Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się nie odchudzała.Zawsze byłam kuleczką,ale proporcjonalnie zbudowaną i zgrabną,choć ważyłam ok 65 kg.Jadłam co chciałam, lubiłam ruch i byłam sobą-ot dziewczyną z poczuciem humoru.I postanowiłam się odchudzać,wpadłam w pułapkę o nazwie jo-jo. Teraz myślę, że fajnie by było ważyć te 65kg...czasu nie cofnę. Może inni wyciągną z tego wniosek...?Jeśli nie musicie...nie odchudzajcie się. Teraz wyznaczyłam sobie cel mniej niż 70kg, ale będę się bardzo cieszyć jeśli waga nie będzie większa od 79kg.To i tak szczyt moich marzeń.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 639168
Komentarzy: 5696
Założony: 17 marca 2007
Ostatni wpis: 6 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
abiozi

kobieta, 52 lat, Toruń

158 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 lipca 2009 , Komentarze (4)

 

Od wczoraj dietkowo wzorow.

Może ten koniec tygodnia był taki ze względu na nadchodzące babodni?

Ważę się każdego dnia rano i wieczorem.

Tak z ciekawości trochę.

Jednak waga poniedziałkowa, ranna to ta, którą wpisuje do Vitalii.

Znowu od wczoraj trochę mnie ubyło.

Swoja drogą to czasami i zabawne, i niczym nie uzasadnione są zmiany wagi.

W sumie mam mniej 5,40 kg w ciągu 2,5 tygodnia.

Bez głodzenia i z ogólnie bardzo dobrym samopoczuciem.

 

Bardzo dziękuję za wszystkie wpisy.

I bardzo przepraszam, że nie zawsze daję radę odpisywać.

Cały czas myślami jestem z Wami i wspieram Was tak mocno jak Wy mnie.

 

 

13 lipca 2009 , Komentarze (11)

 

Dzisiaj na wadze szału nie było.

Pewnie było by lepiej gdyby nie czereśnie.

Na dzień dzisiejszy mam 111,60 kg.

Ale i tak nie jest źle.

Trzymam się dalej czego i Wam życzę.

12 lipca 2009 , Komentarze (4)

 

Po trzech długich tygodniach przyjechał mój mąż zaledwie na kilka dni. Pochodzi ze Słupska a to jakieś 4 godziny jazdy. Pomaga przy remoncie domu brata. Więc odpoczywamy od siebie i tęsknimy. Przywiózł mi czereśnie, które uwielbiam. Krótko mówiąc objadam się nimi. Później znowu przez kolejny rok nie poczuję smaku czereśni, takich z drzewa.

Waga dla mnie nie łaskawa ale trudno, zresztą wiem dlaczego (czereśnie).

No i powoli wraca do mnie łakomczuszek, który lubi skubać różne rzeczy.

Słodycze mnie nie kręcą. I dzięki Bogu!

 

Gdy przeszłam na dietę MM dwa tygodnie temu i straciłam łaknienie, myślałam, że to już tak na zawsze, że  przy tej diecie to normalne.

Teraz dociera do mnie, że to była motywacja.

Owszem, sam sposób odżywiania też na to wpływa ale jak zwykle potrzeba czegoś jeszcze.

Tego nieuchwytnego co pozwala nam się kontrolować i nie wyciagać ręki po kolejny, i zupełnie nam nie potrzebny kęs.

Moje ciało nie jest moi wrogiem.

To raczej ja byłam dla niego okrutna.

Tak chciałabym byśmy sobie wzjamnie zaufali i pomogli.

11 lipca 2009 , Komentarze (6)

 

...zdecydowanie tak.

 

Wczoraj miałam gorszy dzień.

 

Dzisiaj jest zdecydowanie lepiej.

 

Wczoraj po powrocie do domu zjadłam to co zapalnowałam ale...

 

No właśnie zawsze jest jakieś ale.

