Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wszyscy mają mambę, lecz nie ja. Nie należę do drużyny Actimela. Nie posiadam 3-letniej gwarancji, ani gwarancji zwrotu kosztów. Nie dodaję skrzydeł. Nie znam Goździkowej. Ze mną Ci się nie upiecze. Nie zapewniam komfortu. Dzięki mnie nie dostaniesz zniżki w Trollu. Minuta rozmowy ze mną nie kosztuje 5 gr. Nie wygładzam ani nie redukuję zmarszczek. Mam więcej niż 2 kalorie. Nie jestem też owocem Jogobelli. Przed użyciem nie wymagam zapoznania się z ulotką czy skonsultowania się z lekarzem lub farmaceutą. To ja nie mam szans z pragnieniem. Nie trafiam silnie w ból. Nie mam pomysłu na obiad. Nie posiadam napisu pod nakrętką, ani kolorowanki pod etykietą. Nie pochodzę z pierwszego tłoczenia. Wciąż nie wiem skąd bierze się Chocapic. Nie wiem też dlaczego Cini Minis jest takie cynamonowe. Nie rozpływam się w dłoni, ani w ustach. Poza tym nie brałam udziału w 'Tańcu z Gwiazdami". Jeszcze jedno.. nie znajdziesz mnie w co piątej Kinder niespodziance.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 116751
Komentarzy: 1802
Założony: 5 września 2009
Ostatni wpis: 1 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
siwa1984

kobieta, 40 lat, Karlsruhe

175 cm, 123.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Być lepszą wersją siebie - do 31.03 osiągnąć pierwszy cel 99, 9 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 lutego 2013 , Komentarze (20)

Cześć Dziubaski!

Czujecie wiosnę?

M. ostatnio zakupił mi taki bukiet żonkili, tzn. sama sobie wybrałam ale on zapłacił... Jakby nie było mam je i zdobią mój stół w jadalni. Aż posiłki lepiej smakują.

Popsuła mi się waga, bo w każdym miejscu w domu pokazuje inne wartości i nawet jak nogę przesunę pół centymetra to ona mi pokazuje np. 0,8 kg mniej lub więcej. Dzisiaj rano było ważenie w grupie (bardzo fajnej grupie z resztą) no i nie mogłam się zważyć. Wpisałam wartość, która pokazała mi się najwięcej razy (aż 3). Na dzień dzisiejszy ważę 99,1 kg. Ale ta elektroniczna małpa pokazała mi również dziś 99,8 albo 98,4 kg... I bądź tu mądry człowieku... Już jest postanowione, że jak tylko dostanę zwrot z US to kupujemy nową.

Podsumowując... Rozpoczęłam dietę 1 lutego z wagą 104 kg. W pierwszym tygodniu spadło mi 2 kg (zapewne większość to woda), później było już wolniej ale za to systematycznie. Nie obyło się też bez przedokresowego zastoju. Miesięczny wynik jest jednak zadowalający - 4,9 kg. 

Pod koniec marca chciałabym ujrzeć na (nowej) wadze minimum 95 kg.

Chciałabym Wam teraz pokazać co ciekawego jadłam przez ostatnie 2-3 dni. Nie dodawałam codziennie jadłospisu, bo nie miałam zbyt wiele czasu. Uczyłam się do tego konkursu, o którym już Wam pisałam. Jutro o 10.00 jest test a później rozmowa z najlepszymi. Nie liczę na zbyt wiele, nie jestem jakoś super przygotowana i jakoś się tym niezbyt przejmuję. Pojadę, zobaczę, jakieś nowe doświadczenie będzie... Ale do sedna. Jedzonko:

Kanapki z pastą z makreli - kolejny smak dzieciństwa odnaleziony (jeśli macie ochotę na taką to KLIKAMY )

gotowana pręga wołowa (z rosołu) i makaron z zielonym pesto

I znowu kanapki - tym razem z pastą z makreli i pasztetem z selera
Po przepis na pasztet z selera oczywiście możecie KLIK nąć. Polecam nawet osobom, które nie lubią selera.

Dietetyczne placki ziemniaczane z serkiem 0% wymieszanym z ząbkiem czosnku, cebulką dymką i przyprawami. Za ten przepis dziękuję Marcie80a:* Były pyszne!

