Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wszyscy mają mambę, lecz nie ja. Nie należę do drużyny Actimela. Nie posiadam 3-letniej gwarancji, ani gwarancji zwrotu kosztów. Nie dodaję skrzydeł. Nie znam Goździkowej. Ze mną Ci się nie upiecze. Nie zapewniam komfortu. Dzięki mnie nie dostaniesz zniżki w Trollu. Minuta rozmowy ze mną nie kosztuje 5 gr. Nie wygładzam ani nie redukuję zmarszczek. Mam więcej niż 2 kalorie. Nie jestem też owocem Jogobelli. Przed użyciem nie wymagam zapoznania się z ulotką czy skonsultowania się z lekarzem lub farmaceutą. To ja nie mam szans z pragnieniem. Nie trafiam silnie w ból. Nie mam pomysłu na obiad. Nie posiadam napisu pod nakrętką, ani kolorowanki pod etykietą. Nie pochodzę z pierwszego tłoczenia. Wciąż nie wiem skąd bierze się Chocapic. Nie wiem też dlaczego Cini Minis jest takie cynamonowe. Nie rozpływam się w dłoni, ani w ustach. Poza tym nie brałam udziału w 'Tańcu z Gwiazdami". Jeszcze jedno.. nie znajdziesz mnie w co piątej Kinder niespodziance.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 116745
Komentarzy: 1802
Założony: 5 września 2009
Ostatni wpis: 1 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
siwa1984

kobieta, 40 lat, Karlsruhe

175 cm, 123.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Być lepszą wersją siebie - do 31.03 osiągnąć pierwszy cel 99, 9 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 lutego 2013 , Komentarze (10)

Witam środowo!
Macie jakieś postanowienia Wielkopostne? Ja mam tylko jedno... Wytrwać w diecie. Jak dotąd jestem z siebie zadowolona. Jutro będzie dwa tygodnie wzorowej diety (z jedną małą wpadką). Czuję się świetnie. Lepiej się odżywiam, nie jestem przeżarta to i samopoczucie lepsze.

Z rzeczy ważniejszych to zapisałam dziś Igunia do przedszkola... Nie mogę uwierzyć, że moje maleństwo już jest takie "dorosłe". Od września będę mamą przedszkolaka:)

Co poza tym? Nic się nie dzieje. Nuda. Dzień do dnia podobny i tak do poniedziałku. W poniedziałek się wszystko wyjaśni co z pracą i wrócę do normalnego, bardziej urozmaiconego życia. 

Tymczasem wklejam Wam moje dzisiejsze żarełko.

Przed śniadaniem kawka z mlekiem

Ś: bułka fitness z Lidla z jajkiem na twardo (2 szt.) i szczypiorkiem, czerwona herbata

II Ś: koktajl z maślanki, kiwi i połówki banana

O: łosoś pieczony, kilka opiekanych ziemniaków z piekarnika


P: koktajl z maślanki, kiwi, połówki banana i połówki pomarańczy


K: sałatka z łososiem wędzonym i awokado (taka sama jak wczoraj tyle, że bez oliwy)


Dobrej nocy dziewczyny i chłopaki!

PS: Jutro walentynki. Ciekawe, czy eMol czymś mnie zaskoczy. Pewnie nie... Taki z niego romantyk jak ze mnie baletnica:)

12 lutego 2013 , Komentarze (11)

Chciałam ogłosić, że po dniu płynnym czuję się rewelacyjnie. Waga również jest zadowolona i dziś pokazała mi spadeczek 0,6 kg:) Oficjalnie na dzień dzisiejszy ważę 100,4 kg. Od 1 lutego straciłam w sumie 3,6 kg. Wiem, że większość to woda i że tylko na początku odchudzania notuje się takie duże spadki ale mimo wszystko cieszę się niezmiernie:)

Zainspirowana wczorajszym wpisem Basterowej zamówiłam sobie błonnik jabłkowy i serwatkę w proszku. Z niecierpliwością czekam na sms, że mogę jechać do paczkomatu. Ostatnio mam małe problemy z zaparciami i myślę, ze ten błonnik to był dobry wybór. Dam znać jak działa jak wypróbuję.

Rozmawiałam dzisiaj z mamą o mojej diecie. Stwierdziła, że nie dam rady sama schudnąć i że powinnam udać się do dietetyczki, do której kiedyś chodziłam. Tym bardziej zmotywowała mnie do walki i jeszcze jej udowodnię, że dam radę. Nie będę wydawać majątku na suplementy, poradzę sobie bez nich.