 

Tak bardzo mi smakowało, że zjadłam i drugą porcję.

 

Kolejna lekcja.

 

Od tej pory przygotowuje tylko jedną porcję.

 

Nic na jutro i nic na potem, bo jednak zawsze mogę się skusić.

 

Owszem było to jedzenie dietetyczne ale w nadmiarze, to prędzej wpłynie na zwiększenie wagi, niż jej zmniejszenie.

 

Muszę się pilnować i nie wystawiać mojego organizmy na próby.

 

I najważniejsze!

 

Muszę przestać myśleć i mówić o odchudzaniu.

 

Zmieniam nawyki żywieniowe.

 

Muszę zacząć żyć i cieszyć się życiem.

 

Za tydzień mam ostatnie dwa egzaminy. Muszę jeszcze raz powtórzyć materiał i mam tylko nadzieję, że nie dam się stresowi.

 

 

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie wpisy. To bardzo pomaga. Zresztą Wiecie o tym bardzo dobrze. Ja też o Was myślę i trzymam kciuki z całych sił.

10 lipca 2009 , Komentarze (11)

Oczywiście trzymam się.

Ale nie jest już tak łatwo jak w poprzednich dniach.

Nie wiem czy moje zmysły rozbudziły rozmowy na temat jedzenia ryb?

Normalnie, aż mi w brzuszku burczy.

To co sobie przygotowałam w pracy - zjedzone.

A w domku będę dopiero o ok 17.00

Myślę, że na dzień dobry zjem kilka truskawek z jogurtem a w między-czasie przygotuję sobie rybkę w foli z warzywami.

Dam radę.

Takich chwil, dni będzie wiele i to nie w nich jest problem ale czy się nie złamię.

Muszę też pamiętać by iść do celu małymi krokami, bo gdy zaczynam sadzić milowe kroki to prędzej czy później zacznę się cofać.

Muszę się nauczyć delektować każdym zrzuconym gramem i nie myśleć o kilogramach, i o końcu gdy osiągnę wymarzoną wagę. Bo widzę jak wiele mnie czeka i zaczynam się bać, że nie dam rady.

Trzymajcie się i miłego dietkowego weekendu.

9 lipca 2009 , Komentarze (19)

Wczoraj wieczorem zrobiłam mały eksperyment.

 

Wiecie, że od końca czerwca stosuję Metodę Motignaca i nie mogę wyjść z podziwu, że przestałam się tym samym objadać wieczorami. Nie ciągnie mnie w ogóle do jedzenia.

 

Więc zrobiłam tak. Zjadłam podwójną porcję na kolację mimo, że mi się nie chciało.

 

I po chwili się zaczęło.

 

Zrobiłam się ospała i zaczęło mnie kusić by coś zjeść. I przypomniały mi się nie tak dawne czasy.

 

I uświadomiłam sobie, że to prawda, że jest ze mną dokładnie tak jak pisze w swojej książce Montignac.

 

Gdy jemy potrawy o wysokim ineksie glikemicznym to podnosi się nam cukier we krwi. Trzustka wydziela zbyt wiele insuliny by opniżyć poziom cukru we krwi.

Poziom cukru spada zbyt nisko i zaczynam mieć hipoglikemię. Zaczynam się czuć gorzej i organizm zaczyna domagać się pożywienia by podnieść poziom cukru we krwi.

I tak bez końca. Góra. Dołek. Góra. Dołek...

 

Teraz gdy jadam posiłki o niskich indeksach glikemicznych czuję się bardzo dobrze. Mimo, że jem mniejsze posiłki w zupełności mi wystarczają. Zaczynam odczuwać sytość i coraz częściej nie zjadam do końca tego co sobie przygotowałam. Jak żyje te 37 lat na tym świecie nie pamiętam takiej choćby jednej sytuacji. Teraz wiem, że schudnę odżywiając się zdrowo.

