Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
moja notatka z przed 5 lat! i nic sie cholera nie
zmieniło:(


Kiedy przekroczyłam magiczną liczbę 80 kg zrozumiałam, że jestem na samym dnie. Była to dla mnie liczba abstrakcyjna która nigdy, przenigdy nie miała pojawić się na czytniku mojej elektrycznej wagi łazienkowej .Boże 80 kg żywej wagi. Chodzącego dyndającego z przodu i z tyłu tłuszczu wylewającego się z boków i marszczącego się na udach. I jeszcze ten brzuch. Brzuch był najgorszy. Zwisał sobie szyderczo na moje ogolone łono jakby chciał pokazać, że przestałam być kobietą a zamieniłam się w dziwoląga o nieregularnych kształtach. Nic nie usprawiedliwia fakt, że 7 miesięcy temu urodziłam dziecko. Nawet wydaje się to postawą wręcz heroiczną, że zamiast dbać obsesyjnie o figurę troskliwie zajęłam się maleństwem. Ale ja nie dbałam o nic. Zapuściłam się do granic możliwości a od powrotu ze szpitala przybrałam jeszcze 8 kg. To tak jakby mój organizm przygotowywał się na powtórkę z rozrywki a niby dlaczego skoro ojciec mojego dziecka i tak nas zostawił. A ja zamiast udowodnić sobie i światu, że odtąd będę ideałem kobiecości wybudowałam w sobie (a raczej na sobie) pancerz tłuszczowo-lipidowy który miał na celu odstraszyć samców a mnie uchronić przed kolejnym wielkim rozczarowaniem. 80 kilogramów! 80 cholernych kilogramów.

Spokojnie tylko spokojnie. Nie ma tak źle. 80 to nie przecież  120. Albo 200. O matko!!! Musze się uspokoić i pomyśleć co mam zrobić z moją „kochaną” nadwyżką. Mam przecież kilka sposobów na zrzucenie 10, 20 a nawet 30 kilogramów(wszystkie artykuły z Internetu zbierałam całą ciąże). Stos piętrzących się płyt dvd z ćwiczeniami już na mnie czeka. Zdjęcie!! Musze zrobić sobie zdjęcie w samej bieliźnie jako straszak na lodówkę. Dieta kopenhaska, 500kcal, plaż południowych, owocowa, warzywna, głodówka. Nie ma sprawy. Dam rade. Chyba.

Ok. Postanowiłam że będę opisywać moje marne dni jako dziennik. Hmmm jak druga Brigida Dżons. A kicham to niech nie oskarżą o plagiat jeżeli ma mi to pomóc to nie ma innego wyjścia. Najgorsze jest to co dzieje się z kobietą samotną. Kiedy położy się szkraba do łóżka posprząta ten sajgon po całym dniu a potem zostaje mnóstwo czasu na myślenie…i jedzenie. Moja choroba to taka odwrócona anoreksja. Anorektyczki obsesyjnie myślą o jedzeniu którego nie jedzą. Ja obsesyjnie myślę o jedzeniu które zjadłam będę jadła lub które dopiero kupie. Najlepiej w ogromnych ilościach. Ale zamierzam przestawić mój zakuty łeb o 180 stopni i od jutra(ile razy już to sobie mówiłam) zamierzam zacząć dietę!!!! Ale na razie idę zjeść pyszny makaronik polany masełkiem oprószony cukrem. Mmmmmmmmmm

napisałam to 5 lat temu. 5 pieprzonych lat które zmarnowałam. które juz nie wrócą. ta sama motywacj te same uczucia i ta sama porazka od 5 lat! a mogłam byc szczesliwa miec juz meza prace a mam lodówke...żenujące:((((( 

 

 
  • MissShepard

    MissShepard

    23 lipca 2013, 21:31

    hej, nie łam się... czasem trzeba dobić wagowego dna zeby się odbić ;) zobacz ile tu jest osob co zaczynaly ze znacznie wiekszymi wagami i daly rade... a tobie pewnie te głodowe diety rozwalily metabolizm - wiem cos o tym ;|