Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Najbardziej na świecie lubię gotować i piec. Niestety wiąże się z tym też fakt, że uwielbiam jeść, co nie jest dobre dla mojej wagi.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 10437
Komentarzy: 36
Założony: 19 września 2010
Ostatni wpis: 29 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
keszka

kobieta, 36 lat, Poznań

169 cm, 95.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 marca 2016 , Komentarze (1)

Wstyd mi za siebie. Ostatnio pisałam, że wracam po to, żeby schudnąć przed drugą ciążą. I co? I jajeczko! Nie schudłam, ale w ciążę zaszłam. Hańba mi - za to "nieschudnięcie" oczywiście, a nie za zajście w ciąże. I tak leży teraz obok mnie moje drugie, obecnie 4,5 miesięczne, piszczące niemowlę. Oczywiście po drugiej ciąży też pozostał mi nadbagaż. No i chyba trzeba się wziąć w garść, bo z przerażeniem obserwuję, jak zbliżam się do trzycyfrowego (przed przecinkiem) wskazania wagi. Coraz większy problem mam też na zakupach odzieżowych. Nie mogę znaleźć nic, co wlezie na moje wielkie dupsko. No cóż, zaczynam walkę od nowa :(

10 lipca 2014 , Komentarze (1)

Pisałam już, że jestem wracam jak bumerang, co nie? Jak widać nie byłam gołosłowna. Tym razem jednak wracam na poważnie. Cel do osiągnięcia - 65 kg. Do lutego. Cel ma ukryty podcel - zrzucę nadrobiony w pierwszej ciąży balast i staramy się o drugiego dzidziusia. I nie będzie tym razem w ciąży fast-foodów, jedzenia byle jak i byle szybko. Nie będzie też remontu domu od stanu deweloperskiego do stanu używalności, toteż więcej czasu będę miała na relaks, czytanie, spacery i baseny. I przestrzeganie zdrowej diety oczywiście. 

Tak więc cel jasno określony, motywacja jak dzwon. A gdyby jeszcze tak czasu i sił nastarczyło na codzienny trening, to będzie cudnie. 

Marzenie na dziś:

Mieć tyle energii co 8 miesięczne niemowlę,

6 listopada 2012 , Komentarze (1)

Na wstępie chciałam podziękować dziewczynom - .metallica. oraz BlackPrincessa - za motywację do ćwiczeń "dywanowych" w komentarzach do poprzedniego mojego wpisu. Naprawdę dziękuję Wam z całego serducha. 

Wczoraj postanowiłam zrobić użytek z X-pudła i spróbowałam poćwiczyć przy użyciu zmyślnego urządzenia o nazwie Kinect. Do ćwiczeń wybrałam Your Shape® Fitness Evolved i muszę przyznać, że zniechęciłam się po ok. 10 minutach. Wirtualny trener powtarza opis ćwiczenia za każdym razem (nawet przy tym samym ćwiczeniu na drugą połowę ciała). Tylko co się rozgrzeję, to zdążę ochłonąć. Liczyłam na coś fajniejszego. 

Dziś z kolei postanowiłam wypróbować trening "Nowa figura w 4 tygodnie" Ewy Chodakowskiej. Niewiele myśląc wciągnęłam na leniwe cztery litery dresik, wrzuciłam płytę w odtwarzacz, wcisnęłam play i.... O MATKO!
Na początku niewinnie, kilka słów zachęty dla podbudowania motywacji - nie powiem, wlazła mi tym na ambicję. Postanowiłam wytrwać do końca treningu.
Kilka pierwszych ćwiczeń nie sprawiło mi trudności, za to porządnie rozgrzało i sprawiło, że miałam ochotę na więcej. Przy przysiadach gdzieś w głębi mnie pojawiło się ziarenko nienawiści do świetnie wyglądającej Pani Ewy, która dziarsko prężyła się na ekranie nie zmęczona wcale a wcale, podczas gdy moje uda wyją w męczarniach. Zagryzłam zęby brnąc w to dalej.
Po upływie kilku minut pływałam już we własnym pocie. No dobra, przesadziłam. Nie skłamię jednak, jeśli napiszę, że kleiłam się do podłogi zaczynając brzuszki, przy okazji nie szczędząc Pani Trener docinków. Słysząc po raz kolejny z jej strony entuzjastyczne "jest super!" odburkiwałam "nie! wcale nie jest!", po czym robiłam kolejny brzuszek. 
I nagle.... To już koniec! Już po wszyskim! A to ci zaskoczenie. 

