Moja aktywność - spaliłam 3255 kcal
krokomierz,54238,465.18988037109,3255,168272,35797,1464188625
Dodaj komentarz
...ZWYCIĘSTWO...
Bardzo Was przepraszam...
Zmieniłam 'kategorię', do której zalicza się ludzi ciężkiej wagi na taką, która widziana jest przez otoczenie, jako lepsza- atrakcyjna, zadbana bez względu na strój czy makijaż, lekka i (najczęściej) uśmiechnięta.
Nie da się chyba opisać słowami tego, czego doświadczam... Patrzę na siebie, dotykam swojego ciała, przygotowuję ubranie na kolejny dzień i... cały czas z zaskoczeniem przekonuję się, że to jednak JA. Pozbyłam się 25 kilogramów!Nie chodzę, tylko się unoszę. Nie walczę z przeciwnościami, tylko pokonuję je z pasją na swojej drodze ku jeszcze lepszemu. JESTEM WIELKA SIŁĄ DUCHA I DROBNA CIAŁEM DELIKATNEJ KOBIETY! Tak właśnie zawsze chciałam żyć!
Wreszcie mam cele inne niż odchudzanie- odnalazłam schowane głęboko zainteresowania. Myślę więcej o innych, bo teraz sobie pomagać już nie muszę- JESTEM JEDNOŚCIĄ DUSZY I CIAŁA.
P.s. Z radością czekam na szansę przegonienia Waszych CIĘŻKICH duchów...
Niesamowite...
Nie wiedziałam, że to może być takie łatwe- schudłam już prawie 5 kg, a zupełnie nie czuję, że jestem na diecie! Pierwsza chudnie twarz, więc kilka osób zwróciło na to uwagę. Strasznie mnie to mobilizuje do trwania w postanowieniu o ostatecznym pozbyciu się CAŁEGO NADMIARU CIAŁA. I ćwiczenia zaczynają sprawiać mi frajdę- czuję napinanie się każdego mięśnia, powoli uwidaczniają się też mięśnie brzucha, dotychczas ukryte pod warstwą 'ochronną'. Chyba mogę powiedzieć, że zaczynam siebie lubić, choć do pełnej akceptacji jeszcze daleka droga...
I po amerykańskiej... minus 4kg!
Jednak działa! Polecam wszystkim zniechęconym i ciągle głodnym. Jestem wiecznie zalatana, więc ustawiłam sobie przypomnienia w telefonie i grzecznie jadłam o określonych godzinach. Przez te kilka dni nie ani przez chwilę nie poczułam głodu. A wino, jako finał dnia...sama rozkosz. Wiem już, że aby schudnąć trzeba jeść po troszeczku co 2-3 godziny.
Proszę o wsparcie w walce z kolejnymi kilogramami- od jutra dieta MAYO. Już się cieszę, bo uwielbiam jajka.
Całuski dla wszystkich walczących i wątpiących w powodzenie tej walki!
Powolutku, małymi kroczkami do celu.
Wreszcie, po komunijnym urwaniu głowy mam trochę czasu dla siebie. Od wczoraj stosuję dietę amerykańską, tzn. jem prosto, co 2 godziny i kończę dzień lampką czerwonego wytrawnego wina. Rozpisałam sobie plan diety na najbliższe 1,5 miesiąca:
teraz 5 dni AMERYKAŃSKIEJ (9:00 50g. topionego serka, 11:00 jajko, 13:00 pomidor z ziołami i łyżką oliwy z oliwek, 15:00 jabłko, 17:00 200g. chudego białego sera z papryką lub ogórkiem, a do 20:00 lampka wina),
potem 2 tygodnie MAYO (śniadanie- 2 jajka i kawa, obiad- 2 jajka i 200g. gotowanych warzyw, kolacja- 2 jajka lub 150g. pieczonego mięsa i sałata z sokiem z cytryny),
następna w kolejności będzie dieta tzw. SZOKOWA 14 dni (śniadanie- jajecznica+ biały ser i kawa, obiad- rosół z warzyw+ 1/4 pieczonego kurczaka, kolacja- gotowana lub pieczona ryba+ surowe warzywa).
Oczywiście wspomagam się multiwitaminą i tabletkami przyspieszającymi termogenezę. Jeśli starczy mi samozaparcia i zdrowia (badania będę robić raz w tygodniu) przyjdzie czas na KOPENHASKĄ (13 dni). Jestem zdesperowana...
Konkretnie- plan wprowadzam w czyn...
Czuję się, jak spuchnięta kukiełka.
Mam za to jasny plan:
- rano, przed śniadaniem i wieczorem przed snem- 100 brzuszków i 2 szklanki wody z octem jabłkowym
-- przez cały dzień- 4-5 posiłków, a w każdym z nich 3 różne warzywa+ oliwa z oliwek,
--- 1 jogurt i 150-200g drobiu, ryby, mięsa lub białego sera oraz mały owoc każdego dnia,
---- jeśli węglowodany, to max. 2 kromki chrupkiego chleba na dobę,
-----woda i ziołowe herbatki - 3-4 litry
------ ostatni posiłek najpóźniej do 18:00
Całkiem rezygnuję ze słodyczy- mojej największej zmory- i w miarę możliwości codziennie ćwiczę ok. 1,5 godziny. Poza tym zawsze, kiedy sobie przypomnę będę napinać mięśnie pośladków i robić wypady, jak Cindy Crawford. Niby nic, a dupcia i nogi po takiej seryjce po 10 na każdą stronę bolą niemiłosiernie, czyli musi skutkować...
I-szy tydzień- złe dobrego początki...
Nastawiam się na ciężką pracę.
Jak coś planuję, to od początku ze szczegółami. Uzbierałam zapas płyt z ćwiczeniami (różne, w zależności od mojego nastroju), kosmetyków wyszczuplająco- ujędrniających na intensywnie chudnące ciało (mam zamiar założyć bikini rozmiaru 36/38 jeszcze tego lata, nie sprawiając nikomu przykrości widokiem obwisłej skóry) i spore ilości aptecznych specyfików do łykania, które pomogą polepszyć wyniki moich działań zewnętrznych.
Nie mam już wymówki, bo od dłuższego czasu nie karmię piersią. Obiektywny obserwator moich poczynań stwierdził, że dojrzałam psychicznie do podjęcia tego trudu.
I ślicznych ubranek na 'szczupaka' jakoś dziwnym zrządzeniem losu nagle mi przybyło- koleżanka wyjechała na stałe za granicę i 15 kg 'nadbagażu' lotniczego mi nie poskąpiła. A, że z rodzaju twiggy...
Jest jeszcze jeden- wiem, że nie najszlachetniejszy- motywator. Znajome, całkiem młode małżeństwo funkcjonujące niegdyś wzorowo zaczyna 'kuleć', bo Jej atrakcyjność w ostatnim czasie zostawia wiele do życzenia (choć ma warunki i środki, żeby temu zaradzić). A On coraz częściej 'omiata wzrokiem' cudze żony... Noszę Jej zdjęcie w portfelu- za żadne skarby świata nie chcę tak wyglądać..! Nie pomagają nawet markowe ciuchy...