Nie chciało mi się liczyć kalorii dzisiaj, staram się skupić na nauce ale fotki jedzenia trzasnęłam więc patrzcie:

przed śniadaniem kawka z mlekiem

Ś: bułka z dynią z Lidla z serkiem naturalnym Linessa, łososiem wędzonym, rukolą i ogórkiem, herbata czerwona

II Ś:
owsianka z Biedronki (szału nie ma szczerze powiedziawszy)

O: miseczka zupy szczawiowej z jajkiem, zabielona jogurtem
kasza gryczana, pulpety drobiowe z jarzynce, ćwikła


P: maślanka zmiksowana z kiwi i słodzikiem (wiem, wiem nie powinnam ale kiwi miałam kwaśne)

K: sałatka "Samo zdrowie" z mixem sałat z rukolą, łososiem wędzonym, awokado, pomidorkami koktajlowymi, ogórkiem, czerwoną cebulą i niewielką ilością oliwy z oliwek oraz zredukowanym octem balsamicznym + 2 paluszki grissini (polecam pycha)


Kurcze jakoś mi się dużo tego wydaje...

Upolowałam dziś w Lidlu świeże krewetkii makaron w kształcie serduszek. W czwartek coś z nich wyczaruję, bo na jutro z okazji Środy Popielcowej  zaplanowałam łososia ze szpinakiem.

Tym smakowitym akcentem żegnam się z wami i wracam do nauki z niecierpliwością czekając na wiosnę. Jeszcze 36 dni

11 lutego 2013 , Komentarze (8)

Ja wiem, że ten dzień jeszcze się nie skończył ale wiem również, że skończy się dobrze Myślę że moja elektroniczna przyjaciółka wynagrodzi mnie jutro jakimś miłym spadeczkiem.

Jako, że dzisiaj święto Matki Boskiej Pieniężnej zrobiliśmy bardzo duże zakupy spożywcze. Przynajmniej mam zapas jedzonka na cały tydzień. Niestety jak pojechałam do Lidla nie było już krewetek, które tak reklamowali ale pewien miły pan z obsługi powiedział, żebym przyszła raniutko jutro to będą. Podobno ludzie po 5 opakowań brali...Trochę byłam zła, bo strasznie narobiłam sobie smaka na krewetki. To nic... Jutro podejście drugie.

Wiecie co? Odebrałam dziś Kuroniówkę... 550 zł. Nie wiem czy śmiać się czy płakać...
 Mam nadzieję, że ten dramat niedługo się skończy i będę zarabiać godziwe pieniądze.
W związku z pracą a w zasadzie z przygotowaniami do konkursu o pracę skompletowałam sobie wszystkie materiały i dziś już trochę przyswoiłam. Nadal jednak mam wrażenie, że moja wiedza wygląda jak na załączonym obrazku
Dobra koniec smęcenia o konkursie, bo pewnie nudzi Was już ten temat. 

Menu dnia płynnego:

Ś: 500 ml maślanki - 235 kcal
kawa z mlekiem - 70 kcal

II Ś: 500 ml soku pomidorowego - 85 kcal

O: 500 ml rosołu z kurczaka - 322 kcal

P: koktajl z kiwi (90g) i maślanki (250ml) - 152,5 kcal

K: 500 ml soku pomidorowego - 85 kcal
250 ml maślanki - 117,5 kcal

Razem: 1147 kcal

Jak się tyle płynów ożłopałam (= do tego 1,5 l wody i 300 ml czerwonej herbaty) to uwierzcie mi, przez cały dzień nie poczułam głodu. Będę tak robić w każdy, lub co drugi poniedziałek.

Jestem z siebie dumna

11 lutego 2013 , Komentarze (12)


Witam moje współtowarzyszki niedoli!

Skąd ten dziwny tytuł? Już mówię... Robię sobie poweekendowe oczyszczanie. Widziałam, że tak robiła Magnolia, którą z resztą podziwiam bardzo za to ile już osiągnęła. Jeszcze nie wiem czy każdy poniedziałek będzie tak wyglądał ale dzisiejszy na pewno. Były grzechy - jest pokuta

Dzisiaj mam zamiar spożywać tylko płyny. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie. Na razie jestem po śniadaniu w postaci maślanki.

