Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Hejka ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1935
Komentarzy: 5
Założony: 27 lutego 2012
Ostatni wpis: 6 grudnia 2022

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sanciaaa

kobieta, 26 lat, Warszawa

159 cm, 80.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 grudnia 2022 , Komentarze (2)

Mimo starań nie trzymałam się jadłospisu, weekend w rozjazdach, znów bieg, brak czasu na gotowanie i odpowiednie zakupy. Ale to nie znaczy, że jest źle! Cały czas myślę o tym, by jeść zdrowo i nie przejadać się na siłę, w tym cel. Jadłospis miał mi pomóc w kontroli kalorii i poznaniu nowych przepisów, więc na pewno dalej będę starać się go trzymać. 

Niestety po raz kolejny poległam z ćwiczeniami. Teraz miałam "ten" zły tydzień, gdzie okropne bóle miesiączkowe nie pozwalały mi nawet normalnie funkcjonować a co dopiero ćwiczyć, więc ten tydzień mogę sobie wybaczyć, ale poprzedni nie bardzo.

Więcej ćwiczeń i jedzenie takie jakiego się teraz trzymam, trochę czasu i może zobaczę w przyszłości jakieś efekty.

Do następnego 

2 grudnia 2022 , Komentarze (1)

Początki bywają trudne, jednocześnie czuje się ogrom motywacji, samozaparcia, tworzy się piękne plany. Oby jak najdłużej, bo w utracie kilogramów najważniejszy jest czas i właśnie to zawsze mnie gubi. 

Pierwsze dwa dni były na prawdę udane, chociaż też nie do końca. Znalazłam czas aby obok codziennych obowiązków zacząć gotować. Jeśli chodzi o dietę - idealnie.

Gorzej z ćwiczeniami. Brakuje mi już po prostu dnia żeby zamknąć się ze wszystkim. Gotuje wieczorami na cały następny dzień, ewentualnie zostawiam śniadania lub kolacje, żeby przygotować je następnego dnia na świeżo. Obiecuje sobie, że następnym razem zrobię zdjęcia swoich posiłków i postaram się je tu wstawić i opisać, ale ciągle o tym zapominam 🤪

Terminy w Szkole Doktorskiej gonią, niedługo święta a ja nie mam jeszcze nawet pomysłów na prezenty 😓

Trzymam za nas wszystkich kciuki!

Do następnego 

30 listopada 2022 , Komentarze (2)

A więc stało się. Kolejny raz próba udowodnienia sobie, że przecież mogę schudnąć, że przecież jestem silna, zmotywowana i skoro inni potrafią, to ja tym bardziej.

Mam już wszystko. Skomponowaną dietę z posiłkami które lubię (nic na siłę) jednak pamiętając o pozostawaniu w deficycie. Deficyt to bardzo ważne hasło. Mam plan treningowy, z odpowiednimi ebookami i sprzętem abym mogła w swoim zapracowanym życiu ćwiczyć w domu. Posiadam nawet pamiętnik odchudzania! Miejsce w którym będę mogła podzielić się swoimi pomysłami na posiłki, motywacją, zmianą sylwetki. Co więc mogłoby pójść nie tak? A no cóż, bardzo wiele. 

To nie pierwszy raz gdy znów mam wszystko (za wyjątkiem pamiętnika, chociaż bardzo dawno temu tego też już próbowałam), odpowiednie zaplecze by móc uporać się z nadmiernymi kilogramami i brakiem poczucia własnej wartości. To jednak do tej pory nie wystarczało. 

Zaburzenia odżywiania zawsze wracają. Gdy już myślę, że jestem na dobrej drodze, zawsze pojawia się coś, co mnie z tej drogi spycha. 

Przeanalizowałam zmiany swojej wagi na podstawie statystyk spisanych na vitalia. Posiadam tu konto już od 2012 roku! Oczywiście nie mam danych ze wszystkich lat, czasami jednak przypominałam sobie o tym miejscu i wtedy zapewne wciąż zaczynałam od nowa. 

