Kolejny dzień w większości za mną. Do tej pory 1 posiłek ale zaczynam być głodna, więc czas na kolejny. Nie mogę przekonać się, by spróbować kawy z tłuszczem (kuloodpornej)- podobno rano daje niezłego kopa i podbija ilość tłuszczu bez węglowodanów i białek.
Powoli zaczynam orientować się z czym mi będzie bardziej po drodze a z czym mniej. Dziś zakupy mocno pod kątem mojego jadłospisu. Niestety, sobie część rzeczy muszę robić osobno, bo maluch 15miesięczny i ketoza raczej nie są najlepszym pomysłem. Tak więc dzieciaki dostały truskawki, fasolkę szparagową, jabłka i nektarynki a dla mnie szpinak, cukinia, kapusta kiszona ( choć i oni tego trochę dostaną, wszak to samo zdrowie🙂). A dla męża- a jakże- piweczko.
Zaskakujące dla mnie jest w tym wszystkim to jak trudno przestawić mózg. Zawsze wszyscy mówili, że tłuszcz to zło, jedz chude rzeczy. Jak buła to bez masła, jak ziemniaki to bez tłuszczu/sosu/masła. Po lekturze "Ketogenicznej bibli" rozumiem, że można inaczej- masło bez buły, tłuszcz bez ziemniaków. Natomiast gdy do mięsa dodaję dobrą łychę tłuszczu czuję jeszcze opór- że to będzie fe, takie tłuste. Z tyłu głowy ciągle kołacze się podświadome "tłuszcz tuczy", zapala się czerwona lampka. Ale teraz wdzięczna jestem sama sobie, że teorię przerobiłam i świadomie do sprawy mogę podejść.