Bez większych rewelacji może, ale dziś znów za mną zestaw z Mel B + 55 przysiadów. W sumie około 40-45 min ćwiczeń.
Ciekawe czy to przyniesie mi ciałko fit?
Jakoś ostatnio mam różne słabości. Nie mogę np. przeżyć dnia bez jagodzianki :P
Buzka!
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (2)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 5189 |
Komentarzy: | 24 |
Założony: | 20 marca 2010 |
Ostatni wpis: | 11 lipca 2014 |
kobieta, 37 lat, Warszawa
172 cm, 64.50 kg więcej o mnie
waga stoi w miejscu ale ja ćwiczę :-)
Bez większych rewelacji może, ale dziś znów za mną zestaw z Mel B + 55 przysiadów. W sumie około 40-45 min ćwiczeń.
Ciekawe czy to przyniesie mi ciałko fit?
Jakoś ostatnio mam różne słabości. Nie mogę np. przeżyć dnia bez jagodzianki :P
Buzka!
Malutkie sukcesy dnia dzisiejszego :-) + foto
Sukcesy co prawda niewielkie- ale zawsze jakieś :-)
Po pierwsze: wreszcie poćwiczyłam! właśnie wypijam kolejną szklankę wody, bo oczywiście z kondycją kiepsko Mój dzisiejszy harmonogram ćwiczeń dzielnie wykonany to:
- Mel B rozgrzewka 5 min
- Mel B cardio burn 15 min
- Mel B brzuch 10 min
- 50 squat'ów
- Mel B cool down 5 min
czyli w sumie całe 35 min + przysiady, dzięki którym czuję się o całe niebo lepiej, jakoś wyzwolona z negatywnej energii :-)
Po drugie: jadłam nie tak całkiem źle, a przynajmniej nie objadałam się żadnymi słodyczami. Co prawda skusiłam się na jagodziankę, ale dalej nie było już tak źle: serek waniliowy, trochę winogron, na obiad makaron (w ilości około 70g) z cukinią i kurkami. Daleko to trochę od diety kopenhaskiej, ale... chodzę na niej jak struta, zła jestem bo głodna i w ogóle, więc sama już nie wiem czy warto... Chociaż kg spadały bosko..
Po trzecie: mam mocne postanowienie poprawy- zmotywowałam się zdjęciem poniżej :-) to mój brzuch w tamtym roku o tej porze, po dwóch miesiącach solidnych ćwiczeń i diety. Wiem że do ideału mu daleko ale dla mnie i tak był niezły! Obecnym się nie pochwalę, bo nie ma czym :P
Może jakieś sugestie, co ćwiczyć żeby osiągnąć efekt lepszy niż poniżej? :-) Będę wdzięczna :-)
Buzka. Powodzenia dziewczęta!
powrót z wakacji z dodatkowymi kg...
Czy Wy też tak macie? Choćby nie wiem co się działo, jestem w stanie zmobilizować się PRZED wyjazdem, ale nigdy w trakcie wakacji... Taki syndrom nagrody- skoro to wakacje, to nie będę się przecież ograniczać... Jest to ogromnie złudne i tragiczne w skutkach. Ja już pomijam moje dodatkowe 1,6 kg, które tak skrupulatnie przecież zrzucałam, ale samopoczucie, uczucie ciężkości w brzuchu i inne rewolucje żołądkowe to dramat. Nie warto dla chwili przyjemności z obżarstwa przeżywać takich katuszy! Jak zwykle... mądry Polak po szkodzie ;-)
Oczywiście wczoraj był piątek. I oczywiście ciężko mi było wytrwać. Oczywiście skusiłam się na wino z koleżanką. Choć przekąski do wina były całkiem zdrowe, to jednak zupełnie nie- kopenhaskie. I dziś rano wg stanęła. No więc zobaczymy co będzie jutro.
Ale w ogóle czuję się nieźle. Chyb mój organizm przestawił się na jakiś oszczędny tryb. Muszę się zatem zacząć ruszać, żeby jednak trochę przyspieszyć metabolizm.
Już 6-ty dzień!!!
No, dziś muszę powiedzieć, że waga zaskoczyła mnie pozytywnie :-) 62,7 kg :D Czyli po czterech dniach spadek 3,9 kg!!! Co prawda realny to taki o połowę mniejszy, bo strasznie obżerałam się na kilka dni przed dietą, więc te 2 kg myślę że wróciłyby do normy tak czy inaczej przy powrocie do normalnego trybu odzywania, ale jak taki wynik cieszy!!! Dziś co prawda czuję się znacznie osłabiona, ale wrócę do domu i przyrządzę sobie jakoś fajnie rybkę- jeszcze nie wiem jaką :-) Oczywiście, jak to u mnie, koniecznie z modyfikacjami (kiedyś byłam na kopenhaskiej i trzymałam się ściśle zaleceń, ale skończyło się mdłościami i obrzydzeniem do jedzenia :P więc teraz wolę tak z głową to robić ;-)) Trzymajcie kciuki dziewczęta! mam nadzieję, że będę w drugim tygodniu miała siłę i czas na ćwiczenia, to pochwalę się może wymiarami :P albo nawet zdjęciem ;-) Buziaki :*
mija 4-ty dzień Kopenhaskiej...
Tak, tak, wiem, że jest strasznie wyniszczająca i w ogóle. Ale jedyne co jest dla mnie dobrego w tej diecie to to, że daje szybko efekty. A wyobraźcie sobie, że z długiego weekendu wróciła 2,5 kg cięższa. Jak zobaczyłam diabelskie 66,6 na wadze stwierdziłam, że basta! I od tamtej pory do dziś (ważę się porankami czyli efekt po 3 dniach) to - 3,3 kg. Nieźle :-D A z racji faktu że czeka mnie za chwilę wypad nad morze, to muszę się ostro spiąć. Generalnie dążę do swoich optymalnych 59-60 kg :-) przy których jest w miarę stabilnie i nie mam brzucha i boczków :P Więc jeszcze trochę :-) W każdym razie chciałabym wziąć się za ćwiczenia, ale niestety na tej durnej diecie nie mam siły. Czekam więc do końca albo dopóty, dopóki nie nabiorę więcej energii :-) Dodam, że znacząco modyfikuję sobie dietę, a i tak działa :-) Generalnie ze zmian jakie wprowadziłam, to:
- zdecydowanie wszystko doprawiam
- kawy piję trochę więcej (ale to mój zły nawyk)
- piję duuuużo herbaty ze słodzikiem, bo jest mi permanentnie zimno, więc to trochę zamiast zimnej mineralnej ;-)
- staram się jeść wołowinę, ale nie przepadam za nią więc zamieniam często na inne mięsa
- modyfikuję potrawy, i tak np kiedy mam zjeść jajko na twardo i pomidora, to robię z tego jajecznicę, szpinak robię z czosnkiem itp.
Więc generalnie nie jest tak źle, da się przetrwać, zwłaszcza że waga leci w dół i brzuch mniejszy :-)
U mnie jest tak, że potrzebuję szybkich efektów, żeby zacząć, a potem już jakoś lepiej z motywacją :-) A sezon bikini tuż tuż więc stąd te desperackie kroki.
Pozdrawiam i życzę wszystkim powodzenia:-)
Buzka!
Wracam! ze słabą silną wolą ...