Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ta strona została przeniesiona, ale właśnie ją odnalazłam ?????? https://justpa
ste.it/zyje-w-grecji-i
-mam-sie-dobrze
Reszta wydaje mi się, że zostały zlikwidowane.... http://ateny.manifo.
com
to moja nowa strona, jak na razie w budowie :) http://kalinagry
z.host77.pl/chat_atens
ki_grekomaniacy.html
to mój prywatny chat, na który zapraszam szystkich:) znajdzie się miejsce dla każdego:) Jestem poetka, pisarka, kobieta pracującą. Po trzykrotnej terapii hormonalnej doszlam do 129.55 kg. jeszcze 15 marca 2009 wazylam 128,65 kg. dzisiaj waze 111 kg i mam zamiar schudnac jeszcze... Moim problemem zdrowotnym są policystyczne jajniki. Przez nie mam nieregularny okres, zaś gdy zastosuję się do terapii hormonalnej, która reguluje mój okres, to ne men przychodzi on co 28-29 dni, ale za to tyję na umór... dlatego ostatnio zawzięłam się w sobie, i odmówiłam sobie leków, by schudnąć... a tu znowu muszę je brać... a przecież jeszcze nie schudłam po poprzedniej kuracji!!!!! ja mam dosyć!!!!!!!! http://dziewczyna2.b
loog.pl/
http://dziewczyna4.b
loog.pl/
Poczytajcie sobie i napiszcie komentarz, oby tylko byl szczery... Pozdrowionka serdeczne ze slonecznej jeszcze Grecji!!! ......................
.....................

3.IV.2003 ROKU OKOŁO 5 RANO ODPROWADZIŁA MNIE MAMA NA PRZYSTANEK, NA KTÓRYM WSIADŁAM DO BUSA... PO TRZECH DNIACH ZNALAZŁAM SIĘ W GRECJI!!! MOJE MARZENIE ZOSTAŁO SPEŁNIONE!!! MORZE, MORZE I MORZE DOOKOŁA!!!! POMIMO TRUDNOŚCI ZACHOWAŁAM ZIMNĄ KREW. WALCZYŁAM I NADAL WALCZĘ O LEPSZĄ PRZYSZŁOŚĆ. NIE POWIEM, ZE JEST ŁATWO. I JESZCZE TEN CHOLERNY KRYZYS, KTÓRY ZAGRAŻA MOJEJ EGZYSTENCJI W TYM KRAJU... ALE DAM SOBIE RADĘ!!! ......................
..........
kiedyś nauczyłam się pieczenia ciast w szkole... zaraz po kolejnej szkole jaką było liceum, po zdanej maturze wyjechałam i znalazłam się w Grecji. początki były naprawdę trudne. nie powiem, że teraz jest łatwo, ale pierwsze lata były straszne. doszła do tego ciężka depresja, po trochu spowodowana moim życiem i przeciwnościami losu, ale po trochu zawiniły również hormony, które brałam po raz kolejny. było ze mną bardzo źle. dzień w dzień płakałam, męczyłam się myślami, że nikt mnie nie kocha, poddałam się... pewnego dnia wyszłam z pracy i zrezygnowana szłam przed siebie, aż usłyszałam trąbiące ciężarówki na głównej ulicy, a ktoś po grecku krzyczał:"dziewczyno co ty robisz?" za rękę poprowadził mnie na chodnik i poczekał aż nadjedzie autobus. wsiadałam w autobus ze łzami w oczach, patrzyłam przez okno, a w którymś momencie mój wzrok padł na tablicę ogłoszeniową. był tam numer telefonu do psychologa. i tak zaczęła się moja odmiana. na początku pracowałam i dobrze zarabiałam, więc płaciłam co tydzień 40 euro za godzinę rozmowy z panią psycholog. po wakacjach 2009 zwolnili mnie, ponieważ musiałam przyjechać do Polski, by wyrobić sobie nowy paszport i dowód osobisty. nie miałam czym płacić... nie poszłam do niej kilka miesięcy, ale wiedziałam, ze nie jest ze mną za dobrze. zabrałam wszystkie drobne ze skarbonki i poszłam pod jej drzwi... spóźniała się. zwykle o 16:00 gabinet już był otwarty... czekałam jednak. nadjechała w końcu swoim samochodzikiem, a gdy mnie ujrzała, zdziwiła się. rozmawiałyśmy długo i uczciwie. rozumiała bardzo dobrze co to znaczy nie mieć pieniędzy na życie. po chwili namysłu złożyła mi propozycję. będę jej przygotowywała coś słodkiego i pysznego w zamian za wizytę u niej. a jeśli się zdarzy, że nawet na składniki któregoś dnia nie będę miała, to będę jej to ciasto winna na następne spotkanie. i tak to trwa. coś przygotuję, zrobię zdjęcie, o ile o tym nie zapomnę i idę na wizytę... tak wiec poznaliście już prawdę. kiedyś w jakimś wpisie wspomniałam o tym , ze chodzę do psychologa, ale wstydziłam się o tym pisać po raz kolejny... jednak nie mam czego się wstydzić. to dzięki niej nie straciłam nadziei. cieszę się, że odnalazłam się... ....................
......................
......................
......................
..... a
oto info dla tych bardziej złośliwych: CIASTA ROBIĘ NA ZAMÓWIENIE. NIE JEM ICH. ROBIĘ JEDNAK ZDJĘCIA PONIEWAŻ CHCE JE MIEĆ NA ZDJĘCIACH!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 584946
Komentarzy: 10277
Założony: 2 lipca 2009
Ostatni wpis: 31 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kalinagryz

