Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wszyscy mają mambę, lecz nie ja. Nie należę do drużyny Actimela. Nie posiadam 3-letniej gwarancji, ani gwarancji zwrotu kosztów. Nie dodaję skrzydeł. Nie znam Goździkowej. Ze mną Ci się nie upiecze. Nie zapewniam komfortu. Dzięki mnie nie dostaniesz zniżki w Trollu. Minuta rozmowy ze mną nie kosztuje 5 gr. Nie wygładzam ani nie redukuję zmarszczek. Mam więcej niż 2 kalorie. Nie jestem też owocem Jogobelli. Przed użyciem nie wymagam zapoznania się z ulotką czy skonsultowania się z lekarzem lub farmaceutą. To ja nie mam szans z pragnieniem. Nie trafiam silnie w ból. Nie mam pomysłu na obiad. Nie posiadam napisu pod nakrętką, ani kolorowanki pod etykietą. Nie pochodzę z pierwszego tłoczenia. Wciąż nie wiem skąd bierze się Chocapic. Nie wiem też dlaczego Cini Minis jest takie cynamonowe. Nie rozpływam się w dłoni, ani w ustach. Poza tym nie brałam udziału w 'Tańcu z Gwiazdami". Jeszcze jedno.. nie znajdziesz mnie w co piątej Kinder niespodziance.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 116749
Komentarzy: 1802
Założony: 5 września 2009
Ostatni wpis: 1 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
siwa1984

kobieta, 40 lat, Karlsruhe

175 cm, 123.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Być lepszą wersją siebie - do 31.03 osiągnąć pierwszy cel 99, 9 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 stycznia 2014 , Komentarze (11)

Z moim M. jesteśmy już prawie 5 lat, mamy wspólne dziecko więc wypadałoby zalegalizować związek. Jakoś nigdy nam się nie spieszyło ale wyjazd za granicę przyspieszył termin... Chodzi o to, że w Niemczech ma więcej korzyści i jest lepiej postrzegane jest małżeństwo z dzieckiem niż para z dzieckiem. Zaplanowaliśmy urlop na drugą połowę stycznia i w tym czasie mieliśmy właśnie udać się do USC, wziąć cichy ślub, potem skromne przyjęcie w domu dla rodziców i rodzeństwa i tyle... Okazuje się, że moja kochana mamusia wszystko zorganizowała i wczoraj poinformowała mnie, że:
- ślub odbędzie się w sobotę 18. 01 o 14.30 (mamy tylko dostarczyć akt urodzenia M.
- przyjecie będzie w restauracji
- goście są zaproszeni...
Na mojej głowie została tylko kreacja do cywilnego i upieczenie tortu. 
Z jednej strony cieszę się bardzo, bo zawsze marzyłam o dniu, kiedy oficjalnie będziemy już mężem i żoną. Z drugiej strony... No właśnie. Pójdę do ślubu gruba... Nawaliłam na całej linii a teraz już jest za późno, żeby cokolwiek zdziałać. Trudno, jakoś przeżyję. Obiecałam sobie jednak, że schudnę do ślubu kościelnego, który zaplanujemy już na spokojnie, z wyprzedzeniem.
Mam ochotę sobie przy...walić.

Niedawno założyłam wątek na forum "w co ubrać się do ślubu cywilnego" ale niestety większość dziewczyn doradzała mi kreacje dostępne do rozmiaru 42. Sama znalazłam coś takiego na allegro:
Co o niej myślicie?
Mnie się podoba i myślę, że mimo swojej wagi będę w tym dniu wyglądać dobrze...

9 grudnia 2013 , Komentarze (3)

Przeczucia jednak mnie zawiodły, choć im bliżej spodziewanego terminu miesiączki, tym bardziej zaczęłam wątpić w ciążę... Szkoda, bo już się nastawiłam i wiem, że świadomie to jeszcze nie zdecydujemy się na drugiego dzidziusia...Buuuu.....

5 grudnia 2013 , Komentarze (8)

Witajcie!
Od czasu ostatniego wpisu schudłam 3 kg. Wiem, że to mało ale zawsze coś w dół. Chudnę powoli ale chudnę:) Nie obżeram się, jem sporo warzyw a co najważniejsze nie podjadam i udało mi się wyeliminować słodycze. No prawie. Wczoraj rano miałam straszną chęć na słodkie więc zjadłam sobie pół kromeczki pełnoziarnistego chleba z takim cudem:
Taka lżejsza alternatywa nutelli (którą kocham).

