Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zołza pokazuje ponad sto kilo. Zakładanie skarpet, to wyczyn na miarę wejścia na Mount Everest. Chodakowskiej, Lewandowskiej i innych podobnych unikam jak mogę. Ciastki, cukierki, serniczki, pierdolety - om nom nom nom. Nie ma się co dziwić, że urosła nie tylko dupa, ale ja cała. Nawet mam już rozstępy na podbrzuszu, Jak schudnę będę mogła udawać, że to po ciąży. -A gdzie dziecko? -Zapomniałam zabrać ze szpitala....

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1321
Komentarzy: 21
Założony: 17 marca 2021
Ostatni wpis: 18 września 2022

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
fedora22

kobieta, 34 lat,

167 cm, 104.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 września 2022 , Skomentuj

I znów zaczynam wszystko od początku. Byłam na wakacjach w Turcji przez tydzień. Przytyłam prawie 3kg. Przez siedem dni. Nie żałowałam sobie niczego. Właściwie można powiedzieć, że jadłam podwójne porcje wszystkiego - śniadania, obiadu, kolacji. Drinki na okrągło. W sumie wyszło 107kg. A pamiętam jak z pół roku temu ważyłam 95,5kg. Tak. Oto cała ja i moje jojo. Ale nic. Mąż też przytył, więc bierzemy się razem 😉. Poraz kolejny - trzymajcie kciuki 😉

11 września 2021 , Komentarze (4)

Jest nieźle. Aktualna waga 101,10kg. Chodzę, a raczej chodziłam do dietetyka - 180zl za wizytę z rozpisaną dietą na tydzień. Samo spotkanie 100zl. U Was też to tyle kosztuje? W dodatku zrobiłam sobie testy na nietolerancje pokarmowe. Wyszło mi, że mam średnia nietolerancję na nabiał - ale nie wiem na co konkretnie, mała nietolerancja na drożdże i jajka. Nie ma opcji, żebym przestała to jeść. No po prostu nie ma opcji. Przestałam pić kawę z mlekiem (cukier dawno odstawiłam), ograniczam jedzenie nabiału i jajek (o drożdżach nie wspomnę), przerzuciłam się na chleb żytni na zakwasie (żadne wyrzeczenie), ale całkowicie odrzucić?! No way! Próbowałam przez tydzień, nie widziałam żadnej różnicy. Żadna z tych rzeczy nie powoduje u mnie rewolucji żołądkowych, czy jelitowych. W ogóle to chyba przestanę do tego dietetyka chodzić. A właściwie dietetyczki. Niczego sensownego się u niej nie dowiedziałam، tylko na siłę namawia mnie na wizytę Z DIETĄ. Wiadomo, 80zl do przodu. Ale mi to nie smakuje, jedzenie jest takie byle jakie, długo się przygotowuje, no po prostu nie dla mnie. Wiem,że nie będę w stanie tego utrzymać. Zresztą, cały czas przypominałam sobie opcje wymiany posiłków na Vitalii i tą elastyczność. No i przede wszystkim na cenę. Przedłużylam dietę na V na kolejne pół roku i chyba tutaj zostanę. Jak myślę,że mam iść do D, to mnie coś bierze. W ciągu dwóch miesięcy wydałam na nią ponad tysiąc złotych. Plus do tego zakupy jakichś cudów niewidów z jej przepisów. Sorry, ale nie. Nie pasuje mi to. Co myślicie? Dam radę sama? Tak naprawdę te kilogramy i tak zrzuciłam sama, a nie na jej diecie, bo średnio się tego trzymałam. Kwestia zawziętości i silnej woli. Nie zawsze jest łatwo, ale Mąż wspiera i jakoś daje sobie radę. Czasem gdzieś zbłądzę, nie będę kłamać. Ale następnego dnia staram się wrócić na dobre tory i jakoś, kuźwa, dam sobie radę. Bo podoba mi się to jak ubrania zaczynają na mnie wisieć. O ile lepiej się czuję, o ile lepiej wszystko na mnie leży... Muszę dać radę!