kobieta, 44 lat,

164 cm, 68.20 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Kroki milowe: 74kg..... itd....

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 lipca 2010 , Komentarze (5)
dojechaliśmy na pewną mini plażę, o której istnieniu nie miałam jeszcze pojęcia, o godzinie 22:22. było tam kilka, może cztery, może pięć grupek z namiotami, więc i my rozłożyliśmy się i... hyc do wody!!! woda była cudnie czysta i cieplutka!!! ale ciemno było, więc się fajnie pływało. ze mną popływał tylko Wojtek. reszta wymyślała tysiąc powodów, by jeszcze nie wejść do wody. a to, że jeszcze za wcześnie, że dopiero co przyjechaliśmy, a to, że już za późno i za zimno... a ja miałam to gdzieś i pływałam w tą i z powrotem, ponieważ było cudownie. powoli upijaliśmy drinki, aż w2 końcu chłopaki rozpalili drinki. było ich trzech, zaś my dwie. okazało się, że jednak przyjadą Tomi z Olą, ale po jakichś dwóch godzinach zostawili nas, bo już późno. swoją drogą, to jechać trzy godziny po to by wrócić po dwóch... ale to nie moja sprawa. jakie mieliśmy napady śmiechu, normalnie do bólu brzucha!!! muzyka z telefonów, czasami muzyka podsłuchana od sąsiadów, którzy biwakowali tam i impreza plażowa wrze!!! ja co rusz pływałam, nie tylko z upału ale dlatego bardziej, że woda to mój żywioł!!! a nad ranem, gdy obudziłam się jako pierwsza, to było trochę chłodno, wiec czekałam niecierpliwie, aż się słońce pokaże. Darek spał w namiocie, a my... Renia weszła do śpiwora i udawała, że śpi, później zmorzyło Wojtka, w końcu i ja przykryłam się śpiworem, ale zastanawiałam się nad D., który siedział i sączył kolejne piwo. widać było, że już zasypia, ale jak się odezwałam, to powiedział, że ktoś musi czuwać. odpowiedziałam, żeby się nie wygłupiał i położył, i jak się wyłożył pomiędzy mną a Renatą, tak po dwóch sekundach zasnął chrapiąc. i spał najdłużej ze wszystkich. rankiem więc założyłam maskę i pływałam nurkując nieco. ach jakie cudne rybki widziałam!!!! a jedna to była niesamowicie piękna!!! była trójkolorowa: pomarańczowo, błękitno zielona, fosforyzująca!!! no prześliczna!!! kilka razy ja widziałam, aż w którejś chwili Renata wróciła z morza, mówiąc, że jeden co łowi ryby złowił taką kolorową... no cóż... była sobie rybka... długo by pisać o tym weekendzie!!! wszystko było super, a na koniec niespodzianka... guma... no ale na szczęście było trzech facetów, więc bam bam zmienili koło na zapasowe i wróciliśmy powolutku... prowadził D., zajechaliśmy na Dafni, D. i Wojtek wysiedli, Renia wreszcie doczekała się, by prowadzić swój samochód. pomyliła drogę, tam gdzie byliśmy sześć minut od Pireusu, skręciła w prawo i dalej szukaj drogi , zjazdu by wrócić na Pireus... zamotała się przez swojego GPS-a, który non stop kazał skręcać w prawo... a tam gdzie kazał skręcić w prawo za dwieście metrów, tam akurat Renia nie dosłyszała i pośpieszyła się... gdy w końcu zajechaliśmy pod mój blok, zadzwonił D., pytając czy już śpię... za kilka minut porozmawialiśmy i nie chciał wierzyć, że dopiero wchodzę do domu... a gdy weszłam w drzwi.... masakra!!!! jak w piekarniku dosłownie!!! szybko drzwi i okna pootwierałam i wskoczyłam pod zimny prysznic, który trwał z godzinę!!! później do łóżka i spałam do niedawna jak zabita. jutro o piątej wstaję do pracy. popracuję tylko cztery godziny. szkoda, że musieliśmy wracać... zamieszkać na takiej plaży... ach marzenia!!! 