Skąd ten tytuł?
Już wyjaśniam. Albo mam zapalenie pęcherza albo... Będzie drugi dzidziuś. Jedna i druga opcja jest jak najbardziej prawdopodobna 
Chodzę często do wc i mam takie parcie na pęcherz.
Zostało mi 4 dni do @ i zobaczymy.
Oczywiście się cieszę. Zawsze chciałam mieć 2 dzieciaczków, M. chciałby trójkę. Igorek jest już duży (3,5 roku) więc to dobry czas na kolejnego dzidziusia. Co prawda jak zwykle są jakieś "ale", ale z drugiej strony czy kiedykolwiek przyszedłby dobry czas?

No nic, pożyjemy, zobaczymy.

13 listopada 2013 , Komentarze (7)

Witajcie Chudzinki!
Ależ za Wami tęskniłam. Z tego co wiem to Wy też, bo dostałam kilka wiadomości z pytaniem "Czy żyję?". Tak żyję ale zmiany w moim życiu, które zaszły komplikowały mi i dietę i aktywność na Vitalii. Można powiedzieć, że teraz już jest w miarę i wracam.
Czeka mnie dużo pracy. Znowu zaczynam od punktu wyjścia. Do powrotu do diety zmotywował mnie prezent od eMola. Wiecie co dostałam?
Tadaaaaam!
Ładna no nie?
Wczoraj się zważyłam. Szok... 112,8 kg.
Podziwiałam ostatnio sukcesy Fat Killers'ów. Zazdrościłam im, że dali radę, że się nie poddali i że tyle udało im się osiągnąć. Nawet przez chwilę zastanawiałam się nad wykupieniem diety Konrada Gacy ale niestety moje konto w banku powiedziało stanowcze NIE. 
To mnie dodatkowo napędziło do działania.
A więc dzień 13 listopada uważam za szczególny...
Uważam go za początek zmian i walki o nową siebie.
I wiem, że póki będę próbować, będę zwycięzcą.

Niedługo napiszę Wam wpis co działo się ze mną przez ten czas, jak mnie nie było. Tymczasem spinam poślady i działam!

20 kwietnia 2013 , Komentarze (19)

Witajcie moje Towarzyszki Niedoli!

Po pierwsze chciałam przeprosić za moje milczenie. Byłam tu codziennie, czytałam Was ale nie pisałam, bo i o czym... 
O tym, że moją dietę trafił szlag? 
O tym jak dużo mam na głowie i jak bardzo nie chcę wyjeżdżać za granicę? 
Czy może o tym, że bardzo boję się zostawić tutaj rodziców i cały dom na ich głowie ale nie mam wyjścia?
O tym, że przytyłam i jestem na siebie zła jak diabli i każdego dnia odkładam ważenie "na jutro" bo najzwyczajniej w świecie boję się ujrzeć znowu trzycyfrówkę?

Dziewczyny (i chłopaki - jeśli jakiś mnie czyta) tak mi wstyd za siebie...
Za moją głupotę i brak konsekwencji.
Nie wiem co się ze mną stało, gdzie podziała się moja siła do walki i motywacja?

Dziś wzięło mnie na przemyślenia. Mam prawie 29 lat a czuję się jakbym miała 60. Wysiadają mi kolana. Mój typ budowy to jabłko, zawsze największy miałam brzuch, przy stosunkowo, podkreślam STOSUNKOWO, szczupłych ramionach i nogach. Jak nam wszystkim wiadomo taki typ otyłości sprzyja rozwojowi cukrzycy i zawału oraz otłuszczeniu organów wewnętrznych. A ja przecież do jasnej cholery mam dla kogo żyć! Dosyć powiedziałam...
Odcinam wszystko grubą krechą:

Teraz już tylko będzie lepiej... Teraz już się nie poddam. A jak się poddam to usunę konto na Vitalii i nie będę zatruwać Wam życia swoją nieudolnością. Nie jestem skazana na bycie wiecznym grubasem. 


Wrócę do fotografowania tego co jem, wtedy przynajmniej dbam o to co mam na talerzu i jak to jest podane. Zacznę tez znowu liczyć kalorie, bo to dla mnie najlepszy sposób kontroli. Mam nadzieję, że zmiany związane z wyjazdem za granicę będą sprzyjać mojemu postanowieniu i pozwolą na systematyczne dodawanie wpisów.

