w obliczu choroby Twej przyjaciółki. Pozwól jej mówić o wszystkim.Nie da sie cięzko chorego pocieszyć żadnymi słowami. 

I dziekuje ,że mnie wysłuchujecie. :)))


28 listopada 2008 , Komentarze (9)

 Mamusi przeszły juz złe humorki za to dziś rankiem Oliwka wstała z chandra.
Ryczała, smarkała, ryczała, zanosiła sie i nijak nie domyślilismy sie powodu. Tatus doszedł do wniosku, ze córczecce doskwierało ciśnienie łez ,a ja ja po babsku zrozumiałam :)
Zwykle takie zachowania wzbudzaja we mnie złość i irytacje, ale dzis pozwoliłam córeczcce poszlochać w me ramie bez dodatkowych słów. 
I pomogło.:))
Bądźcie dumne ze mnie pedagożki, bo stoczyłam walke z własna natura.
Nawet mi z tym dobrze :)))

Wstałam o 5:50 , zapaliłam światło , założyłam okulary i chwyciłam za książke "Ciało i stres". Po pół godzinie powiedziałam do męża- pojebana książka i odłożyłam ja na półke :))

Humorki-hormonki hehehehehe.


27 listopada 2008 , Komentarze (16)

Cisza  wewnetrzna  nastała  :)

Kocham Was baby !! Ja tu szczere  bóle uzewnetrzniam , cierpie katusze,a Wy jak zwykle stawiacie mnie na nogi :)

A moze to menopauza?? Tak, tak , ja o niej też zapomniałam w natłoku innych trosk. Przecież ja nie biorę od czerwca hormonów !

Hormonki se w Mariolce pobuzowały i juz cisza na morzu.
Jak dobrze.................

Pieke ciasta i szykuje sie główną część obchodow urodzin Oliwki .
Darek ma wreszcie wolny weekend więc przede mną perspektywa miło spedzonego czasu w gronie najbliższej rodzinki.

W poniedziałek wybiera sie do nas na kilka dni babcia Darka aż z Kolonii.
Ciesze sie , a jednoczesnie troche sie obawiam , bo babcia jest straszna, wielowatkowa gaduła, a do tego wszystkim bardzo sie  przejmuje .
To jest jej pierwsz wizyta u nas ,a jeszcze nie bylo sposobnosci, aby ja poinformowac o mojej chorobie. 
Jak w piosence Młynarskiego- po co babcię denerwowoać, niech sie babcia cieszy :)))
Babcia nie widziała tez swoich jedynych prawnuków, wiec emocji bedzie wbród. A i ja skorzystam , bo 8 grudnia mam kolejna chemie ,a w tych okolicznosciach nie bede miała czasu na myślenie o tym .

I ma racje Madzia, że niefortunnie nazwałam oschłym traktowanie dzieci w poczakowym okresie adopcji :))) Precyzyjniej będzie, że ulegałam silnym wzburzeniom i naprzemiennym stanom emocjonalnym hehehe.


Ech, jak dobrze.......taka  pustka w głowie  jest przyjemna .......:))))

26 listopada 2008 , Komentarze (14)

Nie lubie cudzych dzieci. Wczoraj wywołałam zdziwienie u mojej, kuzynki, z która po długiej  przerwie  rozprawiałam na tematy dnia codziennego ,m.in. adopcji . To znaczy nie mam jakis  zabójczych instynktów w stosunku do cudzych latorośli, ale generalnie mało interesuja mnie ich losy, często irytuja , jestem w stosunku do nich krytyczna, mało tolerancyjna , a co najwyżej obojetna.

Jestem kwoką. Swoje dzieci kocham i pakuje w nie tyle emocji, że zdaje sobie sprawe z tego, że czasem przesadzam.

Rozpoznaje każdy ich gest, westchnienie, każdy krok , każdą intonacje, intuicyjnie  wyczuwam  każda ich emocje.

Po urodzeniu dwójki dzieci byłam przekonana, ze wiecej dzieci mieć już nie chce. Mój pierwszy mąz cos tam przebąkiwał, że chciałby mieć jeszcze jedno dziecko, ale powodował  tym ogromna moja niechęć, wrecz agresje.

Jednak stało się inaczej. Kiedy poznałam Darka to pierwsze moje deklaracje brzmiały tak: dzieci nie rodzę, zamaż nie wychodzę, jestem kobieta niezależna i robię to na co mam ochote. Nikt  nigdy nie będzie mnie ograniczał J

Efekt widać na załaczonym obrazku J

Mój mąz  był kawalerem, nie miał własnych dzieci, a co robi w pierwszej kolejności kobieta, która kocha mężczyznę ?? Oczywiście rodzi mu dziecko hehehehe.

