Zajdłam wczoraj.
Miała miejsce niefajna dla mnie sytuacja, poczułam złość, nie poradziłam sobie z napięciem i sięgnęłam po kanapki na uspokojenie. Na szczęście niewiele mam w domu przetworzonego, gotowego do konsumpcji jedzenia, więc zjadłam stosunkowo niewiele. To "stosunkowo niewiele" to jakieś tysiąc kalorii. Dużo, nie dużo, zależy, jak się na to patrzy.
Myśląc kategoriamii osób z zaburzeniami odżywiania rozwiązanie jest proste: "spinaj poślady, idź na basen, na rower, idź pobiegaj, ogranicz kolację i odrobisz to co zjadłaś". Tylko że wydaje mi się, że to jest CHORE. Robię tak nagminnie od czternastu lat. Wieczne naprzemienne "zajadanie" i "odchudzanie" wykańcza mnie, odbiera radość jedzenia i życia w ogóle. Nie mówiąc, że z punktu widzenia czasu to efekty są odwrotnie proporcjonalne to zamierzonych. To jest niezgodne z naturą. Widział ktoś kiedyś jelenia z zaburzeniami odżywiania, który biega żeby spalić bo zjadł za dużo? Albo tygrysa? Nawet świnia nie ma zaburzeń odżywiania. Je jak świnia, bo jest świnią, i tyle, ona nie jest z tego podwodu ani chora ani nieszczęśliwa!
No przecież MUSI BYĆ INNA DROGA niż takie w kółko Macieju żarcie i odchudzanie!!!
*
Dziś rano próbowałam przeanalizować na spokojnie, co wydarzyło się wczoraj wieczorem. Drobne spięcie o nic nie znaczącą pierdołę, ale poziom złości ogromny. Kiedy zaczęłam się zastanawiać nad tym, odkryłam, że pod tą wczorajszą złością jest kilka różnych warstw potrzeb i lęków, niektóre totalnie sprzeczne ze sobą, ich wektory ciągnęły moją duszę w różne strony, ja się po prostu pogubiłam w tych lękach i potrzebach. Chciałam jednego, bałam się drugiego, protestowałam przeciw trzeciemu, oznajmiłam że robię czwarte a zrobiłąm piąte. Czasem jest tak, że potrafię rzeczowo odpowiedzieć na pytanie "czego w tej sytuacji chcesz?". Kiedy dziś zaczęłam sobie odpowiedaćna to pytanie, wyszedł mi cały elaborat, który z samą wczorajszą sytuacją miał tyle wspólnego, co ryba z rowerem. Co ciekawe, odkryłam przy okazji, że walczyły we mnie nie tylko moje potrzeby i lęki, ale również wmówione potrzeby innych. Musiałam rozwarstwić, co w tym jest moje a co nie moje. Do teraz buduję odpowiedź na pytanie "a więc czego w związku z tą sytuacją chcesz, Ogrzyco?".
Czuję jakiś rodzaj ulgi, kiedy zaczynam rozumieć w ten sposób siebie. I przerażenie, że jestem aż tak popierd....
Betka74
7 września 2014, 00:16Borykam się z tym samym - jest dobrze odchudzam się, chudnę, przychodzi nerwówa i zajem i cięzkie ćwiczenia plus wyrzeczenia idą na marne. Zapalnikami są kłotnie z faciem, poczucie samotności. jak się w czymś spełniam i czuje się pewnie i szczęśliwie -nie ma żarcia.
SLIM2BE
6 września 2014, 17:33Niestety tez nie znam odpowiedzi:-( Wiem, ze objadam sie po czuje jakies "napiecie". Po prostu musze sie objesc, by poczuc ulge. Nie umiem poradzic sobie z emocjami...