A teraz możecie skopać mi grube doopsko!

23 marca 2013 , Komentarze (10)

Skończyły się przelewki... Nie ma co się oszukiwać. Nie mogę też oszukiwać Was... No więc moja pseudodieta wygląda w tym momencie tak, że... wstaję, jem piękne dietetyczne śniadanie, później na drugie śniadanie równie dietetyczny koktajl owocowo - białkowy, a później zaczynają się schody... Na obiad zjadam za dużo, w dodatku codziennie mam ochotę na słodkie a na kolację zazwyczaj jem już cokolwiek... Ja wiem, że nie ma wytłumaczenia dla mojego postępowania i wcale nie mam zamiaru się w żaden sposób usprawiedliwiać... Po prostu dałam dupy.


O motywacjo gdzie jesteś????
Nawet nie wiecie jak mi głupio, że znowu nawaliłam... 
Może skopiecie mi tyłek i wreszcie się ogarnę?
Postaram się od jutra. Obiecuję.

Ze spraw innych, niemniej ważnych... Z pracą nadal lipa, decyzja o wyjeździe na 99% podjęta, bilety na 28 kwietnia zakupione... Załatwiam coś cały czas aby wszystko dopiąć na ostatni guzik i nie zostawić tutaj jakichś nieuregulowanych spraw.
Boję się...
Boję się tych wszystkich zmian, które czekają na mnie i moją rodzinę.
Nie bardzo to wszystko jeszcze do mnie dociera.
Mam milion obaw ale i tyle samo nadziei na lepsze.

Co jeszcze?
Aura nas nie rozpieszcza, nie sprzyja również diecie i mojemu samopoczuciu.


A na moją wiosenną deprechę jest chyba tylko jedna rada:


Pokochać siebie i zacząć się cieszyć z małych sukcesów:)

15 marca 2013 , Komentarze (14)

Witajcie Perełki!

Stęskniłam się za Wami. Nie mam ostatnio czasu na Vitkę, wstyd się przyznać ale z dietą też mi idzie średnio... Wszystko dlatego, że jestem w ciągłym biegu, załatwiam sprawy, które załatwić muszę w razie wyjazdu za granicę. To jeszcze nie w 100% pewne, że wyjeżdżamy, bo cały czas się waham i boję i łudzę nadzieją, że może jednak w Polsce się coś zmieni, że znajdę pracę i jakoś nam się ułoży bez konieczności wyjazdu.


Nieważne jaką decyzję ostatecznie podejmiemy, każde rozwiązanie czegoś nas nauczy. Najbardziej trzymają mnie tu rodzice... Kocham ich bardzo i bardzo się o nich martwię. Oni twierdzą, że UK to nie koniec świata, że nie zostają całkiem sami (jest jeszcze moja siostra, co prawda nie mieszka już z rodzicami ale całkiem niedaleko) i zapewniają mnie że sobie poradzą a ja jak nie pojadę, to nie przekonam się czy było warto. Mój tata to już nawet zaplanował jak to będzie nas odwiedzał:)


Co do tematu... Mój synuś rozpracował mi okulary. To znaczy ja zaczęłam, on dokończył. Ja zgubiłam śrubkę a Maluch złamał mi jedno ramię okularów... Tak mu się jakoś wygło w drugą stronę. Tym sposobem zmuszona byłam odwiedzić okulistę. Tatko był ze mną, bo też mu się coś wzrok ostatnio popsuł i przysponsorował mi nowe okularki. Co ja bym bez niego zrobiła... W TV ostatnio trąbią o za-kontaktowanych, wydrukowałam sobie kupon na zestaw startowy soczewek, umówiłam się na badanie wzroku i tym oto sposobem stałam się posiadaczką uroczego zestawu startowego:


Dzisiaj po raz pierwszy zakładałam soczewki... O mamuniu ale się upłakałam przed lustrem... Pół godziny się modliłam aby przytknąć sobie soczewkę do oka. Ale dałam radę. Z wyjmowaniem już poszło lepiej, choć M. wyszedł z pokoju  tym czasie twierdząc, że nie może patrzeć jak sobie grzebię w tym oku. Także w trakcie oczekiwania na moje nowe, czerwono - czarne okularki będę sobie nosić soczewki. Myślę, że będę je stosować zamiennie i na pewno jeszcze kupię sobie kolejną parę soczewek. Mam już kolejny kupon na zakup 50% taniej.