 

Nie wiem jaką wagę osiągnę ale nie będę robić nic wbrew swojemu organizmowi. Będę przestrzegać tylko zasad Metody Monignaca. Zobaczymy jak będzie. W jakim czasie będę gubić kolejne kilogramy. Sama jestem ciekawa. I jestem szczęśliwa z każdego mniej.

 

I jeszcze jedno.

 

Postaram się nie namawiać nikogo do stosowania Metody Monignaca.

Jeśli kogoś to zainteresuje - to proszę bardzo.

Jeśli nie - trudno.

 

Dzisiaj w pracy podekscytowana mówiłam koleżance o tej diecie, a ona ptraktowała mnie jak jakąś nawiedzoną.

 

OK.

 

Koniec.

 

Nic już jej nie powiem.

 

Niech patrzy na mnie i wyciąga wnioski.

 

Sama waży zdecydowanie więcej niż ja i ma problemy zdrowotne.

 

Decyzja należy do niej, tak, jak do każdego z Was.

 

Do mnie kiedyś też nie docierało gdy mówiono mi o tej metodzie - szkoda.

 

Już nie będę się odwracać za siebie.

 

Tym razem wiem, że będzie inaczej.

 

Trzymajcie się Kochani!

 

 

P.S.

Pytacie więc podam Wam mój przykładowy jadłospis:

 

7,00 - szklanka wody z 1/2 wyciśniętej cytryny,

7,15- 1 szt kiwi,

8,30 - 2 kromki chleba z pełnego przemiału z dżemem.

Od tej pory jestem bardzo syta i nawet nie myślę o jedzeniu.

 

12-13,30 - sałatka ( najczęściej w niej pojawiają się ogórek i pomidor, a reszta to kwestia na co mam akurat ochotę i tak np; sałata, kapusta pekińska,jajko na twardo, ser biały lub żółty,papryka, pieczarka itd. Dodaję jogurt naturalny albo kilka kropel oleju+przyprawa np. koperkowo ziołowa.

To o której jem ten posiłek zależy od sygnału z żołątka.

 

No i został nam ostatni posiłek, który może być bardzo podobny do sałatki, ale możemy dodać piersi z kurczaka wcześniej upieczone lub ugotowane i pokrojone. Mogą to być szaszłyki + sałatka.

Jeśli nie mam ochoty to zjadam brzoskwinię albo kilka truskawek.

 

Ten ostatni posiłek zjadam najpóźniej do godziny 19,00.

 

W ciagu dnia piję wodę mineralną i kawę z cykorią.

 

Uwaga!

Ja też ciągle się uczę Metody Montignaca.

Koniecznie trzeba przeczytać książkę!

Trzeba tę metodę zrozumieć.

Same przepisy to zbyt mało.

Staram się zmieniać przepisy zgodnie z zasadami i jeść to na co ma ochotę mój organizm.

Wybieram z tego co zaleca Metoda Monitgnaca.

Nie wolno rezygnować z tych trzech głównych posiłków.

Ostatni posiłek zjadam z trudem bo najczęściej nie mam na niego ochoty.

Powiem krótko - NIEWIARYGODNE!

 

 

 

8 lipca 2009 , Komentarze (4)

 

Vitalijki Kochane jest super!!!

Czuję się rewelacyjne.

W zupełności wystarczają mi 3 posiłki i nie jadam nic wieczorami. Za to zaczynam mieć coraz większą ochotę na picie wody. Każdego dnia na nowo czytam fragment książki o Metodzie Montignaca by ją lepiej zrozumieć. Bardzo się sobie przyglądam. Dla mnie ta dieta to sama przyjemność - dosłownie. Brakuje mi słów by o niej pisać. Zupełnie jak bym była inną osobą.

Nie mogę wręcz w to uwierzyć. Mam nadzieję, że to nie chwilowe.

Odzyskuję wiarę, że można.

Mocno trzymam za Was kciuki, a może się tak do mnie przyłączycie z Metodą Montignaca?

6 lipca 2009 , Komentarze (9)

Dzisiaj na wadze jest 112,80 kg!

Jak weekend?

Żadnych problemów.

Żadnej walki z podjadaniem.

Jak żyję nie pamiętam takiej sytuacji.

Zjadam trzy główne posiłki. Nie podjadam między nimi bo nie mam na to ochoty. Czuję się najedzona i mam dużo energi. Wczoraj ostatni posiłek zjadłam około godziny 15,00. Później kilka truskawek. Choć wieczorem dla gości przygotowywałam szaszłyki z piersi kurczaka+cebulka+papryka+pieczarka i do tego sałatka z pomidora, ogórka, kapusty pekińskiej, pestek dyni i słonecznika+kilka kropel oleju i przyprawy to nawet zapach nie podziałał na mój apetyt. I co najciekawsze zdałam sobie sprawę z tego dopiero dzisiaj.

Jak to jest możliwe?

Dla mnie to CUD.

Nie czuję się jak niewolnica tej diety.

Nie myślę o niej opentańczo.

Zmieniłam tylko nawyki, a może aż.

I zmieniło się dosłownie wszystko.

Tu chudnięcie chyba faktycznie jest tak przy okazji, a najważniejsze jest zdrowie.

Miałyście rację co do tej diety - warto.

A jak tam u Was?

 

3 lipca 2009 , Komentarze (12)

Od kilku dni przestrzegam Metody Montignaca w odżywianiu.

I jestem mile zaskoczona.

To trochę tak jakbym poznawała się na nowo.

Zupełnie nie mam problemu z podjadaniem - ŻADNEGO!

To jest zupełnie nieprawdopodobne - wieczorami nie mogłam się opanować i nieustannie coś jadłam. Teraz piję wodę i nawet nie myślę o jedzeniu. Nie kusi mnie w ogóle.

Jak to jest możliwe?

To jest dla mnie ogromne zaskoczenie. Jak sięgam pamięcią wieczory to była ciagła walka by nie jeść i dość często ją przegrywałam.

Zobaczymy co będzie dalej.

Teraz zaczyna się weekend i będzie to dla mnie ogromny sprawdzian.

Zobaczymy czy wytrzymam. Zresztą wszystko Wam opiszę.

No i widzę jak każdego dnia ubywa kilogramów a przybywa energii i ochoty na życie.

Nadal nie mam inetrnetu w domu więc spotkamy się dopiero w poniedziałek.

Zobaczymy jak tam spisałam się wagowo.

Pierwszy raz się nie boję, że puszczą mi hamulce.

Pozdrawiam i mocno trzymam za Was kciuki!!!

 

P.S. Od "Calineczkizbajki" dowiedziałam się, że po tych rewolucyjnych zmianach na Vitalii mój pamiętnik okazał się dostępny tylko dla mnie - ja go tak nie ustawiałam. Mam nadzieję, że teraz jest już wszystko ok. Sprawdźcie swoje pamiętniki.

2 lipca 2009 , Komentarze (6)

Chyba ze mnie człowiek starej daty i jak się do czegoś przyzwyczaję to nie lubię zmian.

Ale jest kolorowo i to duży plus.

A dietkowo jest ok.

Trzymam się kurczowo Metody Montignaca.

Czuję się bardzo dobrze. Choć jem zdecydowanie mniej niż do tej pory, to nie odczuwam głodu i nie ciągnie mnie do pokus. Znając siebie to bardzo mnie to dziwi. Zastanawiam się czy to tylko chwilowe, czy na to wpływa to co jem, czy też tak bardzo się zawzięłam.

Zobaczymy.

Zdecydowanie czuję się lepiej, mam więcej energii i chce mi się ruszać - fajnie.

Pozdrawiam Was serdecznie - Ania

P.S. Po południu dopadło mnie rozwolnienie (ale jakie) - czy to też reakcja na zmianę w odżywianiu?