Bardzo podobał mi się dobór ćwiczeń, ich intensywność i ilość powtórzeń. Jak dla takiego leniuszka jak ja trening był w sam raz. Niektórych serii ćwiczeń nie zdołałam wykończyć - szczególnie tych na kolanach, gdyż moje lewe ucierpiało w dzieciństwie, ale i tak jestem zadowolona. Za to brzuszki zrobiłam wszystkie i nie odpuściłam. O brzuch w końcu walczę najbardziej. Pełna endorfin poleciałam pod prysznic.

To w końcu jak jest z tą małpą? Jest nią Pani Ewa, czy nie jest? W połowie treningu myślałam, że owszem. Teraz jednak stwierdzam, że wcale nie :)
Polecam kazdej :)

4 listopada 2012 , Komentarze (3)

Jak w tytule. Czuję, że strasznie kiepsko mi idzie. Wiem, wiem. Użalam się nad sobą, a powinnam podnieść cztery litery i maszerować na spacer. Ale na dworze tak szaro i nieprzyjemnie, że chce się wyć. Mój mężczyzna spakował X-pudło i pojechal do kumpla, żeby oddawać się prymitywnej przyjemności zabijania potworów na ekranie telewizora. Tak zostawił mnię samą w domu, czego szczerze nienawidzę. Na domiar złego przez przypadek zabrał ze sobą mój elektroniczny pieniądz, a w domu ani grosza. Nici z planów zakupowych i basenowych :/ 
O, słoneczko wychodzi... może jeszcze coś z tego spaceru będzie.


10 października 2012 , Skomentuj

A właśnie tak, jak w tytule. Jak bumerang - wracam do diety. Znów upragnione 60kg sie oddaliło, a mi w głowie zapaliła się czerwona dioda ostrzegawcza z podpisem
 "UWAGA-NADWAGA!"
Toteż biorę się za siebie po raz kolejny, raczej bez pozytywnego nastawienia. Rzygać mi się chce śniadaniem złożonym z dwóch łyżek musli zalanych połową litra mleka. Ale wiem, jestem świadoma, że bez tego sobie nie poradze.

Zaczynam odliczanie. Od dziś 101 dni do naszego ślubu. Suknia wisi w szafie, rozmiarem jest tak akurat. Mam nadzieję, że zrzucenie tych paru kilogramów nie spowoduje, że owa sukienka zleci ze mnie jak z wieszaka i na gwałt będzie trzeba szukać krawcowej.

Wizyta w decathlonie zakończyła się uszczupleniem portfela o sumę dość znaczącą oraz powiększeniem odzieżowego dorobku o:
- wściekle brzoskwiniową bluzę do biegania
- najtańsze buty sportowe
- czarne, rozciągliwe spodnie dresowe (też do biegania podobno)
Niestety nie mogę się zmusić, żeby wyjść w taką pogodę biegać. Tym bardziej, że oskrzela wyją o ratunek - dziwna bezgorączkowa choroba z wielkim kaszluchem. Nie wiem dlaczego, ale kompletnie mnie to bieganie nie kręci. Ale będę próbować się zmusić.

Półtorej godziny temu minęła mi pora lunchu, a ja wcale nie mam ochoty jeść. Doczekam chyba do obiadu.

Czyżby to już był czas na jesienną depresję???





19 maja 2012 , Komentarze (5)

Witajcie!

Postanowiłam, że idąc za przykładem pana, który to boso przemierza świat, wyrzucę z siebie kilka moich przemyśleń a propos tego, co mnie wkurza.

Cykl rozpoczynają zakupy w sklepach odzieżowych i obuwniczych.