I tak było ze mną. Nigdy nie usłyszałam od Darka – urodź mi dziecko. Nie pamiętam nawet jak do tego doszło, że pewnego dnia podjęliśmy decyzje, ze jeżeli w ogóle ma do tego dojsc  to jest to „ostatni gwizdek” .:)

Prawie rok zajęło mi otrzaśniecie się po śmierci Damianka i podjecie decyzji o adopcji.

Decyzja nie należała do łatwych zważywszy na moje podejście do cudzych dzieci  , a na dokładke moja wole bycia perfekcyjna matka idealnych dzieci J Bałam się jak cholercia, ale jak  to zwykle ja : przegadałam , przefilozofowałam , ukryłam swe lęki przed samą soba w najgłębsze pokłady podświadomości i przystapiłam do działania.

Po adopcjo  dwójki,a nie jak to miało być pierwotnie jednego dziecka ,to dopiero się działo .

Wróciłam do zapisków na vitalii z tego okresu, ale one nie oddaja tych emocji, które w rzeczywistości przezywałam. Krótko mówiąc w początkowym okresie   wychowanie  naszych maluszków potraktowałam jak kolejne wyzwanie. Pamietacie ile przezywałam dylematów, ile przerobiłam teorii, ale tego stresu , jaki wtedy przeżywałam nie sposób ująć w słowa . Co tu dużo mówic – po fali euforii związanej z nową sytuacja, nastapiła zderzenie z rzeczywistością , a fakty były takie, ze w domu pojawiła się dwójka obcych , rozwydrzonych bachorków, które terroryzowały  nasza rodzinke.

Kurcze, ale się balam,ileż niepewności , wiecznego  analizowania  zachowań, nerwów, sprzecznych uczuć.

Nie wspominam miło tamtego okresu. To była naprawde ciężka praca. Przy tym czułam taka presje ze strony otaczających mnie ludzi, że  przypłaciłam to swoim zdrowiem (niektóre z Was też Nie ułatwiały mi zadania, oj nie).

I to ciagłe zastanawiałam się czy tak postapiłaby matka biologiczna?!!

Dzis jestem 100% matka-kwoka czwórki dzieci. Traktuje dzieci zgodnie ze swoja intuicja, tak, jak dyktuje mi moje serce, jak pozwala mi moja osobowość i fakt, ze mam dzieci rodzone i  adoptowane niczego nie zmienia. Kocham je tak, jak ja potrafie kochać i nie mam żadnych kompleksów.

Kiedy patrze na moje maluszki to serce mi kraje kiedy przypomne sobie jak w poczatkowywm okresie oschle je traktowałam. Kiedy widze dwuletnie dzieci to teraz dopiero zdaje sobie sprawe jakim maleństwem była Oliwka. Dzis za żadne skarby tak bym jej nie potraktowała. Przekonana tez jestem ,że gdybym wtedy nie  zastosowała  takich dramatycznych metod wychowawczych , to dzis byłoby nam trudniej. Nasze dzieci są piękne, mądre, pełne ciepła i miłosci do nas, a do tego są karne,posłuszne , zdyscyplinowane , a drobne problemy, które się czasem pojawiaja są naprawde drobnostkami. One są po prostu cudowne, idealne - jak na matke perfekcjonistke przystało J

 A jak słyszę, że zrobiłam dobry uczynek adoptując dwoje sierot to coś mi się w środku gotuje., czuje  złość Nie wiem dlaczego, może dlatego, ze nikt nie nazywa bohaterką matki, która decyduje się na kolejna ciąże ? Nie wiem skąd ta przekora we mnie.

Dzieci są już w naszym życiorysie i nie wyobrazam sobie, ze kiedykolwiek mogłoby ich nie być. Przecież znacie to uczucie.Prawda??

 

No, wyrzuciłam kolejna frustracje  z  siebie J Wczoraj przegadałam, przepłakałam i prześmiałam cały dzień. Pewnie wyglądałam jak pacjentka psychiatryczna , ale wyżyłam się i dzis jest mi już lepiejJ

 

A film ? Głupi jak but, ale świetny na odmóżdżeni eJ Uśmiałam się do bólu brzucha J

 

 

25 listopada 2008 , Komentarze (24)

Cała się w środku trzęse. Znów  jestem jedną, wielką emocją. Byłam wczoraj u psychologa. Padło wiele słów, wiele pytan , wiele stwierdzen, ale na razie  nic  konkretnego. Od  wczoraj usilnie zadaje sobie pytanie -  czego oczekuje od tych spotkan??Ładu i spokoju wewnętrznego? Uporządkowania i usystematyzowania hierarchii wartości w moim życiu?? Wypłakania się? Zrzucenia ciężaru poczucia winy za wszelkie plagi egipskie w mojej rodzinie ??