Kanapki z rukolą, łososiem wędzonym, ogórkiem i sosem chrzanowym

jajka faszerowane awokado i cebulką podane z kiełkami rzodkiewki
Powiem Wam, że te kiełki to fajna sprawa:) Bardzo smaczne.

Pieczony pstrąg łososiowy (tak samo dobry jak łosoś, tylko, że tańszy) z ziemniakami i warzywami na patelnię. Nie wiem, może jestem dziwna ale nie lubię warzyw na patelnie. Kilka razy robiłam do nich podejście i jakoś mi nie smakują, zjadłam tylko trochę...

Przypominam, że to NIE jest moja dzienna racja żywieniowa (dla tych, którzy nie czytają tylko oglądają obrazki a później mnie pouczają). To są wybrane pozycje mojego 3-dniowego menu:)

Zmiany? Już mówię o jakie zmiany chodzi. Zmiany życiowe. I to poważne. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że moje miasto umarło i nie mam czego tu szukać, a już na pewno pracy nie znajdę. Z jutrzejszym konkursem jak już mówiłam nie wiążę nadziei (gdybym wiązała, to nie siedziałabym teraz na vitalii tylko w papierach). Rozmawiałam ze znajomą, która jest w Szkocji i zaproponowała swoją pomoc, gdybyśmy zdecydowali się na wyjazd za granicę. Konkretnie do Edynburga. Waham się jeszcze. I boję.


I najlepsze jest to, ze im bardziej jestem zdecydowana na wyjazd, to musi się wydarzyć coś, co przechyli tą szalkę zdecydowania na drugą stronę. Np. dzisiaj zadzwonił kolega, który pracuje w sąsiednim Nadleśnictwie, że będzie u nich konkurs na podleśniczego. Wchodzę na ich stronę - faktycznie. Gdybym wygrała konkurs miałabym 40 km do pracy. No właśnie gdybym... I tak biję się z własnymi myślami co wieczór i połowę nocy. Chcę, aby mojej rodzinie żyło się dobrze. Tylko muszę podjąć dobrą decyzję, co dalej? Uciekać stąd? Zostać? Powiem jeszcze jedno. U M. w pracy też źle się dzieje. Zredukowali etaty do połowy i mają być kolejne redukcje. Jeśli jeszcze on straci pracę, to zostajemy z niczym. Jeśli nie straci jej w tym miesiącu to i tak do końca maja tylko ma umowę i nie wiadomo czy mu przedłużą. Został w tej firmie jako jedyny, który nie ma rodzinnych powiązań z szefostwem lub innych "pleców". Także jest kolejny do zwolnienia, bo przecież "swoich" nie będą zwalniać...

Oj już nie marudzę, muszę przemyśleć to wszystko jeszcze raz.
Buziam:*


25 lutego 2013 , Komentarze (13)

No właśnie dlaczego?

Wybraliśmy się dzisiaj na zakupy spożywcze, do apteki po syropy dla Malucha (znowu zaczyna się smarkać), zatankować auto i co? Portfel świeci pustkami a do 10-ego jeszcze kawał czasu.

Dzisiaj zadzwoniła do mnie babeczka, że zapraszają na II etap konkursu o pracę. Jest w piątek, więc trochę mało czasu mi zostało ale dam z siebie wszystko. Nie nastawiam się, że dostanę tę pracę - wolę miłe zaskoczenie, jeśli się uda.

Jeśli się nie uda to jest jeszcze tyle planów, że któryś musi wypalić...

Dobra koniec smętów.

Dziś miałam dzień płynny. Lubię te dni, bo mam wtedy w sobie mnóstwo energii. I tym sposobem ogarnęłam pokój, w którym był największy sajgon z racji tego, że najczęściej w nim spędzamy czas. Takie domowe centrum dowodzenia. Oprócz tego uprasowałam i poskładałam pranie i tak mi dzionek zleciał nawet nie wiem kiedy.

