Dzisiaj waga pokazała tyle co na pasku czyli straty po weekendzie odrobione.
Tylko czy uda mi się jeszcze coś zrzucić do soboty?
Oto jest pytanie.
Dietka utrzymana i to na 150 %. Wczoraj zjadłam obiad a wieczorem (zamiast kolacyjki) poleciałam do klubu na ćwiczenia, które nazywają się Latino.
Byłam na nich pierwszy raz i powiem, że średnio mi się podobało. Zmęczyć owszem się zmęczyłam i to bardzo, spocić spociłam ale jakoś tak chyba nie mam poczucia rytmu takiego jaki powinnam mieć. No i myliłam kroki (zgroza!) . Ale spróbowałam i dobra. Teraz już wiem że wolę piłki, step czy ABS (na całe ciało). Karnet na siłownię już mi się kończy ale chyba nie będę go przedłużała. W końcu mam rolki i rower więc mogę z nich korzystać do woli i za darmo.
Dzisiaj wybrałam się rano do mojej pracy. Dowiedziałam się, że czekają tam na mnie (mam wrócić od 1 września bo kończy mi się urlop wychowawczy) więc chyba nie pozostaje mi nic innego jak wrócić.
A tak na poważnie to nie mogę się już doczekać powrotu.
Fajnie jest w domku ale uważam, że swoje już odsiedziałam i miło będzie pójść "do ludzi" no i odciążyć męża bo jak na razie to on sam nas wszystkich utrzymuje i widzę jak mu jest ciężko. Aż mi go żal, że musi do tak późna pracować zamiast więcej czasu spędzać z nami.