Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moim ulubionym zajęciem jest czytanie, co raczej nie sprzyja utrzymaniu właściwej sylwetki, a że lubię też patrzeć na ładne rzeczy i ludzi ostatnio nie bardzo mogę patrzeć na siebie i to mnie właśnie skłoniło do odchudzania.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9676
Komentarzy: 267
Założony: 2 sierpnia 2016
Ostatni wpis: 20 czerwca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Malrad

kobieta, 45 lat, Toruń

164 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 czerwca 2017 , Komentarze (10)

   Od mojego ostatniego wpisu trochę minęło, ale aura jest taka, że powoduje u mnie śpiączkę :( Wracam do domu z pracy i zasypiam. Jeśli chodzi o dietę nawet jej przestrzegałam ale zdecydowanie za mało ćwiczyłam, więc waga jakby tkwi w miejscu. Nie jest to fajne, bo najbardziej motywują mnie efekty - np wchodzę w sobotę na wagę a tam kilogram mniej - tak nie miałam już dawno niestety - nie tak jak w początkach mojej przygody z odchudzaniem.

   Ruszałam się mniej niż zwykle także dlatego, że miałam wypadek rowerowy - przywaliłam twarzą o chodnik :( Wstrzymałam ruch na całej ulicy i wszyscy panowie rzucili się mnie ratować. Potem, jak już mnie opatrzyli i zaszczepili przeciwko tężcowi - to przez dwa tygodnie wszystko mnie bolało - normalnie przez wielkie B. 

    Ponieważ nie miałam dotychczas takich przygód to trochę się zniechęciłam do jazdy rowerem - ale w końcu zainwestowałam w kask. Wcześniej jakoś nie chciałam, żeby mi się loki defasonowały ale teraz stwierdziłam, że chyba mam to gdzieś.

Tak, że dietę trzymam, mało się ruszam i nabawiłam się lęku przed krawężnikami - bo to krawężnik tak mnie załatwił :(.

   Teraz będę musiała się bardziej wysilić, gdyż albowiem będą imieniny mojego Taty i zażyczył sobie sernika - któremu raczej się nie oprę.

15 maja 2017 , Komentarze (5)

   Nie chciało mi się pisać, ale widzę, że zaniedbałam moją radosną pamiętnikową twórczość.

Tak więc w skrócie, przestrzegam diety z karteczki, chociaż z lenistwa robię sobie takie same posiłki na dwa dni - nie przeszkadza mi jakoś szczególnie powtarzalność.

Do wagi paskowej mi jeszcze trochę brakuję więc pomijam pomiary, nie chcę już więcej zmieniać paska na plus - ale powoli, powoli waga spada. Ale faktem jest, że trzymam się diety konsekwentnie odkąd do niej wróciłam. Kiedyś przeczytałam w którymś z pamiętników, że trzeba zmienić nawyki żywieniowe bo inaczej wraca się i rezygnuje z diety jak jakiś bumerang. Zapewne jest to prawda - zresztą efekty u mnie po zimie niewłaściwej postawy są widoczne gołym okiem, ale chyba mam z tym problem.

   Trudno zmienić nawyki żywieniowe kiedy zdrowe jedzenie mniej mi smakuje. Przestawiłam się na pełnoziarniste produkty, ale nadal kosztuje mnie to wiele wysiłku - najbardziej lubię białe puchate bułki i białe makarony, pierogi pyzy itd, pełnoziarniste może i są zjadliwe - ale są mniej dobre. Więc cały czas nad sobą pracuję.

  W końcu zrobiło się trochę cieplej więc wyciągnęłam znów rower z piwnicy. Oby jazda na nim nie skończyła się tak jak ostatnio - bo normalnie myślałam, że umrę w tym łóżku.

Tak że na razie jest dobrze i rowerowo. Zobaczymy czy ta tendencja się utrzyma ;)

   

20 kwietnia 2017 , Komentarze (8)

   Jak to u nas zwykle bywa w Święta, był festiwal żarcia, więc - co u mnie zwykle bywa - boję się wejść na wagę. Odnotowałam też niestety powrót bloba (w sensie mojego okrągłego galaretowatego brzuchola). Tak że tego...

   Ale wiem, że zgrzeszyłam i pragnę się poprawić. Do końca tygodnia dojadam resztki i jutro jestem umówiona z dawno niewidzianą koleżanką na ploty i chińszczyznę. Ale od poniedziałku karteczka w dłoń i gotujemy wg przepisów od dietetyka do pudełeczek.

