Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Magdzior1985

kobieta, 39 lat, Swiss

165 cm, 68.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: cel 1: 65 kg, cel 2: 60 kg, cel 3: 55kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 czerwca 2012 , Skomentuj

A niech to... doszło mi z 600 gram.
Jestem zła, bo wczoraj na wieczór wyjątkowo poszłam na SPINNING, koleżanka, która jest pasjonatką mnie namówiła, bo nie byłam przekonana.
Poszłam wyjątkowo, ponieważ:
1. Dziś jest Boże Ciało i nie mam zajęć o 18 :(
2. Na weekend jadę do Krakowa, a tam nie będę ćwiczyć tylko imprezować i pić piwo, a piwa to już nie piłam hoho.
3. W środy nie ćwiczę, ćwiczę we wtorki, czwartki i w niedzielę.
Zajęcia dość monotonne w porównaniu z fitnessem, ale chyba na żadnych tak się nie spociłam dlatego postanowiłam, że raz w tygodniu na spinning chodzić będę. Przyda mi się CARDIO do wzmacniania.
W zeszłym tygodniu z powodu uszkodzonego oka (bałam się, że jakiś paproch wpadnie mi do chorego oka, a to by była trauma) nie wzmacniałam mięśni, skupiłam się na spalaniu (FAT-Burning), ale niestety doszłam do wniosku, że wzmacnianie jest bardzo ważne. Po 9 dniowej przerwie od wzmacniania we wtorek poszłam na ABT i na CELLU-stop, od wczoraj mam zakwasy dosłownie wszędzie, dodatkowo nabawiłam się lekkiej kontuzji, chyba nadwyrężyłam ścięgno pod lewym kolanem.

Przybrałam na wadze, bo chyba sobie pofolgowałam z jedzeniem, słodyczy generalnie nie jem, ale we wtorek koleżanka w pracy rzucała we mnie Merci taaak, dziewczyny z pracy sprawdzają moją motywację, a we wtorek miałam doła, więc kilka czekoladek zjadłam (2,5 no ale to ok 30 gram czekolady).

W każdym razie zamierzam trenować intensywniej, denerwuje mnie ta oponka na brzuchu.

Dziś sobie odpuszczam, nie będę się obżerać, ale trochę zluzuję. Od poniedziałku będę bardziej restrykcyjna :P no w końcu w weekend na wyjeździe będzie ciężko się pilnować, ech... już mam wyrzuty sumienia!

30 maja 2012 , Skomentuj

Widzę postępy. 5 kg za mną, jestem z siebie dumna niczym paw. Od pierwszego pomiaru tutaj, który miał miejsce wieki temu przytyłam do 71, a momentami waga sięgała 71,5 kg. Teraz jest 65,9 kg. Dawno nie widziałam takiego wyniku.
W miniony weekend pozwoliłam sobie na małe co nieco, w piątek zjadłam kapuśniaka, z boczkiem i kiełbasa, pycha, no ale kiełbasa i jeszcze ten boczek... w sobotę rano pobiegłam na zajęcia, miało być CARDIO, wyszedł INTERWAŁ  (następnego dnia były zakwasy, których dawno nie miałam ). Zwykle w sobotę nie ćwiczę, ale tym razem musiałam . Później, wieczorem miałam randkę z chłopakiem, na randce podali sushi, wyśmienite, aleee... w niedzielę ćwiczyłam 2 godziny. Dodatkowo po południu miałam mały wypadek, w wyniku którego ucierpiało moje oko, straciłam trochę rogówki i apetyt , który wrócił dopiero wczoraj rano. Na pogotowiu w niedzielę siedziałam 6h, a oni mi nawet L4 nie wypisali cyt. "bloczków nie mamy", PARANOJA, w poniedziałek ledwo widząc poszłam do lekarza rodzinnego, lekarz rodzinny L4 dał, ale dopiero po małym teatrzyku. Dziwie się, że ta służba zdrowia jeszcze działa w tym kraju, ciekawa jestem na co ja płace te przeklęte składki. W każdym razie, oko miewa się lepiej, apetyt też jest w normie.

Śniadanie:

serek wiejski light wymieszać z:
1/2 makreli
1 x jajko
garść szczypiorku
4 x rzodkiewka
podawane z jedną kromką chleba razowego

Było pyszne, na drugie śniadanie wypiję koktajl owocowy z arbuza i melona, a na obiad planuję cukinie faszerowane mięsem z kurczaka i pomidorkami.

20 maja 2012 , Komentarze (1)

Z nowym rokiem przyszło to samo postanowienie co i w zeszłym (dotąd niewypał), schudnąć do wakacji. Chudnięcie rozpoczęłam dopiero w połowie kwietnia, bo wcześniej nie miałam i chyba do tej pory nie mam zbyt silnej motywacji, chociaż obecnie się staram. Swoje nawyki żywieniowe postanowiłam zmienić kiedy moja przyjaciółka zakupiła pewną książkę. Tknęło mnie wówczas, jak za dotknięciem magicznej różdżki, ponieważ autorka owej książki dostarcza mnóstwo gotowych przepisów, co znacznie ułatwia sprawę. A przy tym zabrania liczyć kalorie.
Tak więc odchudzam się z Magdaleną Makarowską i najbardziej chyba podoba mi się jej wyrozumiałość. Twierdzi bowiem, że nie należy się katować jeżeli na coś mamy naprawdę wielką ochotę. Jestem zwolenniczką takiego punktu widzenia ponieważ wierzę szczerze, że jeśli całymi dniami będę sobie wszystkiego odmawiać to do mnie wróci ze wzmożoną siłą i napcham się  jedzeniem, tuż przed snem, jak dzika świnia.
W moim przypadku problem tkwi w jedzeniu, ponieważ ruszam się dość często, regularnie, a w związku z tym nie powinnam przybierać na wadze.
3 razy w tygodniu różne zajęcia fitness, basen 2x... no ale przecież były te wszystkie czekoladki, no i wszystko szlag jasny trafiał.
Miesiąc temu zrezygnowałam całkowicie z ziemniaków, białego pieczywa, w dużej mierze z tłuszczów (w sensie olei, masła itp.), słodyczy, no i mojej ukochanej pizzy carbonara (jadłam ją ostatnio w każdy piątek).
Pewnego dnia mój chłopak powiedział mi, kiedy to sięgałam po pyszne lody w sklepie:
"Madzia tak ciężko ćwiczysz, a jak to zjesz to wszystko zaprzepaścisz".
Dotarło!
Jeśli mam ochotę na słodkości to zajadam to owocami. A raz w tygodniu pozwalam sobie na panna cottę od Smakiji. Nie jest jej dużo i ma tylko 130kcal na 100gram. Toż to przecież nie czekolada co ma 560kcal.
Potrzebuję chyba wsparcia z zewnątrz, mam je od przyjaciółki, chłopaka, chociaż on mnie czasem demoralizuje, pomyślałam, że jeśli tutaj napiszę coś od czasu do czasu, a ktoś zechce to przeczytać to może to mi pomoże.

Dziś jestem z siebie dumna, jak co niedzielę od 10-12 ćwiczyłam, z moją ulubioną instruktorką Anią. Zajęcia fat-burning i fitball. :) Uwielbiam tę kobietę, jest genialna, a jak patrzę na jej figurę to myślę sobie: Tak chcę wyglądać.