Muszę się pochwalić, że w końcu ruszyłam dziś doopsko i dosiadłam mojego orbisia. Chyba nie był zadowolony, bo trochę popiskiwał ale M. się już tym zajmie, żeby się skutecznie uciszył gdy ćwiczę, bo przeszkadza mi w oglądaniu ulubionego serialu. Powiem Wam, że to dobry sposób i nawet nie wiem kiedy zleciało mi te 20 minut. Tak tak zaczęłam od 20, ponieważ znalazłam ciekawy artykuł na temat efektywnego treningu na orbitreku i stosuję się do zaleceń. Jeśli kogoś interesuje, to znajdziecie go tutaj. 


Fotomenu dziś nie wstawiam, bo było samo płynne i mało atrakcyjne ale napiszę co zjadłam wypiłam:

- 1 litr maślanki (w tym jeden koktajl z kiwi, serwatką i blonnikiem jabłkowym - na kolację)
-1 litr soku warzywnego z Biedronki
-1 kubek rosołku wczorajszego
-1 kubek pomidorowej niezabielanej

I to by było na tyle. A na jutro mam już w głowie tyle pyszności do zrobienia, że nie wiem czy zdążę. Mam jeszcze w planach rentgena mojej paszczy i wizytę u zębowej wróżki. No nic Kochane uciekam do lektury Prawa zamówień publicznych...

I pamiętajcie że...

24 lutego 2013 , Komentarze (11)

Witajcie (jeszcze) weekendowo!


Dziś już mam lepszy humor a to oznacza, że hormony wracają do normalności, @ odchodzi i mam nadzieję, że waga też zacznie być łaskawa. Nawet kupiłam jej nową baterię, co by nie oszukiwała.
Muszę zrobić sobie odwyk od codziennego ważenia... Będzie ciężko. Jutro zważę się kontrolnie i następny raz dopiero w piątek. Mam wrażenie, że przez to moje codzienne ważenie ogarnia mnie frustracja. 


eMol rano mnie przeprosił za wczoraj. Ja jego również, bo trochę przesadziłam lamentując o jakieś głupie chińskie żarcie. Dziś już nie miałam ochoty tam jechać, eMol też, więc siedzieliśmy w domu. Dzień pod hasłem "błogie lenistwo" zaliczony.
Nakreśliłam mu jak należy postępować z kobietami tym oto poradnikiem:


Stwierdził, że jemu to się chyba udziela ode mnie i przeżywa @ razem ze mną.

Jutro planuję dzień płynny. Dobrze mi to robi po weekendzie, szczególnie gdy pojawi się w diecie jakiś grzeszek (np. piątkowa butelka wina:). Poza tym mam wtedy takiego powera, że mogłabym góry przenosić. Zaczynam jutro wiosenne porządki i mam 4 prania do wyprasowania, więc power się przyda.

Moje dzisiejsze menu:

kawa z mlekiem

Ś: 2 kromki chleba wieloziarnistego z Lidla, jedna z pasztetem, druga z szynką i serem mierzwionym


II Ś: brak (zbyt późno wstałam, dlatego wypadł mi jeden posiłek)

O: miska rosołu ze śladową ilością makaronu
gulasz z woreczka, surówka z marchewki


P: koktajl z maślanki i banana + łyżka błonnika jabłkowego i łyżka serwatki w proszku

K: 2 kromki pieczywa z pastą z parówkowo - jajeczną (nie jest to samo zdrowie ale w rozsądnych ilościach, raz na jakiś czas można, tym bardziej, że to mój smak dzieciństwa)


Postanowiłam wyznaczyć sobie małe cele, w ten sposób łatwiej mi będzie przejść przez proces dążenia do wymarzonej wagi. Pierwszym celem jest ważyć 95 kg pierwszego dnia wiosny czyli 20 marca. Uda mi się!

23 lutego 2013 , Komentarze (10)

Witajcie Kruszynki!

Wczoraj miałam dodać wpis i nawet zaczęłam go pisać ale zagadałam się z koleżanką na fb, w międzyczasie wypijając butelkę czerwonego wina i "opadłam" z sił. @ daje mi się we znaki... Nie mam humoru, płakać mi się chce o wszystko i zjadłabym konia z kopytami...

