Mam garść problemów z jedzeniem. Nie wiem, czy to już nie są problemy natury psychicznej... Jedzenie mną rządzi. Nie umiem opanować apetytu jaki mam. Zapotrzebowanie mojego organizmu na kalorie rośnie chyba cały czas. Nie mam możliwości iść do specjalisty - za drogo. Jem na śniadanie średniej wielkości siedem naleśników z cukrem. Na kolację potrafię nie przymierzając pół kilo frytek wciągnąć i to takich unurzanych w sosie na samym majonezie. Po każdym takim posiłku mam wyrzuty sumienia. Powoli przestają mi smakować owoce. Fast foody na mieście jem tak raz na miesiąc. I to zawsze jakaś jedna kanapka i wystarczy. Jem dużo słodyczy. Pączki, batoniki, czekoladki... W domu jak mi się nudzi przed komputerem potrafię wciągnąć opakowanie parówek, albo prawie całą kostkę żółtego sera. Muszę coś z tym zrobić... mam też okropnie grube nogi, na prawej łydce nawet dwa wczesne żylaki. Strasznie się boję, że coś może mi się od tego stać. Mam na udach i pupie mnóstwo cellulitu. Mam fałdy tluszczu na plecach, nie chcę ich. Mam zbyt duże piersi. Barki jak u zapaśnika, obwisłe ramiona. Palce jeszcze nie są takie straszne. Mam ładną twarz (oszpeconą niewielkim drugim podbródkiem). I włosy też mam ładne, choć krótkie. Ale kiedy w pełnym słońcu czasem patrzę na swój cień, to mogła głowa jest malutka... A całe ciało potwornie wielkie. To nie powinno tak wyglądać. Nie chodzę z koleżankami na zakupy, bo wstydzę się wyciągać z wieszaka dżinsy w rozmiarze 48. Staniki zamawiam tylko przez internet, bo jak wchodzę do sklepu i pytam o 80F to panie robią wielkie oczy i stwierdzają, że takich w ogóle nie produkują. Boję się iść na siłownię, bo teraz na siłownię chodzi się dla lansu i fotek. Nie chcę być wyśmiana. Na basen nie pójdę, to chyba oczywiste.
Tak, jestem też leniwa. Po prostu wcale mi się nie chce. Ale od jakiegoś czasu znajomi zaczynają robić dyskretne uwagi na temat mojej wagi, czyli musi być już bardzo źle.
Straciłam przez swoją wagę bardzo dużo życia. Nigdy nie przeżyłam swojej młodzieńczej pierwszej miłości, bo kto by spojrzał na baryłę z nadwagą. Nigdy nie wygłupiałam się z przyjaciółkami na basenie. Nie mam pięknych zdjęć w bikini, ani nawet jednoczęściowym stroju. Unikam słońca, bo zaraz się czerwienię. Lubię tańczyć, ale nie chodzę na imprezy, bo przy koleżankach wyglądam jak żarówka przy słońcu.Na zdjęciach chowam się za grupą ludzi, żeby nie było widać nic poza twarzą.
Jest mi wstyd za dopuszczenie do takiego stanu.