28 lipca 2021 , Komentarze (1)

Dawno mnie tu nie było. Cóż mogę rzec. Po badaniach okazało się,że mam stan przedcukrzycowy, więc trzeba się wziąć za siebie. Vitalia to za mało. Zapisałam się do normalnego dietetyka - face 2 face. Póki co schudłam samodzielnie, jeszcze bez wsparcia rzeczonego dietetyka, 8kg. Samodzielnie. Trzeba się za siebie wziąć. Od 2 tyg zero JAKIEGOKOLWIEK cukru. Codziennie co najmniej 4km spacer. Wyrabiam przynajmniej 7 tys kroków. Jest lepiej. Cel: 99kg. Jest 103.8kg. Idzie!

25 marca 2021 , Komentarze (7)

Dziś stanęłam na wadze i  raz pokazało mi 110,3 kg a trzy razy 108,7 kg. Przyjmuję wersję ostatnią. Wy też tak macie, że zależnie od tego gdzie postawicie wagę, wskazuje Wam inną wartość?  Dlatego ważę się kilka razy, na różnych płytkach w łazience i przyjmuję wartość, która pojawia się najczęściej 😂. W każdym razie schudłam 😉. Choć to pewnie sama woda, ale to nie-is-to-tne 😉.

Wczoraj był tradycyjny obiadek wg wskazań Vitalii. Tradycyjny, bo jak w domu - ziemniaczki, mizeria na jogurcie i jajka sadzone. Porcja taka, że normalnie bym tyle nie zjadła i już przez resztę dnia nie byłam głodna, tylko po 21 zjadłam jeszcze banana (późno wróciłam do domu), żeby cokolwiek było. Wody też wczoraj wypiłam mniej,bo nie miałam kiedy. Bywa. Munż z obiadku zadowolony, najadł się, w brzuchol poklepał - szczęśliwy 😉.

Dzis czeka mnie bieganiną po urzędach, więc nie wiem jak będzie z regularnością posiłków. I'll do my best 😉.

Aaaaa! Jeszcze muszę Wam opowiedzieć o moim wczorajszym sukcesie: wracając wieczorem do domu, Munż uparł się na McDonald's. Zajechaliśmy. Wziął że dwa hamburgery, w tym jeden w zestawie z frytkami. No i cole. Wiecie jak to pachnie?! Wiecie?! I to jeszcze w szczelnie zamkniętym aucie?! A ja nic! Nawet fryteczki nie tknelam. Dumnam z siebie 😉.

23 marca 2021 , Komentarze (4)

Od czego by tu...

Ostatnio dieta idzie dobrze. Właściwie na tyle dobrze na ile można stwierdzić po wizycie teściowej, gdzie, wiadomo, trzeba było przygotować coś do kawki. Upichciłam ciasto marchewkowe z ksylitolem oraz brownie z czerwonej fasoli, również z ksylitolem. Ciasto marchewkowe było obłędne, trochę go zjadłam, przyznaję się bez bicia - niczego nie żałuję 😝. Brownie... Chyba za mało słodkiego dodałam i było trochę takie zapychające, ale jak ma się ochotę na coś słodkiego, to jest w sam raz. W każdym razie, teraz jak mam ochotę na coś słodkiego, to biorę kawałek max dwa brownie i jestem zapchana słodkim na amen 😉.

Wode piję jak mi przykazano - 2,7l dziennie, a nawet więcej jak mnie suszy. Zresztą, jak do tego doliczymy jedna kawkę dziennie i szałwię, która ostatnio namiętnie piję, to wyjdzie ponad 3l. Dieta z V przykazała mi spożywać 1800kcal dziennie. Przy czym w ankiecie zaznaczyłam,że jestem leniwcem, który nie gimnastykuje się w żaden sposób - oczywiście coś tam od czasu do czasu zadziałam, ale zdecydowanie za mało. Tak czy siak, te 1800kcal to i tak dla mnie za dużo. Mam rozpisane cztery posiłki, a jem 3, bo po prostu jestem zapchana i więcej nie wcisnę, a nie chce jeść więcej niż potrzebuje, bo potem jestem ociężała i senna.

