Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bo kiedyś trzeba się wziąć za siebie, a jeśli nie teraz to kiedy?

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3615
Komentarzy: 123
Założony: 21 lipca 2014
Ostatni wpis: 8 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Rolla20

kobieta, 23 lat, Warszawa

164 cm, 85.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 lutego 2015 , Komentarze (1)

Z ćwiczeniami na 2 dni zaniechałam, kwestia niedyspozycji :/ Ale już jest lepiej, więc dzisiaj wracamy pełną parą do roboty.

Moja cudowna dziewczyna próbowała mnie przekonać, że kebab jest zdrowy... Jest urocza. W jednym się z nią mogę zgodzić, bo przynajmniej tak mi się wydaje, że jest lepszy od Maca.

Był mały grzech... Namówiła mnie na pizzę i zjadłam kawałek. Ale chyba bardzo mi to nie zaszkodziło, bo widać pierwszy sukces na wadze :D W tydzień zjechałam kilogram :D Jak dla mnie bomba <3

Dietę kontynuuje przede wszystkim zdrową... No i nie jem żadnych słodyczy :D Jestem z siebie bardzo dumna! Nic nie tknęłam od półtora tygodnia, a jak na mnie to wielki sukces xD

No cóż... Mam masę nauki, matura coraz bliżej... Ale dam radę :D 

Jaki jest mój plan na dalsze życie?

Jestem chyba jedynym humanem (jestem w klasie dziennikarsko-filmowej, rozszerzenia polski, historia, wos), który za 2 lata będzie zdawała biologię i chemię, a potem pójdzie na medycynę. Zdecydowałam wreszcie co chce robić dalej i powiem wam szczerze, że odetchnęłam z ulgą jak skreślałam z deklaracji maturalnych historię. Zostaję przy polskim, który dla mnie jest tak naprawdę banałem, bo jestem z niego dobra... Dużo piszę, dużo czytam i umiem interpretować... Właśnie obiecałam Jej, że zinterpretuję dla niej pomnik na którym jest krzesło. Po prostu krzesło... Jak ja mam się za to wziąć? xD Poważnie poczułam taki spadek ciężaru z serca jak sobie uświadomiłam, że nie muszę się uczyć historii, wręcz byłam przeszczęśliwa. Teraz mogę się skoncentrować na tym co ważne, a potem biologia i chemia :3 Chociaż boję się, że sobie nie poradzę... Tyle niewiadomych, same pytania a żadnej odpowiedzi...

31 stycznia 2015 , Komentarze (5)

Coś co poprawia humor i także wygląd niemalże w krótkim czasie? :D

Oczywiście domowe spa ;)

Tak więc dzisiaj z racji soboty (no i z racji, że Ona przyjeżdża) funduje sobie dzień dbałości o włosy i buzię :D

Na włosy nałożyłam krem o super składzie: Isana z rossmana. Jest to co prawda krem do ciała, ale jako, że ma naprawdę genialny skład nadaje się też do włosów, z czego już jakiś czas korzystam :D Kończę drugie pudełko kremu (są bardzo duże, w niskiej cenie, chyba coś koło 6-7 zł za 500 ml kremu), jestem bardzo zadowolona i niebawem skoczę pewnie po kolejne, a może i Jej zafunduję taką przyjemną odnowę dla włosów ;) Jak to robię? Po prostu wcieram, rozsmarowuję, rozcieram na włosach... No dość sporo. Z jednego pudełka wychodzi tak na 3-4 stosowania, a włosy mam dłuuuugaśne, bo do pasa, więc wynik niezły ;) Jak działa? Jak dla mnie bomba. Włosy po wszystkim są super odżywione, mięciutkie, miłe w dotyku, wręcz jedwabiste i takie jakby... mięsiste, nie sztywne, wręcz lejące się przez palce. No bosko :D
Kolejnym plusem jest zapach. Cudowny, jakby budyniu czekoladowego ;) Jeść nie mogę to chociaż sobie powącham xD Zapach zostaje na włosach mimo tego, że myje je szamponem (bez SLS, to ważne, jakby któraś nie wiedziała o co chodzi, a była zainteresowana zapraszam na priv, albo coś to wyjaśnię) i po wszystkim jeszcze dokładam im maską o także przyjemnym składzie...