Na pierwszy ogień wezmę sklepy z bielizną
Nie mogę wręcz znieść zakupów w tych sklepach. Może dlatego też robię je tylko wtedy kiedy muszę. Wybranie się do sklepu z bielizną celem zakupu biustonosza jest dla mnie istną katorgą. Najbardziej wkurzają mnie pustki w tych sklepach. Bynajmniej nie mam na myśli wyłącznie sklepów z drogą bielizną. W tych przeciętnych tez echo hula od ściany do ściany. A dlaczego mi to przeszkadza? Otóż największym problemem okazuje się tu pani ekspedientka, która (zapewne ogarniającej ją nudy) ożywia się od razu, gdy wchodzę do takiego sklepu, dziarsko podskakuje z miejsca za ladą i od razu po powitaniu chce mi w czymś pomóc. No ludzie, w czym ona chce mi pomóc? Co ja mam jej odpowiedzieć?
"Tak, potrzebuję pomocy w znalezieniu bielizny na moje grube dupsko?" 
Po cóż innego mogłabym wejść do tego sklepu, jeśli jego asortymentem jest wyłącznie bielizna? No właśnie. Widać też, że pani ekspedientka nie jest profesjonalną brafitterką i nie pomoże mi w doborze odpowiedniego biustonosza. 
Gdy już uprzejmie odpowiem, że dziękuję za ofertę pomocy i chcę się rozejrzeć, jestem pilnie śledzona wzrokiem w/w pani, czy aby przypadkiem nie zamierzam czegoś zwinąć czy nie wiem co jeszcze. Wkurza mnie to, że wszędzie traktują mnie jak potencjalnego złodzieja! Dla mnie wybór bielizny jest dość intymnym zajęciem i nie chcę, żeby w tym czasie ktoś zaglądał mi przez ramię. Pół biedy, jeśli pani nie odrywa ode mnie wzroku pozostając za ladą. Najgorzej jest, gdy owa pani łazi za mną po sklepie pozostając 2-3m za mną ze splecionymi za plecami rękami i oczami wlepionymi w moje ręce. Och, to mnie wkurza do czerwoności. 

To łażenie za klientem obecne jest też w sklepach odzieżowych. Gdy coś takiego się mi przydarza, od razu wychodzę. 
Co mnie jeszcze wkurza w sklepach odzieżowych (szczególnie w centrach handlowych), to ogłuszająca mnie muzyka (co zdarza się raczej rzadko) i duszący, zwalający wręcz z nóg zapach (to już znacznie częściej). Wprost nie mogę robić zakupów w Stradivariusie, bo zaraz po wejściu atakuje mnie ostry zapach i gryzie w gardło. I to nie tylko w jednym centrum handlowym (konkretnie w 3 - jednym w Bydgoszczy i 2 w Poznaniu). Czy polityką firmy jest zaczadzenie klienta? 

No i na koniec sklepy obuwnicze - tu też zdarza się wyżej wspomniane "śledzenie", ale już coraz rzadziej. Co najbardziej wkurza mnie w tego rodzaju sklepach, to wciskanie przy ladzie wszelkich produktów do pielęgnacji obuwia, ochrony stopy, wkładek i tym podobnych przy ladzie, gdy już kupuję buty. Wiem, wiem, każdy reklamuje się jak może, ale wkurza mnie to wszechobecne wciskanie kitu ludziom na siłę. Trochę wkurza mnie też to, że coraz więcej jest butów "modnych" niż wygodnych, ale to już inna bajka. Mam świadomość, że to może być też sprawa mojego gustu i po prostu nie podobają mi się żadne buty dostępne w popularnych sklepach obuwniczych. No cóż, z tym się już muszę pogodzić. Albo zacząć samemu szyć buty ;)

Na tym chyba zakończę mój przydługawy wywód. 
Jeśli macie podobne spostrzeżenia co tematu, który poruszyłam, to napiszcie proszę w komentarzu kilka słów. Chciałabym się dowiedzieć, czy z moimi bolączkami jestem sama. Jeśli jest coś co wkurza was drogie vitalijki i drodzy vitalianie, a o czym nie wspomniałam, też proszę napiszcie o tym w komentarzu.