17 lipca 2010 , Komentarze (6)
jestem zdana na łaskę innych, ponieważ Sunio jest daleko a ja nie mam samochodu.... Ale cieszy mnie fakt, ze nie będę w domu siedziała!!! wczoraj odwiedziłam Renatę. Przyjechał do niej Darek i posiedzieliśmy sobie przy kawie. było fajnie. wtedy doszliśmy do wniosku, że zdało by się gdzieś pojechać. telefon od D. i już było wiadomo, że jedziemy na Sunio. tylko że Tomek, który ma samochód nie pojedzie bo jego kobieta nie ma ochoty jechać, więc została jeszcze Agata, ale i ona odmówiła, bo idzie gdzieś na imprezę do kuzynki, więc zostało nam się zabrać z Renatą... i git. tylko, ze ja chciałam zabrać Kasię i Martę, których jednak nie zabierzemy, bo nie mamy samochodów... i lipa... Kasia koleżanka Agaty też by pojechała, ma samochód, ale to nie moja koleżanka tylko Agaty, więc skoro Agata nie jedzie to i Kasia odpada i Piotrek... psia kość... szkoda, ze nie mam samochodu.... wielka szkoda... 

15 lipca 2010 , Komentarze (6)
Wciąż pamiętam tydzień przed, gdy nie mogłam się doczekać soboty. czas mi się dłużył okropnie, zaś teraz... Teraz jest już po wszystkim... Ale leci ten czas... Więc tak. Najpierw przyjechały Agata i Kasia. Byłam już gotowa. Od razu chciały drinka, bo na kawę "to sobie przyjadą innym razem". Zrobiłam nam po drinku i rozgadałyśmy się. Siedziałyśmy przed telewizorem, gdy usłyszałam jakiś hałas na klatce schodowej, ale najpierw pomyślałam , że to znowu u sąsiadów kłótnia, ale gdy wsłuchałam się w hałas odezwała się Agata, mówiąc, że ktoś mi śpiewa "sto lat"!!! Dotarło do mnie wreszcie, że właśnie "sto lat" słychać za drzwiami, więc szybko poszłam otworzyć drzwi. Kasia, Renata i Darek przyszli, a już się bałam, że nie dojadą. Tym bardziej Darek, ponieważ wymyślał sto powodów, a to, że na prezent nie ma, a to że mu głupio przyjechać bez niczego i takie tam. Ale wreszcie dotarło do niego , że pragnę by przyjechał i wypił za moje zdrowie. Później przyjechał Daniel i Wojtek, którego nie znałam wcześniej, ale zaprosiłam go, ponieważ Daniel mówił, ze Wojtek jest super człowiekiem. Ucieszyłam się, że poznałam nową osobę w tak ważnym dniu. Wojtek okazał się być super chłopakiem. I jest w moim wieku. Ma świetne poczucie humoru i jest gentelmanem, jak Daniel. Zrobiłam najpierw kurczaka - pajdakia, który był super smaczny. Najpierw nikt nie chciał się częstować, a to, bo dieta, a to, bo się wstydzi, ale w końcu każdy wziął po kawałku i okazało się, że wszystkim smakowało. Poszła jedna butelka wódki, potem Martini się skończyło, potem kilka piw, aż w końcu chłopaki zabrali się na miasto w poszukiwaniu alkoholu. Poszła kolejna butelka wódki i wszystkim humory dopisywały. Aż wrzało