Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kolejny początek


Zaktualizowałam dane. Spinam poślady i do boju. Nie wiem, który to już raz zaczynam. Jestem niecierpliwą istotą i dlatego za każdym razem rezygnuje z diety. Początki są zawsze super, waga zaczyna spadać, Moniska cała happy, po kilku tygodniach zastój wagi, zatrzymanie wody przed okresem, totalny spadek motywacji i znów wszystkie piękne plany, wizja nowej mnie, palą na panewce. A potem błędne koło, powrót do słodyczy, które zawsze mnie rozkładają na łopatki i dalej tyję. Masakra. Tym razem jak stanęłam na wagę i ujrzałam 64 to obleciał mnie strach, ja pierniczę, jeszcze w lipcu było 59. Przywaliłam 5 kilosów w 5 miesięcy. No to nieźle, w takim tempie w krótkim czasie spotkam się z 70tką na wadze i co wtedy? Pewnie płacz i zgrzytanie zębów. I pretensje do kogo? Tylko i wyłącznie do samej siebie. Cholera, nie chcę wyglądać jak supermodel, ale jak moje spodnie stają się za ciasne, a bluzki opinają coraz większy bębenos, to trzeba to zastopować i się ogarnąć, bo po kilku kolejnych kilogramach, będzie jeszcze trudniej to stracić. Najgorsze jest to, że jestem jakoś mało zmotywowana, tyle razy zaczynałam, później odpuszczałam, boję się że tym razem znów nawale. Trudno, nie mam wyjścia, przemianę czas zacząć. Nie będzie żadnych dziwnych diet, liczenia kalorii, głodówek. 

MINI PLAN

1. Ćwiczenia: stepper + hula hop (tylko to na dzień dzisiejszy sprawia mi frajdę)

2. Zero cukru (nie wiem jak, ale muszę pożegnać się z nim definitywnie, należę do tych uzależnionych, którzy muszą całkowicie odstawić słodycze, bo u mnie nigdy nie kończy się na jednej kostce czekolady)

3. Jedzenie na małym talerzu.

4. Błonnik.

5. Ananas i grejpfrut.

6. Kasze i warzywa.

7. Herbata zielona i woda mineralna.