Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
2 miesiące i 1 dzień na diecie. Sporo przede mną,
ale i dużo za mną.


Na początek napiszę coś o sobie, o tym jak wyglądała moja dieta w ciągu ostatnich kilku lat, a także o tym jak wyglądała kiedyś, gdy byłam młodsza i nieświadoma. 

Zawsze byłam pulchniejsza. Moja mama nie dbała o to, żebyśmy pili zwykłą wodę, u nas w domu były zgrzewki tej z cukrem, smakowej, od świąt gazowane napoje, które teraz z perspektywy czasu postawiłabym tuż obok tej smakowej wody pod względem składu, zawartości cukru, pustych kalorii... Miałam ogromny problem z jelitami, załatwiałam się raz na kilka dni, czasem raz na tydzień, informowałam o tym mamę ale nic więcej nie zrobiła oprócz jednorazowego zakupu leku na zaparcia (który i tak nie pomógł).
Zawsze było dużo chleba, tłustych potraw, ale nie o tym. 

3 lata temu się zawzięłam, schudłam około 26 kg, wszyscy mnie podziwiali, nawet te najgorsze ciotki, które będąc przy tuszy wyśmiewały się z innych - coś okropnego. 

Schudłam wówczas do 64 kg przy wzroście 165 cm i to była najniższa waga w moim dorosłym życiu. Ćwiczyłam regularnie na siłowni i w domu, byłam umięśniona, zadbana i naprawdę piękna choć nadal chciałam trochę schudnąć, jadłam zdrowo choć niedużo (to był mój błąd, ale i tak nie wyszłam na tym źle na szczęście, moje zdrowie fizyczne na tym nie ucierpiało, gorzej z psychicznym). Liczyłam bardzo dokładnie każdą kalorię, nic nigdy nie mogłam zjeść nadprogramowo, bo miałam w głowie, że na pewno przytyję. Sztywno trzymałam się swojej diety, co mnie niestety zgubiło. Długo to utrzymywałam, byłam zawzięta.
Po dłuższym czasie zrezygnowałam, poczułam wolność, byłam w nowej klasie w szkole, miałam mniej ruchu, mniej czasu a więcej problemów i zajadałam stres. Przytyłam wtedy dosłownie kilka kilogramów.

Złamałam nogę ze skręceniem. Była operowana raz, drugi... trzeci przede mną. Od tego czasu tylko tyłam, bo nie mogłam za dużo się ruszać, miałam zbyt duży ból nawet podczas chodzenia czy wstawania z łóżka (do tej pory mam) i lekarze odsyłali mnie do swoich kolegów, wydawałam duże pieniądze na prywatnych lekarzy. 

Przytyłam wtedy do 80 kg. Poznałam miłość mojego życia, zaręczyliśmy się, było nam dobrze razem, zamieszkaliśmy razem, jedliśmy razem... na cokolwiek mieliśmy ochotę, choć nie było bardzo niezdrowo, ale za dużo. Dużo orzechów, dużo pieczywa, dużo owoców i dużo wszystkiego. Mieszkamy zagranicą i dopiero uczę się języka, nie znałam tu nikogo jeszcze, a pracuję zdalnie. Czułam się samotnie, gdy siedziałam sama w domu, ale jednocześnie bałam się wyjść sama nie znając nikogo ani okolicy, niechętnie to robiłam, a dodatkowo ograniczał mnie ból w stawie skokowym.

Pół roku temu stanęłam na wagę. Pokazała 93,5 kg. Najwyższa waga w moim życiu... załamałam się, od razu się zawzięłam, ale znów nieudolnie ucięłam maksymalnie kalorii (do 600-800 kcal dziennie) i zwiększyłam ruch. Długo nie wytrzymałam i wróciłam do normalnego jedzenia. Jadłam trochę mniej, chyba tylko dlatego znów 1-ego listopada ujrzałam na wadze nadal 93,5 kg a nie więcej... 

1-ego listopada zaczęłam dietę ostatni raz i jem zdrowo, dobrze, czasem robię odstępstwa od diety gdy naprawdę mam ochotę, bo chcę tę dietę ciągnąć już do końca życia, nie tylko na trochę. 
Teraz smakuje mi gorzka czekolada powyżej 70% a kiedyś rzadko taką jadłam, staram się nie spożywać często słodyczy bo jestem świadoma jak zły wpływ ma na nas cukier, a kawy i herbaty nie słodzę od 3 lat. 

Jadam makaron, kaszę, ryż, pieczywo ciemne (piekę sama w domu gdy tylko mam czas, ale nie jem codziennie pieczywa) i chudnę, bo mam ujemny bilans energetyczny.
Moja dieta nie jest rygorystyczna, bo gdy mam na coś ochotę, to to jem, tylko doliczam do bilansu. Nie chodzę głodna :) 

Schudłam 6,5 kg. Ważę aktualnie 87 kg. Jeszcze sporo przede mną.

Trzymajcie za mnie kciuki. :)

  • Profik

    Profik

    3 stycznia 2019, 09:04

    Kochana trzymam kciuki :) Uda nam się... Jestem w podobnej sytuacji, w marcu spadłam ze schodów i skręciłam noge w kolanie.. Torbiele, woda, naciągnięte ścięgna i przez to brak ruchu... i nic tylko jeść leżeć i tyć... (wcześniej to samo kolano miałam 2 razy operowane).. Więc rozumiem Cię całkowicie. Ale teraz... jest już lepiej... Zaczynam się ruszać, jeździć na rowerku stacjonarnym i biorę się na maksa za siebie. Trzymam kciuki za Ciebie i za siebie i wiem że damy radę... :*

    • fatsecret

      fatsecret

      3 stycznia 2019, 13:08

      Super, że napisałaś! :) Dobrze wiedzieć, że ktoś jest w podobnej sytuacji, że nie jestem sama :) Świetnie, że zaczynasz się ruszać, ja też jeżdżę na rowerku stacjonarnym, wierzę w nas!

  • jplha

    jplha

    2 stycznia 2019, 17:00

    Trzymam kciuki! Zbilansowana dieta jest mega ważna (sama mam problem z jedzeniem słodyczy :))

    • fatsecret

      fatsecret

      2 stycznia 2019, 17:04

      To prawda! Dziękuję bardzo i również trzymam kciuki za Ciebie :)

  • mokusia13

    mokusia13

    2 stycznia 2019, 16:11

    Bedzie dobrze!!! ☺ ja tez robie odstepstwa od diety bo bym zwariowala ;p powodzenia! Pisz jak Ci idzie!

    • fatsecret

      fatsecret

      2 stycznia 2019, 16:25

      Dziękuję!!! :) Dokładnie, zwariowałybyśmy :) takie odstępstwa od diety są zdrowe, lepsze to niż opychanie się złymi rzeczami :) Dziękuję bardzo i wzajemnie! :)

  • Chemiczka83

    Chemiczka83

    2 stycznia 2019, 14:42

    lepiej powoli a na stałe:)

    • fatsecret

      fatsecret

      2 stycznia 2019, 15:29

      Fakt, dziękuję bardzo za komentarz, miło że ktoś czyta, mam większą motywację :)