Muszę znów wprowadzić rygor żywieniowy - ostatnio sobie jednak za bardzo pofolgowałam. Ale było zimno - musiałam wrócić do zimowej kurtki, a mnie na zimnie jakoś bardziej chce się jeść.

  Nic to, damy radę, w razie czego moje sponsorki (w sensie wspierające mnie siostry) dadzą mi po łapach - zawsze to jakoś głupio pożerać ciastko jak Ika patrzy z dezaprobatą i mówi:

- zaraz będziesz jęczeć, że jesteś gruba;

- jak tylko usłyszę, że blob Twój wrócił;

- a ciągle powtarzasz, że już od tego poniedziałku wracasz na dietę, a to jest jak się zdaje ciastko;

- co Ty tam pożerasz - to jesteś na tej diecie czy nie ;)

     Tak że Wiecie, człowiek się dwa razy zastanowi zanim się na coś połakomi bo jednak przed młodszymi siostrami trochę wstyd - ta młodsza jest bardziej drastyczna - a skubana je jak koń i nie tyje. 

No więc od przyszłego poniedziałku etc, etc, etc ;)

29 marca 2017 , Komentarze (9)

   Jeździłam na moim ukochanym rowerze cały tydzień. Wstawałam pełna siły i energii - do pracy dojeżdżałam jak naspidowawana i pracowałam jak mały (acz gruby) robocik - było super. Aż do soboty, kiedy to obudziłam się o jedenastej jak to zwykle bywa u mnie w sobotę i kicha - zatoki moje złośliwe powiedziały basta. Całą sobotę i niedzielę przeleżałam na teraflu - ale nie pomogło i musiałam iść do mojego doktora. A tam kicha.

  Zwolnienie, antybiotyki leżenie plackiem w łóżku - totalna kaszana. Tydzień spędziłam w nieprzytomności - leżałam -brałam antybiotyki i żarłam. Bo ja z niewiadomych przyczyn jak jestem chora to się strasznie głodna robię, nie wiem czemu, słyszałam, że inni ludzie wprost przeciwnie. Przynajmniej w krótkich chwilach przytomności odkryłam nowego dla mnie blogera gotowalnianego ;). The Food Emperor - specyficzna konwencja, która nie do końca mi odpowiada - w końcu już jestem kobietą w średnim wieku - większość z nas została tak wychowania, że jednak do pewnych zasad jesteśmy przywiązani - dzisiejsi młodzi ludzie są zdaje się wolni od tego typu obciążeń. Ale apropos gostka - przeklina straszliwie - aż uszy więdną - ale robi świetne żarcie. Pokazuje jak przygotować posiłek od a do z, włącznie z sosami, lodami a nawet pieczywem. Oczywiście nie jest to dietetyczne ale jakie dobre. 

To w sumie była jedyna korzyść z mojego zwolnienia - ja nieźle gotuję ale on super. 

  Teraz już wróciłam do pracy, ale jestem słaba i bez kondycji, muszę chodzić w czapce nawet po kanapki bo mój doktor mnie kiedyś przyłapał bez czapki i potem pół roku mi gadał, że z moimi zatokami i ogólnym brakiem odporności to muszę w czapce chodzić cały czas z wyjątkiem lata.  Teraz mnie co dwa dni ogląda i sprawdza jak tam przebiega proces leczenia. I mówię mu - muszę zostać szybko wyleczona bo mój rower na mnie czeka - to się oburzył straszliwie i powiedział, że rowerem absolutnie nie jeszcze przynajmniej miesiąc albo i dłużej jeśli pogodą będzie kiepska.

  I tyle - pewnie go posłucham - bo źle się czuję na antybiotykach a to leżenie też mi nie posłużyło - bardzo szybko się męczę i nie mam za grosz kondycji - a zawsze bardzo o nią dbałam. Ostatnio weszłam na piąte piętro - nie korzystam z windy, żeby się jednak trochę oderwać od tego biurka i omal nie wyplułam sobie płuc zanim doszłam na miejsce a zwykle sobie wbiegam tak raz dwa trzy.

  Kończę, bo piszę jak potłuczona - na umysł też mi trochę padło jak widać.

p.s.1: Cały czas mimo obżarstwa nie jadłam słodkości.

p.s.2: Mam nadzieję, że to ogromne brzuszysko, które mi strasznie przeszkadza ostatnimi dniami związane jest ze zbliżającą się @ a nie z całotygodniowym żarciem :(.

