Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mariolkag

kobieta, 60 lat, Gorzów Wielkopolski

172 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Aby do wiosny :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 listopada 2008 , Komentarze (21)


Na prośbę Patryka udaliśmy sie dziś do kościoła :) Nauka religii w przedszkolu robi swoje :))
Nie pamietam kiedy byłam ostatnio na mszy? Może w okolicach komunii Bartka??
I prosze mi tu nic nie sugerowac ........jeszcze  nie zapomniałam modlitw :)
A dzieci dobrze sie bawiły .A ile pytań zadawały!! Dla Oliwii interesujaca była sprawa śmierci i ukrzyżowania Jezusa.Oj, ale to skomplikowana z punktu widzenia dziecka sprawa :))

A wczoraj rozpoczeliśmy inauguracje obchodów urodzin Oliwii .Oficjalnie 4 lata kończy 26 listopada, ale wczoraj bylismy z przyjaciółmi w bawialni z kulkami, gdzie maluchy ostro sie wyhasały.
We wtorek w przedszkolu jest bal z okazji Dnia Misia, więc zaprojektowałam stroje, a moja zdolna bratowa uszyła, a od wczoraj robimy rodzinna prace plastyczna z misiami Grabosiami w roli głównej :)
W środe znów tort, a w sobote przychodzą babcie i ciocie na obchody urodzin :)
Oj bedzie sie działo!!

Przez kilka dni kiepsko spałam w nocy i byłam bardzo nerwowa.Miałam wrażenie,że coś we mnie w środku eksploduje. Dostało sie wszystkim członkom mojej rodzinki, ale juz mi przeszło.

Dziś dobrze sie czuje, wewnątrz jestem odprężona i wszystkie te przygotowania przynosza mi radośc. I niech mi ktos powie, że przez taki tryb życia i   poświecanie  się rodzinie dostalam raka. Na pohybel tym wszystkim naukowcom od siedmiu boleści !!




21 listopada 2008 , Komentarze (22)


Cóż za poranna cisza :) 5:50 :) Mąż cichutko chrapie do uszka, kot obciąża kolana, a szczur lata po głowie :)

Oprócz śpiących dzieci mieszka z nami też choroba.
Choroba zadomowiła sie w naszym życiorysie, miesza w nim, reorganizuje go, próbje nas ustawiać, opanowała nie tylko moje ciało ale i umysł. Chyba czas sie z nią zaprzyjaźnić, przyjąć w skromne progi i  nauczyć się z nią zyć.Inaczej  nam wszysko zepsuje.

Kiedy adoptowaliśmy maluchy to kot schował sie do szafy i przez dobry miesiac z niej bez potrzeby nie wychodził. Kiedy zorientował się ,że sytuacja nie jest tymczasowa powolutku pogodził sie i dostosował.
Pora i na mnie. Czas wychodzić z szafy :)))

Czytam książke pt. "Ciało a stres" , a z niej dowiaduje sie, że dużym prawdobodobienstwem powstania choroby jest długotrwały stres. Nie taki stres spowodowany życiem codziennym, ale taki spowodowany ciągła wolą sprawdzania sie, spełniania cudzych oczekiwan, chronienia innych przed nastepstwami różnych zyciowych klęsk.
Ja mam faktycznie  wszystko pod kontrola. Mam też świadomość, że moja niepełnosprawnosć nie jest tymczasowa, ale póki co to na nic sie ta świadomośc nie przydaje.
Oddanie pewnych spraw życia codziennego pod kontrole innych domowników sprawia mi ogromne kłopoty.
Rozmawiamy z Darkiem o tym od dwóch dni.On próbuje mi wytłumaczyć, że pewne sprawy nie są ważne, pewnymi moze zając sie on ,a z niektórych można po prostu zrezygnować,ale dla mnie na razie to tylko teoria.Męczę sie strasznie.