Dziewczyny! Czytajcie składy produktów, nie raz kupując bardzo drogie kosmetyki w drogeriach, nie patrząc na skład, a tylko na opis producenta, możemy nie dość, że nie pomóc, a jeszcze sobie zaszkodzić. W internecie jest naprawdę dużo informacji na ten temat, czytajmy!

Dodatkowo maseczki na twarz, peelingi i inne cuda, żeby tylko powitać Ją w jak najlepszym świecie, co by się własna dziewczyna mnie nie przestraszyła xD 

31 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Dzisiaj mały grzeszek nr 1, a mianowicie moja druga babcia zaproponowała ugotowanie pysznego makaronu... No i podkusiłam się ;) Ale na tylko odrobinkę, więcej wzięłam sobie warzywek (makaron jest w sosie z sera pleśniowego z mlekiem i maaaasą selera naciowego, więc pycha). Powybierałam sobie jak najwięcej selera, sera trochę mniej i mało makaronu no i zjadłam. Cóż od czasu do czas mam nadzieje, że bardzo to nie wpłynie na moją dietę ;)

Bez słodyczy się dalej trzymam, dzisiaj 4 dzień. A dla mnie to naprawdę sukces, bo ostatnimi czasy bez słodkiego w ogóle nie wytrzymywałam ani jednego dnia. 

A jutro przyjeżdża Ona... Naprawdę już nie mogę się doczekać, tak dawno się nie widziałyśmy. Cholernie się za Nią stęskniłam. Już się przyzwyczaiłam, że Ona jest wreszcie i nareszcie ciągle blisko, raptem 30 minut autobusem... Wiecie, 30 minut komunikacją miejską, a 5 godzin zatęchłym PKSem to dwie różne rzeczy, więc naprawdę się cieszę, że Ją mam tutaj już... To chyba pierwszy rok szkolny, gdzie naprawdę cieszę się, że już szkoła, bo tylko wtedy Ona jest w mieście xD Na wszystkie dłuższe wolne dni wyjeżdża do siebie, więc są dla mnie teraz niemalże torturą ;) Ale na szczęście to już jutro... Jeszcze jakieś... 28 godzin :3

30 stycznia 2015 , Komentarze (5)

Dzisiaj już dałam odrobinę czadu ;) Wzięłam się wreszcie za ćwiczenia (najpierw stwierdziłam, że zrobię sobie zdjęcia "przed" mam nadzieje, że będę miała co potem porównywać ;)).

Zaczęłam od rozgrzewki tanecznej z instruktażem na youtube ;) Bardzo przyjemnie, trochę ciężko i niemal natychmiast pot mnie zalał :D Super ;)

Potem już spokojniej, skakanka, pompki, brzuszki, clams, przysiady i takie tam co można zrobić w zaciszu własnego pokoju ;) 

W każdym razie czuję się świetnie i już nie mogę się doczekać efektów... Wiem, prędko ich nie zobaczę, ale mam nadzieje, że warto :D

Trochę się boję Jej powrotu do miasta (jest teraz u siebie w domu na feriach, ale uczy się w moim mieście). A mianowicie uwielbiam ją i kocham spędzać z nią czas, jednakże Ona ma jedną w pewnym sensie wadę... Kocha fast-foody. Dosłownie uwielbia, nasze wycieczki na miasto praktycznie zawsze kończą się w macu. Dosłownie wczoraj wieczorem bardzo długo ją namawiałam, prosiłam, tłumaczyłam... Ale Ona w kółko tylko "wrapik i wrapik". No oszaleje... Jasne, jak będzie chciała to niech chodzi sama, bo ja się trochę bardzo boję, że jak z nią tam wyląduje, to po prostu się złamię i wszamie frytki czy jakąś kanapkę niestety... A bardzo bym tego nie chciała... Naprawdę już nie wiem jak ją przekonać, tym bardziej, że dla niej to też cholernie złe, bo mimo, że Ona jest szczupła i dość wysoka to na ostatnich badaniach miała bardzo wysoki cholesterol. Ponad normę... Młoda dziewczyna, jeszcze przed 20-stką, a już takie wyniki... Tłumaczyłam, że musimy obie ograniczyć, chociażby dla zdrowia... I zawsze było tak, tak, a jak wychodziłyśmy na miasto to koniec końców trafiałyśmy w McDonaldzie. 

Zobaczymy, może jeszcze z nią pogadam jak wróci, coś może wymyślimy ;) 

Nawet proponowałam, że zamiast tego Wrapa w Mc zrobię jej takiego domowego, sama... Takiego zdrowszego i w ogóle. Zbyła mnie argumentem, że ten w Mc jest smaczniejszy... 

I co teraz?

30 stycznia 2015 , Skomentuj

Teraz dopiero zauważyłam,  że mam w szufladzie biurka kawałek jakieś czekolady... Jakoś tak poczułam jak wyciągałam z tej szuflady leki. I właściwie powstrzymałam się, kompletnie nawet nie przeszło mi przez głowę, żeby wyciągnąć paluchy po tę czekoladę. Ale w końcu muszę coś z nią zrobić, najlepiej wyrzucić, albo podrzucić dziadkom, bo jeszcze mnie skusi...

Zaczęłam troszkę wczoraj ćwiczyć, ale na razie spokojnie, żeby się nie zniechęcić zakwasami, a to u mnie prawdopodobne. Po niedawnej studniówce i dzikich harcach z przyjaciółmi na parkiecie miałam takie zakwasy... O matko, bolało mnie wszystko. Nogi, ręce, brzuch. Czułam się zmaltretowana i praktycznie przez tydzień nie miałam nawet ochoty wychodzić z łóżka, a co dopiero mowa o jakiś bardziej złożonych czynnościach, czy aktywności fizycznej... 

Na dniach chcę zacząć biegać, ale jest jedna rzecz stojąca mi na przeszkodzie. A mianowicie buty... Nie mam żadnych innych butów oprócz glanów i takich półbutów jesiennych, a oczywiście żadne nie nadają się do biegania. Tak więc muszę się przelecieć jutro, albo pojutrze i kupić sobie jakieś dobre buty do biegania... Jakieś rady? ;) Może i przy okazji nowe spodnie dresowe sobie kupie :3

Rozmawiałam z dziadkami i przedstawiłam im co chcę jeść, a czego absolutnie nie... Na razie nic nie mówią, zrobili listę zakupów z moimi prośbami... Mam nadzieje, że to już się utrzyma, a może i ich namówię do zdrowego odżywiania ;)

Właśnie... Macie jakieś propozycje czegoś co bym mogła przygotować w domu na rodzinny obiad, żeby pokazać dziadkom, że można jeść zdrowo i smacznie? 

29 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Ostatnie dni ferii, śniegu tyle co kot napłakał, ale dość mroźno...
Stwierdziłam, że nie będę pisała codziennie, tylko co jakiś czas, gdy będę czuła potrzebę i gdy będzie w ogóle o czym napisać.

Małe sukcesy zbierają się radośnie na moim koncie. Oczywiście jeszcze długa droga przede mną, ale póki co jest okay. 

Byłam wczoraj w kinie ze znajomymi i jestem z siebie dumna, bo pierwszy raz chyba w życiu na salę kinową weszłam bez "pyszności" w postaci popcornu i coli. Oczywiście musiałam sobie co chwilę powtarzać, że te "pyszności" to nic dobrego, sama sól, tłuszcz, cukier i w ogóle bleee, nie zdrowe ;) Ale wyszło na dobre i nawet nie skusiłam się, gdy do moich nozdrzy doszedł "cudowny" zapach prażonego popcornu. W dodatku moi znajomi (2/3 znajomych konkretnie) pozwoliło sobie na fast-foodowe żarcie, nawet pytali czy ja i druga koleżanka nie chcemy z nimi, ale odmówiłam :D Było mi łatwiej, że nie ja jedna nie jadłam nic "pysznego" przy stoliku w McDonaldzie... Koleżanka, która także nie jadła, szczuplutka i mogła by sobie pozwolić, ale zdrowo się odżywia i razem na seans kupiłyśmy sobie po prostu bułki w sklepie ;) Ona jakieś słodkie, a ja postawiłam po prostu na ciemne bułki z masą ziaren i ziarenek, pycha ;) No i tak podczas filmu jak zgłodniałam to podjadałam tą swoją zdrową bułeczkę i popijałam wodą mineralną i ani razu nie spojrzałam tęsknie na popcorn laski siedzącej koło mnie ;)

