Zdecydowanie za późno chodzę spać i za późno wstaję (i za mało się uczę do zawodowego) przez co późno zjadam śniadanie i kolejne posiłki.
Dzisiaj były tylko 3.
Śniadanie: zapiekanka (taak, świadomie ją zjadłam i nie żałuję, w końcu to śniadanie, później się spali! czasem można)
Obiad: trochę rosołu, pół kotleta z piersi kurczaka i troszkę ziemniaków (jadłam z zaciśniętymi zębami - raz, że nie przepadam, dwa, że jeszcze gorzej smakuje jak już trzeba odgrzewać).
Później zaparzyłam sobie miętę i kawę z mlekiem.
Kolacja: 4 kanapki z twarogiem domowej roboty (mam go powoli już dość, ale trzeba zjeść żeby się nie zepsuł)
Ćwiczenia: rozciąganie z rozgrzewką, przysiady (squaty), brzuszki + masaż banką chińską. Dalej jestem obolała, ale nie chcę przerywać ćwiczeń, bo będą coraz większe zakwasy.
Przez pół dnia męczy mnie ogromna ochota na coś słodkiego. Ale się nie dałam. Najgorsze wcale nie są obolałe po ćwiczeniach mięśnie wszystkich części ciała, ani mniejsze porcje jedzenia, bo to naprawdę jest do wytrzymania - ale za to nie daję sobie za bardzo rady z ograniczaniem cukru, zwłaszcza słodyczy, a chyba najbardziej to czekolady. Mój największy nałóg od zawsze. Mogę nie czuć się głodna, ale jak zobaczę jedną małą czekoladkę to choćbym zjadła syty obiad nagle robię się głodna - głodna cukru. Może faktycznie powinnam tylko ograniczać, a nie likwidować całkiem, ale z drugiej strony gdybym nawet sobie pozwoliła na jedną małą kostkę, to tylko rozbudziłabym w sobie większy apetyt i możliwe, że w 2 minuty poszłaby cała tabliczka czekolady.
Kiedy wstaję mam dużą motywację i chęć do ćwiczeń, do diety, do życia, ale kiedy nadchodzi wieczór łapie mnie coś takiego, że chcę się poddać. Ale wiem, że nie mogę. Robiąc sobie analizę na Vitalii obliczyło mi w przybliżeniu, że moja zawartość tłuszczu w organizmie wynosi 38%. Dużo za dużo. Norma dla mnie to 22-25%. Ale odkąd pamiętam, nawet jak się kiedyś odchudzałam i ważyłam 50 kg, ten wskaźnik również przekraczał poza normę (mimo, że waga była blisko dolnej granicy bmi). Mam budowę gruszki, najwięcej mi idzie w biodra, nogi, w brzuch też dużo idzie, ale w górne partie ciała idzie najmniej - i przy odchudzaniu, z górnych części ciała schodzi najszybciej, a biodra ruszyć najtrudniej, przez co mam dużo ciężej, bo mogę ważyć 50 kg, a i tak mieć za dużo tłuszczu w okolicach bioder. I to jest najgorsze, kiedy na twarzy wygląda się już zdecydowanie za szczupło, ręce również bardzo chudziutkie, żebra zaczynają sterczeć, biust zmalał, talia też niczego sobie, ale na brzuchu dalej trochę za dużo sterczy, a biodra to jak kosmos. Z natury mam szerokie, ale nie chodzi mi teraz o samą budowę, a o tłuszcz gromadzący się w tych okolicach, katastrofa. Dobra, będę tak narzekać, a nic tym nie zmienię. Żeby było trochę radośniej w tym wpisie dodam takie słodycze: