Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem szczęśliwą babcią, mam świadomość upływajacego czasu i kłopotów zdrowotnych z tym związanych, wiem, że starość dotyka wszystkich ale jak trudno w to uwierzyć, gdy ma się 40 lat.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 55317
Komentarzy: 191
Założony: 25 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 3 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
babcia2

kobieta, 79 lat, Warszawa

170 cm, 75.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 marca 2012 , Komentarze (2)

Już tydzień jestem na diecie 1000 kalorii, efekt jest, spadek lekki wagi też, narazie jestem zdeterminowana wynikiem na wadze jaki zobaczyłam, wiec trzymam się, co będzie dalej zobaczymy, byłam juz u lekarza i mam zgodę na pływanie i nordic walking ( ponieważ mam kłopoty czasami z sercem wszystko musze robić pod kontrolą), ale mam nadzieje, że wytrwamj

pozdrawiam wszystkie panie

 

2 marca 2012 , Skomentuj

Tak właśnie jest w piosence, i u mnie w zyciu też tak jest. Ale trudno, lepiej walczyć z dieta i nadwagą aniżeli z chorobami. Przecież wszyscy to mówią, że na stare lata każdy kilogram wiecej to napychanie kieszeni lekarzom, więc lepiej mieć kilogramy mniej. Stosujac się do tego powiedzonka znowu zaczęłam nierówna walkę z wagą, bo ona swoje a ja swoje, i żadne najwspanialsze okulary tu nie pomogą. Tylko nasza chęć stracenia paru centymetrów w obwodzie tu i tam motywować nas będzie na wiosnę aby lepiej się czuć. Bo wiosna już pachnie, to jest pewne, w powietrzu unosi sie jej zapach a i ptaki oznajmiaja jej nadejście. W ogrodzie jakby mniej wron, za to wróbelki i jemiołuszki urzadzaja zabawy. Ja tez radosna, bo znowu postanowiłam zrzucić swój nadbagaż i dietuję, a do tego pływanie i chodzenie. Zobaczymy na ile starczy mi zapału. Która z Was dołącza do mnie? razem lepiej sie motywować, zapraszam zatem i serdecznie pozdrawiam

Wasza babcia

20 lutego 2012 , Skomentuj

Wracam, wracam jak każda z nas mam za sobą (jak narazie) trochę kłopotów z moim ojcem, ale od 15 lutego pomaga mi bardzo miła pani Janka. Pracowała już przy starszych osobach i ma wprawę, więc myślę, że uda nam się i tata będzie miał dobra opiekę a ja troszeczkę czasu dla siebie i rodziny. Od sierpnia kiedy to znacznie pogorszył się stan zdrowia mojego ojca nie miałam czasu na wiele spraw. Dieta poszła w kąt, pojadałam z tak zwanych "tych nerw", nieregularne jedzenie, no i ruch ale nie taki jaki jest wymagany w odchudzaniu, czyli moje kijowanie jak również jazda na rowerku. Oooo, na to nie było czasu wcale a wcale, nawet mój ulubiony basen poszedł w kąt. Od dzisiaj postanowiłam ruszyć do boju z wagą, zobaczymy co się mi uda w tej kwestii zrobić. Jestem zmotywowana a to już wielki plus. W sprawach żywienia, wiem co mogę a czego nie, a efekty? zakładam, że jakis spadek wagi będzie, czy się uda? zależy ode mnie. Serdecznie pozdrawiam wszystkie vitalijki, do usłyszenia

babcia2

1 lutego 2012 , Komentarze (6)

Jak się myśli, to się zawsze coś wymyśli. Po ostatnim upadku na twarz czyli migotaniu i spędzeniu doby w szpitalu na umiarawianiu (błe... jakie to nieprzyjemne, secre łomocze bezładnie, klatka z piersiami słyszy to dudnienie, Ty jesteś roztrzęsiona, bo nie wiesz co dalej, w końcu lądujesz w rękach białych śmierci, o przepraszam lekarzy) no więc , ech polonistka by powiedziała, co Ty kobieto wypisujesz, nie zaczyna się zdania od no więc, kto ciebie dziewczyno uczył polskiego, no jak ktoi kto dyrektorzyca czyli pani!, ech stare czasy, no więc, hi hi hi, leżałam ci ja na tym wyrku szpitalnym nockę całą pod kroplówką, orzesz... (ko) nikt nie przychodził na izbie przyjęć cisza jak makiem, idę więc do la toilette, i co , ano nikogusieńko ni ma, tylko my dwie pacjentki se leżem z kroplówkami w żyłkach, pewnie se pospać poszli, rano przyjszła pani lekarka i pyta co umiarawiamy? no a jak, pewnie, se pomyślałam, wzięły się do roboty we dwie. Dały jeden zastrzyk i nic, a ja po cichu mówię pani doktor, ale ja zawsze dwie porcje dostawałam , ale ja pani dam jedną, hmmm, wcale nie dobrze sobie myślę, bo ja tu nie pierwszy raz tylko któryś, weteran jestem, a umiarawiali mnie juz wszyscy pracujący na izbie lekarze, więc pytam czy mogę coś powiedzieć, i tłumaczę, jak chłop krowie na granicy, że jak ten i ten i tamten i jeszcze ten mnie tu do życia doprowadzali to oni to tak robili. Aleśmy nie znalazły nitki porozumienia, dyżur się skończył pani poszła, ja rozbabrana leżę se. Ech życie. Wiem teraz że bedę tak leżała na nic ze trzy godziny.... Leżę. To była 9ta rano o 12 przyszedł młody likorz i pyta co i jak, odpowiadam jak umiem najlepiej, ile pani leży pyta się, od poczatku tutaj czy od zastrzyku, nie od zatrzyku acha trzy godziny, no to możemy podac taki zastrzyk w ilości x 2 (myśle sobie, tego jeszcze nie dostawałam, ale jak razy dwa to chyba wie co robi) o... przyszedł drugi, nie powiem przystojny, były kajakarz, ja była dżudoczka, gra, zrobił jeden 3 minuty przerwy podał drugi, no i teraz trwa walka o ogień, ile czasu będę czekała? godzinę dwie, aby wskoczyło na swoje tory? Łeee tam w trzeciej minucie zatrzymało się, i po dobrej chwili odstrzeliło aż mnie zakuło w klatce z piersiami, se myślę chyba jest, oni razem krzyknęli no i umiarowiona , tak na naszych oczach, gratulacje, teraz leżysz pani dwie godziny bykiem bo może pani zemgleć jak wstanie, se myślę, mgleć nie chcę, idę spać. Po dwóch godzinach ślubny mnie obudził i pyta czy ja tak tutaj będę spać do rana, bo on woli abym w domu. Taaa, no to mnie zabierz. Prawie zarzucił na plecy i do domu wio. Panom podziękowałam za szybkość akcji a co sobie pomyślałam po cichutku to musicie się domyśleć, bo ja wiem, a może jszcze spotkam się z tą likorką?

No więc wracam do początku, po tych fanaberiach babskich ze szpitalem w roli głównej, pomyślałąm, że jak nic  na pysk rabnę i tego nie zauważę, jak nie będę miała pomocy do opieki na ojcem moim jedynym. No i zaczęłam szukać, opieka społeczna, tu tylko 2-3 godziny, no to mało, firmy usługowe opiekę wynajmujące, a jakże są takie, ceny 15-17 zł za godzinę, ale ja na 8 godz potrzebują, no to liczymy 8x 17=136 x 25 dni =3.400 ups, kwota niezła, tylko ZUS emeryturę z tego powodu mi nie podwyższy, no nie, łe przecież ja nie mam kosmicznej emerytury tylko normalną, nie to za duża kasa, (ale jak się policzy i pomyśli, że taką by sie miało, to lepiej na sercu, hęę, ale się nie ma), no to zaczęłąm szukać po sąsiadkach, teściach szwgrach, zięciach, i się znalało, panią na stałe, emerytkę która chce sie opiekować starszym człowiekiem ! taaa mężczyźni to człowieki, no tak, jest. Znaczy to co chciała jedna firma wystarczyło na panią, jej dojazdy wyngarodzenie i wyżywienie i jeszcze zostało, nie za dużo ale jednak. Polak potrafi, zawsze wierzyłam w pomysłowość naszą. No i teraz jak mnie to serducho odwali to nie będzie żadnego usprawiedliwienia, że coś  nie tak, bo będzie opieka dla ojca, a ja mam się zajać sobą, zobaczymy, bo jeszcze w życiu sobą się nie zajmowałąm, tylko praca dla dobra lat 45, tylko rodzicami, dziećmi (trójka) wnuczkami piątką, to może teraz czas na mnie? Się strasznie rozpisałam,

pozdrawiam

babcia2

21 stycznia 2012 , Komentarze (18)

Wcale nie wiem, kiedy schudłam 4 kg. Bieganie do szpitala, do przychodni, ciagłe wizyty u ojca, ciagła zmiana pampersóew, pranie zabrudzonych rzeczy, zmiana pościeli , mycie, sprzątanie, zakupy gotowanie odchudziło mnie prawie jak dieta vitalia.  Z jednej strony należy się cieszyć, ale z drugiej strony czy zły stan zdrowia ojca i dementia starcza to coś z czego nalezy być zadowolonym? Chyba nie. Ale wyjścia nie ma i na następne tygodnie nikt nie planuje zasadniczej zmiany rozkładu dziennego. Aby jednak mieć dobrą kondycję codziennie rano robię sobie sok z marchwi i mandarynek, z jednego kilograma marchwi i dwóch mandarynek mam jeden duży kubas soku, świeżego i smacznego, tym bardziej, że marchew jest z uprawy ekologicznej, więc nie śmierdzi ziemią. Ojciec zaś musi codziennie zjeść miseczkę upruszonych jabłek, aby jelita dobrze pracowały, i wcale do tego nie dodaję cukru, tylko stawiam obrane jabłka pokrojone w kostkę do garnka na płytkę na maleńki ogień, dolewam 1 łyżkę wody i tak jabłka same się rozgotowują, są smaczne i delikatne, szczególnie dobre dla starych osób, które nie maja już dobrego trawienia i jedzenie przez nich takiego deseru pomiędzy posiłkami jest jak najbardziej wskazane. Dzisiaj Dzień Babci, jutro Dzień Dziadka. Sama jestem babcią, ale pozwólcie drogie  Babcie i Dziadki, że od jednej z Was otrzymacie serdeczne pozdrowienia. Trzymajmy się i nie dajmy się, to przecież nie grzech być młodymi Dziadkami!

Pozdrawiam Wasza Babcia2 

16 stycznia 2012 , Komentarze (2)

Wróciłam, wróciła, wcale nie miałam zamiaru Was opuszczać, ale jak to w życiu bywa, czasem sprawia nam niespodzianki. Ojciec mój lat 87 zachorował (wiek uprawniał go do tego), częste wizyty u lekarza pierwszego konfliktu, badania itp, itd w końcu tracił przytomność, i po trzecim razie zdecydowałam się wezwać karetkę, szpital, R- ka czyli intensywna terapia, wszczepienie rozrusznika, powrót do zdrowia, rekonwalescencja, powrót do domu. Wszystko to działo się w okresie od sierpnia do dzisiaj. I nie myślcie, że ja z mężem nie dbaliśmy o staruszka, skąd regularne wizyty lekarza domowego, leki, analizy i diagnoza- stosownie do wieku. A potem szpital i okazało się, ze wcale nie było stosownie do wieku, tylko ....

W tym kołowrocie nie miałam głowy do odwiedzin do diety do kontaktu z Wami, tylko opieka nad ojcem, sobą i ślubnym, aby jakoś przetrwać ten trudny okres. Dzisiaj miałam iść z wizytą do lekarza domowego którego nazywam lekarzem pierwszego konfliktu, ale zdecydowałam, że nie będę darła kotów z tą panią, nie będę traciła nerwów, aby ona coś zrozumiała musiałaby być lekarzem respektującym  przysięgę Hipokratesa, ale nie jest a przysięgi chyba nie składała stawiajac diagnozę stosownie do wieku. Dzisiaj zmieniam lekarza jutro idę do nowego, co to zmieni, ? moze cośa może nic, zobaczymy! Wirem jedno, mój staruszek jest w domu, pod czułą opieką bliskich mu osób a skowyt jaki wydał po powroci i szloch jaki z niego wyszedł każdej córce rozdarł by serce, a lekarze? chyba bedę musiała nauczyc się więcej o bradykardii, rozruszniku, lekach a by móc popraw nie reagować na ewentualne wydarzenia, tylko ja sie pytam po co lekarzom 7 lat nauki, skoro pacjenci muszą sami znac sie lepiej na swoich chorobach? Oczywiście nie generalizuję, tylko opowiadam jedno zdarzenie, pewnie Wy macie ich również wiele, pozdrawiam

Życzę zdrowia Wam i Waszym bliskim do usłyszenia

babcia2

4 sierpnia 2011 , Komentarze (14)

Nie było mnie dwa miesiące. Wracam , wcale nie grubsza jednak znów zmotywowana na sukces, czy on przyjdzie? tego nie wiem. Wiem jedno, brakowało mi stałych rozmó z Wami, Waszych sukcesów a czasami i Waszych porażek, tak jak mnie one spotykały. Chce znowu z Wami wymieniać poglady śmiać się i ćwiczyć oraz gubić kilogramy, mam nadzieję, że przyjmiecie mnie znowu do swojego grona. Pozdrawiam i do usłyszenia 

26 maja 2011 , Komentarze (4)

Nie było mnie kilka ładnych tygodni. Dużo pracy w ogrodzie, a wiele też zdarzyło się w moim życiu. Miłych i niemiłych rzec\zy, tym niemniej nie zważając na trudny wróciłam do Was Pań Vitalijek, szczypłych z sukcesem w odchudzaniu czego ja o sobie powiedzieć niestety nie mogę. Po analizie, wywróciłam do góry nogami mój plan dnia. Jak zwykle kawa i komputer przeglądanie poczty przygotowanie wpisy na stronę, ale trwa to tylko przez 45 min. później kostium na siebie, dresy klapki okulary i czepek i tak wystrojona ide na basen. Pływam przez 70 minut, a później miła sesja w jaccuzi, mycie i powrót do domu. I wiecie co? jakoś czuję się sprawniejsza, chce mi się chcieć, i jakoś tak lepiej patrze na wszystko dookoła mnie, wieczorem trochę kijowania a w ciągu dnia zwykłe roboty domowe, opieka nad Tatą obiad, a także mycie i takie tam sprawy o których pisać nie trzeba. Moja dieta do tej pory wymagała wielu wyrzeczeń, teraz jakoś zaczęłam jaśniej patrzeć i wiecej optymizmu mi przyświeca, wiem , że dam radę, a lekko niestety nie jest. No cóż, musze wykupić kolejny karnet na kilka miesięcy aby Wam towarzyszyć w naszych próbach pozbycia się kilosków. A więc do roboty, pozdrawiam i życzę nie tylko miłego dnia ale też miłego weekendu

Wasza babcia2

13 kwietnia 2011 , Komentarze (4)

Stanęłam dzisiaj na wadze i o dziwo jest mniej o 2 kilogramy, ponieważ ostatnio waga zwariowała i pokazała + 3 stad potrzebne były okulary ale też na wszelki wypadek wzięłam lupę, ale jak nic 2 kg mniej, i jak tu wierzyć sobie i wadze? Dużo zmartwien miałam ostatnio, do kuchni zagladałam sporadycznie i słowo ciałem, mniej jedzenia mniej wagi. Jakie to wszystko proste, wiecej nerwów mniej kilogramó, wiecej myśli wyganiajacych nas z łóżek mniej kilogramów, ale ja nikomu nie zyczę nerwów ani nocnych strachów, pozdrawiam vitalijki

wasza babcia2

5 kwietnia 2011 , Komentarze (4)

Niestety moja waga pokazała wynik, którego się najmniej spodziewałam, stałam sobie na 80 kg przez dwa lub trzy miesiące a tu niezwykły wynik +3 do tego co było! Jest 83 kg, no tak ale to nie jest jeszcze koniec świata, bywa tak i co mam zrobić? Ostatnie trzy tygodnie były jazda po bandzie dla mnie a właściwie dla całej mojej Rodziny. Wszyscy byliśmy zaangażowani w pomoc bliźniemu. Tym bliźnim był bowiem Przyjaciel Serdeczny Moich Rodziców od 56 lat. Prosdzę oto co dla Was przygotowałam poczytajcie, pewnie Wy też macie takie historie rodzinne, które gdzieś w zakamarkach siedzą:

Prof. dr hab.inż. Andrzej Horodecki - Wspomnienie

Urodził się w dniu 3 października 1925 r w Warszawie syn Anny Horodeckiej z domu Tereszyńskiej i pułkownika Leona Janusza Horodeckiego herbu Świnka vel Świnicz. Tym herbem pieczętowali się Horodeccy należący do północnej gałęzi rodu. Pochodzili oni z Witebszczyzny, a po represjach rosyjskich mających miejsce po upadku Napoleona zamieszkali ziemię Wileńską i Wilno. Część Rodziny osiadła na Podolu w rejonie Winnicy. Zadecydował o tym rozwój przemysłu na ziemiach należących do Branickich. W roku 1918 wyjechali na zawsze z Rodziną do Warszawy.

Andrzej Horodecki ukończył studia magisterskie na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej w 1950 roku uzyskując dyplom nauk technicznych i inżyniera elektryka. Praca dyplomowa dotyczyła elektrycznych silników asynchronicznych na dużą liczbę włączeń. Promotorem pracy był prof. J. Lando. Studiując na Politechnice będąc na trzecim roku jednocześnie podjął studia matematyczne na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zaliczył do roku 1951 trzy lata z czteroletnich studiów, ponieważ w tym samym roku rozpoczął pracę zawodową.  Stopień doktora nauk technicznych uzyskał w 1963 r. na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Tematem pracy była analiza pracy układu napędu elektrycznego z silnikiem asynchronicznym zasilanym przez wzmacniacze magnetyczne. Promotorem rozprawy był profesor J. Lando. Tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego otrzymał w 1987 r., a w roku 1992 został powołany przez Ministra Edukacji Narodowej na stanowisko profesora zwyczajnego w Politechnice Lubelskiej. Tak przedstawia się kariera naukowa Pana Profesora. Zawodowo Pan Profesor związany był 29 lat z Politechniką Warszawską z Katedrami: Napędów Elektrycznych, jako asystent, wykładowca, st. wykładowca, w Instytucie Sterowania i Elektroniki Przemysłowej, jako st. wykładowca. Jednocześnie pracował w Katedrze Matematyki i w Katedrze Napędów Elektrycznych, a także w Instytucie Elektrotechniki w latach 1951 -2001 początkowo, jako Kierownik Sekcji Napędów Dźwigowych, następnie kierownik Samodzielnego Zespołu Pracowni Napędowych i jako kierownik Zakładu Zautomatyzowanych Napędów. W 1962 r został mianowany przez Ministra Przemysłu Maszynowego na samodzielnego pracownika naukowo-badawczego, a w 1973 r mianowany na docenta zaś w latach, 1990 ? 1998 jako profesor w Zakładzie Badań Podstawowych M.G. i PAN w Instytucie Elektrotechniki, a w okresie 1998 -2001 jako doradca Dyrektora Instytutu Elektrotechniki.

Pan Profesor przez 43 lata związany był z Polską Akademią Nauk w latach 1965- 1990 r., jako Sekretarz Naukowy Komitetu Elektrotechniki. W latach 1970-1982 był zastępcą Redaktora Serii Wydawniczej ?Postępy Napędu Elektrycznego? PAN.

Osobnym etapem Jego pracy była Politechnika Lubelska gdzie był zatrudniony na Wydziale Elektrycznym w latach 1976/77 i od 1990 do 2003. Był Kierownikiem Katedry Napędów Elektrycznych, zaś w latach 1998 ? 2003 Kuratorem Katedry Maszyn Elektrycznych. Od 1992 powołany przez MEN na stanowisko profesora zwyczajnego, był członkiem Rady Wydziału Elektrycznego, członkiem Senatu, Przewodniczącym Komisji Senackiej Dyscyplinarnej, członkiem Senackiej Komisji ds. Badań Naukowych i Rozwoju Kadry. Od roku 1991 do 2001 był Przewodniczącym Komisji Egzaminów Dyplomowych w zakresie napędu elektrycznego i maszyn elektrycznych, w roku 2001 do 2003 dokooptowany do Rady Programowej Studium Doktoranckiego Wydziału Elektrycznego. Pan Profesor prowadził szeroko rozumiana działalność badawczą w zakresie:

Opracowania matematycznych metod wyboru układów napędu elektrycznego, współudział i kierownictwo prac badawczych dotyczących modernizacji krajowych układów napędowych maszyn papierniczych, opracowywanie metod określających potrzebę wprowadzania systemów diagnostycznych do układów napędu elektrycznego, oraz problemów ekonomicznych dotyczących układów napędu elektrycznego zasilanych z niekonwencjonalnych źródeł energii.

Jest autorem ogółem 193 opracowań w tym 4 książek

Nie sposób opisać całej działalności Pana Profesora, bo jak opisać w kilkunastu zdaniach prace naukowe, działalność dydaktyczną na Politechnice Warszawskiej, Politechnice Lubelskiej uczestnictwo w komitetach naukowych z wyboru, w komitetach naukowych konferencji krajowych i zagranicznych, uczestnictwo w Radach Naukowych z wyboru, działalność w Towarzystwach Naukowych, innych stowarzyszeniach nienaukowych, czy też opisać staże zagraniczne i wyjazdy zagraniczne. Nie jest to możliwe, ponieważ posiadany przeze mnie życiorys Pana Andrzeja Horodeckiego na podstawie, którego przygotowywałam ten wpis liczy dwa tomy, z których jeden ma 210 stron, a drugi 115. Mogę jedynie napisać to, co ja pamiętam od roku 1954, kiedy wraz z Rodzicami sprowadziliśmy się do domu przy ul. Świerczewskiego, dzisiaj Solidarności byłam 9 letnią dziewczynką, zaś pan Andrzej miał wówczas 29 lat i od czterech lat był magistrem nauk technicznych. Moje wspomnienia mogą dotyczyć czasów, gdy ja nieco podrosłam, miałam już lat 18 i zastanawiałam się nad wyborem uczelni, wtedy, jako sąsiedzi odbywaliśmy dyskusje dotyczące moich zainteresowań, a starszy Kolega doradzał mi i starał się pokazać plusy i minusy moich wyborów. Wiele przeżyliśmy zawirowań, wiele zdarzeń, wydarzeń czy chociażby wizyt z okazji imienin, bądź kolejnych sukcesów naukowych. Pan Andrzej zawsze w garniturze, obowiązkowo w białej koszuli, pod krawatem, ale też bardzo często w muszce, co mi się bardzo podobało, ale nieco peszyło. Nasze drogi na chwilę się rozeszły  w momencie mojego zamążpójścia i odejścia z domu, ale nie oznaczało to, że kontakty się urwały. Częste rozmowy telefoniczne, informacje dotyczące moich studiów, mojej pracy w nietypowej jak dla kobiety dziedzinie sportowej w judo, moja praca magisterska związana z Japonią z judo i mistrzostwami Polski seniorów, dwa odrębne światy, inżyniera, matematyka z Politechniki Warszawskiej i kobiety z Akademii Wychowania Fizycznego, organizatora w kulturze fizycznej i sporcie, przyszłego Prezesa Polskiego Związku Badmintona i Vice Prezydenta Europejskiej Unii Badmintona. Dwa różne światy, ale te same dążenia rozwoju naukowego, rozwoju duchowego, w zupełnie różnych dziedzinach życia. Pamiętam nasze Mamy, które jak to sąsiadki często przystawały i prowadziły rozmowy każda zachwalając swoje dziecko rozmawiały o nas, dzieciach, jak pani Anna Horodecka z Taraszkiewiczów była oddaną i dumną ze swojego syna Mamą, który odwdzięczał się niespotykaną miłością synowską. Dawne czasy, trudne czasy. W roku 1968 zmarła ?starsza pani? jak Ją nazywałam. W tym samym roku ja wyprowadziłam się na Sadybę i nasze  kontakty się urwały. Dopiero po latach, gdy bardzo ciężko zachorowała moja matka ponownie nastąpiło zacieśnienie naszej znajomości. Moi Rodzice, jako najbliższe osoby mieszkające od lat w tym samym budynku byli bardzo zaprzyjaźnieni z Panem Andrzejem i Aleksandrą Krystyną Horodecką z domu Mularską, najukochańszą żoną Pana Profesora. Częste wizyty, kawki, wspólne wieczory oto, co pamiętam, pamiętam też czasy, gdy Pan Andrzej z żoną wyjeżdżali za granicę i moi rodzice pełnili obowiązki opieki nad mieszkaniem,  ulubionymi fiołkami alpejskimi pani Krysi oraz podlewaniem kwiatów, ot zwykłe sąsiedzkie przysługi. W roku 2003 po serii udarów zmuszeni zostaliśmy do zabrania Rodziców do Anina. Dla Moich Przyjaciół była to ogromna strata, ponieważ przez 50 lat mieszkali ?razem? choć osobno.   Wtedy też  Pan Andrzej pomagał mi w drobnych sprawach związanych z mieszkaniem Rodziców, i w tym czasie nasze kontakty znowu odżyły. Przez ostatnie osiem lat byłam częstym gościem na Solidarności a nasi Przyjaciele przyjeżdżali do nas na herbatkę i obowiązkowo pyszne ciasteczka. Tak wieloletnia Przyjaźń Moich Rodziców, przekazana została mi jakby wraz z tradycją pomagania sobie nawzajem. Mogę powiedzieć jedno, jestem dumna z tej znajomości, jestem dumna, że mieszkając w jednym domu mogłam obcować z tak wybitnym człowiekiem, który był uosobieniem Skromności, Dobra, Honoru i poczucia wartości drugiej osoby. Pozostanie mi na zawsze obraz Jego uśmiechniętej twarzy, towarzyszący rozmowie oraz najwyższej klasy uprzejmość, jaką się cechował.

Rok temu po pogrzebie Mamy zostałam zaproszona do domu Państwa Horodeckich na herbatkę i wtedy właśnie poproszono mnie o ostatnią przysługę, w momencie odejścia Jego i Jego Ukochanej Małżonki Aleksandry Krystyny.  Panie Andrzeju, mam nadzieję, że zorganizowane przeze mnie w dniu 30.03.2010 r  Uroczystości Pogrzebowe spełniły Pana oczekiwania. Bardzo ale to bardzo mi na tym zależało.

Widział Pan, że zarówno w Kościele O.O.Pallotynów w Warszawie jak i u w. Karola Boromeusza na starych Powązkach było setki ludzi, Pana Przyjaciół, Pracowników i Studentów, było wiele wieńców, i kwiatów.

Do widzenia Drogi i Jedyny w swoim rodzaju Przyjacielu. Takich Ludzi jak Pan już prawie nie ma.

Spoczywaj w spokoju!

---------------------------

A ja znowu do swoich obowiązkó, do wnuków, do pisania książki wracam i do dnia codziennego, może w końcu dieta, która tak z oporami się realizuje wróci i będę mogła nareszcie osiagnąć swój cel. Ale jak widać w zyciu wszystko idzie swoimi torami.

pozdrawiam Was Moje Drogie

Wasza Babcia 2