Zauważyłam bardzo ciekawą zależność. Początek grudnia 2020 - 70kg (odchudzanie z wagi 76kg szło mi bardzo dobrze, czułam się z siebie dumna), potem koniec grudnia 75kg! pięć kilo! styczeń - 78kg, marzec 80kg. Jak tu pięknie zobrazowana jest zależność - święta -  no przecież nie odmówię! tylko raz w roku jest taki czas! jak ja uwielbiam pierogi i ciasto, przecież na co dzień tego nie mam! co mi zmieni te kilka dni, ważny jest przecież komfort psychiczny i tak zwany cheat day!

Na koniec grudnia musiałam wejść na wagę, to co zobaczyłam zamiast mnie zmotywować żeby jak najszybciej wrócić do tych 70kg i schodzić dalej wpędziło mnie w dodatkowe kompleksy i zaburzenia. I poszło lawiną, lawiną której nie dało się już zatrzymać. W ciągu 4msc przytyłam 12kg. Kosmos. Potem zniknęłam z vitalii.

I tu pojawia się kolejny mój problem - wmawianie sobie, że przecież nie jest tak źle. Wiem, że jest ale czasami staje przed lustrem i wmawiam sobie: przecież nie widać ile ważysz bo wyglądasz całkiem nieźle! nawet trener personalny dał Ci kiedyś mniejszą o dużo wagę niż miałaś, to znaczy, że kilogramy dobrze się rozkładają i nie widać tak tego! Zobacz, przecież masz fajny duży tyłek, nie jedna dziewczyna marzy o takim biuście i pośladkach jak masz Ty! Wystarczy się dobrze ubrać i jakoś ukryję ten odstający brzuch, przecież nawet fit dziewczyny mają odstający i fałdkę, to całkiem normalne! Albo najlepsze - taka moja uroda, widocznie nie dla mnie bycie szczupłą, tak jest dobrze. 

Ciągłe wmawianie sobie - ja czuje się tak dobrze, dobrze wyglądam. Chociaż za każdym razem czuję wymawiając te słowa albo patrząc na siebie taki wewnętrzny ścisk. Takie uczucie niepokoju, lęku... ale jednocześnie ogromne zdenerwowanie i wręcz wściekłość, która przechodzi w bezradność a potem płacz... I błędne koło zatacza swój krąg. Podnoszę się, bo przecież jestem silna, bo przecież nie widać ile mam kilogramów na wadze, bo przecież brzuch ukryje, bo przecież taka moja uroda... takie koło. 

Teraz się nie poddam tak łatwo.

Motywacje - narzeczony chodzący kilka razy w tygodniu na siłownie, słowa znajomych w jego stronę ile to już nie schudł i jak dobrze wygląda w czasie, gdy ja siedzę obok z najwyższą wagą w moim życiu. 

Kolejne wakacje na których nie chcę czuć skrępowania i ocierających się ud. 

Zadowolenie w końcu siebie. I wiem, że zabrzmi to źle bo tak być nie powinno, bo wpędza to w zaburzenia bo coś tam coś tam... ale chcę zadowolić też rodziców. Niestety jestem w tej grupie ludzi, która już od nastoletnich lat słyszała od rodziców "nie jedz tego, już i tak wyglądasz za dobrze", "nie za dużo tego obiadu nałożyłaś?", "Sandra ja nie chce nic mówić, ale wiesz... za dużo Ciebie jest" i tak dalej, tak dalej... Doszło to już do takiego stopnia, że kiedyś usłyszałam nawet, żeby mój narzeczony nie brał ze mną ślubu dopóki nie schudnę, albo pomysł mojego taty żeby zrobić zakład, jeśli schudnę da mi 1000zł na nowe ubrania! To miała być jego forma motywacji... Nie miałam wtedy według kalkulatorów nawet nadwagi, albo jakieś początki. Skończyłam z otyłością.

Mimo, że te tematy są ciężkie chce pisać o swoim życiu szczerze. 

Do następnego.