Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 219919
Komentarzy: 10529
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

26 stycznia 2021 , Komentarze (14)

Na tegorocznym, świąteczno_noworocznym zabronionym wyjeździe w Izery, tylko raz jeden, weszliśmy do schroniska na Szrenicy na pierogi (na wynos). I tak to wyglądało w praktyce, że kolejka bezmaseczkowiców czekała na to "na wynos", a potem ludzie rozsiadali się gdzie popadło, nam popadło koło kibla i wsuwali ze styropianu, my też. Wstrętne, kluchowate ruskie😨

I S. zaproponował, żebyśmy sobie sami pierogi zrobili. 

I ja, pasztetowa specjalistka (Złotko, raz jeszcze dziekuję), dwa rodzaje nadzienia zrobiłam (ze cztery godziny roboty chyba, ale przyjemnej roboty z audiobookiem The Glass Hotel w tle). 

1. Indyk + szpinak

2. Feta + szpinak

A S. nalepił ich chyba ze 100!!! Przepyszne. W bonusie pasztet z resztek.

Wydzielamy sobie po kilka w weekend, póki co, mój malutki zamrażalnik zapakowany po kokardkę:

24 stycznia 2021 , Komentarze (9)

To był tydzień pracy w biurze, ale -18 w poniedziałek, trochę mnie zatrzymało w domu. Tylko z kijkami, które zwykle u mnie w niełasce, pomaszerowałam 40 min. przed "robotą" i po niej.

A od wtorku walka z mrozem i nieodśnieżonymi ścieżkami. Samopoczucie już po super!!, ale w trakcie niespodzianki były. Bo jedna ulica, pusta, odsolona, czarna😍, a zaraz potem około 2 km czegoś, po czym o jechaniu to nie było mowy, a śniegowo_piaskowy syf odkładał się przy hamulcach i pod błotnikami, całkowicie blokując koła = zamiast rower prowadzić, musiałam go nieść..😵

Rower pokryty tym solnym syfem musiał wziąć prysznic, i ja też, jako druga:

I takie skarpetki wyprodukowałam dla S, chociaż nie było to takie oczywiste na początku. Mnie ten wzór i jego nazwa =Wohin socks zachwycił od razu jak go zobaczyłam, S kręcił nosem, że koronkowe...:

Zaczęte jeszcze przed wyjazdem świąteczno_noworocznym, ale pogoda taka była super, że skończone dopiero teraz.

10 stycznia 2021 , Komentarze (12)

Tak już mi dopiekło homeoffice, że zdecydowałam się pracować jeden tydzień w biurze, a jeden zdalnie. Ludzie u nas pracują bardzo różnie, niektórzy tylko z domu, nieliczni tydzień w biurze, tydzień w domu, większość, jeden dzień, co drugi tydzień w biurze. 

Pusto jest bardzo, ale i tak jadę tam na rowerze, pogadam trochę, pouśmiecham się, robię makijaż i zakładam inne niż domu  ubrania👍

Tylko naszej korposiłki niestety nie mogę wykorzystać, bo w przed ostatni dzień w górach, już wieczorem, kiedy schodziliśmy w świetle czołówek i oczywiście z raczkami na butach (moje nie miały kolcy, tylko takie jakby krótkie śrubki), nieuważnie weszłam na lód, po którym płynęła woda. I nogi poleciały do góry, a ja na ten lód. Pierwszym miejscem kontaktu był plecak (plastikowe pudełko po pierniku dla S. zamieniło się w plastikowy gruz), drugim, mój kręgosłup, tuż powyżej kości ogonowej. Było naprawdę źle, jest coraz lepiej, ale nie tak, żeby myśleć o treningach😥.

Mój Garmin, wybrałam model forerunner 35:

coraz bardziej oswojony. Po raz pierwszy jestem zainteresowana ilością kroków, a nie tylko km na rowerze (wczoraj 22 km rower, 20 tys. kroków po lesie i nie po lesie.

Trochę nie wiem, co czytać i słuchać🙁.

