nie wiem ile, ale chyba z kilogram. I co ja mam teraz zrobić? To trochę takie irytujace, ale nie dość że nie osiągnam tej wagi co chcę, to jeszcze mi tłuszcz wraca.
Znajomi (3)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 3115 |
Komentarzy: | 32 |
Założony: | 28 września 2014 |
Ostatni wpis: | 20 października 2015 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
nie wiem ile, ale chyba z kilogram. I co ja mam teraz zrobić? To trochę takie irytujace, ale nie dość że nie osiągnam tej wagi co chcę, to jeszcze mi tłuszcz wraca.
Widzę, że mam mniej do roboty i od razu waga stanęła. Trzeba przyznać, że aktywność fizyczna to jednak podstawa odchudzania.
Ciekawa sprawa... ledwie mąż wyjechał, a już na nowo zaczęłam chudnąć... Wiem jednak, że to nie kwestia tęsknoty... choć to miłe dla niego wytłumaczenie, ale jedzenia... Ja po prostu mniej jem, bo nie muszę mu gotować... Zresztą go też muszę odchudzić... z 20 kg, ale nie wiem, jak?... Po prostu nie potrafię.
W każdym razie ze swojej wagi jestem zadowolona... Widzę, że brzuch mi się trochę spłaszczył.... ale płaski nadal zdecydowanie nie jest i w węższych dżinsach nie wyglądam grubo... Szłam w nich wczoraj i ze zdziwieniem patrzyłam na swoje nogi... sama nie wiem, kiedy wyszczuplały... co prawda nadal mam celulit i nadal się ich wstydzę, ale wyglądają już lepiej... szczególnie w spodniach... :)
W ciągu dwóch tygodni nic nie schudłam. Teraz mąż wyjechał praktycznie na miesiąc i mam nadzieję, że uda mi się w tym czasie schudnąć minimum do 55 kg,... ale najlepiej więcej. W każdym razie mam dość dużo czasu, więc jak się streszczę, to powinno się udać.
Od dwóch tygodni nic nie schudłam. Waga mi się zatrzymała, ale przynajmniej nie tyję. Dwa tygodnie temu byliśmy u znajomych w Bytomiu. Strasznie się zdziwili, że tak schudłam i dopytywali się, jak to zrobiłam. To było miłe.
Sama jestem sobie winna, że znów nie chudnę. Chyba jem trochę za dużo, a jednocześnie mam trochę mniej zajęć. Sama nie wiem, co mam zrobić?
Dziś drugie wesele, na które idę i nadal mam te swoje 57kg, a tak chciałam mieć teraz 55kg.... Cóż, nie wszystko się udaje.
Dziś mąż wrócił z Włoch po dwóch tygodniach i powiedział od razu, że schudłam. Zrobiło mi się bardzo miło. Zresztą wczoraj przymierzałam spodenki, które kupiłam miesiąc temu i były na styk, a teraz są luźne.
Pytanie jest teraz z kolei inne: czy w ciągu kolejnego tygodnia udałoby mi się schudnąć jeszcze jedno kilo? 1 sierpnia ostatecznie idę na wesele i mam wiele ładnych sukienek... tyle,że na smuklejszą sylwetkę, którą straciłam dawno temu.
Naprawdę nic mi się nie chce, a trzeba jeszcze posadzić malwy... Mąż wraca za kilka dni... mam nadzieję, że zauważy, że schudłam. Wyjechał dwa tygodnie temu. Przez ten czas troszkę brzuch mi się zmniejszył, choć to nadal nie to. 1 sierpnia idę na wesele... ciekawe, ile uda mi się schudnąć do niego? Nie wiem, czy jest szansa na 56 kg... zresztą 56,5 też by mnie ucieszyło. Czasem przyglądam się swoim zdjęciom z poprawin po własnym weselu i aż się dziwię, jak to widać pogrubione ramiona i okrąglejszą buzię. Chciałabym mieć tym razem milszą pamiątkę. Nie wiem, ile wtedy miała kilogramów... pewnie z 63-65 kg. Różnica na pewno jest. Na pasku napisałam 57,8 kg, ale dziś waga pokazała mi 57,3 kg, tyle że nie wiem, czy mam jej wierzyć.
Moja waga dziwnie się zachowuje. Raz pokazuje nawet 60.00, a raz 58,00. To raczej spora różnica. Wpisałam sobie teraz 58,4 kg, bo wiem, że schudłam i tą wagę pokazuje najczęściej. Możliwe, że transport nie wyszedł jej na zdrowie... albo bateria siada. Sama nie wiem, ale to trochę denerwujące, gdy co chwila pokazuje coś innego.
Aaaaaaaaaaaaaa praca na polu z łopatą i grabiami daje rezultaty. Jestem zajęta, więc mam mniej czasu na myślenie o jedzeniu i czas szybciej leci, a przy tym to zawsze jakieś zajęcie fizyczne. Tylko że.... teraz od soboty co chwila pada... Trochę tego za duło.
Tydzień temu przyjechałam do Polski i od tygodnia macham tu grabiami, łopatą, ciągle chodzę po polu i biegam po domu ze ścierką.... i jeśli od tego nie schudnę.... to porządnie się wkurzę... tylko że szybko robię się głodna!!!
Muszę jednak przyznać. że przeraziły mnie ceny w Polsce. Wiedziałam, że jest tu drogo, ale nie pamiętałam, że aż tak. Jak myślę, że nie jedna babcia ma nawet tylko 600 zł i nie ma na coś oprócz chleba, to mrozi mi to krew w żyłach.
Jęczę, że nie chudnę, a raczej spadek mojej wagi można przyrównać do ruchu zmęczonego życiem ślimaka...:( Sama jestem sobie winna. Jedzenie mniejszej ilości jedzenia, to tylko jeden element sukcesu.... może nawet ten mniejszy, bo ważniejszy jest ruch... Potrzebuję mobilizacji!