To był rzeczywiście ciężki tydzień :(
Monachijski wypad zdezorganizował cały plan.
Do tego przyplątała się grypa żołądkowa.Sraczka u dziadka w połączeniu z moją dały katastrofalny efekt.
Do tego dorzucam, raz melancholijny raz wściekły nastrój owocujący @ i tydzień do doopy.
Waga stoi, ćwiczenia stoją, ja stoję - na szczęście nie powaliło mnie na kolana.
Stoję - nie klęczę, nie walę łbem w mur.
Mam syndrom wściekłej baby i mam do tego prawo - sama se je nadałam.
Przekwitanie - kto to wymyślił KU....!!!
Na pewno nie kobieta.
Waga 85 kg, więc spoko.Budda - olbrzymi, bleee
Weekend więc też spisuję na straty.Postaram się skupić na poskramianiu apetytu- na tyle mnie jedynie stać.
Jedyny plus to fajne zakupy w lumpeksach i na wyprzedażach.
Kiecka rozmiar 42 mobilizuje do działania.
Kupiłam bajeczny płaszczyk za 2 e - jak znajdę siłę by zrobić w nim fotkę to się pokażę.
Dziś pomidorówka z ryżem.Może ryż zaklei przecieki ;) i da odetchnąć od wizyt w klo.
Moja toaleta ma metr na metr i znam już każdy jej szczegół.
Idę zamieszać ryż coby nie przywarł.
Fotka dla przypomnienia,że wciąż jestem ...........nie spłynęłam rurami wc :)
...i tulipany z ogródka
Maarzenaaa
11 maja 2013, 20:46Ojeee ......więc tulę Cię na odległość i wysyłam sposób mojej babci .......mączka ziemniaczana rozrobiona z zimną przygotowaną wodą, powinny zahamować ilość wizyt w wc
tirrani
11 maja 2013, 17:59OMG.... fataliza... No teraz to już może być tylko lepiej i lepiej:) buziaki:)
alam
11 maja 2013, 16:41Oj, biedna ty, biedna. Mam nadzieję, że już lepiej. Chociaż na wadze mniej? Przegapiłam twoje ostatnie wpisy. Co to za głupie myśli?? Chociaż zwykle babska intuicja się sprawdza, ale nie zawsze! Buziaczki!!