Po wspomnianej już "winnej kolacji" i rozmowie z koleżanką, upłakałam się eMolowi w mankiet z powodu zła całego świata, po czym poszłam spać. Dzisiejszy dzień rozpoczęliśmy kłótnią, w sumie o pierdoły i nawet nie wiem o co tak naprawdę. Oczywiście skończyło się płaczem. Na śniadanie zaplanowałam sobie ciasto drożdżowe, które wczoraj wieczorem piekłam, z mlekiem i co... Oczywiście mi nie wyszło. Było takie gnieciuchowate... Koniec końców zjadłam mały kawałek. Później sprzątanie, kalafiorowa na obiad i pojechaliśmy do mojej siostry. Zaplanowałam sobie, że wracając do domu odwiedzimy China Box w ramach kolacji. Po drodze kolejna kłótnia z eMolem, bo on był najedzony i nie miał ochoty tam jechać (a ja to co?),  mały nam usnął w samochodzie więc znowu nie po mojej myśli. Przyniosłam malucha do domu a eMol pojechał wstawić samochód do garażu. Miałam cichą nadzieję, że zrobi mi niespodziankę i pojedzie do tego chińczyka kupić żarcie na wynos ale oczywiście on się nie domyślił... rzadko, bardzo rzadko mnie czymś zaskakuje. Ostatnio 2 lata temu, kiedy po kłótni wyszedł z domu i przytargał w ramach przeprosin gerbera w doniczce... Skończyło sie na tym, że zjadłam pół awokado, bo na nic co było w lodówce nie miałam ochoty... Ciężkie są TE dni u nas kobiet... Cieszę się jednak, że mimo wszystko się nie rzuciłam na jedzenie, jak to zwykle bywało wcześniej, jeszcze całkiem niedawno...


eMol obiecał, że jutro w ramach kolacji pojedziemy do China box.

Wstawię wam jeszcze wczorajsze menu, bo dzisiejszemu nawet nie chciało mi się robić zdjęć.

Ś: 2 kromki chleba wieloziarnistego z Lidla posmarowane serkiem 0%, z szynką szwarcwaldzką, serkiem linessa i kiełkami rzodkiewki


II Ś: koktajl z maślanki, połówki banana z dodatkiem błonnika jabłkowego i serwatki w proszku

O: pstrąg pieczony w piekarniku, 100 g frytek z piekarnika


P: dietetyczne tiramisu z biszkoptów i serka 0%


K: serek wiejski i kromka wieloziarnistego


Mam nadzieję, że jutro będzie lepszy dzień.
Pozdrawiam sobotnio!

22 lutego 2013 , Komentarze (10)

Hej hej!
Przede wszystkim dziękuję za tak liczne komentarze i porady odnośnie zmiany fryzury. Każdy przeczytałam i wzięłam sobie do serca. Jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji co do fryzury. Sama sobie podobam się, podobnie jak Wam tej fryzurce z długą asymetryczną grzywą. Co do koloru, to chyba pozostanę przy rudościach i czerwieniach, choć kusi mnie ten brąz, zawsze to bliżej naturalnego...

Skąd taki dziwny tytuł? Jak wiecie przez ostatni czas nie miałam zbytnio na nic czasu (bo nauka). Jakieś szybkie porządki i szybkie obiady. I dziś zebrałam się w sobie i zaczęłam sprzątać. Takie wiosenne porządki, być może wiosna szybciej przyjdzie - tak sobie po cichu myślałam - a na święta zostaną mi tylko okna i firanki. Odsunęłam więc łóżko aby odkurzyć i umyć podłogę, a że mam je ustawione pod oknem a boki łóżka ograniczone są ścianami, musiałam skakać po nim, żeby dostać się do tej podłogi co ją chciałam myć. Miskę z wodą postawiłam na łóżku... Kiedy już umyłam i wychodziłam po łóżku z tej dziury jakoś mi się noga zawinęła i... dupskiem wpadłam w miskę z wodą. W rezultacie miałam wodę rozbryźniętą wszędzie, zalane łóżko i listwę do której podłączony jest m.in. laptop i telewizor... Na szczęście sprzętom ani mnie nic się nie stało (oprócz mokrego tyłka). Jak się zastanowiłam później jak to komicznie musiało wyglądać, to śmiałam się z pół godziny jak wariatka jakaś


PMS odpuszcza bo dziś zajechała @. Może waga w końcu też odpuści, bo od tygodnia stoi jak zaklęta.