Np. złapałam się wczoraj na poczuciu winy z powodu braku chleba w chlebaku  i, że  Bartek nie bedzie miał z czego zrobić sobie kanapki. Każdy zadaje pytanie - i cóż z tego? Nic. Dorosły facet na pewno bez problemu da sobie rade, ale to poczucie winy jest silniejsze ode mnie.
Ja lubie byc za to wszystko odpowiedzialna.
W ksiązce autor przekonuje mnie, że ja nie lubie, lecz mechanicznie poczuwam sie do tego rodzaju obowiazków.
Tja.........
No to mam poważny problem ze sobą.Czas popracować nad tym.

A druga sprawa to obracanie w żart wszystkiego  co mnie dotyka  w celu ochronienia ludzi zzewnątrz przed zakłopotaniem i okazywaniem mi współczucia. Hmmm, podobno sama tego nie wymyśliłam i robią tak miliony cięzko chorych ludzi.
Teraz troche sie pogubiłam. Prawdą jest, że tak czynię, ale czy to jest coś złego?
Czy gdybym cierpiała, wylewała na wszystkich swe frustracje to wyzdrowiałabym??Nie sądzę.
Mam pogodna nature, lubie sie śmiać , żartować, a ta skłonnośc pomaga mi przetrwać trudne chwile. Taka jest jest moja teoria i tej wersji bede sie trzymać :))

Jeszcze dwa miesiace temu byłam przekonana, ze nie jest mi potrzebna zadna pomoc psychologiczna. Dzis uważam inaczej. Mam umówić sie z pewna osoba na terapie i tak też uczynie. Spróbuje to wszystko sobie poukładać żeby nauczyć się życ ze swoja niepełnospranościa i troche odpuścic sobie :))))


20 listopada 2008 , Komentarze (11)

No nie !!

Dzis miałam wene do big filozofowania. Napisałam sie , jak głupia.Chyba zaraz zemre na zawał.
Musiały to byc totalne bzdurki skoro nie dane mi było puścic ich w eter.
Jezuuu! Jaka jestem zła. Tyle wysiłku psychicznego kosztowało mnie żeby ubrać w słowa swe uczucia i zonk.

Obraziłam sie. Ide do kuchni złapac oddech i może jeszcze wypuszcze tego szczurka z głowy, bo mi jeszcze jakas głowe wywierci .:))

PS>Znaczy sie dziure w głowie hehehe.Oj widzę ,że chemia działadestrukcyjnie  nie tylko na moje komórki wzrokowe :))



19 listopada 2008 , Komentarze (15)

Ja to musze popadac ze skrajnosci w skrajnośc. :)
Jednym słowem dałam sobie dzisiaj w kośc i wcale nie było to madre.

Wczoraj niestety moje siły pozwoliły mi tylko na wyskoczenie z odzienia nocnego, poscielenia łóżka , przykrycie sie z powrotem kocykiem i lulu :))

Za to dziś wczesnym rankiem udałam sie do lekarza rodzinnego po kolejne zwolnienie , a potem przypomniało mi sie, ze skoro jestem tak blisko Lidla to moze do niego skocze :) Zakupiłam tyle rzeczy, ile zdołałam dźwignac w jednej ręce , a później pojechałam do mamy na herbatke. Skoro byłam w drugim końcu miasta to zadzwoniłam do pobliskiej kosmetyczki i umówiłam sie na pazurki.
A statmtad zabrał mnie mój potencjalny kandydat na zięcia :) Oczywiscie skoro moja córus wypożyczyła chłopa to musiałam wykorzystać go w charakterze kierowcy i tragarza :) Pojechalismy do TESCO i przed chwila wróciłam ledwo żywa do domciu.

Jeszcze tylko zainteresuje sie zrobieniem obiadu, a później pozwolę sobie już tylko odpoczywać .

Jak widac jestem już w swoim żywiole :)) 

PS. Wybaczcie mi, że nie odpowiadam na prywatne wiadomosci i nie komentuje Waszych pamietników.Milo mi, że mnie wspieracie, ale napisanie czegoś sensownego wymaga ogromnej koncentacji, a z tym u mnie teraz krucho. 