14 marca 2017 , Komentarze (8)

   Może jeszcze jest zimno, ale już przyjemnie i wczoraj oficjalnie rozpoczęłam swój sezon rowerowy. Mało ćwiczyłam i głównie leżałam, więc dieta oprócz przestrzegania wyzwania "marzec bez słodyczy" tak nie do końca mi wychodziła. Jednak teraz poczułam tę moc. Moc rowerową. Lepiej mi się funkcjonuje, już tak bardzo nie chce mi się spać po pracy. Muszę sobie jeszcze zacząć przygotowywać posiłki z listy o dietetyka i zacząć ćwiczyć.

    Zimą chyba będę hibernować, ale zostaje mi pół roku na osiąganie jakichś dietetycznych sukcesów. Muszę więc chudnąć latem, a zimą pilnować "miski" coby za bardzo nie utyć i nie odchodzić od zdrowych nawyków żywieniowych - chociaż jest ciężko - vide zapisy z grudnia.

   Ale na razie jest siła jest energia - w końcu coś mi się chce (w zimie chciało mi się tylko spać). Zobaczymy jak długo to się utrzyma. 

   Może to wynika z braku cukru we krwi ha ha.

26 lutego 2017 , Komentarze (6)

   Przynajmniej u mnie. Jestem zimowym dzieckiem i uwielbiam śnieg, lekki mrozik - to jak wygląda moje miasto pod śniegiem czy też skrzące się lodem. Ale jeśli chodzi o aktywność to dużo śpię zimą i uprawiam tylko spacery, a oprócz tego cały czas jestem głodna. Jeśli latem nie mam problemu, żeby jeździć rowerem, wykonywać wszystkie treningi, tak zimą zamieniam się w leniwca. Cała energię poświęcam na to, żeby ograniczyć spożycie ;(.

   Dodatkowo często popadam w infekcje - a wtedy zmieniam się w głodnego potwora - seryjnie - zeżarłabym co tylko znajduje się w domu. Po tym jak się ostatnio pochorowałam boję się wejść na wagę. Myślę, że luty już jest stracony, a ponieważ potrzebuję jakiejś konkretnej cezury czasowej, żeby się nastawić do diety zacznę od marca.

  Buszując po pamiętnikach u znajomych zobaczyłam wyzwanie "marzec bez słodyczy" a ponieważ potrzebuję dodatkowej motywacji postanowiłam do niego dołączyć.

Trzymajcie kciuki - i życzę nam wszystkim powodzenia ;).

10 lutego 2017 , Komentarze (10)

  Wiem już czemu bolała mnie głowa i chciało mi się spać :( Centralnie się pochorowałam. Jak na mnie i tak w tym roku było nieźle. W 2013 byłam chora praktycznie pół roku sezonu zimowego.Właśnie wtedy zdobyłam większość sadła, które teraz zrzucam z takim wysiłkiem. Bo niestety u mnie wraz z katarem i kaszlem przychodzi głód. Inni są chorzy,słabi i nie jedzą. Ale nie ja - kicham, kaszlę i nawet z otwartymi ustami (ze względu na zapchany nos) przeżuwam :(.

   Kurczę - staram się ograniczyć spożycie, ale nie zawsze mi wychodzi. Najgorsze, że po obiedzie i wzięciu leków zahibernuję i jak mnie siostry budzą na wieczorną kąpiel, jestem taka jakaś ociężała - pewnie z przeżarcia - niefajnie.

    Mam nadzieję, że mi przejdzie - bo pogoda taka superancka, mroźna, stworzona do wypasionych zimowych spacerów - ale ze względu na galopujące przeziębienie nie bardzo mogę z tej aury skorzystać - kiedy nie chodzę do pracy i się nie opycham to leżę w łóżku i głównie śpię.

  A więc życzę sobie powrotu do zdrowia - chorowanie jest wysoce nieprzyjemne i oczywiście ograniczenia jedzenia.

26 stycznia 2017 , Komentarze (7)

   Nie wiem jak to się dzieje, ale zima nie sprzyja u mnie odchudzaniu. Zdecydowanie nie. Lubię tę porę roku (jestem przecież grudniowym dzieckiem), uwielbiam śnieg i skrzenie mrozu w powietrzu. Niestety, pomijając rozkosze uroczej aury, STRASZNIE JESTEM GŁODNA. Nie najadam się tysiącem czterystoma kaloriami. Co jest dziwne - ponieważ nic mi się nie chce i zmuszam się do ćwiczeń - jeżeli już sobie przemówię do rozsądku, że bez ćwiczeń będą bolały mnie mięśnie i ogólnie będzie mnie bolało wszystko :(.