w mieszkaniu. Podobało mi się to, że ludzie czują się dobrze u mnie. Tak wiem, ze opisuję to jakoś drętwo, ale poważnie było super!!!! Pierwsze wybyły się Agata i Kasia, a my zostaliśmy i bawiliśmy się dalej. Darek mnie trochę wkurzył, gdy po raz kolejny wspomniał, że już musi iść do domu, bo rano pracuje, ale nie wychodził, co mnie cieszyło. Zrobiłam jeszcze wieprzowinę , którą tak jak kurczaka zamarynowałam w przyprawach, co dało jej cudowny smak i okazało się, że było jej trochę za mało... Było pyszne!!! Po Kasię przyjechał jej facet, po czym około 3:30 została Renata, jak również Daniel i Wojtek. Wytrwaliśmy do rana. Trochę oglądaliśmy Jasia Fasolę, po czym już nad ranem Renia położyła się spać na łóżku, zaś Wojtek poszedł na balkon, na kozetkę... Ułożył się tam, choć wiadomo było, że nie jest mu tam zbyt wygodnie, ale spał twardo. W końcu sen znużył i Daniela, wiec go zostawiłam na kanapie i poszłam położyłam się obok Renaty. Spaliśmy do około 9, tak mi się wydaje. Ja pierwsza wstałam, po czym obudził się Wojtek, z którym siedzieliśmy na balkonie i rozmawialiśmy, żartowaliśmy sobie. On jest naprawdę super!!! Dołączył do nas Daniel, a jak już obudziła się Renata, to zrobiłam wszystkim kawę frappe, tosty, a i też kanapeczki podgryzaliśmy, a były pyszne. A to jeszcze po piwku co niektórzy wypili, albo i po dwa. Nie chciałam by wychodzili... Daniel jeszcze znalazł w swoim plecaku butelkę wódki i dużą paczkę paluszków, i mi je wręczyli, jako że dla mnie to przywieźli, ale zapomnieli... Tak wiec jedna butelka wódki chłodzi się w lodówce i czeka na kolejną imprezę...  Czułam się cudownie. No ale w końcu musieli wrócić do domu. Szkoda mi było, że Renia też odjeżdżała, ale cóż począć... W końcu zostałam sama w moim domku... I? Wykąpałam się, włączyłam klimatyzację i zasnęłam... Jednak trudno mi było zasnąć, ponieważ wciąż czułam niezmierną radość z udanego przyjęcia!!!! Czułam się tak naładowana pozytywną energią, że, gdyby mnie ktoś wtedy zobaczył, to pomyślałby, że naćpana jestem!!!! Ale ja poważnie cieszyłam się, że goście dopisali i że wszyscy byli zadowoleni!!! Z tą radością wypisaną na mojej twarzy zasnęłam... Mocny, głęboki sen... Daniel zadzwonił, po raz kolejny powiedział mi,  że jedzenie było pyszne a drinki były mocne... Mówił, że jest bardzo zadowolony z weekendu. Ja też jestem baaaardzo zadowolona z moich trzydziestych urodzin!!!! Ale to baaaaaaaaaaaardzooooooooooo!!!  Tyle zapamiętałam na tą chwilę... Ten tydzień też był super!!! popracowałam trochę i dorobiłam, opłaciłam kilka rachunków, oraz mieszkanie,  a jutro mam w sumie wolne, dlatego jeszcze nie śpię... Pozdrowionka!!!! I dobrej nocki!!!!! 

