Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
PORAŻKA
28 lutego 2011
"Już był w ogródku, już witał się z gąską...", no właśnie. I wróciłam niemal do punktu wyjścia. Zaoszczędziłam 4,5 kg. Dobre i to. Przynajmniej nie wróciła setka, chociaż nie wiem czy nie wróci. Wszystko we mnie krzyczy nie idź tą drogą, i co??? Ogłuchłam zupełnie, owładnęła mną żądza jedzenia. Jestem niemal w tym samym miejscu co rok temu. I po co było tyle wyrzeczeń? Ćwiczeń, diet???
anushka81
28 lutego 2011, 22:26w skrócie: od lutego 2010 schudłam 20 kg. później sukcesywnie mnie przybywało i ocaliłam jedynie 5 kg. :) ale to moja wina, nie doszłam do końca, nie było stabilizacji, zapał przeszedł, nie wiedzieć kiedy znów ujrzałam 100 na wadze, a chwile później było już 108 :/ więc znowu wzięłam się za siebie i wcale nie uważam że nie warto, wiem że mogę, tylko muszę lepiej upilnować kilka rzeczy... a zaczynać możemy sobie ile razy się nam podoba :D
Kaja...
28 lutego 2011, 12:54Powinnaś spojrzeć na to inaczej, bardziej pozytywnie. Rok diet, wyrzeczeń i ćwiczeń nie pozwoliły Ci nabrać dodatkowych kg. Gdyby nie to może miałabyś dodatkowy "bagaż"? Poza tym każdy ma swoje wzloty i upadki, więc nie łam się i weź się w garść:)
Kaja...
28 lutego 2011, 12:54Powinnaś spojrzeć na to inaczej, bardziej pozytywnie. Rok diet, wyrzeczeń i ćwiczeń nie pozwoliły Ci nabrać dodatkowych kg. Gdyby nie to może miałabyś dodatkowy "bagaż"? Poza tym każdy ma swoje wzloty i upadki, więc nie łam się i weź się w garść:)
Aniolekkkkkk
28 lutego 2011, 12:34nie poddawaj się ....każdej z nas zdarzają się wpadki ale najważniejsze to iść dalej do boju...........damy radę...........pozdrawiam