Pozdrawiam wszystkich ciepło i życzę mniej wkurzających sytuacji!

20 marca 2012 , Komentarze (9)

Lekki dół, bo waga uparcie stoi od 3 tygodni. W tym tygodniu ją ruszę! Muszę!
Zdenerwowawszy się na to szklane ustrojstwo z ciekłokrystalicznym wyświetlaczem pokazującym wciąż taką samą liczbę postanowiłam zacząć brzuszkowanie. O zgrozo!
Zachęcona opiniami o metodzie kratkowania złapałam za kartkę i ołówek, podpisałam ją pięknie jako raport z brzuszków na marzec i dawaj!
Jakie było moje zdziwienie i rozczarowanie zarazem, gdy udało mi się zrobić tych brzuszków zaledwie 80. Marne 8 kratek 
Przez następne dwa dni nawet zaśmiać się było ciężko przez te zakwasy dziadowskie.
Drugie podejście zaowocowało wymęczonymi 10 kratkami, trzecie 15.

No i zakiełkowało u mnie w główce ziarno z pytaniem :

Jak dziewczyny są w stanie zrobić po tysiąc albo i więcej brzuszków dziennie??!!

Ja nie potrafię  chlip.

22 lutego 2012 , Komentarze (1)

Znów nie mogę się ogarnąć. Projekty na studia nie pokończone, w mieszkaniu jak w chlewie, w pracy też terminy gonią...a ja nic. Nie mogę ruszyć o krok ;(
Dziś mi strasznie smutno

19 lutego 2012 , Skomentuj

Tak, tak, dobrze przeczytałyście. Właśnie żrę. Marchew :D
A czemu "żrę" a nie "jem"?
Od pół roku jestem szczęśliwą posiadaczką górnego łuku aparatu stałego, a od dwóch tygodni noszę też dolny łuk. W związku z powyższym czynności gryząco-żujące wyglądają u mnie ciut dziwnie:) O ile przyzwyczaiłam się już do jedzenia wszelkich produktów w łukiem górnym (nawet jabłka wpierdzielałam), to dolny jeszcze odrobinę mi to utrudnia.
A tu jeszcze marchew w planie diety. 
Niestety zimowe warzywa nie przekonują mnie ani smakiem, ani "konsystencją". Ostatnio jak kupiłam marchew to po obraniu i pokrojeniu w słupki była prawie nie do przeżucia. Gumowa jakaś taka i wcale nie była smaczno-marchewkowa. Z tego względu postanowiłam się przerzucić na (niestety dwa razy droższe) marwitki. Tu smak jak i chrupkość jest ok.
No i wrzucam sobie teraz maciupką marcheweczkę za marcheweczką do zadrutowanej szczęki i mielę, mlaskając przy tym niemiłosiernie. Mój mężczyzna dostaje szału, jak to słyszy, ale niestety inaczej jeść nie będę. Przynajmniej do czasu, aż zapomnę, że noszę też dolny łuk aparatu :)

Pozdrawiam dziś wszystkie vitalijkowe aparatki :)

18 lutego 2012 , Komentarze (1)

Jestem dziś głodna jak wilk. Zjadłabym..... cokolwiek. Plan diety na dziś rozczarował mnie kompletnie. Wiem, że jestem na diecie i powinnam dzielnie znosić takie wołanie żołądka o cokolwiek, ale do tej pory nie miałam jeszcze dnia z takim głodem :( Spróbuję oszukać żołądek wodą i czerwoną herbatą.
Kompletnie nie działa na mnie ta nowość vitaliowa, czyli VitaMotywacja. Nie wiem, czy to nie aby nietrafiony wymysł.
Do tego przywiozłam podarunek od rodziców w postaci jakiegoś paskudnego zarazka. Chodzę teraz i kaszlę. A tak bardzo mam ochotę na rower dziś. W końcu śnieg stopniał i można by zrobić parę km.
Waga w miejscu. Znowu. :( Straszny ze mnie spaślak :(