Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zaczytana, troszkę zwariowana, zmotywowana do zmian.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 820
Komentarzy: 19
Założony: 20 lutego 2016
Ostatni wpis: 3 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kappi_

kobieta, 28 lat, wrocław

167 cm, 86.50 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

3 marca 2016 , Komentarze (3)

Umieram. Ten tydzień był tak męczący, że tylko spałam  i jakimś cudem zwlekałam się na zajęcia, by tam wypijać litry kawy. Udało się nawet zdobyć trochę wiedzy i pochwał, więc wyniki niezłe. Na szczęście już wolne, ale w weekend i tak czeka mnie sporo pracy. Cały ten semestr to będzie niezły hardcore, co tydzień jakieś sprawozdania, prace do oddania. Ale mimo wszystko podoba mi się to, lubię czuć, że coś robię.

Jeśli chodzi o ćwiczenia to poniedziałek i wtorek bez niczego, już zwyczajnie nie miałam kiedy. Wczoraj pilates, dziś ćwiczenia z Jillian. Co do jedzenia to mam wrażenie, że jakoś średnio, bo zajęcia miałam o tak dziwnych porach, że ostatnio obiad przypadał na 18-19. Muszę to jakoś ogarnąć i brać ze sobą coś bardziej treściwego niż kanapka i banan. Jutro albo w sobotę chcę upiec dietetyczny chlebek bananowy, będzie super na drugie śniadanie. Swoją drogą ostatnio codziennie jadłam na banany i teraz przerzuciłam się częściowo na jabłka i pomarańcze.

Denerwuje mnie to, że nie wiem,ile ważę. Tutaj nie mam tego jak sprawdzić, dopiero jak pojadę do domu, czyli na święta. Czasami wydaje mi się, że już widzę różnicę, innym razem, że ani trochę. No takie życie w niepewności... 

Co u Was? Ja chyba znikam spać, bo padam.

Trzymajcie się!

28 lutego 2016 , Komentarze (2)

Hej hej :)

Trzymacie się dzielnie? Ja już mam tydzień za sobą! Niby nic, a cieszy. I jak szybko zleciało :) Dziś na śniadanie placuszki bananowe, uwielbiam <3 (ale już mi się przejadły :P)

Na drugie śniadanie kiwi i połowa pomarańczy

Obiad: makaron pełnoziarnisty z kurczakiem, szpinakiem i serem feta

Porcja była tak ogromna, że nie dałam rady tego zjeść :D

Dalej smażona cukinia, a na kolację dwie kromki chleba żytniego z twarogiem i mini porcja warzyw z patelni. Zdjęć już nie robiłam :) Zjadłam dziś około 1700 kcal, więc tak, jak sobie założyłam :)

Przyznam się, że w pewnym momencie miałam ochotę sięgnąć po banana (uzależniłam się od nich), ale na szczęście zajęłam myśli czymś innym. No i dziś cały dzień programowania, wieczorem odpadała mi głowa. Chciałam odpuścić ćwiczenia, ale  zmusiłam się i zrobiłam te słynne z Jillian. Bardzo przyjemne, dość męczące, ale spodobały mi się. Zastanawia mnie tylko jedno: czy można je robić codziennie? Bo to jest niby 30-dniowe wyzwanie, ale nie jestem pewna, czy to dobre dla organizmu. Co o tym sądzicie? 

Jutro znów uczelnia, trzeba się spiąć i wykorzystać ten czas maksymalnie. No i chyba dziś pójdę wcześniej spać. A co u Was? Jak sobie radzicie?

PS. Jeszcze jedno pytanie. Jak dużo jecie owoców? 

Trzymajcie się :)

27 lutego 2016 , Komentarze (2)

Dzień dobry :)

Wczoraj nie pisałam, bo byłam już okropnie zmęczona. Dzień pod względem jedzenia cudowny - same zdrowe pyszności. Jedynym grzeszkiem była morelowa activia, bo czułam, że potrzebuję cukru, poza tym zbliża się okres, więc i tak dobrze, że nie pochłonęłam tabliczki czekolady :)
Tak jak wspominałam, byłam z przyjaciółką na zajęciach ABS. Cudownie męczące, myślałam, że umrę, ale podobało mi się bardzo, a 50 minut minęło nawet nie wiem kiedy ;-)

Dziś wstałam późno jak na mnie, zjadłam spore śniadanie, bo byłam mega głodna. Za chwilę przygotuję sobie sałatkę owocową <3 
Wypiłam kawkę i zabieram się do pracy, bo mam sporo do zrobienia na uczelnię, mimo, że minął dopiero pierwszy tydzień nowego semestru... 
Wieczorem chcę znów zrobić rozgrzewkę, pośladki i ramiona z Mel, później jakieś przysiady i coś na brzuch. Tak bardzo polubiłam ćwiczenia, że robię coś codziennie, choćby to miało być głupie 10 minut to warto. Pupę zaczęłam ćwiczyć jakoś na początku lutego, nie codziennie miałam na to siły, ale robiłam to dość regularnie i widzę, że już mi się pięknie unosi :) Bo jestem niestety posiadaczką płaskiego tyłka, a marzy mi się taki, jak u Jen Selter <3

Trzymajcie się i walczcie dzielnie  :)

25 lutego 2016 , Komentarze (2)

Cześć, kobity! :)

Zadziwiające, jak naturalnie udaje mi się utrzymać dietę. Wiem, to dopiero pierwszy tydzień, ale dla kogoś, kto zaczynał nową dietę niemal codziennie, to już jakiś sukces :)

