Jak w tytule. Miałam dość ciągłego kontrolowania co jem i o której i planowania posiłków na cały następny dzień. Stwierdziłam, że potrzebuje przerwy bo oszaleje i za chwile zaczną się napady żarcia wszystkiego co znajdzie się w zasięgu moich rąk, nawet jeśli jest niesmaczne i nie mam na to ochoty. Robię sobie trzy dni przerwy od diety.
Dziś jest już drugi, wczoraj jadłam sporo i były nawet batony czekoladowe, chleb i inne świństwa. I zanim zaczniecie krzyczeć na mnie powiem, że dziś już nie zjadłam tyle co wczoraj. Kupiłam słodycze ale połowę nie ruszyłam. Kupiłam litr lodów a zjadłam tylko dwie łyżki.
Po pięciu miesiącach, uważam że na prawdę dokładnej diety, z jakimiś niewielkimi wpadkami, które mogę zliczyć na palcach dłoni, należy mi się zmiana.
Jutro chcę jeszcze wyskoczyć na obiad do miasta i zjeść kawałek ciasta z mrożoną kawą albo truskawki, a od poniedziałku dieta.
Wiem, że waga skoczy, bo już skoczyła ale na pewno nie o 20kg, a ja zaspokoję się na kolejne miesiące wytrwałej pracy i kontroli.
Możecie mnie potępić czy zwymyślać, ale wyznaczenie sobie granicy jest chyba lepsze niż oszukiwanie siebie podjadaniem.
anetalili
3 czerwca 2012, 21:12Też miałam taki odstępny weekend, ale wszystko co dobre szybko się kończy i wracam do diety, bo jednak na niej mi najlepiej.
kasioolka
2 czerwca 2012, 09:21nikt nie będzie Cię potępiał bo też sobie czasem robimy przerwy :)
duszka189
1 czerwca 2012, 23:50pewnie i słusznie robisz, tyle że ja popadłam w głębszy wir ale muszę się z tego wykaraskać
azi74
1 czerwca 2012, 23:41Najważniejsza w odchudzaniu jest konsekwencja , a metodę każdy musi dostosować do siebie.
czocharowa
1 czerwca 2012, 23:34u mnie dziś taki 3 luzniejszy dzien... ;) tyle schudlas wiec wiesz co to znaczy ;)) podziwiam ;)
imperfecta
1 czerwca 2012, 23:18jak dla mnie dobre podejście :) W diecie nie chodzi o to żeby się męczyć i popadać w paranoję. Każdy czasem potrzebuje przerwy