   W pracy cały czas nadrabiam jeszcze przeprowadzkowe zaległości i wracam do domu jak zombiak, co też nie nastraja optymistycznie. Przychodzę i padam. Nawet sobie porządnie nie poczytam, bo mi się urywa film. Zresztą ostatnio moje uzależnienie od książek powoduje u mnie obolałość spojówek - więc przerzuciłam się na audiotekę. Jak słyszę np. Krzysztofa Gosztyłę, który czyta specjalnie dla mnie (ha ha ha) to odpływam jeszcze szybciej. 

  Jeszcze niestety nie udało mi się wrócić do wagi paskowej (grudniowa rozpusta jak widać boli dłuższy czas - ale kurczę jak było mi wówczas przyjemnie) i chyba jeszcze trochę się pomęczę.

   Tak, że nie jestem optymistką ale przynajmniej jako tako panuję nad miską. Potrzebuję więcej mobilizacji. To co - trzymajmy się - aby do wiosny ;)

10 stycznia 2017 , Komentarze (4)

   W końcu weszłam na wagę i zobaczyłam wyraźnie, że grudzień pomimo tego, że poprawił mi nastrój, baaardzo negatywnie odbił się na mojej wadze. Zdecydowanie kilka kilogramów do przodu :( Od poniedziałku zaczęłam sobie przygotowywać jedzenie z karteczki. Ciężko się na nowo do tego przyzwyczaić, ale jakoś idzie. 

   Gorzej, że nie mogę się jakoś zmobilizować do ćwiczeń. Nie chce mi się, ale musiałabym, bo mi całe przybyłe sadełko poszło w brzuch. Tak mniej podoba mi się moja sylwetka i się zastanawiam ile czasu będę potrzebowała, żeby wrócić do wagi przedgrudniowej.

    Ogólnie zbliża się @ i jestem na PMSie, wszystko i wszyscy mnie drażnią i wkurzają. Ludzie jacyś tacy nieogarnięci i mnie zasadniczo irytują. Pewnie to nie tylko ich wina ale jednak, mniej przyjemnie się wykonuje codzienne obowiązki. Mam nadzieję, że po @ minie mi to ogólne wkurzenie. Nastrój wpływa niestety na ogólną motywację i dietetyczną też. 

  Oby było lepiej.

2 stycznia 2017 , Komentarze (2)

  Tego, nie wiem jak to się dzieje, że na letnim urlopie chudnę, a na zimowym zawsze się upasam. W wakacje schudłam siedem kilogramów, a teraz... Brrr nie wiem ile mi wróciło, ponieważ zasadniczo boję się wleźć na wagę, ale jednakowoż czuję, że trochę... dużo :(.

   W sumie z samopoczuciem stoję nieźle - dzisiaj pierwszy dzień po powrocie do pracy i musiałam się tam dostać na siódmą - co za nieludzka godzina - w urlopie wstawałam sobie najwcześniej o dziewiątej ale raczej później ;) i to mi zasadniczo najbardziej odpowiadało. Ale poszłam tam popracowałam wróciłam i padłam - spoko przyzwyczaję się jako i zwykle się przyzwyczajam - a w nowym gabinecie przynajmniej lepiej pachnie.

  W tym tygodniu jeszcze dojadam resztki po sylwestrze, ale od przyszłego wracam na ścieżkę cnoty. Lepiej się poczuję, jak zacznę znów chudnąć, bo teraz znów mi się taki okrągły brzuch zrobił i nie jest mi z nim wygodnie. Bo jakoś ćwiczyć mi się nie chciało - za to dużo jakby alkoholu zatankowałam.

  Nic to - udowodniłam sobie przecież w zeszłym roku, że mogę nad miską zapanować i trzeba do tego wrócić.

W każdym bądź razie grudzień pominę minutą ciszy i uznam, że musiałam sobie pod koniec roku odpocząć, odpuścić i porozrywkować - także kulinarnie, pewnie jeszcze trochę poomijam pomiary wagi sobotnie, żeby się nie dołować za bardzo. Ale dietę mam wykupioną do czerwca i do tego czasu osiągnę cel - czyli sześćdziesiątkę piątkę.

   Ponieważ to mój pierwszy wpis w Nowym Roku życzę Wszystkim Vitalijkom Wszystkiego Najlepszego w 2017 roku, spełnienia marzeń i obyśmy osiągnęli wszyscy założone wymiary : ).