Pamiętacie jak mnie moja mama ostatnio wkurzyła mówiąc, że nie poradzę sobie sama z dietą i powinnam wrócić do dietetyczki z NH? 
No więc dzisiaj mama mówi do mnie: " Wiesz co Olusiu? Schudłaś! Widać! No widzisz, sama sobie potrafisz ułożyć dietę i nie musisz nikomu płacić..." Hehe... I kto miał rację?


Menu dzisiejsze:

kawa z mlekiem

Ś: grahamka z niespodzianką


Jedną połówkę wydrążyłam, wrzuciłam pokrojony w paski plasterek szynki, na to wbiłam jajo, położyłam plasterek sera mierzwionego, posoliłam, popieprzyłam i siup do piekarnika. Górę bułki zapiekłam z czosnkiem i położyłam po upieczeniu pomidorki koktajlowe, które już tak długo się należały, że wręcz prosiły o ich zjedzenie - nie mogłam im odmówić:)

II Ś: koktajl z maślanki z dodatkiem połówki banana i kiwi + łyżka błonnika jabłkowego i serwatki w proszku 

Zdjęcia nie robiłam, bo już wielokrotnie taki koktajl występował w moim menu.

O: kartacze z mięsem - 3 szt.

To jest porcja w wersji niedietetycznej, swojej nie fotografowałam bo bez omasty z cebulki wyglądały nieapetycznie.

P: kawa z mlekiem

K: pstrąg wędzony + bułka dyniowa


PS: Kurka rurka coś mnie bierze... kicham kaszlę, gardło boli...


Kolorowych snów:*

20 lutego 2013 , Komentarze (33)

Kochane moje!
Zrodziła się we mnie wielka potrzeba zmian. Pewnie dlatego, że tak bardzo się zawiodłam... na swoich powiedzmy "znajomych" i na sobie również... Wypłakałam wszystkie żale ale wiem, że muszę być silna. Dla eMola i mojego synka. Muszę wreszcie wziąć życie w swoje ręce i coś z nim zrobić. Coś, co przyniesie nam godne życie. Jest jeszcze jedna rzecz. Ze wszystkich sił chcę pokazać tym moim "znajomym", że jestem silna i potrafię sobie poradzić w każdej sytuacji.


Mam kilka pomysłów. Nie będę ich tu na razie zdradzać. Alfabet ma więcej liter niż mi się wydawało, dlatego też obmyśliłam plan B, C i D. Dobra... Powiem Wam jaki jest plan B. Złożyłam dziś dokumenty aplikacyjne do instytucji takiej samej jak ostatnio, z tym że oddalonej o 50 km. Tak się złożyło, że też organizują nabór. Jak się nie uda - trudno. Jedno jest pewne, ze na pewno nie będę tego aż tak przeżywać. Jednak czegoś się nauczyłam w tej trudnej lekcji. Na tym kończę raz na zawsze temat mojej poniedziałkowej porażki, a Wam Kochane Vitalijki bardzo dziękuję, że byłyście w tym czasie ze mną.

Z tego wszystkiego to zapomniałam kiedy ostatnio miałam @... Wydaje mi się, że dawno i że niedługo powinna być. Możliwości, że nie będzie nie ma, bo nie było w ostatnim czasie takich możliwości... Znaczy... Były ale w pełni kontrolowane. No ale myślę, że niedługo @ zawita bo chyba mam PMS. Chodzę i warczę i ogólnie wszystko mnie wqrwia. Poza tym waga mimo trzymania dietki nie wykazuje spektakularnych spadków więc pewnie już gromadzę wodę.

Kiedyś słyszałam, że kobieta, kiedy coś diametralnie zmienia się w jej życiu, zmienia radykalnie swój wizerunek. Coś w tym jest, bo dziś poczułam straszną chęć na zmianę fryzury. Muszę odświeżyć kolor, bo już się sprał i mam ochotę na szaloną, krótką fryzurkę. Nawet pobawiłam się dzisiaj pewnym programem i o takie cóś mi wyszło:

Ja przed wirtualną metamorfozą:
Taki kształt fryzury mam aktualnie, tylko 3 - 4 cm dłuższą

A teraz metamorfozy:
I jak Wam się podobają? Odważyć się?
Trochę się boję, że będę wyglądać jak stara baba...