18 listopada 2008 , Komentarze (28)


Dzien dobry, cześc , czołem, pytacie skąd się wziąłem ......?????
Wróciłam, żyję i chce szybko zapomnieć o tym co przeszłam. Odległa przyszłość też jest nieważna. Tylko tu i teraz.

A tu i teraz? Mam za soba dziwną noc. Obudził mnie po 1:00 okropny sen z krwią, zabijaniem i biciem dzieci w tle. W sumie nie pamietam całego wątku, ale mój mąz i ja bez żadych skrupułów ćwiartowaliśmy jakieś (niby nasze) dzieci, a później próbowalismy zatrzeć ślady swej zbrodni palac zwłoki. Jeszcze widzę i czuje swąd kłębów dymu wydobywających sie z komina mieszkania.
Hmmm, efekty specjalne mojego wyczulonego obecnie węchu???
Właściwie to panem całego zamieszania był mój spokojny w rzeczywistosci mąż, a jedyną  myśl, jaka pamietam to to, aby go ochronić przed odpowiedzialnościa za to co zrobił. Myślałam też z lękiem o tym, że pod wpływem tych wydarzeń nasz związek sie pewnie rozpadnie i chciałam temu zapobiec. I co tam, że kilkoro dzieci zgładził ? :)))
W każdym razie naszym maluchom tez sie ostro dostało po całym ciele ,a z tego pamiętam tylko swoją autentyczną na nich złość.

No faktem jest , że nasza mała córeczka wczoraj nas wkurzyła, bo pogryzła dzieci w przedszkolu i nie dała sie zdyscyplinować  wychowawczyni, ale żeby zaraz dziecko za to skatować?? :)))
Poszła za karę spać bez dobranocki i wystarczajaco ja to zdyscyplinowało.:))

Patryk przyniósł mi wczoraj z przedszkola rysunek, na którym byłam ja w pomarańczowej czuprynie i wielkim , czerwonym sercem na piersi, ale za to z dzieckiem za ręke, a synek wyjasnił, że jest to urodzony przeze mnie dzidziuś bez reki.(?)

Horrory w dzień, a później matka ma koszmary w nocy hehehe.
Tja......miałby co z nami robic psychoanalityk :)).

W każdym razie obudziłam sie po tej 1:00, nalałam sobie szklanke maslanki, zagryzłam krakersem i włączyłam "Imie Róży" na tv Kultura hehehehe. Lekturka w sam raz po tak koszmarnym snie :)

Do tego jeszcze mój kot się ze mną brata. Łazi po mnie , przytula sie i nie je :)

Rano jednak obudziłam się rześka, jeszcze trochę obolała i słaba jestem, ale powolutku wynurzę sie ze swego łóżeczka.Mróz za oknem i na razie nie widać śladu wczorajszego słońca. Może zaliczę mały spacer?

Dziekuje dziewczyny za tak emocjonalne wpisy. Jesteście WIELKIE!!:))



17 listopada 2008 , Komentarze (30)


Nikt nie mówił, że bedzie łatwo.Tak jak piszecie musze jakos to przetrwać z nadzieją, że jutro bedzie lepiej. 
Lecz gdzieś tam  w głębi duszy  liczyłam na to, że bohatersko to przejde, że nic nie zgasi mojego usmiechu.
Wiem,że mnie rozumiecie i, że Was nie zawiode swoim jęczeniem i marudzeniem.Macie racje- mam do tego prawo.
Dzis jest mi odrobinkę lepiej. Pogryzam krakersy, a wszystko wkoło smierdzi.....bleeee. 
Ciągle cos próbuje wrzucić do żołądka, ale na razie krakersy pozostały.
Jeszcze mnie mdli, ciągle podsypiam . Z łóżka nie wychodzę i jak powiedział mi kolega przed chwila przez telefon- mam mieć  wszystko w dupie :))

I żebyście wiedziały, że pomimo cierpienia przyszło mi do głowy, że dobrze mi zrobi głodówka hehehehe.

