Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Taki tam szaraczek.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1619
Komentarzy: 35
Założony: 18 lipca 2014
Ostatni wpis: 24 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mausu

kobieta, 30 lat, legnica

162 cm, 82.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 marca 2015 , Komentarze (10)

Jestem...
Nawet nie wiem, co mam napisać. Wizyty u psychologa mam parę razy w tygodniu. Robię to tylko ze względu na jedną osobę w rodzinie, której ostatnio zapewniłam wiele 'wrażeń'. Nie widzę celu w swoim istnieniu. Robię to na siłę, by nie sprawić bólu tej osobie. Porzuciłam odchudzanie, porzuciłam całą siebie. Znów żyję w czterech ścianach. Wzięłam dziekankę na uczelni. I trwam. Nie wiem po co... Nie ma już na świecie mojej osoby, nie potrafię się z tym pogodzić. Minęło półtorej roku, a ze mną coraz gorzej. Nienawidzę samej siebie. Nienawidzę swojego życia. Nawet nie wiem po cholerę to piszę na tym portalu. Nikogo to tak naprawdę nie obchodzi. Chyba mam potrzebę wypisania się.

20 października 2014 , Komentarze (1)

Oj mozolnie mi to idzie... 

Minął już rok od tragedii, jaka mnie spotkała. Zleciało szybko. Szkoda tylko, że ból jest nadal taki sam.
Rok mojego życia uciekł nie wiadomo gdzie...
No, ale waga pokazuje, że jest mnie mniej o 2 kilo. Próbuję się stopować z jedzeniem - nawet mi to wychodzi. Gorzej z ruchem - nie pamiętam już, kiedy aktywnie spędzałam czas. Nie wiem, gdzie mam szukać tej siły i motywacji.

Ciągle sobie powtarzam, że na imprezie sylwestrowej będę wyglądać jak milion dolarów, wymarzyłam sobie, że kupię czerwoną sukienkę :).
Niestety - czasu coraz mniej, a ja nic nie robię, by cokolwiek zmienić. Powinnam zatrudnić na stałe jakąś silną vitalijkę, która codziennie kopała by mnie w 4 litery :).

Pozdrawiam,
Mausu

5 września 2014 , Komentarze (4)

Witajcie,

waga i obwody jak stoją tak stały w miejscu (o tyle dobrze, że nic nie rośnie)...
Terapeutka przez 3 tygodnie znów ze mną walczyła. Wspaniała kobieta, życzliwa, nigdy mnie nie zostawiła w potrzebie (nawet w środku nocy).

Uświadomiła mi, że zanim podejmę walkę z odchudzaniem, muszę naprawić swoją psychikę, poukładać życie na nowo. Wydaje mi się, że już łatwiej jest schudnąć, niż wrócić do swojego 'ja'. Zrozumiałam dzięki niej też to, że każdy maleńki kroczek w stronę ludzi oraz świata, przybliża mnie do celu. 
Jest lepiej, niestety ciągle mam nawroty depresji, zdarza się kilka dni z rzędu nie wychodzić z sypialni, mieć wstręt do ludzi, do własnego życia. 
Najgorszy stan to ta wszechogarniająca niechęć. Stan, kiedy nie mam nawet siły ani chęci  iść pod prysznic, pomyć parę durnych naczyń, wyjść z łóżka. Kiedy totalnie nic mi się nie chce. Po jakimś czasie nie mam siły zmienić tego stanu rzeczy, robię to z wielkim wysiłkiem.

Zaznaczam jednak, że zdarza mi się to coraz rzadziej (ale wciąż muszę się pilnować, bo to chwila moment i jest po mnie na parę dni).

Moja kuzynka zaprosiła mnie do siebie na parę dni, w ramach oderwania się od problemów. Skorzystam, bo pchnięcie mnie w stronę ludzi wyjdzie mi na dobre. Inaczej zdziczeję (i tak już czuję, że ja to nie ja - totalnie się otumaniłam odcinaniem się od wszystkiego).