14 lipca 2010 , Komentarze (4)
buźka!!!                           

13 lipca 2010 , Komentarze (13)
bardzo dziękuje wszystkim za miłe słowa i za życzenia urodzinowo- imieninowe!!!!! dziękuję, dziękuję, i jeszcze raz dziękuje!!!!!!! impreza w sobotę była przecudna!!!!! i trwała do 11 w niedzielę rano!!!! było super!!! 

10 lipca 2010 , Komentarze (34)
  
  
 czy ja wyglądam na 30 lat??? nie!!!!!!!!! za nic w świecie. jeszcze niedawno jak wczoraj jakiś facet dał mi 27 lat... tak wie.c wszystko gra!!!!! a życie naprawdę zaczyna się po trzydziestce??? sprawdzę na własnej skórze!!!! dziękuję za życzenia!!!!!!!!!!!!!! buźka!!!!!! 

10 lipca 2010 , Komentarze (13)
nie mogę się doczekać moich gości urodzinowych!!!!!!! rano byłam w pracy 4 godziny, ale mi się dłużyły jak jeden długi dzień!!!! wciąż myślałam o tym, czy ktoś w ogóle przyjdzie i jak to będzie!!! niedawno rozmawiałam z kilkoma  osobami, już są w drodze. jejku!!!!! i nie zapomnijcie napić się za mnie!!! tak!!!! będę miała 30 lat!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

7 lipca 2010 , Komentarze (11)
a ja w sobotę robię przyjecie imieninowo- urodzinowe!!! będzie grupka moich dobrych znajomych!!!! wszyscy pytają mnie, jaki chce prezent, a ja pragnę by moje pierwsze od dziesięciu lat urodziny udały się!!! pragnę by wszyscy przyszli i byśmy super spędzili czas!!!! chcę by wszyscy przyszli!!!!! największym prezentem będzie fakt że przyjdą, zaśpiewają mi sto lat i wypiją za moje zdrowie!!! 