W dodatku udało mi się dogadać z babcią, która dzisiaj na obiad robi kotlety schabowe. Idąc za radą jednej z was (dziękuje <3) poprosiłam po prostu babcię, by jednego dla mnie nie panierowała i nie smażyła, tylko ugotowała po prostu kawałek kurczaka w wodzie i tyle ;) Trzy razy musiałam zapewniać, że tak to wystarczy :D Ale chyba się udało i mam nadzieje, że tak dalej ;)

Babcia kupiła coś takiego co zwie się "biała morwa"... Łykam jedną tabletkę przed jakimś bardziej "węglowodanowym" posiłkiem, jak jest w instruktażu i powiem szczerze, że chyba pomaga... Po pierwsze w ogóle nie czuję pociągu do słodyczy. Nawet o tym nie myślę, a myślałam, że będzie gorzej. No i nie jestem jakoś specjalnie głodna, a zazwyczaj po jakimś czasie od śniadania już mnie ssie... Staram się zmniejszyć porcje, więc mniej jedzonka ląduje w rozciągniętym żołądku, więc spodziewałam się głodu, ale chyba na razie jest okay.

Mam nadzieje, że dalej też będzie tak fajnie :D

Wróciłam ze spaceru 2 godzinnego z tatą i psem... A zaraz lecimy z tatą na piechotę do Auchanu, obiecał mi nowe buty do biegania :D Pokłada we mnie nadzieje, że wreszcie uda mi się schudnąć, mam nadzieje, że tym razem nie rozczaruje jego i siebie ;)

Do następnego napisania i trzymajcie się ciepło ;*

27 stycznia 2015 , Komentarze (11)

No i niestety. Nie dość, że nie wypełniłam swojego celu, a miałam ku temu przecież i okazję i czas to w dodatku przytyłam.
Nie pisałam tutaj od pół roku, ale dzisiaj postanowiłam powrócić...
Trwają ferie, uczę się do matury (zgadza się studniówka już za mną), zmieniło się wiele rzeczy w moim życiu, ale nie zmieniła się ta jedna... Nadal jest mnie o dużo za dużo. Nie wiem czemu wtedy się poddałam...
Może to przez to, że odkąd Ona jest w Warszawie dużo sobie pozwalałam... Były częste wyjścia do fast-foodów, słodkości, pyszne herbatki przesłodkie, ogólnie było niezdrowo, słodko i tłusto... No i masz babo placek, waga na dzisiejszy dzień pokazała 88 kg.

88 kg! 

Jestem przerażona. Poważnie, jestem przerażona tym jak się zapuściłam... To prawda, widziałam się w lustrze, że brzuszek trochę urósł, nóżki też, ale miałam po cichu nadzieje, że może to mi się wydaje... Ale dzisiaj przestałam się oszukiwać.

Co mam zrobić, żeby wreszcie trwać w swoich postanowieniach? Chyba od tygodnia już sobie mówię - dobra, dziewczyno! Czas się wziąć za siebie od jutra nie jemy tego, tego, tamtego i ćwiczymy! I co? A no gówno... 

Bo następnego dnia rano co robię? Wstaję i idę do dużego pokoju i hyc cukiereczek, ciasteczko do kawki... (Właśnie... Kocham kawę. No, ale z mlekiem... Tak się zastanawiam co zrobić, żeby jakoś ograniczyć tłuszcze, bo napojów nie słodzę). A potem obiadek... Aż ocieka tłuszczem, babcia kocha gotować na tłustym, tłusto...
Może przypomnę troszeczkę o swojej sytuacji, albo opowiem... Mieszkam z dziadkami. Starsi ludzie mający swoje przyzwyczajenia i nie dający sobie nic wytłumaczyć. No i tak kuchnia mojej babci chyba wychodzi z założenia, że im tłuściej tym smaczniej! Za nic w świecie nie umiem jej przekonać, że nie dość, że nie zdrowo to przecież źle dla sylwetki, a babcia też szczupła nie jest... W dodatku dziadek, który ma chore jelita (dość poważnie, bo nowotwór. Prawda, że jeszcze nie jest z nim jakoś bardzo źle, ale mimo wszystko dietę powinien mieć zdrowszą, wysokobłonnikową itd). O słodyczach nie wspomnę, bo moi dziadkowie je kochają i niestety w szafce/na stole coś zawsze stoi... A to bardzo kusi, oj kusi... 