Chociaż nie mam w zaleceniach brania się za dietę i ćwiczenia (bo nie jestem na to gotowa psychicznie) to dzisiaj po zjedzeniu 4 kawałków pizzy szarpnęło mną sumienie.Poszłam wieczorem na rower.  Jeździłam 1,5 godziny. Od razu mi lżej, że nie będę teraz cały wieczór siebie obwiniać, że zjadłam, a nic nie zrobiłam.

MOJE OSTATNIE SUKCESY:

-Wyeliminowałam ze swojego życia wszystkie napoje, oprócz wody i herbaty,
-Od 10 miesięcy przeczytałam książkę w całości!!! (kiedyś czytałam jak opętana, było to moją pasją, teraz nie chce mi się nawet tego),
-Wróciłam do słuchania muzyki, czasem sięgnę po swój zakurzony saksofon (też po 10 miesiącach),
-Zaczęłam robić zakupy spożywcze w zwykłych sklepach w mieście! Już nie izoluję się i nie kupuję przez Internet!
-Umyłam okna w domu!
-Kiedy napadnie mnie szał słodyczowy, zamiast całej tabliczki czekolady, jem dwa paski + banana.


To tyle, jeśli chodzi o moje osiągnięcia. Dla mnie to dużo. Miałam potrzebę pochwalenia się.
Życzę wszystkim powodzenia i samych sukcesów.
Pozdrawiam :*
Mausu

13 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Witam,
przez ostatnie tygodnie nie zrobiłam prawie nic, poszło w niepamięć planowane bieganie, na którym byłam tylko 4 razy (łącznie z dzisiejszym dniem)...

Staram się jeść mniej, ale to ciągle są zbyt duże ilości. Czasami mnie złapie taka żądza jedzenia, że nie potrafię sobie odmówić.
Co jest sukcesem?
Nauczyłam się pić wodę niegazowaną...

Waga wskazuje, że jest mnie mniej o 1 kg. Ale nie zachwycam się, bo to może być po prostu zwykłe wahanie wagi. 

Tarczyca w normie, lekarz stwierdził, że nauczyłam organizm nienaturalnie długo spać. Dlatego mam wolny metabolizm i zero chęci do aktywności i życia.
Walczę z tym, jest mi ogromnie ciężko! :(

Pozdrawiam :(
niepocieszona Mausu.

24 lipca 2014 , Komentarze (12)

Witam,
Ostro się zapuściłam od października (o wszystkim pisałam w poprzedniej notce), a skoro mam wakacje, postanowiłam przerwać tę jedzeniowo-senną patologię.
Niestety dzisiaj mi się nie udało. Wczoraj poszłam spać o 23.00. Nastawiłam budzik na 8.00. Nie dałam rady wstać. Potem dzwonił o 10.00 i wtedy już 'na chama' zmusiłam siebie i zwlekłam się z łóżka. Po 15.00 dopadło mnie takie zmęczenie, że usnęłam na siedząco na 2 godziny!!!
Nie wiem, czy nie wybrać się do lekarza z tym nadmiernym spaniem, ale podejrzewam, że ja sama przyzwyczaiłam organizm do takiego stanu. Sama na to zapracowałam. Mam rozpieprzony zegar biologiczny i metabolizm.

No, ale nie o tym dzisiaj. Mam też spory problem z uzależnieniem od jedzenia. Czy moglibyście mi poradzić, co najlepiej jest odstawić, a co może dać w zamian 'na talerz'? Chciałabym się dowiedzieć, co u Was wywołało najlepszy rezultat, co zadziałało, kiedy pozbyliście się jakiegoś produktu.
Jestem zielona w kwestii odchudzania, bo nigdy nie potrzebowałam ani ćwiczeń, ani diety, byłam szczuplutka.

Bardzo liczę na odpowiedzi, zależy mi, by zacząć od małych rzeczy, by nie odpuścić za szybko i stopniowo wprowadzać więcej i więcej zmian. 