4 lipca 2010 , Komentarze (12)
już z samym dojazdem miałam trochę kłopotu, ponieważ nie wiedząc o tym, że zamknęli znowu kilka stacji pociągu, wsiadłam po pół godzinie czekania do pociągu, a na następnej stacji usłyszałam komunikat, ze mamy wysiąść i wsiąść do autobusu... o ja dziękuję... nie miałam ochoty walczyć z innymi o to, kto wejdzie do podstawionego autobusu, więc wróciłam po kolejnej pół godzinie z powrotem na Pireus, i poszłam szukać autobusu, który jedzie na Dafni... znalazłam, ale i ten przyjechał po około czterdziestu minutach.... skwar, upał, duchota, a ja czekam nadal, aż jakiś autobus raczy wreszcie przyjechać... zabrałam ze sobą colę i sok, bo D. miał kupić wódkę do drinków. dojechałam nareszcie na miejsce, po czym przyszedł D. na przystanek i wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do jego brata ciotecznego. poznałam wreszcie Olę, dziewczynę o której sporo już słyszałam. mieszkają sobie w podpiwniczeniu, ładnie urządzonym, z ogródkiem i malutką werandą. siedzieliśmy na werandzie i dyskutowaliśmy popijając nieco, po czym przyjechali drugi brat cioteczny ze swoją dziewczyną Wioletą. tak wiec wczoraj poznałam dwie nowe osoby. wieczór mijał miło i spokojnie. grill rozpalony, chłopaki zajęli się grillowaniem, a wszystko było bardzo smaczne. oczywiście ja zjadłam cztery malutkie kotleciki mielone, które przyrządził Tomek- prawdziwy mistrz kuchni!!! były tak smaczne, że palce lizać!!! nawet jego sąsiad zszedł z góry, bo mu coś zapachniało, a gdy skosztował kotlecików i skrzydełek, to z podziwem pytał o przepis i o przyprawy. mistrz kuchni pochwalił się przyprawami, których użył, po czym usłyszeliśmy, że jest pełen podziwu dla polaków i ich kuchni.... hm... jednak grecy nie są tacy źli, jak się ich maluje... D. asystował przy grillu, a ja siedziałam z dwiema nowo poznanymi dziewczynami, i o dziwo wciąż miałyśmy tematy do rozmowy, choć nie powiem, na początku było trochę drętwo, bo się nie znamy i takie tam, ale pokonałyśmy to i było naprawdę super.  gdy skończyli grillować, przyszli wreszcie do nas i usiedliśmy wszyscy i gadaliśmy o wszystkim i o niczym... tyle śmiechu, tyle głupot wypowiedzianych po drinku.... ubaw był nie z tej ziemi!!! no ale wykruszyli się Wioleta ze swoim facetem, po czym Ola padła na łóżko pijana... Tomek jeszcze starał się dotrzymywać nam towarzystwa, ale w końcu i my zebraliśmy się do wyjścia, bo szkoda było na Tomka patrzeć, jak chłopaczyna ledwie trzyma fason.... spał niemal na krześle.... więc w końcu odprowadził nas do bramy, ale jeszcze ugadaliśmy się po raz kolejny, że rano jedziemy na plażę... wiadomo było, ze nikt nie da rady obudzić się rano, ale przytakiwaliśmy.... ja i D. poszliśmy trochę pieszo, bo wciąż taksówki nie było... tragedia... nowe buty starły mi stopy.... są z takich cienkich paseczków, i jak się okazało nie służą do długiego chodzenia. bąble na bąblach.... w końcu złapaliśmy taxi i pojechaliśmy do D., bo żebym wracała na Pireus taksówką to niestety za daleko i za drogo by było, a czasy teraz są trudne.... mieliśmy od razu kłaść się spać, ale ja ani pijana byłam, ani śpiąca, a tym bardziej D. nie chciał spać. miał trzy nowe filmy, wiec włączył je i tak oto obejrzeliśmy najpierw coś o czirliderkach, później jakiś horror o 14-letniej rosyjskiej prostytutce, która zmarła przy porodzie, a później w końcu zasnęliśmy.... a która była godzina? gdzieś około 8 rano... długo nie mogłam zmrużyć oka, ale w końcu poddałam się i spałam jak zabita do 11, gdy obudził mnie dzwonek do