Chciałam się też zapytać, tylko nie za bardzo wiem kogo, CO TO MA BYĆ ZA POGODA???????


Trzymcie się Skarby!

8 marca 2013 , Komentarze (10)

Witajcie!
Znowu mnie nie było chwilkę na Vitalii... Już się tłumaczę dlaczego. Po pierwsze dlatego, że zajęta byłam kompletowaniem dokumentów do kolejnego konkursu o pracę, a po drugie to dlatego że odpuściłam trochę z dietą. Ehhh jestem na siebie zła. Nie obżerałam się co prawda ale moje posiłki nie były do końca przemyślane. Zaczęło się od urodzin M. kiedy to z pełną świadomością zjadłam kawałek urodzinowego tortu. Ale nie żałuję, z resztą zobaczcie same:



Torcik adwokatowy mojego autorstwa! - warto było zgrzeszyć. No i przy okazji już wiecie jak ma na imię tajemniczy do tej pory M.:)

Od jutra wracam do fotomenu. Pomaga mi to w staranniejszym planowaniu posiłków, no bo przecież nie pokażę Wam byle czego:)

Co poza tym u mnie... Dziś zawiozłam dokumenty do kolejnego konkursu. Nie obyło się bez przygód. Nadleśnictwo, w którym byłam jest na takim zadupiu, że właśnie tak wyobrażam sobie wiochę zabitą dechami. Oczywiście się zgubiłam. Dobrze, że tata ze mną pojechał (dla towarzystwa jako pasażer), bo znając mnie bym zawróciła i pojechała do domu. Scena jak z najgorszego koszmaru... Wyjeżdżamy. Odległość do pokonania - jakieś 40 km. Włączam GPSa w telefonie i jadę. Po drodze tata mówi: "Ola wyskoczyło, że pozostało 15% lub mniej baterii". "Spoko tato wystarczy. Dojedziemy. A wracając będziemy już drogę pamiętać. Wjeżdżamy na wiochę, w której ma być cel naszej podróży. Nawigacja mówi: "Skręć w lewo. Dalej prosto", po czym bateria się rozładowuje na amen. Ok, jadę prosto. Jadę, aż tu nagle koniec drogi... Zawracam. Myślę pewnie w następną uliczkę trzeba było skręcić. Wyjechałam na główną, mijam TIRa, który stał na awaryjnych na środku drogi. Błądzę coraz bardziej. Nie ma zasięgu na taty komórce. Zawracamy. Zatrzymuję się pod jakimś domem bo żywej duszy na ulicy. Pytam starszego pana gdzie tu jest nadleśnictwo. Wytłumaczył mi. Wyjeżdżam na główną, patrzę a w miejscu gdzie stał TIR jest skręt do nadleśnictwa. Ulga. Gdyby nie tato, to pewnie bym już była w połowie drogi powrotnej.


No właśnie... Jeszcze mi tylko tego brakowało...

Dziś nasz dzień Kobietki! Ja świętuję lampką, dwoma no ewentualnie siedmioma lampkami sfermentowanych winogron. To moja kolacja:)


Wasze zdrówko!

Mateuszek chyba dorośleje... Coraz więcej w nim romantyzmu. Dziś rano wyrwał się z pracy i przywiózł mi bukiet 9-ciu czerwonych różyczek. Jak wrócił z pracy to dostałam od niego i naszego synka czekoladki I love Milka. Igorek mi je wręczył, po 3 sekundach mi zabrał:) Chłopaki zjedli całe pudełko, ja tylko jedną. Tylko jedną, kiedyś wszamałabym całe opakowanie. Robię postępy:D

Coś jeszcze miałam napisać ale... zapomniałam!

Dobrej nocy kobietki!

PS: Kwiatki kwiatkami, czekoladki czekoladkami ale...

5 marca 2013 , Komentarze (13)

Nie będę oryginalna jak zacznę, że piękny dzionek dziś mieliśmy... Cieplutko, niebieskie niebo i słońce! Tego mi brakowało najbardziej w ostatnim czasie.