Nadchodzący tydzień zapowiada się niezbyt ciekawie... Muszę przygotować się do testu kwalifikacyjnego do pracy, materiałem są różne ustawy i instrukcje, napisane takim językiem, że strasznie ciężko się je czyta... Mówią, że z wiekiem zanikają szare komórki i to jest prawda. Kiedyś nauka przychodziła mi dużo łatwiej. Pomijając fakt, że potwornie mi się nie chce...

 Ja zmykam więc do papierów a Wam życzę miłego dnia!

9 lutego 2013 , Komentarze (9)

Witam serdecznie:)
Wczoraj nie zrobiłam wpisu, bo wieczorem miałam wychodne. Umówiłam się z koleżankami na babski wieczór. Profilaktycznie zjadłam kolację przed wyjściem, bo szłyśmy do lokalu gdzie podają jedzenie. Jedna z moich koleżanek schudła 11 kg i jak się później okazało, nasze spotkanie było świetną okazją do świętowania jej sukcesu. No i co tu dużo opowiadać... Nażarłam się na tym spotkaniu. Jednak mam słabą silną wolę. Wpadł kawałek pizzy, trochę sałatki z łososiem i awokado, tiramisu i trzy piwa... Każda z nas taki zestaw zaliczyła. Niezły mix i aż się dziwię, że nie wywołał sensacji żołądkowych. Dziś rano obudziłam się z wielkimi wyrzutami sumienia i myślą "no i po co mi to było..." Z wielką niepewnością weszłam na wagę a tam co? 100,8 kg Ludzie schudłam! 
Od wczoraj ubyło mi 1,4 kg. Jakim cudem ja się pytam??? Nie, żebym narzekała

Dziś już było grzeczniutko. Nie mam zdjęć jedzenia, bo bateria w cyfrówce wyzionęła ducha i właśnie się ładuje... Także jadłospisu dziś nie będzie.

Wiecie co? Krewetki za mną chodzą. Dzisiaj dałabym się za nie pokroić ale niestety nie chciało się nam do sklepu jechać. Z resztą czekam do poniedziałku, bo w Lidlu mają być świeże krewetki w dobrej cenie to sobie kupię.

Zakwalifikowałam się do następnego etapu rekrutacyjnego  - testu sprawdzającego wiedzę... 18 lutego będzie sądnym dniem...

Mam tydzień na naukę. Dam radę!

Pozdrawiam weekendowo

7 lutego 2013 , Komentarze (5)

I nic mi nie jest w stanie go zepsuć. Nawet to, że:
- waga dziś rano pokazała 200 g więcej niż wczoraj, mimo, że kontroluję to co wkładam do pyszczka,
- eMol najadł się po pracy w McDonaldsie a później nie miał kto zjeść obiadu,
- moja teściowa narobiła plotek, że nie mam szans w konkursie i że jest dramat, bo co my teraz zrobimy (teść cały roztrzęsiony zadzwonił do nas z pytaniem cy to prawda)
- miała być wiosna a tymczasem dzisiaj u mnie w mieście napadało 30 cm śniegu.

Po odstawieniu malucha do żłobka zajechałam o Biedry po zakupy dla rodziców i przy okazji dla siebie jakieś jogurty, serki wiejskie, wodę i świeże warzywa i moim oczom ukazała się śliczna bransoletka... Z miną mniej więcej taką:
zadzwoniłam do taty czy mi pożyczy kaskę na nią (my nadal pod kreską aż do poniedziałku). Tata oczywiście się zgodził i tym oto sposobem stałam się posiadaczką tego oto cudeńka za całe 14.99 zł 
Tata jak ją zobaczył powiedział, że nie muszę mu pieniążków oddawać.

Dziś jedzeniowo grzecznie. Chciałam uwiecznić dla Was na zdjęciach moje dzisiejsze menu i wszystko byłoby ok, gdybym w połowie jedzenia kolacji nie przypomniała sobie, że przecież miałam zrobić zdjęcie... Tak więc fotki jedzenia są do obiadu włącznie.
Po przebudzeniu: kawa z mlekiem - 60 kcal
I Ś: Wiosenne kanapki na bułce z dynią z margaryną, szynką, jajkiem i warzywami - 383,5 kcal

II Ś: kawa z mlekiem - 60 kcal
       pączek domowej roboty (43 g) - 183 kcal

O: francuska zupa cebulowa z "Pomysłu na..." - 388 kcal
K: pomarańcza - 103 kcal
    kanapki na bułce z dynią, jedna z pasztetem słoikowym i ogórkiem, druga taka jak rano tyle, że bez jajka - 329,45

Razem: 1506,95 kcal

Od razu, chcałam się usprawiedliwić, że "Pomysl na ..." tę zupę kupiłam jeszcze za czasów niedietetycznych, chwilowo ogarnięta jakąś głupotą (przecież umiem sama ugotować zupę), i powiem Wam, że szału nie ma... Lepszą bym sama ugotowała. Zjadłam ale już nie kupię.

