Przez te kilka dni żyłam na 1/4 gwizdka. Właściwie to piłam wodę i soki. Czytałam książki i siedziałam w internecie. Codziennie po obudzeniu medytowałam na oddechu i przez kilkanaście minut wykonywałam ćwiczenia izometryczne. Niestety to była moja jedyna aktywność fizyczna. Dzisiaj notatka w pamiętniku jednej z koleżanek natchnęła mnie do bardziej konkretnego wysiłku fizycznego. Wykonałam po raz pierwszy skalpel Chodakowskiej. Trwało to 39 minut, a raczej film tyle trwał. Musiałam zrobić dwie przerwy, aby uzupełniać zapasy gwałtownie traconej wody. Jedno ćwiczenie jest na razie jak dla mnie nie do wykonania. Nigdy się tak nie spociłam przy wykonywaniu treningu Vitali. Nie wiem tylko, czy to spowodowała większa intensywność ćwiczeń, czy duchota w dniu dzisiejszym. Jutro po dzisiejszej burzy będzie chłodniej, to się przekonamy.
Ku rozśmieszeniu.
Miłego...
rozanaa
10 sierpnia 2013, 09:05Od jakiegoś czasu ćwiczę skalpel, i widzę że to co obiecuje Ewka sprawdza się w rzeczywistości. Dobrze robisz, że nie forsujesz ciała na siłę, u mnie też niektóre ćwiczenia wychodziły poprawnie dopiero po kilku tygodniach, ale teraz jest już ok. Miłego dnia:)
aleschudlas
9 sierpnia 2013, 22:14a jakie ćwiczenie nie do wykonania ? :)