Uśmiecham sie, bo już czuję że jutro bedzie lepiej..........:))
A wiecie ,że u mnie za oknem świeci słońce?? Szkoda, że nie mam siły powdychać tego orzeźwiajacego powietrza.Może jutro??Zobaczymy.
 Zatem do jutra!:)

16 listopada 2008 , Komentarze (28)


Dzisiaj leżę, piję, rzygam, płaczę, śpię, piję, rzygam, śpię, leżę, płaczę.

Wszystko śmierdzi, nie smakuje :((

Jak okropnie ! 

15 listopada 2008 , Komentarze (25)


Wczoraj wieczorem zaliczyłam pierwsze rzyganko.
Jak sie źle poczułam podczas podawania chemii to zaaplikowano mi cos, co spowodowało, że na obiad dałam rade wciągnąć kawałek pizzy. Hmmm, chyba nie był to dobry pomysł :) Ale i tak warto było , bo taka chwila dobrego samopoczucia jest teraz jak skarb.

W nocy kiepsko spałam, ale w sumie nie potrafie zdecydowanie okreslić przyczyny. Na zmiane było mi goraco i ciepło, łaziłam do ubikacji, piłam , zjadłam jogurt i chwilke ogladałam telewizje. W głowie kłebiły mi sie różne mysli.

I tak na przyklad przypomniała mi sie rozmowa z moja koleżanka psycholożka, do której chodze na terapie z Patrykiem. Przy okazji masowania synka odbyłysmy rozmowe na temat mojej choroby.
Padło dużo ciekawych stwierdzeń na temat roli psychiki w powstawaniu chorób somatycznych. Miedzy innymi o wpływie stresu spowodowanego utrata dziecka czy bycia ciągle doskonałym. Hmmm, jestem w stanie przyjac pewne argumenty, ale najbardziej zaintrygowało mnie jej pytanie - co musiałam lub muszę zrobić , aby zwrócić na siebie uwage mojej mamy.
Początkowo pytanie wydawało mi sie bez znaczenia, ale dziś w nocy odpowiedziałam sobie na to pytanie.
Zawsze zależało mi na akceptacji mamy, na tym ,aby była ze mnie dumna, żeby mnie pochwaliła, zauwazyła moje osiągnięcia, ale tak naprawde moge sie tylko domyślać ,że tak jest.
Nie winie mojej mamy za swoje zachowanie, bo ja też ktoś tak wychował i moja babcie tez ktoś wychował, itd., jednak myśle, że ta ciągła potrzeba akceptacji ze strony mamy ma nie mały wpływ na moje życie.

Piszecie ,że jestem silna, mocna, perfekcyjna, dobra i nie wiem, jaka jeszcze, a ja pławie sie w tych komplementach jak dziecko. Zauważyłam,że jak piszecie, że mam wytrwac, że mam być dzielna, że mam sie nie dawac, to motywuje mnie to do jeszcze więkzej pracy nad soba. Nie moge nikogo zawieśc.
Koleżanka zauwazyła, że ja musze być perfekcyjna matką, zona, córką, przyjaciółka, pracownica , uczennica i nie wiem jakie role przypadaja mi w udziale.
W nic nie gram, bo nie lubie przegrywac, w pracy maja mnie dosyc, bo jestem dociekliwa , upierdliwa i musze byc najlepsza. Jestem zdolna do podejmowania rożnych wyzwań i kontrowersyjnych decyzji,aby kogos zadziwić i zwrócić na siebie uwage.
 Oczywiscie nie siedze sobie , jak pomysłowy Dobromir i niczego z wyrachowaniem nie knuje, ale jak spojrze na siebie z innej perspektywy to rzeczywiscie tak jest .

Mam pierdolca na tle punktualnosci i dotrzymania danego słowa. Bardzo znaczacym i dzis nawet humorystycznym przykładem, który przyszedł mi do głowy podczas rozmowy z psycholożoka był fakt, jak dawno temu  podczas popijawy obiecałam koledze ,że dam mu dupy i pomimo,ze jak wytrzeźwiałam t i  juz zupełnie nie miałam na to ochoty, to jednak dotrzymałam danego słowa :)))

Dzis , jak na dojrzała kobiete przystało jestem już bardziej asertywna, lecz faktycznie , bardzo mi zalezy na byciu perfekcjonistka w wielu dziedzinach i  akceptacji ludzi z zewnatrz.