Zaczęłam jakieś The Best (wywaliłam po kilkunastu stronach np Nomadland, This is Going to Hurt..). Dałam szansę Normal People. A słucham Millennium, ale to tak zupełnie z braku czego innego. Pierwsza część była jeszcze jako taka, a im dalej w las, tym bardziej niedorzecznie...

3 stycznia 2021 , Komentarze (15)

Pogoda była super, zima_zima🥶 

A ja wymarzłam jeszcze dodatkowo, już drugi raz przy tej okazji = na foto sesji chusty Lost in Time, którą zrobiłam jakiś czas temu, ale jakoś do jej kolorów lawendowego pola, zarośniętego trawą (mój ulubiony whirl, który najpierw przypomina mi northern lights, a dopiero póżniej ta lawendę), nie pasują mi śniegowe klimaty🤔

Dietetycznie jak grzecznie jak nigdy, żadnych ruskich pierogów, tylko własne gorące obiady z termosów (pieczona pierś kurczaka, warzywa, kasza + makaron. W drugim termosie grzane piwo (już dietetycznie słabo). Na śniadanie jajecznica, na kolacje pół oscypki i garstka groszku. I piwo grzane:(

Jutro ważenie, ale wiele sobie nie obiecuję, bo słodki alkohol nie pomaga w utracie wagi...

Garmin oswojony już prawie. 

Reset głowy całkowity👍

22 grudnia 2020 , Komentarze (14)

Pierogi gotowe w zamrażalniku, prezenty pięknie zapakowane czekają. "Choinkę" sama zrobiłam z przywiezionych z naszego lasu gałązek. Wigilia nie u mnie.

Posprzątałam już wcześniej. Paznokcie na kuracji, króciutkie i bezbarwną odżywką pomalowane, więc roboty z nimi kwadrans.

Jeszcze tylko pozmieniać audiobooki i książki w czytniku, nie wiem jeszcze na jakie, i pakowanie, bo pierwszego dnia jak zwykle w góry, zupełnie samodzielny dom gdzieś w Głębi Izerów. Kupiliśmy termosy na jedzenie, zapas kaszy i jajek, upiekłam piersi kurczaka, warzywa i mam nadzieje, że schudnę tam trochę, bo 4 kg więcej, przez ten domowy bezruch. No i zapas różnego alkoholu, żeby w Szklarskiej wcale się nie pokazywać. Wracamy dopiero po Sylwestrze (którego z wielką przyjemnością przesypiam). Od kilku dobrych lat mam takie właśnie Święta o jakich wcześniej lata całe marzyłam😍

A Endomondo, skoro się zwija, na Garmina zamieniłam i powoli ogarniam jego obsługę. Ma wielką zaletę, że bateria na tydzień chyba wystarcza, a endomondo, pomimo, że lubiłam jego grafikę, zależne od komórki było... 

Wszystkiego najlepszego życzę Wam wszystkim, zdrowia, spokoju i spełnienia marzeń i pogody ducha w tych trudnych czasach:)

13 grudnia 2020 , Komentarze (21)

Tydzień teraz do tygodnia, teraz bardzo podobny. Jeden homeoffice, drugi "hybrydowy" dwa dni w biurze, trzy zdalnej. A weekendy w naszym Lesie🏆

Treningowo się zorganizowałam, 2x siłowo (jutro pokażę Wam moją i S. domową siłownię:) + brzuch i cos tam po 30 minut codziennie. No i rower około 20 km, co jest, przy tej pogodzie i krótkim dniu coraz trudniejsze, szczególnie jak się nie musi, jak by wystarczyło, z łózka na kanapę z laptopem się przesmrodzic.

A w Lesie, rano marszobiegi, hartowanie (znalazłam miejsce do tego idealne):

Potem S. łazi po drzewach i ścina uschnięte konary (nawet w śniegodeszczu), ja je ściągam w ogniskowe miejsce i spalamy to wszystko wieczorem. I jak bardzo się cieszę, i dziwie się jednocześnie, że tak bardzo mi się to podoba.

Wieczorem = w ciemnościach, tradycyjne 18 km km rowerowania (wczoraj było to naprawdę wyzwanie).