Boję się, cholernie się boję, że w tym tempie za pół roku będę wyglądała jak beczka (dobra, wiem że już wyglądam, ale będę wyglądała jak większa beczka). No i zdrowie. To mnie martwi najbardziej, bo wiadomo, że otyłość nie sprzyja zdrowiu. Cukrzyca, nadciśnienie, w przyszłości nowotwory... Nikt nie myśli o tym niby w wieku 18 lat i się tym nie martwi, jednak mi takie myśli z tyłu głowy gdzieś tam chodzą i boję się co to będzie.

Dlatego wracam. Ostatecznie... Bo jak tym razem się nie uda, to ja już nie wiem... Tyle razy próbowałam, tyle razy szukałam, pisałam i płakałam, że jaka to ja gruba jestem. Ale nic nie robiłam! Teraz dość już użalania się, trzeba się wziąć za to swoje grube dupsko i wziąć w garść, bo inaczej cienko to widzę...

Mam nadzieje, że jeszcze ktokolwiek będzie miał ochotę tutaj ze mną rozmawiać, jako z córką marnotrawną... I mam szczerą nadzieje, że Wam wszystkim idzie lepiej...

Nie oczekuję głaskania po główce, ani słodkich słów, wiem, że nawaliłam. Ale będę robiła wszystko, by się wziąć w garść... Tylko jak? I czy mi się uda?

20 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Az do dziś po przyjeździe balam się wejść na wagę... Balam się cyferek które tam zobacze. Ale dziś postanowilam sprawdzić i... Waga taka sama jak przed wyjazdem! Tak się cieszę, bo biorąc pod uwagę moja dietę u niej myslalam ze bedebwazyc nawet więcej niż na poczatku...

Powoli tez wracam do zdrowych nawyków :) 

Nie mam zbyt dużo czasu na pisanie, bo właśnie malujemy mój pokój, tak bardzo jestem podekscytowany, bo wreszcie u dziadków będę miała swój prawdziwy pokój ;3 

Trzymajcie się zdrowo i szczuplo! :D

16 sierpnia 2014 , Komentarze (10)

Właściwie dzisiaj chcę tylko dać znać, że jestem i żyje... Wróciłam po dwóch tygodniach od niej... Było wspaniale, jak zwykle z resztą. Wiem, że ona jedyna mnie rozumie i z nikim nie dogaduje się tak dobrze, zna mnie na wylot, jak nikt... Te dwa tygodnie były najlepszymi dwoma tygodniami w tych wakacjach. Chociaż... Spędziłyśmy razem praktycznie cały miesiąc, to cudowne :D (małe wyjaśnienie, ona mieszka bardzo daleko, ale teraz to się zmieni, dostała się do szkoły w moim mieście :D).

No ale troche o diecie... Dieta była zerowa, a może nawet gorsza niż mogła być. Pozwalałyśmy sobie na wszystko... Od naleśników, przez pancakes i słodycze, aż po pizzę i to dwa razy przez te 2 tygodnie... Masakra. Ale jestem szczęśliwa, bo wiem, że dla niej nie ważne czy jestem gruba czy chuda... Lubi mnie taką jaka jestem. Mówi tylko, że najważniejsze jest moje zdrowie i że jak mam to robić to tylko dla zdrowia! 

Prawda, ze zdrowiem u mnie kiepsko, a niestety teraz wszystko wychodzi... Będąc u niej miałam przykry incydent, zwichnęłam sobie nadgarstek. Szybka decyzja i w nocy jedziemy do szpitala. Na RTG na szczęście żadnego złamania ani nic... Oprócz, jak to się wyraził lekarz "Nie podoba mi się ta struktura kostna... Tak nie wygląda zdrowa kość."... Powiedział, że to może być nawet osteopenia (wczesna osteoporoza). Kazał iść do ortopedy, jak najszybciej i się leczyć...

Do cholery co się ze mną dzieje? Mam przecież dopiero 18 lat, ledwo co zaczęłam żyć, a sypie mi się cały organizm... Stawy mnie bolą, problem z kręgosłupem, niedoczynność tarczycy i teraz te kości! Co jest do kurwy nędzy? 

Jestem zła... Zrozpaczona i bezradna. Nie chcę w wieku 30 lat przechodzić na rentę, bo nie będę w stanie chodzić... 

Jak tak mówię to wszystko fajnie, motywacja jest, co nie?

Akurat...