Pora na dzisiejsze menu:

kawa z mlekiem

Ś: bułka grahamka, 2 jajka na twardo, szczypiorek
(nie wiem jakim cudem ale nie zapisało mi się zdjęcie na aparacie...)

II Ś: szklanka maślanki - na biegu przed wycieczką z dokumentami aplikacyjnymi
kawa latte na Statoilu + saszetka brązowego cukru (zdjęcia również nie mam)

O: miseczka (malutka) zupy pomidorowej z lanymi kluskami zabielonej jogurtem
i cukinia faszerowana (cebula, łyżka oleju rzepakowego, kawałek piersi z kurczaka, łyżeczka koncentratu, pół kulki mozarelli)


P: brak

K: domowy hamburger (starałam się go jak najbardziej "uzdrowić" więc był w grahamce, z dużą ilością warzyw, małą ilością keczupu i musztardy i z wyciśniętym w ręcznik papierowy całym tłuszczem ze smażenia. Oczywiście mięsko robiłam od początku do końca sama)



Kurcze, muszę wrócić do liczenia kalorii, bo codziennie mi się wydaje, że za dużo jem. Może to być też spowodowane tym, że jestem najedzona, żołądek ładnie się skurczył, ale ja oczywiście nie mogę się pozbyć z podświadomości myśli, że "na diecie powinnam być głodna"...

Kilka Vitalijek prosiło mnie o przepisy na selerowe frytki i pizzę na twarogowym spodzie, więc wklejam Wam linki:
Pizza --> KLIK 
Frytki --> KLIK 

Jeżeli ktoś dotrwał do końca to gratuluję cierpliwości Dobrej nocy!

19 lutego 2013 , Komentarze (19)

Ależ tak! Co sobie będę żałować... W końcu też mi się coś od życia należy. Ale nie myślcie sobie czasem, że rzuciłam dietę w kąt. Co to to nie! Frytki i pizza owszem, ale dietetyczne. Dziękuję vitaliowym dziewczynkom (basterowej i LilianWhite) za przepisy.

Cały talerz pysznych frytek tylko dla mnie:) Przedstawiam Wam frytki z selera 100 g ma tylko 45 kcal.

A tu już moje dzisiejsze menu:

kawka z mlekiem

Ś: bułka grahamka z kurczakiem w galarecie,
herbata czerwona


II Ś: serek wiejski z rzodkiewką i szczypiorkiem + 2 tekturki
(zjadłam połowę bo mi nie smakowało)

O: pizza na twarogowym spodzie, tzn. pół pizzy:)

K: druga połówka pizzy

Moja waga nie pokazuje jakichś spektakularnych efektów ale cieszę się, że jest tendencja spadkowa. Od początku lutego spadło mi 4,8 kg. Jest moc! Wczoraj miałam znowu dzień płynny, bo ze względu na konkurs i tak bym nic nie przełknęła. Piłam sobie maślankę, sok pomidorowy i koktajl z kiwi, serwatką i błonnikiem. Zakupiłam sobie też stewię do słodzenia. Koktajle z nią są dobre ale kawa okropna, już wolę pić gorzką niż z takim dziwnym posmakiem.

Co do wczorajszego konkursu o pracę... Brak mi słów jak bardzo zawiodłam się na tych ludziach i jak bardzo się co do nich myliłam. Nie chce mi się tu na ten temat rozpisywać... Przykro jak cholera ale co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Mam już kilka pomysłów na życie ale wszystkie wymagają odwagi. Muszę to jeszcze raz przemyśleć. Mimo wszystko...

I wiem, że tak będzie, bo przecież mam wybór... i tylko jedno życie.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że mam wokół siebie kochane osóbki i przyjazne duszyczki, które we mnie wierzą i są ze mną zawsze, co by się nie działo. Teraz już będę na bieżąco.

