Cześć :)
Dziś dzień ważenia- waga wskazała 60,2 :) Czyli bez szału, jeśli chodzi o spadek...
Co do mojej diety , szczerze powiedziawszy było tak sobie.
Przez określenie tak sobie myślę o tym że trzymałam się w
większości produktów „dietetycznych” i zdrowych…ale jadłam większe porcje niż
sobie założyłam.
Na moje usprawiedliwienie powiem że ćwiczenia naprawdę
wchodzą mi w krew.
Od pn-pt codziennie ćwiczę „plecy i brzuch” z Melb, a
wieczorami idę na siłkę popedałować, bądź też zrobić kilka długości na basenie.
W weekend nastąpiło delikatne poluzowanie obyczajów. W końcu
nic tak nie smakuje jak ciasto od teściowej czy maliny prosto z krzaczka. Ruchu
też nie zabrakło jak to na wsi, a i rower stacjonarny został przetarty
z kurzu ;)
Dziś wracam do walki, pisząc do Was już po porannej MelB i
gotując (po raz pierwszy) krem z marchwi z chili ;)
Ps. Chyba widzę pierwsze mini zmiany w sylwetce…. Nie chwaląc
się zbyt głośno żeby nie zapeszyć.
A jak u Was? :)