Dziś rano niestety nie zdążyłam zjeść śniadania... Tak to jest, jak wychodzi się z domu o 6.30. Wiem, że jedzenie o tak wczesnych porach zabiera mi mnóstwo czasu, więc musiałabym mieć dodatkowe pół godziny. Ale jak tu wygrać ze snem? :)

Wzięłam na uczelnię kanapkę z kurczakiem, banana i jogurt grecki z jabłkiem. Tego ostatniego już nie udało mi się zjeść, więc będzie na kolację. Na obiad, tak jak wczoraj pisałam, kuskus z warzywami :3 Zapychające i pyszne. Teraz wcinam sobie pomarańczę, oczywiście kwaśną, bo takie lubię najbardziej :D

Poćwiczę chyba po kolacji, bo czuję jak mnie bolą nogi po wczoraj. Jutro wolne, więc będę delektować się posiłkami, a wieczorem idę z przyjaciółką na siłownię, będzie wesoło :D Coraz bardziej mi się to podoba. 

Trzymajmy się dzielnie! :)

EDIT: 
Zrobiłam właśnie rozgrzewkę z Mel, pośladki i ramiona. Bolało :) Teraz kolacja, a wieczorkiem jeszcze przysiady i może coś na brzuch. 

24 lutego 2016 , Komentarze (7)

Dlaczego ja jestem taka wybredna? Tworzyłam te wspaniałe jadłospisy, szukałam przepisów, część z nich wypróbowałam i przy większości po prostu odechciewa mi się jeść. W poniedziałek burgery z cukinii - ponad połowę wyrzuciłam. Wczoraj tortilla - wszystko super, tylko mąka pełnoziarnista sprawia, że wszystko jest ohydne. Dziś chciałam na obiad coś super, bo już miałam dość. Zrobiłam makaron z pesto i kurczakiem. Nie zjadłam nawet połowy... Nawet owsianka z bananem i masłem orzechowym mi nie smakowała, a przecież je uwielbiam. Nie wiem, gdzie leży przyczyna. No ale jutro na obiad kuskus z warzywami, a tego akurat jestem pewna, więc w końcu coś, co kocham <3

Z aktywności na dziś to jakieś pół godziny pilatesu, może trochę więcej. Wróciłam późno i już nie miałam siły na nic więcej, dopiero przed chwilą przypomniało mi się o wyzwaniu i zrobiłam 55 przysiadów. Jutro też cały dzień zajęty, ale chciałabym znaleźć wieczorem chwilkę na nogi, pupę i brzuch. Zastanawiam się, czy nie wcisnąć też gdzieś jakichś ćwiczeń przeznaczonych konkretnie na ręce i ramiona, bo ostatnio przypadkiem podczas jakiegoś treningu odkryłam, że są mega słabe. 

Jutro pobudka przed 6, a ja zastanawiam się, czy jest sens kładzenia się już do łóżka, skoro pewnie i tak przez godzinę będę przewracać się z boku na bok. 

23 lutego 2016 , Komentarze (3)

Dziwnie się czuję. Nigdy nie sądziłam, że założę tutaj konto, że będę prowadzić pamiętnik, czytać o postępach innych. Moje doświadczenie dotyczące żywienia jest już dość bogate. Zaczęło się jakoś w gimnazjum, wtedy dieta 700-800 kcal, bo nigdy bym przecież nie pomyślała, że to już głodówka. Oczywiście o ćwiczeniach dłuższych niż 10 minut nie było mowy, bo zwyczajnie nie miałam na to siły. Waga spadała drastycznie, ale nie umiałam wytrzymać zbyt długo, więc kilogramy wracały i to jeszcze z dodatkiem. Czytałam wtedy blogi pro-ana, sama nawet taki pisałam. Z czasem zaczęłam zmniejszać liczbę spożywanych przeze mnie kalorii, aż doszłam do tego, że przekroczenie 200 kcal dziennie powodowało okropne wyrzuty sumienia. W pewnym momencie potrafiłam gapić się w lustro przez pół godziny i mimo iż widziałam, że chudnę, to wciąż chciałam więcej. Chudłam, tyłam i tak przez długi czas, nawet w liceum nie zmądrzałam. Owszem, było tak, że jadłam 1200 kcal i wydawało mi się, że to już super dieta. Oj, ile to razy zaczynało się od poniedziałku, od nowego miesiąca, roku... 

Dopiero wyjazd na studia i uwolnienie się od obiadków gotowanych przez mamę (tęsknię za tym...) pozwolił mi na zrozumienie własnego ciała. Nie chciałam zaczynać znów bez sensu, bez żadnego przygotowania, więc przez kilka dni ustalałam jadłospis i zestaw ćwiczeń. W między czasie, już jakiś czas temu, zaczęłam ćwiczyć pośladki z mel b. Niby głupie 10 minut, ale jak już widziałam efekty, to zaczęłam szaleć. Spodobało mi się to okrutnie.

No i tak właśnie nastąpił wczoraj mój start do lepszego życia. Czytając, oglądając i analizując, doszłam do wniosku, że chcę jeść ok. 1700 kcal dziennie i ćwiczyć przynajmniej 4 razy w tygodniu. Doświadczone kobietki proszę o poradę, czy tym razem wybrałam mądrze :))

PS. Właśnie skończyłam pośladki z mel i trochę przysiadów i mam ochotę na masło orzechowe. Aaaa, zamknę się w pokoju i będę pić wodę!