Dalam mojemu Munzowi dostęp do V, bo teraz ma urlop i właściwie to on głównie gotuje, a nie chciało mi się co chwilę logować do apki i dawać mu screeny przepisów. Masz. Gotuj. Ave mu 😉. Trzeba mu przyznać, że tym gotowaniem i ekscytacja, że wreszcie domu będzie coś dobrego 🥴, bardzo mnie motywuje. Siedzi nade mną Dziad i pyta, o której obiad, a co robimy, a ile... No Menda jest, ale, kurcze, jednak się czasem przydaje 😉. Właśnie działa kolację z V... Przyznajcie,że mi troszkę jednak zazdrościcie 😜.

Dobra, zabieram dupkę i ogarniam resztę wody, która muszę wypić. Poniżej zdjęcie dzisiejszego obiadku zrobionego przez Munża, które udało mi się zrobić - ryż z pieczarkami i kurczakiem. Niebo w gębie. Munż aż piał z zachwytu. Na pewno zagości na stałe w jadłospisie. Miłego 😉



20 marca 2021 , Komentarze (2)

Wpadłam tylko na chwilę, żeby przekazać Wam, że wreszcie udało mi się zważyć. Chyba ważenie co sobotę będzie najlepszym pomysłem. Kiedyś robiłam to codziennie i każdy 0.1kg. robiłwrażenie. No, ale do brzegu... Wyszło 109.1 kg. Czyli byłam blisko, ale jednak jest mniej. Cel pierwszy - zejść do 105kg. Trzeba celebrować każde zrzucone 5kg 😉. Jak je zrzucę, pójdę do fryzjera. Czas nieco odświeżyć moje siwe włosy. Serio, prawie 32 lata, a siwych włosów już mam tyle, że szok. Podobno to od stresu w życiu, a tego trochę miałam i wcale nie mówię tutaj o pracy. 

Wczoraj wypiłam prawie całą ilość przypisanej mi wody. Jestem z siebie dumna. Co prawda większość opróżnilam przed snem i potem musiałam dawać upust swojemu pęcherzowi, ale poszło.

Wlasnie zjadłam śniadanko, kanapki z serem białym i dżemem oraz kawka z mlekiem. Bez cukru. Kawka bez cukru, to coś co mi zostało z poprzednich diet, taką z cukrem już mi nie smakuje. Poczekam aż się wszystko ułoży w brzuszku i lecę na zakupy, żeby mieć z czego gotować te pyszności. Potem sprzątanie, bo jutro wpada teściowa na kawkę, może nawet wyciągnę Munża na jakis spacer... Albo raczej jemu uda się wyciągnąć mnie 😂. Od momentu, gdy zaczęłam pracować zdalnie strasznie ciężko mi się ruszyć z domu. Jestem jednym wielkim leniem w tej kwestii. Pora to zmienic... Trzymajcie kciuki.

PS. Sorry za ewentualne błędy, pisze na szybko że smarta. Trzymajcie się mocno! 😉❤️


19 marca 2021 , Skomentuj

Zacznijmy od tego, że - uwierzcie lub nie - ciągnie zapominam się zważyć. Niby ta zołza stoi w łazience i dybie na mnie wyświetlaczem, a ja ciągle zapominam się zważyć z rana. Wstaję o 6 taka zaspana, że robię rzeczy rutynowo, a ważenie do mojej codziennej rutyny zdecydowanie nie należy. Po południu, czy generalnie po posiłku, nie ma już sensu, więc tak to odkładam i odkładam. Nie odkładam za to diety. Wczoraj zrobiłam przepyszny paprykarz z tuńczyka z jednego z przepisów, które tutaj znalazłam. Był pyszny. A dziś, na obiad zrobiłam szaszłyki z ananasem i ryż z curry. 

Pychotka! Zdecydowanie moje smaki. Następnym razem kurczaka oprószę jeszcze ziołami prowansalskimi, bo samo curry, pieprz i sól, to jednak ciut za mało. Ale ananas i ryż robią robotę. Biorę się też za picie wody. Wykupiony jadłospis wykazał mi 1800 kcal dziennie i 2,7l wody. Picie wody nigdy nie było dla mnie łatwą sprawą, ale zobaczymy jak pójdzie tym razem - może macie jakieś sztuczki, które mogą mnie wspomóc?