Buziaki:*


19 lutego 2013 , Komentarze (10)

Niestety dziewczynki... Nie udało się... Wybrali kogoś innego. Dziękuję mimo wszystko ze te wszystkie trzymane za mnie kciuki. Miało być tak pięknie a wyszło jak zawsze, trzeba żyć dalej i szukać czegoś nowego. Później dodam bardziej treściwy wpis bo zaraz lecę do zębowej wróżki...

17 lutego 2013 , Komentarze (17)

Kochane moje!
Jutro o 10.00 mam test kwalifikacyjny i rozmowę (jak dobrze pójdzie test) w sprawie mojej wymarzonej pracy. Stres jest ogromny. Nie pamiętam kiedy ostatnio się czymś tak przejmowałam. Trzymajcie więc kciuki. Obiecuję że po wszystkim nadrobię zaległości w Waszych pamiętnikach i w swoim również.

PS: Dietkowo ok, bo z tego stresu jedzenie staje mi w gardle ale jem, bo wiem, że muszę...

14 lutego 2013 , Komentarze (10)

Cześć!
Choć nie celebruję specjalnie tego święta nie mogło zabraknąć u mnie walentynkowego wpisu. Dzień zaczął mi się bardzo miło, bo przy porannym ważeniu moja elektroniczna koleżanka obdarowała mnie pierwszym prezentem - dwucyfrówką!


Większość dnia spędziłam czytając ustawy i inne przepisy... Kiedy zrobiłam sobie przerwę, postanowiłam przyrządzić romantico obiad dla mnie i mojego Połówka. Miały być krewetki maślano-czosnkowe z makaronem w kształcie serduszek. Zabrałam się za robienie krewetek... Godzinę straciłam zanim je obrałam z pancerzy i żyłek. Wrzuciłam na patelnię razem z masłem, czosnkiem i papryczką peperoni i... wyszła totalna kulinarna klapa... Zrobiły się jakieś twarde i gumowate i bez smaku... bleee... wylądowały w koszu. Później doczytałam, że tak się dzieje z ugotowanymi wcześniej krewetkami. O ja głupia... Mam jeszcze jedno opakowanie, więc jeśli macie jakieś pomysły co mogę z nimi zrobić - będę wdzięczna.

 Romantyczny obiad wyglądał więc tak, że ja zrobiłam sobie tuńczyka z cebulą z patelni do tego makaronu, a eMol zjadł z "obiad w McDonald'sie, bo czekali na mnie z małym tam kiedy byłam u mojej zębowej wróżki.

Słuchajcie, eMol mnie dzisiaj zaskoczył... Kupił mi prezent na Walentynki. Krem do ciała z miodem i mlekiem z Oriflame'a... Ucieszyłam się, bo nie spodziewałam się totalnie a akurat balsam mi się skończył. Nie pogardziłabym storczykiem do tego kremu, lub choćby różyczką... Ale nie narzekam. Ważne, że pamiętał:)
Ja mu też nie kupiłam jakiegoś mega prezentu. Dostał piwo. Ale nie takie zwyczajne. Piwo nazywa się Rudy Kot a ta nazwa może mu się kojarzyć tylko ze mną. eMol często nazywa mnie Kotem no i włosy mam rude...

Resztę prezentu dostanie wieczorem, późnym wieczorem jak Maluch już pójdzie spać

Jeszcze jeden prezent dostałam dziś... Od mojego synka.

Urocza...

Odebrałam w paczkomacie błonnik jabłkowy i serwatkę. 
Swoją drogą te paczkomaty to fajna sprawa - nie muszę siedzieć w domu i czekać na kuriera lub listonosza, to paczka na mnie czeka, nie ja na nią...

Na koniec już tradycyjnie fotomenu:

Ś: Zapiekanki z kajzerki z serem żółtym startym na tarce wymieszanym z jajkiem, zapieczone w kombiwarze (mmm...smak dzieciństwa, dzięki gosiaceg)
II Ś: koktajl z maślanki i banana
O: mój "walentynkowy" obiad
Zdjęć podwieczorku i kolacji zapomniałam zrobić:(

P: koktajl z kiwi i maślanki z łyżką błonnika jabłkowego i serwatki.

K: dwie kromki razowca, jedna z pasztetem  mojej produkcji i ogórkiem, druga z szynką, serem topionym Linessa i papryką.

Pozdrawiam Walentynkowo:*