Pozdrawiam
Mausu

22 lipca 2014 , Komentarze (5)

Witam wszystkich walczących o piękny wygląd i lepsze samopoczucie,

Nigdy nie miałam problemu z wagą, aż do teraz ;/.
W październiku wybrałam się na studia ścisłe, mimo że nie mam krzty talentu do fizyki czy matmy. Zrobiłam to, bo o pracę jest potem łatwiej. Pewnie powiecie, że to głupota się tak męczyć, ale ja jestem sumienna i pracowita. Walczyłam przez ten rok bardzo mocno i często ponad swoje siły.
Niestety zdarzyło się coś okropnego tuż po rozpoczęciu nauki. Odeszła najbliższa mi osoba. Nagle, niespodziewanie, po prostu umarła. Wyobraźcie to sobie, masa nauki, a ja kompletnie nie potrafiłam wziąć się w garść. Nie miałam siły sięgnąć po zadania i podręczniki, całe dnie, tygodnie potrafiłam przesypiać, spałam po paredziesiąt godzin na raz!!! W pewnym momencie nie wiedziałam już, jaki jest dzień tygodnia. Miałam tonę zaległości, tonę... Musiałam wszystko nadrobić, zbliżała się sesja, życie ze mnie uciekało. Zaczęłam jeść... Nie. Nie jeść. Żreć, zaczęłam dosłownie wpier**lać! Jak najgorsza świnia. Uczyłam się dniami i nocami, co chwilę latając do lodówki, zakupy robiłam prawie codziennie, bo wszystko z niej znikało momentalnie. Stres i depresję zajadałam. Nawet kiedy już nie mogłam więcej zmieścić, było mi słabo z przejedzenia - jadłam dalej.
Sesję zimową jakoś przeszłam. Z jedną poprawką i  15 kilogramami więcej!
Kiedy przyszła wiosna, zaczęłam biegać. Nawet mi się spodobało, do czerwca byłam w tym bardzo systematyczna, tylko to dawało mi jakąś radość. Nie chudłam, bo jadłam dalej dużo. Waga stała w miejscu 2 miesiące. Kiedy nadeszła kolejna sesja, kolejny raz wpadłam w amok jedzeniowy i senny, bieganie odeszło w niepamięć. Na szczęście egzaminy za mną, znów z jedną poprawką. Utyłam kolejne 3 kilo!!!
 
Dzisiaj? Dzisiaj ważę 72 kilo. 18 więcej niż 9 miesięcy temu!!!!!!!

 Znajomi mnie nie poznają, wszyscy są w szoku. Wyglądam obrzydliwie. Nienawidzę siebie, nienawidzę wychodzić z domu. Zakupy robię przez Internet. Mam od 3 tygodni wolne, powiedziałam sobie, że wykorzystam czas i wezmę się za siebie, bo aż żal patrzeć. I przez te 3 tygodnie palcem nie kiwnęłam! Zmarnowałam je! Nie potrafię zwlec się z łóżka, nie potrafię zmusić się do aktywności, diety. Nie mogę tego przezwyciężyć.
Całkiem niedawno jeszcze potrafiłam wszystko, byłam wesoła, solidna i systematyczna w każdym aspekcie swojego życia. 
Nie mam dla siebie żadnego usprawiedliwienia. Szukam jakiegoś kopa, by zacząć żyć na nowo. Jest mi bardzo ciężko, bo nie mogę się pogodzić ze śmiercią ukochanej osoby. Nie potrafię zmusić siebie do dalszego życia. Chodzenie na terapię nic mi nie daje. Ja wegetuję. Zawsze miałam bardzo ciężko i nie przesadzam (ale nie będę prywaty aż tak wyciągać), ale nie poddawałam się i cieszyłam się życiem. Teraz skończyło się dla mnie wszystko.

Jak odnaleźć samozaparcie, by wrócić do 'swojej prawdziwej skóry'?

Liczę na Waszą odpowiedź.
Pozdrawiam 
Mausu