Na koniec jeszcze obrazek, przez który popłakałam się ze śmiechu:

6 lutego 2013 , Komentarze (12)

No cześć chudzinki:)
Wbrew temu, co mógłby sugerować tytuł nie umieszczę teraz mojego zdjęcia :D
Znowu się narobiłam dzisiaj w domu jak osioł... Ale powiem Wam 
W kuchni czuję się jak ryba w wodzie a największą nagrodą dla mnie za cały ten wysiłek jest uznanie w oczach rodziny i widok mojego Synunia, gdy coś pałaszuje ze smakiem:)

Kilka z Was zainteresował mój dietetyczny pasztet w słoiczkach, o którym wspominałam wczoraj więc proszę bardzo oto przepis:

Pasztet drobiowy Oli M.

Składniki:
  • 1,5 kg ugotowanego mięsa drobiowego
  • 30 dag wątróbki drobiowej
  • 1,5 l wody + 1 szklanka wody
  • 3 kostki rosołowe warzywne
  • 160 g kaszy manny
  • 5 jajek
  • 2 łyżki majeranku
  • gałka muszkatołowa najlepiej świeżo starta na tarce
  • sól i pieprz do smaku
Wykonanie:

Do zrobienia tego pasztetu wykorzystuję mięso z rosołu. Każdej niedzieli obieram dokładnie kurczaka z mięsa i zamrażam. 1,5 kg to u mnie porcja z 4 rosołów. Jest to ciekawy sposób na wykorzystanie mięsa z rosołu, tym bardziej, że u mnie w domu nikt nie przepada za ugotowanym kurczakiem.

Wątróbkę zalewam szklanką wody i gotuję do miękkości. Mięso z kurcaka i ugotowaną wątróbkę mielę w maszynce. Kostki warzywne rozpuszczam w 1,5 litra wody (lepiej by było ugotować wywar z warzyw ale nie miałam aż tyle czasu), zagotowuję, wsypuję kaszę mannę i gotuję 4 minuty od czasu do czasu mieszając. Gorącą kaszę wlewam do zmielonego mięsa i mieszam aby składniki się połączyły. Kiedy masa wystygnie na tyle, żeby można było włożyć do niej rękę, doprawiam solą i pieprzem, majerankiem i gałką, następnie wbijam jajka i wszystko dobrze wyrabiam. Masę pakuję do wyparzonych słoiczków "dżemiaków" i pasteryzuję 1 godzinę licząc od zagotowania. Z podanej porcji wyszło mi 11 słoiczków.
Smacznego życzę.

Dziś na obiedzie i pączkach miałam siostrę ze szwagrem i ich małym Patrysiem. Zaserwowałam im zupę koperkową z klopsikami a na drugie danie wątróbkę z cebulką i ziemniaki oraz sałatkę z ogórków. Ja sama też zjadłam taki obiadek ale porcję 1/3 tej co bym zjadła normalnie... Dumna byłam z siebie niesłychanie. Dostali na wynos pączki i 3 słoiczki pasztetu. Szwagier poprosił jeszcze żebym mu obcięła włosy bo był już zarośnięty jak stary cap więc go króciutko opierdzieliłam:D

Jutro Tłusty Czwartek. Na moim stole nie mogło zabraknąć pączków. Zrobiłam dziś całą górę puszystych pączusiów i zjadłam tylko jednego - to do mnie nie podobne:) Oczywiście wszystko wliczone w kaloryczny limit, który kolejny dzień wynosił nieco mniej niż 1500 kcal... Chyba odnalazłam sposób na siebie - Planować, Ważyć i Liczyć no i oczywiście mniej żreć:)

Tak wyglądał mój pączuś, dla porównania wielkości macie obok małą łyżeczkę.