No tak , tego wszystkiego oczekuje. Ale czy to jest możliwe? Możliwe jest w ciągu kilku spotkań między chemiami wyprostowanie tego co się przez lata poplatało??

Przynajmniej spróbuje.

Kolejny raz  w ostatnim czasie padło pytanie o spędzanie przeze mnie wolnego czasu, o relaks, przyjemności, wyluzowanie.

Kiedy jestem wyluzowana ?? Tylko wtedy jak dzieje się cos konkretnego i celowego. Tzn. tak jak teraz spotkanie rodzinne, urodzinki, bal misiów, przygotowania do świat .Owszem jest to stresujące, ale jednocześnie przyjemne. Luzuje, kiedy wiem,że dzieci  są bezpieczne, spędzaja miło czas, ze maja konkretne zajecie i ja nie musze tego czasu im organizować.

W większości jednak jestem spieta. Pytała mnie psycholog czy przed choroba przeżywałam takie stany?

Mysle o tym od wczoraj . Wiec jeżeli przyjmie się za dobry  stan psychiczny czas, w którym jestem w stanie skoncentrować się na czytaniu książki to ostatnio miałam taki krótki okres w ciązy w 2005r. To był bardzo krótki okres pomiedzy zakończeniem pierwszego trymestu, kiedy to skończyły się uporczywe mdłości , a  momentem , kiedy moja intuicja zaczynala mi podpowiadać ,że  coś jest z dzieckiem nie tak. Wtedy nieprzeczytana w połowie książke zostawiłam i pomimo,że próbowałam do niej wrócić to i tak nigdy jej nie skończyłam.

Kiedyś dużo czytałam. Próbuje sobie przypomnieć kiedy to było ?? W trakcie pierwszego małżeństwa kilka razy mi się zdarzyło, na pewno po urodzeniu każdego dziecka. No tak , kiedy dzieci spały potrafiłam te wolna chwile poświecic na czytanie. Czytałam w pracy , jeszcze wtedy zanim znalazłam się w tym miejscu, w którym teraz pracuje. A w tej komendzie pracuje 10 lat. Tu pojawiły się pierwsze mróweczki na moim karku, później  stresowa sztywność i ból  karku  i ciągła ucieczka przed praca w chorobę. Później perypetie związane z moja zbuntowana córka, rozwód z mężem, samotność w sieci........

W trakcie związku z Darkiem też niewiele miałam czasu na czytanie, ale zdarzały się jednak takie chwile. Bo praca, bo ciąża, bo adopcja, bo Agata, bo Bartek.

Bartek od dłuższego czasu jest powodem moich poważnych stresów. Dwie ostatnie noce nie moge spać przez niego. Naładowana jestem taka złą energią, złościa , żalem do niego ,że mam wrażenie, ze za chwile eksploduje.Nie mam nawet siły na rozmowe z nim. Wydaje mi się, ze  będę wrzeszczała , ze znów wszystko wymknie mi się spod kontroli , że  go skrzywdzę, niesprawiedliwie potraktuje.

To ciagłe tłumienie emocji chyba mnie kiedys zabije.

Podałam pani psycholog linka do mojego pamiętnika. Być może to teraz Pani czyta. Nieważne. Myśle ,że potrzebuje tej pomocy, musze się wyryczec. Kiedys  często płakałam, nie raz byłam wściekła na siebie, bo płakałam w chwilach silnych stanów emocjonalnych, w  sytuacjach, gdzie zupełnie nie uchodzi dorosłej babie się tak zachowywać. Teraz płacze rzadko, wstydzę się swoich łez . Nie wiem dlaczego???

Ufff, nie wiem po co to wszystko Wam pisze. Już  się martwie w imieniu  niektórych osób, które to mogą przeczytac  i stać się przez to smutnym . Skad to ciągłe poczucie odpowiedzialności i winy ???

Czuje złość, złość, złość!!!!!

I teraz rycze. Wyrycze się wreszcie.

Na 12:00 ide do kina na  "To nie tak, jak myślisz kotku" . Spróbuje wyluzowac , zapomnieć , zostawić mieszkanie w takim stanie, jakim jest  teraz . O reszcie pomysle  jutro.

 

PS. Wszystkie Katarzyny, Kaski, Kasiunie ? przesyłam Wam imieninowe buziaki !