drzwi. współlokator D. przyszedł z jakimś kolegą, a później rozmawiali tak głośno, że już spać nie dało rady. ale w stać nie dałam rady... nakryłam się prześcieradłem na głowę i powoli odpłynęłam... obudziłam się o 13:00... ale nadal bym spała ze zmęczenia, gdyby nie fakt, że jak tylko otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, ze niestety nie jestem u siebie... jejku.... jeszcze będę musiała w tych cholernych pantoflach jechać do domu... wstałam, D. zrobił mi kawę, a po paru minutach włączył kolejną płytę, tym razem z bajką "jak ujarzmić smoka"... nawet fajnie zrobiona bajka... niby że nie przepadam za bajkami, ale ta była prawie ta dobra, jak "epoka lodowcowa", podkreślam: prawie. niestety endu nie zobaczyliśmy bo film się zaciął... w końcu postanowiłam jechać już do domu, by go dłużej nie męczyć, ale jak tylko to powiedziałam, to poprosił, bym się stuknęła w głowę, że jakbym go męczyła czy nudziła to by sam mi to powiedział i takie tam. mimo wszystko poprosiłam by mnie odprowadził na przystanek. "zostań jeszcze, i tak nie mam nic do roboty, może jestem zmęczony, ale tak mi fajnie się z tobą siedzi..." nadjechał jeden autobus, ale zagadał mnie i zostałam na następny...  przejechał kolejny ale wtedy rozmawialiśmy na jakiś ważny temat, wiec co tam, przyjedzie kolejny... przejechało jeszcze kilka autobusów... "no, chyba nie jestem taki najgorszy, skoro jeszcze nie uciekłaś"... kolejny tekst świadczący, ze D. ma trochę niską samoocenę... "widzę, że Cie nogi bolą od tych butów, a jednak stoisz ze mną tyle czasu na tym przystanku, to znaczy, ze albo się bardzo nudzisz, albo nie masz co robić, albo może jednak nie jestem taki głupi, ani nudny"... "ela re D., przestań mówić w taki sposób. ja ci mówię, że jesteś super facetem, a skoro ja ci to mówię to znaczy, ze tak jest!!! przestań mówić o sobie w taki sposób. jakbyś był nudny to nie śmialibyśmy się tu tyle czasu, ale już dawno byłabym w domu." zawstydził się troszkę, i znowu zaczęliśmy żartować, a kolejny autobus właśnie ruszał z przystanku... staliśmy sobie w cieniu i jakoś nie miałam ochoty jechać do domu, ale z drugiej strony nie chciałam go męczyć tym czekaniem, bo może tego nie okazywał, ale pewnie gdzieś w środku go to irytowało, a może nie? kto wie...a gdy zajechałam autobusem na Pireus, to zapomniałam się i pojechałam na zajezdnie, przez co musiałam iść pieszo kawałek. zdjęłam buty i pomaszerowałam przed siebie boso...  chodnik był tak rozgrzany... szukałam marmurowych płyt w chodniku, bo one były chłodnawe nieco.... tylko po nich dało radę stąpać... wreszcie nadjechał mój autobus, po czym po kilku minutach byłam w domu. klimatyzator na full, zimny prysznic i szorowanie stóp, i do łóżka!!! nareszcie w swoim łóżku!!! zamknęłam oczy i spałam do niedawna... jest 1:56 w nocy po północy... ale już mi się ziewa, wiec chyba problemu z zaśnięciem nie będę miała... już uzgodniłam z Renatką, ze przyjedzie rano i pojedziemy na plażę. nie traćcie żadnego dnia swojego bezcennego życia!!!! aaaa..... za kilka dni będę miała trzydzieści lat..... ja nie chcę!!!!!!!!!! ja chcę być młoda!!! nie chcę mieć trzydziestu lat... nie chcę... do trzydziestki jednak, czyli do 13 lipca, postanowiłam wykorzystać każdy dzień maksymalnie!!!! tak więc jutro kąpiel w morzu!!! a co dopiero będzie po 13.... żyć, nie umierać!!! pozdrawiam wszystkich koteczków bardzo serdecznie!!!! i życzę smacznych snów, choć już to trochę spóźnione życzenia.... ale co tam.... lepiej późno niż wcale!!! DOBREJ NOCKI!!! buźka!!!