Życzę Wam miłego wieczoru.
Buziaki

5 lutego 2013 , Komentarze (13)


Już mi lepiej... Przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że nie warto psuć sobie nerwów chorymi wymysłami innych ludzi. 
Do konkursu też postanowiłam podejść na chłodno. Uda się - to dobrze, nie uda się - to też mam pewne plany... Może wyjedziemy za granicę, marzy mi się też drugi dzidziuś... Bardzo chcę, żeby Igorek miał rodzeństwo. Ja mam siostrę, w ogień bym za nią wskoczyła, ona za mną również. I chcę, by mój Synuś też miał taką osobę...
Dietkowo jestem grzeczna. Dzisiaj zdjęć nie będzie, bo raczej dojadałam resztki i niewyględne to było, więc nie fotografowałam:) Ogarnęłam dziś mieszkanie, upiekłam mufinki i zrobiłam pasztet w słoiczki do smarowania kanapek. Synuś bardzo lubi kanapki z pasztetem a z resztą ja też wolę wiedzieć co jem... Bez żadnych MOMów i innych syfów a przy okazji bardzo dietetyczny. Właśnie się pasteryzuje. Jutro Wam wrzucę przepis i fotki jak będziecie chciały.

Dowiedziałam się też, że Teść kupił sobie nowy samochód a stary nam chce dać w prezencie:) Cieszę się bardzo, bo w końcu będziemy mieli swoje autko. Do tej pory jeździłam Daewoo Tico mojego taty, choć nie powiem bardzo lubię "Tikusia". Ale nie ma to jak własny...

4 lutego 2013 , Komentarze (18)

Pomyślicie pewnie, że zawaliłam dietę ale nie, nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie. Dzisiejszy dzień to pasmo nieszczęść i przykrości. 
O tak mniej więcej wyglądał:
Cały dzień nie mogłam się ogarnąć. Miałam wielkie plany wypucowania łazienki, zrobienia muffinek i ogarnięcia jadalni... Skończyło się na tym, że pokręciłam się po domu, coś tam w tej jadalni ruszyłam ale niewiele i wstawiłam dwa prania. Tyle... 
To moje nieogarnięcie spowodowane jest stresem związanym z konkursem do pracy i ze zmęczeniem z tym związanym. Nie mogę spać... Wczoraj zasnęłam coś koło 3.00 bo jeszcze słyszałam jak zegar bił trzy razy w salonie. O 5.00 Maluch zrobił pobudkę, pić się chciało i coś złego śniło, więc eMol wziął go do nas do łóżka i tak już spaliśmy do 7.00.. Mmmm 4h snu - szaleństwo. 
W ciągu dnia moje niewyspanie dawało się zauważyć w najprostszych czynnościach. Chciałam sobie podgrzać nogę z kurczaka z wczorajszego rosołu, więc wstawiłam pusty talerz do mikrofali. Po 20 sekundach się dopiero kapnęłam, że kurczak dalej sobie leży na stole... No comment... Na podwieczorek przewidziałam sobie kawę latte. Robię i myślę sobie: "co jest kur...? Nawet ekspres sprzysiągł się przeciwko mnie, że mi taką lurę serwuje?" Okazało się, że nie włożyłam do niego kapsułki a w środku była kapsułka z porannej kawy...
Igorek był dziś w żłobku pierwszy dzień po chorobie i nawet nie płakał przy rozstaniu. Pani powiedziała, że ładnie się bawił i jadł. Z resztą miał świetny humor jak po niego przyszłam. Jak wychodziłam ze żłobka zadzwoniła do mnie koleżanka z byłej i być może przyszłej pracy. Powiedziała mi parę rewelacji na temat tego co ludzie mówią o mnie w firmie... W zasadzie nie ludzie a jedna kobicina, po której bym się tego nie spodziewała, no i żeby coś prawdy w tych jej plotkach było... Tak się wkurwiłam, że przyjechałam do domu i się najzwyczajniej w świecie rozkleiłam. I tak wyłam ze dwie godziny obmyślając plany B, C i D w razie niepowodzenia w konkursie. Miałam iść z tą koleżanką co dzwoniła na aerobic dziś, ale napisałam jej esemesa, że nie jestem w stanie iść, oddzwoniła i trochę mnie do pionu sprowadziła. Po rozmowie z nią już mi lepiej. Nie mogę się poddać i zwątpić w siebie.
Swoją drogą zastanawiam się jak nudne muszą mieć życie takie osoby, żeby wpieprzać się w czyjeś życie.

Na koniec dnia jakby mi jeszcze było mało Synuś wyciął porządnego orła, zawadzając się o tatusiowe buty i nabijając przy tym wielgachnego guza na czole... Oczywiście eMolowi się za to obleciało, więc jesteśmy świeżo po sprzeczce...
Jutro musi być lepszy dzień.