Wczoraj nie udało mi się dodać wpisu, a to za sprawą nowej gry eMola... Siedzi przed lapkiem i napier***a koparką... Nigdy nie zrozumiem mężczyzn i ich fascynacji. Dlatego też dzisiejszy wpis będzie podsumowujący dwa dni na dobrych torach po weekendowych wariacjach.

Poniedziałek. W założeniu miał być płynny i prawie był. Wypiłam litr maślanki, litr soku pomidorowego, a że nie miałam żadnej zupy na obiad to wciągnęłam kurzego cyca z papirusa z ugotowanym kalafiorem. Rozpakowałam nas, ogarnęłam chałupkę, zrobiłam pranie, poprasowałam zaległe i tak dzionek zleciał.


Wtorek. Dziś z moją Mamcią zrobiłyśmy sobie Beauty Day. Pomysłodawczynią i realizatorką byłam ja. Wracając ze żłobka wstąpiłam do Rossmanna i kupiłam nam farby do włosów. Mamie kupiłam opalizujący średni blond a sobie intensywną karmazynową czerwień. Najpierw ufarbowałam, obcięłam i ułożyłam włosy mamie. Widziałam jaka była szczęśliwa... Uwielbiam sprawiać jej radość. Dzięki temu choć na chwilę może zapomnieć o swojej chorobie (moja mama od 39 r.ż. choruje na RZS - reumatoidalne zapalenie stawów, w tym momencie ma już ostatni  zarazem najgorszy stopień zaawansowania choroby). Później nałożyłam farbę sobie (mój siwy odrost już się prosił o farbowanie). 

Pora na dzisiejsze menu:

kawa z mlekiem 2%

Ś: 2 parówki "Jedynki", 2 kromki chleba słonecznikowego z Lidla, musztarda chrzanowa

II Ś: serek wiejski, kilka plasterków polędwicy (podjadłam jak robiłam drugie śniadanie dla M.)

O: kurczak z mieszanką chińską i ryżem


P: koktajl bananowo-kiwi-maślankowy z dodatkiem błonnika jabłkowego i serwatki w proszku

K: bułka dyniowa z Lidla z pastą rybno - jajeczną (przepis wkrótce na moim blogu)


Po południu robiłam tort adwokatowy dla M. na jutrzejsze urodziny i kopiec kreta dla dzieciaków i jeszcze parę kalorii wpadło (2 "lizy" kremu bom się zapomniała...)
Efekty mojej pracy będziecie podziwiać jutro:)

Rozbroił mnie dzisiaj ten obrazek:


Dobrej nocy Kochane(ni)!

3 marca 2013 , Komentarze (13)

Cześć Słoneczka!

Jak Wam minął weekend? My byliśmy w Nowym Sączu u Teściów, wróciliśmy niedawno. Nie za bardzo miałam czas aby cokolwiek do Was skrobnąć, co z resztą nie wyszło mi na dobre. Co prawda nie obżerałam się tak jak to kiedyś bywało, że byle co aby tylko gębą ruszać, ale niestety parę grzeszków wpadło. W piątek 3 drinki (wódka + cola - nie lubię ale nie było nic innego), w sobotę spora ilość sushi, które zrobił brat mojego M. no i dziś w drodze do domu hot dog na statoilu. Do tego jeszcze "normalne obiady" Teścia. Teść gotuje bardzo dobrze, choć jak dla mnie za tłusto. Nawet M. powiedział mi, że się odzwyczaił od takiej kuchni i miał później "rewolucje" po tatusiowych obiadkach. Na szczęście nie zdarzają mi się często takie weekendowe wpadki ale już się boję jutrzejszego ważenia.


Jutro planuję dzień płynny. Muszę pozbyć się weekendowej nadwyżki. W środę mój M. ma urodziny. Gówniarz kończy dopiero 26 lat. Z tej okazji planuję mu zrobić tort. Pewnie spróbuję kawałek ale trzeba będzie się pilnować.

Aaaa... zapomniałabym. Dostaliśmy w końcu od Teścia obiecanego Fiata Punto. Może i nie ma się czym chwalić ale biorąc pod uwagę, że do tej pory jeździłam Tico, to jestem megazadowolona. Nawet już dziś wracałam jakieś 50 km i całkiem przyjemnie się jechało. No nic Nie zanudzam już bo jakoś marnie mi dziś idzie.

Za ten weekend możecie mi skopać doopsko. Od jutra wracam na dobre tory...