Dzisiaj ciasto, bo babcia upiekła na mój powrót... Na zakupach, bo długo byliśmy (farbę kupowaliśmy, będziemy malować mój nowy pokój :D), zjadłam rogalika, bo cholernie głodna byłam... 

Wiem, zasługuje na naganę, jestem głupia... Wszyscy mi mówią jak należy się odchudzać, tyle że ja to wiem... Czytałam i słuchałam już o tym tyle razy, że mogłabym cytować bez zająknięcia. I co z tego? Gówno. 

Czas się chyba wziąć dalej znów za siebie... Mam nadzieje, że pomożecie? 

Chciałam zawiesić ten pamiętnik, udawać, że mnie nie ma... Ale uznałam, że łatwiej mi będzie jak dalej będę się przed wami spowiadać... Jak będę mogła wylać swoje żale i przemyślenia na klawiaturę, bo lubię to robić. I przy okazji odrobinkę liczę na was... Sama już nie wiem co mam robić z sobą... Ze swoim tłuszczem, ciałem, zdrowiem... Do czego to wszystko prowadzi?

Przepraszam za wulgaryzmy, mam nadzieje, że nikogo nie uraziłam...

Może to żadna obrona, ale dodam, że mimo wszystko miałam trochę ruchu jak mnie nie było... Praca na działce i w ogrodzie na wsi to nie byle co ;) Do tego dochodziły praktyczne codzienne długie spacery szybkim tempem, ona szybko chodzi... Grałyśmy też w piłkę, uczyła mnie grać w piłkę ręczną... 

Trzymajcie się ciepło we wszystkim co sobie postanowicie! Nie dajcie sobie wmówić, że coś jest nie do osiągnięcia :) 

Pozdrawiam ;)

30 lipca 2014 , Komentarze (10)

Kolejny piękny dzień... Ta jasne, chciało by się. Babcia od rana ma do mnie o wszystko pretensje. Czepia się o byle gówno, np. że wersalkę moja siostra jej zniszczyła i to moja wina, bo ja mam gówniary pilnować. A taki chuj... Wściekłam się i wyszłam z pokoju, by nie siedzieć na skórzanej wersalce dziadków... A taka jest prawda, że gdy się śpi na skórzanej wersalce, bez jakiegoś zabezpieczenia to materiał się wykrusza i psuje. Ale mojej babci nie przetłumaczysz...

Jest dość specyficzną kobietą. Zawsze trzeba jej przytakiwać, cokolwiek innego powiesz zawsze jest awantura, co tak na prawdę uniemożliwia wszelkie rozmowy. W dodatku nawet przez telefon pogadać z nikim nie mogę, bo zaraz muszę zdać relacje... Szlak mnie czasem trafia, serio... Ale cóż... Zostaje mi przytakiwać i dalej robić swoje.

Musiałam się wypisać... A teraz przejdźmy do konkretów.

Jest gorąco. Znowu... Ale byłam już na marszu, z babcią na ogonie, która spowalnia trochę moje zwyczajowe tempo, ale zawsze ruch to ruch, co nie? ;)

Przyjeżdża moja siostra cioteczna... 

Wcześniej idziemy do sklepu.

A pojutrze jadę! Nareszcie <3 10 dni razem, będzie super ;)

Ruch:

marsz (60 minut)

Jadłospis:

Śniadanie I:

parówki, bułka ciemna z ziarnami i ogórek małosolny

Śniadanie II:

arbuz

Dziękuje za wszystkie wpisy :* Fajnie, że jesteście <3

Padały chyba ze dwa pytania, odnośnie mojego awatara. Tak, oficjalnie potwierdzam kocham Avenged Sevenfold <3 Cudowna muzyka, wspaniałe teksty, przyjemny głos wokalisty i naprawdę fajne brzmienie, no czego chcieć więcej? 

Mój ulubiony utwór... O matko mam ich kilka... Ale takich ukochanych, których mogę słuchać non stop, to: "A Little Piece of Heaven" (od tego wszystko się zaczęło :D ), "So far away", "Dear God", "Unbound the Wild Ride", "Seize the Day", "Tonight the World Dies"... Mają tyle genialnych kawałków, że nie sposób się zdecydować. 

Nie byłam na koncercie w Łodzi, bo mieszkam w Warszawie... Cios poniżej pasa i straszliwy cios, mam nadzieje, że będą jeszcze kiedyś w grać w Polsce, najlepiej w stolicy :*