Patrząc na dietę, która dziś do mnie doszła, już miałam w oczach tą niesamowitą metamorfozę, której się poddam. Te ochy i achy i pytania 'Ale jak to zrobiłaś?', gdy ja będę skromnie machać ręką mówiąc 'To nic takiego - odrobina samozaparcia'. Pomyślałam też sobie o tych wszystkich ubraniach, które jeszcze gdzieś tam na mnie czekają, ale są za małe i wyobraziłam sobie jak z lubością zapinam ten pieprzony guzik u spodni i nic się nie wylewa. A nawet jak się wylewa, to nie tak bardzo. Tylko troszkę. Widziałam swoją twarz bez drugiego podbródka oraz tylko jeden a nie dwa brzuchy, a biust tylko z przodu, bez drugiego, obwisłego na plecach. Już w myślach zakładam ten stój kąpielowy, który czekał na moje 'od jutra się odchudzam' i wiecie, co? - pasuje! Widać rozstępy? To paski tygrysie albo rany wojenne! Tak! Walczyłam z tym i wygrałam. Podziwiajcie... Ehh... Życie może być takie piękne... - westchnęła Fedora pijąc kolejną szklankę wody.

17 marca 2021 , Komentarze (3)

Hej.
Po raz kolejny dołączam do Vitalii. I kolejny... I kolejny... Nie wiem ile już podejść robiłam, ale sądząc po innych pamiętnikach, nie jestem w tym odosobniona. 

No to może na początek coś o sobie:
Mieszkam w woj. lubelskim i pracuję w firmie IT w sektorze bankowym. Nie zdradzę czym konkretnie się zajmuję, ale aktualnie siedzę w domku na zdalnym i trzepię kasę w ciepełku. Niedawno wyszłam za mąż i razem z Munżem (pisownia zamierzona) kupiliśmy swoje pierwsze mieszkanko, gdzie powoli przygotowujemy się do poważnego życia ;). Dzieci nie planujemy w ogóle, więc co se schudnę, to (mam nadzieję) zostanie ze mną do końca. A właśnie, mam 167 cm wzrostu i ważę grubo ponad 100 kg. Ostatnio było koło 110 kg, ale już dawno się nie ważyłam, więc dane mogły ulec zmianie. Nie oszukujmy się, na pewno nie poszło w dół. Jutro update.

Odkąd pamiętam jestem kawałkiem mięciutkiej kulki, która nigdy porządnie nie zabrała się za odchudzanie. Owszem, były podejścia, raz nawet schudłam 17 kg, ale było to po rzuceniu ówczesnego chłopaka, naznaczone wypłakiwaniem oczu, długim snem i kompletnym brakiem apetytu. Wtedy też zauważyłam, że płacz pozwala zrzucić parę kg. Czyżby dieta - cud? :P. Jak tylko spektakularnie zrzuciłam te kilogramy (w 3 miesiące - efekt WOW), to nie mogłam tego za Chiny utrzymać. Co przytyłam 2 kg, obiecywałam sobie, że już się za siebie biorę, ale znów odpuszczałam. I tak ze świadomych 73 kg, doszło do prawie 110. Albo ponad. Jutro się dowiemy jak się zważę z rana. Ważąc 73 byłam niezłą laską, jak tak teraz patrzę, mam nadzieję, że do tego wrócę.

Anyway, podjęłam decyzję o kolejnej próbie. Nie wiem, może te 32 lata nauczyły mnie pewnego rodzaju konsekwencji, choć znając mnie to wątpię. Optymistycznie wykupiłam dietę na pół roku, Munż się cieszy, bo będzie miał dobre żarcie, a ja się zastanawiam kiedy ja to wszystko będę gotować i czy mi się będzie chciało, ale jestem pozytywnej myśli. Zastanawiam się nad kupnem frytkownicy beztłuszczowej, bo ostatnio co zjem (nie daj Bóg smażonego) to mnie piecze w przełyku i mam zgagę (refluks :/) i myślałam, że to może być rozwiązaniem. Poradźcie proszę... Może same macie coś podobnego i podrzucicie link? Byłabym dźwięczna. Do następnego, Kochane. Trzymam za nas wszystkie kciuki.