Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Siedzenie w domu z dziećmi rozleniwia. Tęsknię za pracą ale chciałabym wrócić do niej odmieniona.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4089
Komentarzy: 58
Założony: 16 czerwca 2020
Ostatni wpis: 9 lipca 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Alra_una

kobieta, 38 lat,

165 cm, 99.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

9 lipca 2020 , Komentarze (5)

Zniknęłam na trochę stąd, bo czas goni bardzo. Mam w domu remont i nie mam kuchni. Trwa to już prawie 2 tygodnie i jeszcze końca nie widać. Bałagan to jedno ale boli brak kuchenki, wszystko w kartonach. Z konieczności żywię się tym co da się bez gotowania zrobić i wypadłam z adaptacji bo nie bardzo nawet mam jak liczyć makro. Staram się na oko trzymać proporcje ale głowę dam że białko przekraczam a tłuszczy nie dobijam. Powiedziałam sobie - trudno, za tydzień wrócę do normy i liczenia.

25 czerwca 2020 , Komentarze (2)

Dziś już lepiej. Po chwilowym obniżeniu nastroju  jest lepiej. Kawa ze śmietanką 36% zabija potrzebę jedzenia na tyle, że jadłam dziś przed 17 po raz pierwszy. Wcześniej nie udało mi się opanować i zjadłam 1 truskawkę. Wiem, że na adaptacji owoców unikamy i kajam się ale nie czuję się bardzo winna. Makro i tak wyglądają ładnie 13/83/142 (W/B/T). Może jeszcze coś przed snem wpadnie ale myślę że 20g nie przekroczę. 

Trochę poduczam się by móc wrócić kiedyś do pracy (aktualnie na urlopie wychowawczym jestem). Uczę się, ćwiczę żeby nie zapomnieć tego co umiem i efekty mnie samą dziś rozśmieszyły ( wygląda kiepsko- nie zajmuję się grafiką tylko programowaniem)- udało mi się w nowej technologii zakodować... działające menu. Tylko i aż tyle...

24 czerwca 2020 , Komentarze (6)

Zmęczenie materiału. Czy to dieta czy trochę stresów- nie wiem. W każdym razie słaby dzień dziś. Dobrze, że się kończy i można powoli kierować się w stronę łazienki i sypialni. Dzieciaki dały mi dziś trochę w kość, na koniec zabrakło mi cierpliwości- wzięłam robótkę, kawę i uciekłam przed dom by doznać choć trochę ciszy. 

22 czerwca 2020 , Komentarze (3)

Rozsmakowuję się powoli w keto posiłkach. Jeszcze podświadomość krzyczy, że to mięso pływa w tłuszczu ale zaczynam się z nim oswajać. Ciągle pamiętam ten fragment ketogenicznej biblii, gdzie tak ładnie napisano o demonizowaniu tłuszczu i trochę pomaga mi w zmianie sposobu myślenia.

Rozglądałam się za przepisami na adaptację i znalazłam trochę różnych propozycji ale jakoś tak nie umiem. Pieczywo czy ciasta piekę czasem z  przepisów, normalnie gotować tak chyba się nigdy nie nauczę. Wolę po swojemu. Mniej przez to w tym powtarzalności ( a przydałaby się dla ułatwienia wpisywania w aplikację liczącą kcal i makro) ale i ja czuję się swobodniej. 

I taki małe spostrzeżenie- śniadanie koło 9 a drugi posiłek przed 17. Pomiędzy kawa z odrobiną śmietanki. Przy węglowodanach byłabym już ze 2 razy głodna po drodze 🙂 nie wierzyłam, że da się tak zmniejszyć ilość posiłków. I to zupełnie bezboleśnie. Nie kusi mnie nawet gdy karmię dzieci czy gotuję coś w międzyczasie. Boję się tylko jeszcze piec ciasta bo nie jestem pewna czy się nie pokuszę🙈

21 czerwca 2020 , Komentarze (6)

No i kolejny dzień mogę uznać za zaliczony na plus. Zauważyłam że kawa z odrobiną tłustej śmietanki sprawia, że pierwszy posiłek jem dopiero po drzemce mlodego- koło 11-12. I w zasadzie z małą przekąska w środku dnia zaczynają wystarczac mi 2 posiłki dziennie. Za to dość duże. Od dawna byłam na redukcji z 2000kcal. W tej chwili jest tych kcal wiecej- koło 2300- czyli blisko cmp. Nie wiem czy to dobrze, przy takiej ilości nie jestem głodna. Uciekają mi te kcal przy samej kawie bo do tej pory piłam z chudym mlekiem a tu tłusta śmietanka. Oczywiście wiem, że trzeba na adaptacji uważać z nabiałem ale ogólnie unikam go na razie z tym jednym wyjatkiem- nie umiem pić kawy czarnej. 

Najzabawniejsze jest to, że jem to co lubię ale zaczyna mi brakować tego co umiarkowanie zawsze lubiłam a teraz nie można. Wszystkie kasze, ryze, makarony, pieczywo. Zastanawiam się na ile to organizm wola "daj mi węglowodany" a na ile psychika mówi "no nie rób sobie jaj, przecież to takie dobre, kroma chleba nikomu jeszcze nie zaszkodziła".

No nic, na razie jestem twarda i na pocieszenie zatapiane zęby w karkóweczce w towarzystwie szpinaku i pieczarek duszonych na masełku. 

20 czerwca 2020 , Komentarze (8)

  1. Tydzień bez chleba, ziemniaków, kaszy, ryżu... Pierwszy raz w moim życiu. Jestem dumna z siebie, że się nie złamałam. Od początku mojego odchudzania 6,5kg. Pożegnałam trzycyfrową wagę. Mam nadzieję, że na dobre. 

Samopoczucie lepsze niż było,  trochę spaceru za uczącym się chodzić w butach 15miesięczniakiem (w wózku już kiepsko mu się siedzi odkąd odkrył nogi). 

No i kolejna robótka w toku. Zaczęta już jakiś czas temu i dojrzewała by znów do niej wrócić. Nie mam na chwilę obecną zamówień, więc chcę ją skończyć dla siebie🙂

19 czerwca 2020 , Skomentuj

Niemal tydzień za mną. Trochę za wcześnie na podsumowania ale muszę powiedzieć - czuję się już w miarę swobodnie w tym co wolno a czego nie. Pierwsze 2-3 dni to była panika- jak nie przekraczac węglowodanów i dobić tluszcze. Wczoraj i dziś udaje mi się już tak wybierać produkty by to tłuszcz dominowal, węglowodanów było malutko. Początkowo miałam też problem z proporcjami białka i tłuszczu. Wydaje mi się, że w tej chwili już wiem po co sięgać by trzymać dobre proporcje. Samopoczucie lekko lepsze- chyba pomógł rosół. Czuję jeszcze ciągoty do pieczywa. Robiłam dziś dzieciakom i mężowi kluchy na parze z sosem grzybowym lub powidłami do wyboru. Szczerze mówiąc sama zatopiłabym zęby w jednej. 

Udało mi się usiąść do powtórzenia elementów programowania, kodowania (tym zajmuję się zawodowo ale  po 1,5rocznej przerwie na ciążę i urlopie macierzyńskim czuję się jak nowicjusz) i czuję, że powrót do pracy będzie długi i pelen nauki- mam ogromne braki- zapomniałam wiele z tego co umiałam a i technologia w miejscu nie stoi...

18 czerwca 2020 , Komentarze (14)

Odkąd zaczęłam adaptację- 1kg w dół. Oczywiście woda- jak wyczytałam na początku traci się jej sporo ze względu na to, że zmniejsza się ilość glikogenu. I tyle teorii. W praktyce chyba dopadła mnie ta słynna ketogrypa. Czuję się jakby przejechał po mnie czołg a zaraz po nim walec. Osłabienie, zmęczenie, nie mam siły na żaden większy wysiłek. Był moment, że pomyślałam- może to nie dla mnie skoro tak mnie trzepnęło?  Ale potem zrobiłam sobie jedzenie i postanowiłam że dam radę. 

Na pocieszenie skończyłam szydełkową chustę i jest gotowa do wysłania do nowej właścicielki.

17 czerwca 2020 , Komentarze (4)

Kolejny dzień w większości za mną. Do tej pory 1 posiłek ale zaczynam być głodna, więc czas na kolejny. Nie mogę przekonać się, by spróbować kawy z tłuszczem (kuloodpornej)- podobno rano daje niezłego kopa i podbija ilość tłuszczu bez węglowodanów i białek.  

Powoli zaczynam orientować się z czym mi będzie bardziej po drodze a z czym mniej. Dziś zakupy mocno pod kątem mojego jadłospisu. Niestety, sobie część rzeczy muszę robić osobno, bo maluch 15miesięczny i ketoza raczej nie są najlepszym pomysłem. Tak więc dzieciaki dostały truskawki, fasolkę szparagową, jabłka i nektarynki a dla mnie szpinak, cukinia, kapusta kiszona ( choć i oni tego trochę dostaną, wszak to samo zdrowie🙂). A dla męża- a jakże- piweczko.

Zaskakujące dla mnie jest w tym wszystkim to jak trudno przestawić mózg. Zawsze wszyscy mówili, że tłuszcz to zło, jedz chude rzeczy. Jak buła to bez masła, jak ziemniaki to bez tłuszczu/sosu/masła. Po lekturze "Ketogenicznej bibli" rozumiem, że można inaczej- masło bez buły, tłuszcz bez ziemniaków. Natomiast gdy do mięsa dodaję dobrą łychę tłuszczu czuję jeszcze opór- że to będzie fe, takie tłuste.  Z tyłu głowy ciągle kołacze się podświadome "tłuszcz tuczy", zapala się czerwona lampka. Ale teraz wdzięczna jestem sama sobie, że teorię przerobiłam i świadomie do sprawy mogę podejść.

16 czerwca 2020 , Komentarze (10)

No dobrze. Nowy początek. Od stycznia walczę. 6kg mniej. Niby fajnie ale... Jak na niemal pół roku- nie czuję się usatysfakcjonowana. Miałam 2-3 tygodnie przerwy od redukcji, cheat weeks (?) ale czas wrócić na dobre tory. Dzis weszłam na wagę, 99,5kg. Dużo do zrzucenia ale jestem gotowa. Zawsze pocieszające jest to, że zaczynałam od 105,5. A był moment jakiś czas temu, że dobiłam do 110 .

Od dłuższego czasu stosowałam lchf ale pomyślałam- spróbuję keto. Węglowodany zdecydowanie mi nie służą- im więcej jem tym gorsze spadki wagi. Długo przymierzałam się do keto bo adaptacja jest trudna, pełna wyrzeczeń.  Tak naprawdę to liczę, że efekty wynagrodzą poświęcenie. Najgorsza chyba jest konieczność ograniczenia warzyw. 20g węglowodanów to bardzo mało. Na szczęście adaptacja nie trwa wiecznie, potem można jeść ich więcej. Myślę że to już nie będzie dla mnie wyrzeczeniem, bo owoców zawsze jadłam dość mało, słodycze nie są dla mnie dużą pokusą. Brakuje mi teraz tylko warzyw.

Jeszcze nie dopadły nie objawy ketogrypy, czuję się dobrze ale to dopiero trzeci dzień. Myślę, że nie powinny być aż tak dotkliwe ze względu na wcześniejsze lchf.