I że niby co? Że takie ciągłe napiecie wewnetrzne, ciągła walka z wiatrakami,liczenie sie z uczuciami innych,  poświecanie sie jest jedna z przyczyn powstania raka ??
Że co? Że jak nie odczuwam leku i walczę zaciekle to i  tak mam słabosci ukryte gdzieś w głebokiej podświadomosci??I, że to może mnie zabić ??
Że co ? Że ja to nie ja??

Chyba niepotrzebna była ta rozmowa.

14 listopada 2008 , Komentarze (30)


Wróciłam cała i na razie zdrowa.!!!

W trakcie chemii nie czułam się dobrze,  ale mój mąz zaraz to zauważył i pobiegł po pomoc :)) Dostałam coś, co natychmiast spowodowało ,że świat nabrał kolorów.

Jestem trochę zmęczona, ale myśle, że po weekendzie znów wróce do normy.

Nie mogłam sobie przed snem odmówic wizyty na vitalii. Tyle Was mnie odwiedziło, tyle komentarzy , że aż mi kopara opadła :)))

Dziękuje. Jesteście lepsze niż niejedna psychoterapia :))

Obiecuje, że przyjde do Was z rewizyta:)) Buziaki !!

Chciałam Wam jeszcze napisac, że nie jestem inna, ani wyjątkowa. Wszystkie kobiety , które walczą z nowotworem są silne, walczce,uśmiechnięte i pełne optymizmu. Naprawde. Widzę je za każdym razem , kiedy jestem w poradni.
To niesamowite jaką siłe wyzwala w nas taka diagnoza.
Chce sie zyć świadomie pełną parą :))
I to jest coś pozytywnego w tym negatywnym hehehe.


13 listopada 2008 , Komentarze (36)


W naszym domu nastała cisza i spokój. W takiej ciszy to głupie myśli mogą napłynąć do głowy. Pozornie jestem spokojna, ale ta słabo przespana noc świadczy o niepokoju.

Nauczyłam się nie wybiegać myślami naprzód, ale i tak czas szybko leci. Jutro druga chemia. Własciwie wiem już czego mogę spodziewać sie po niej, ale jednak boję się.Mój umysł szybo dostosował sie do nowych warunków i potrafię zwlekać z niepokojem do ostatniej chwili, ale chyba już jest ta chwila.

Walka , jaka toczę wewnątrz siebie zabiera mi zdolnośc do koncentracji.
Zabawna historyjka  Kasi  jest odzwierciedleniem  mojego obecnego żywota.:)
Jestem teraz płytka, rozkojarzona i roztrzepana.Zaczynam cos i nie koncze, idę po coś i po drodze coś odwraca moją uwagę, mysle o czymś, a za chwile zajmuje sie czymś innym, planuje coś, a później zapominam co :))
Ktoś do mnie mówi, patrze na niego, ale nie mogę skoncentrować sie na tym co ten ktoś do mnie mówi. Jestem rozbiegana i chaotyczna.
Nie moge skupić sie na czytaniu książek, oglądaniu długiego programu telewizyjnego, ani usiedzieć dłużej w jednym miejscu.
Mówie Wam, ADHD , jak nic :))
Za rada Moniki kilkakrotnie próbowałam policzyć od 50  w dół. Na razie udało mi sie zatrzymać na trzydzieści kilka :))

Dziś mam w domu Patryka. Idziemy  z nim do psychologa. Zaraz sie ubierzemy i popędzimy, bo jego matka jest teraz strusiem pędziwiatrem :)))

Jak tylko bede czuła sie na siłach to natychmiast sie odezwe. Mam nadzieje, że tym razem złe samopoczucie po chemii zajmie mi nie wiecej niż dwa dni.Trzymajcie kciukasy !