Dietkuję wzorowo, oczyszczam się z nadmiaru wody i innych śmieci:) Waga dziś pokazała 2 kg mniej niż 4 dni temu. Piję dużo wody i czerwonej herbaty. Liczę kalorię. Wszędzie chodzę z zeszytem i zapisuję i obliczam... Trochę to żmudna robota ale chcę się kontrolować. 
Wczoraj jak próbowałam zasnąć, to przypomniało mi się jak na pierwszym roku studiów mieszkałam z taką Evą - Czeszką z pochodzenia i robiła na śniadanie takiego pysznego omleta z szynką , ananasem, serem żółtym i grzankami. Zamarzył mi się taki omlecik i nie mogłam doczekać się rana. Swój odchudziłam tyle ile się dało i wyszedł taki:
Pyszności:) Całość miała 437 kcal.
Później był obiad: gotowane udko z kurczaka i surówka z pekinki, papryki i ogórka - 359 kcal
I kolacja: 
Taki twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem kojarzy mi się z wiosną. A do niej zostało już tylko 45 dni Nie mogę się doczekać...

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was moimi dzisiejszymi wypocinami, ale wierzcie, jak to wszystko wylałam z siebie to jest mi lżej... Lecę Kochane uprasować jeszcze eMolowi koszulę bo jutro jedzie w delegację i musi dobrze wyglądać.
Dobrej nocy:*

3 lutego 2013 , Komentarze (15)

Zawód fakt - trudny, ale ile radości daje... Ja dla swojego synka byłam dziś np. fryzjerką. Jutro idzie pierwszy dzień po długiej przerwie do żłobka, więc chciałam aby ślicznie się zaprezentował:) Tak mu się dzisiaj przyglądałam i nie mieści mi się w głowie kiedy on tak urósł... Ależ ten czas szybko leci... Dopiero co był taki malutki:
a teraz jest już taki duży...
Tu jeszcze przed obcięciem leżakuje z tatusiem na podłodze:)
A tu z mamusią a właściwie z kawałkiem mamusi (Igorek sam robił zdjęcie):
No i już po akcji "domowy fryzjer":
A tu poproszony o uśmiech:)
To dla Was ten uśmiech Vitaliowe Ciotki:)

Co poza tym u mnie... Dietowo w porządku. Styczeń był do dupy ale zainspirowana pamiętnikiem Magnolii1986 zaczęłam liczyć kalorie od 1 lutego, staram się nie przekraczać 1500 kcal i tak sobie powoli będę chudła, nie odmawiając sobie niczego. I pączka na Tłusty Czwartek też mam zamiar zjeść. Dziś robiłam obiad polsko - czeski. Polski był rosołek drobiowo - wołowy z makaronem, czeskie było drugie danie: Knedliki z gulaszem szegedyńskim. O ile knedliki były mi wcześniej znane, tak gulasz robiłam pierwszy raz. Dziwne mi się wydawało dodawanie kapusty do gulaszu i myślałam, że wyjdzie mi z tego coś a'la bigos. Wyszło przepysznie:) 
Oczywiście zjadłam i rosołku i drugiego dania ale w ilości mniejszej niż zjadłabym normalnie, o połowę mniejszej albo i lepiej. Cały mój obiad + serek wiejski na śniadanie i jogurt naturalny na kolację zmieścił się w limicie kalorycznym. Z resztą od środy wieczorem wolę nie mam chęci na jedzenie a to za sprawą dentysty... Wzięłam się ostro za leczenie zębów, bo stan mojej paszczy wołał o pomoc boląc niemiłosiernie. W środę byłam u mojej pani stomatolog i takie mi znieczulenie siepnęła, że jeszcze trzy godziny po wizycie u niej jeszcze trzymało. No i się ugryzłam w dolną wargę, ale to tak się ugryzłam, że jedzenie sprawia mi ból... Na szczęście już mniej...

Dziś byliśmy na zakupach w Biedronce. Zrobiłam sobie zapas serków wiejskich i jogurtów naturalnych, wpadła też makrela wędzona do koszyka, zgrzewka wody i trochę warzywek i jeszcze pieluchy dla Malucha... Ostatnia stówa wydana. Niestety brakło nam kasy w tym miesiącu, bo mamy jedną wypłatę mniej.Teraz trzeba korzystać z lodówkowych zapasów i jak najmniej jeździć autem. I tak do 10-ego. Mam tylko nadzieję, że uda mi się wygrać ten cholerny konkurs i od marca będziemy już mieć dwie wypłaty...

Ale się dzisiaj rozpisałam, jakaś wena do mnie przyszła:)