I moja Slipstravaganza doczekała się wreszcie sesji w "Górach Tęczowych":)

29 listopada 2020 , Komentarze (18)

Zainspirowana wpisem Naturalnej, chciałam  pomaszerować na bosaka po lesie. Ale ścieżka była utwardzana kamykami, były szyszki i nieprzyjemne to było:(

Ale potem, już w naszym lesie, gdzie dużo zmarzniętych, mokrych liści leży,  powtórzyłam doświadczenie i było świetnie(martwy) 

I drugie hartowanie = stanie to raz jednym torze, raz na drugim, podczas gdy S. fotki robił mojej prawie, że skończonej Slipstravagandzie

23 listopada 2020 , Komentarze (24)

Przez dwa ostatnie lata, czas swiąteczno sylwestrowy spędzalismy z S. w Czechach, jeżdżąc na nartach śladowych, tak jak lubię =tam gdzie cicho jest, pusto i pięknie. W Sylwestra spałam(ziew)

W tym roku miał być Harachow, ale przekraczanie granicy wydaje mi się teraz mocno niestabilne i zarezerwowałam apartament (ale to było trudne było) w odległej Szklarskiej, na zboczu Izerów. I już nie moge się doczekać!! . Mamy osobne wejście, swoja kuchnię, a S. wczoraj zamówił termosy na obiady, będziemy swoje żarełko zabierali do plecaka.

I nie mogę tego pojąć, że wyciągi mają być zamknięte, a kościoły są otwarte...

A w naszym lesie pierwszy szron:

 i ostatnie grzyby...:

15 listopada 2020 , Komentarze (25)

Pierwszy raz od długiego czasu. 

Wczoraj śmig na rowerze 25 km, dzisiaj 28 z samego rana, czyli po godzinie 9 (po lesie oczywiście, bo w tych trudnych wyjazdowo czasach, każdy weekend "pomiędzy Bugiem, a Narwią" spędzamy). Pędziłam szybko jak umiałam, szybciej nawet, a jak się zadyszałam w piachu, czy pod górkę, to tak jak zwykle, tak "zdrowo" = całą pojemnością płuc. Co za szczęście i ulga;). Szkoda tylko, że endomondo zniknie, bo tez niego to tak jakby się nie jeździło:) 

Świetne sny o podróżach po Włoszech miałam, a nie horrory jak z Smentarza Zwieraków.

I moja Slipstravaganza powoli, bardzo powoli przyrasta, teraz na drutach jest już prawie 1000 oczek. Ale nic, a nic mi się nie spieszy, bo to sam proces robienia jest dla mnie naprawdę fascynujący.

I nowe jedzenie robiłam:

1. Kimchi_przepis z jadłonomii, nie smakował ani mnie, ani S. = wywaliłam

2. Ogórki małosolne_rewelacja, tylko trochę nie sezon, ale i tak nastawiam w garnku kamionkowym raz na tydzień i rabiemy, az uszy nam się trzęsą

3. Pęczatto z grzybami i drugie, z pieczoną dynią (też jadłononia) = świetne, wysmienite, będzie powtórka, za powtórką(puchar)

9 listopada 2020 , Komentarze (32)

Niby zdrowa jestem, pracuje zdalnie, wyjeżdżam do naszego lasu na weekend, chociaż zimno już w tym lesie, grzyby w 90% takie:

Chodzić po tym lesie mogę godzinami, sprzątac mieszkanie mogę, ale jak na rowerze jeżdżę, wcale nie daleko, to czuje wyraźnie, że tak jakby za mało powietrza mi się wdychało i serce bije mi mocno. A jak potem na moje czwarte piętro się wdrapie, to muszę chwile posiedzieć z opuszczoną głową, żeby nie spaść na dół z powrotem. O treningach to mowy nie ma:(. Tak wiem co to może być na przykład i chociaż staram się nie rozkminiać takich niewiadomych, to sny_horrory mam takie jak nigdy, całkiem nowy gatunek....

A jednocześnie i tak bardzo dobre jest moje życie i staram się doceniać każdą jego taką chwilę:)