Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szczerze mówiąc, chyba mam "kuku" na punkcie odchudzania. Niestety w takim środowisku żyjemy. Gdybym żyła w czasach Petera Paula Rubensa, byłby ze mnie niezły "towar"... Ale nie żyję, więc muszę schudnąć, żeby dobrze czuć się wśród społeczeństwa. No a poza tym, chcę wrócić do czasów, kiedy biegnąc po schodach nie wywoływałam trzęsienia ziemi na drugiej półkuli i nie trzęsłam się jak galaretka.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 70626
Komentarzy: 489
Założony: 6 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 15 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mitucha86

kobieta, 38 lat,

165 cm, 61.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Być fajną mamuśką i żonką;)))

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 stycznia 2015 , Skomentuj

Jak w opisie. Właściwie, to marudzenie było raczej przez zbliżającą się @, która ostatecznie dotarła, więc mam nadzieję, że skończę z tymi humorami. Jednocześnie mam zamiar kontynuować dietę i ćwiczenia, skoro się juz za to wzięłam :) Do lata musi być perfect. Nie tylko, bo ciepło, bo plaża, ale przede wszystkim weselicho brata i trzeba się prezentować jako świadek :> A potem co? Potem staranie o rodzeństwo dla naszej Córuni. Taki plan na rok. Nic, tylko realizować ^-^

12 stycznia 2015 , Skomentuj

Ćwiczenia były.

Brwi zrobione.

"Wąsik" usunięty ;P

Jedzenie- grzeczne (rzeklabym wzorowe) :)

Trzęsę się od tych ćwiczeń jak osika, ale tak to jest, jak się olewa ćwiczenia przez tak długi czas. Chociaz przyznam, ze jestem z siebie dumna, bo myślałam sobie dziś "zacznę od jutra", ale znając siebie, to "jutro" zamieniłoby sie w za tydzien itd... 

Nie ma co odkladac! Wiosna nadchoooooodziiiii!!!!!!!!!! 

12 lutego 2013 , Komentarze (1)

[CIEKAWE, CZY UDA MI SIĘ DODAĆ WPIS, CZY ZNOWU CÓRKA SIĘ OBUDZI, KIEDY ZACZNĘ PISAĆ...]

Udało mi się wczoraj nie obeżreć Dla mnie to jak pierwszy dzień bez papierosa dla palacza, pierwszy dzień bez dragów dla narkomana itd... 
Jaki wniosek wyciągnęłam z wczorajszego dnia? Że nie mogę zakazać innym jeść przy mnie, dlatego muszę przejść nad tym do porządku dziennego i zaakceptować to, że nie każdy ma taki problem, jak ja. Inni też muszą jeść. Zdrowo, czy nie zdrowo, ich sprawa, ich wybór. Ja wybieram zdrowie i umiar. Dlatego kilka głębokich wdechów w chwili zawahania, uspokojenie, przypomnienie tego, o co walczę i na czym mi zależy i będzie dobrze...

Troszkę boję się walentynek... Szykuje się kolacja. Raczej mężowi nie odmówię, ale muszę pamiętać, by zachować się jak dama i zjeść jak dama, powiedzieć stop w odpowiednim momencie, a nie gdy już jest za późno. 

Wygląda na to, że zdążyłam się wypowiedzieć zanim Mała się obudzi Nie robię już żadnych kolorów ani nic nie wstawiam, bo pewnie złośliwiec zaraz wstanie i jak zwykle zawoła "tata"... O! A nie mówiłam????

11 lutego 2013 , Komentarze (2)

Taka jest smutna prawda. Jak już zacznę jeść, jak sobie pozwolę na "małe co nieco", to nie potrafię przestać. Dlatego trzeba coś zmienić.

Muszę przestać opychać się do bólu...
Nie, nie muszę! Ale CHCĘ i MOGĘ!!! Dlatego to zrobię! 
Przestanę się objadać do granic wytrzymałości!
Przestanę się objadać o każdej porze dnia i nocy! 

Do tej pory żyłam, by jeść. Od dziś jem, by żyć. Bo jedzenie nie jest tym, wokół czego kręci się świat. Najważniejsza jest moja rodzina i zdrowie. 

Od dziś patrzę na niezdrowe jedzenie jak na papierosy- nie palę od 5 miesięcy. Mogłam przestać palić? To mogę też przestać się obżerać i tak jak kiedyś szukałam okazji/powodu, by zapalić, a teraz nie dosyć, że potrafię bez tego żyć, to jeszcze mi przeszkadza to u innych, tak samo zamierzam przestać usprawiedliwiać/szukać okazji, czy powodu do obżerania się i nauczyć się z tym żyć i cieszyć się tym!!! 
Tak samo, jak do końca życia życia pozostaje się palaczem, alkoholikiem itd i trzeba walczyć ze sobą do końca, tak ja zawsze będę obżartuchem i będę musiała się pilnować. Tak już niestety jest... 
Musiałam sobie to wszystko uświadomić, bo już nie dawałam rady ze swoim objadaniem się. Co z tego, że chodzę na siłownię, że ćwiczę, jak pochłaniam "miliardy" kalorii... 

Waga dziś rano 65,7kg. Makabra!!! 

17 stycznia 2013 , Skomentuj

... I dzić ćwiczyłam do utraty tchu i wyszłam z taaaaaaaaaaakim zajebistym samopoczuciem i energią, by działać dalej i dalej... Gdybym tylko mogła... 
Dodatkowe plusy? Pani L. Zdecydowała się na karnet na siłkę też, więc nie będę sama...:) W końcu jakaś rywalizacja. 

Tylko tak czuję-> chciałabym częściej, niż 3 razy w tygodniu chodzić na siłownię, ale nie wiem, jak to zrobić... Popracuję nad tym;]]]

15 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Już miałam się pochwalić w piątek, ale tak mi jakoś weekend przeleciał w zamieszaniu (jak zawsze), a potem jak wchodziłam, to mi error wyskakiwał i tym sposobem ogólnie już dawno nic nie pisałam. No, ale czym ja to miałam się pochwalić? 

Kupiłam karnet na siłownię!

I nawet byłam w sobotę i nawet dałam radę :D 35minut bieżni i 25 orbitrek i spociłam się jak świnka, ale zadowolona wyszłam, jak dziecko z wesołego miasteczka;) Mój problem polega na tym, że nie mam za bardzo z kim dziecka zostawić, żeby na siłownię wyskoczyć, więc na razie mogę tylko w dni, kiedy mój mąż ma wolne. Dlatego jutro idę, a potem piątek i sobota. Niestety- do tej pory mąż miał 3 dni w tygodniu wolne (za to pozostałe dni od rana do wieczora), a teraz zmieniają mu znowu na 5 dni pracujących, więc zostaną mi 2 dni tylko, ale już zaczęłam pracować nad tym, żeby załatwić opiekę dla dziecka, abym mogła te 3 razy w tygodniu ćwiczyć. 
Ale to jeszcze nie wszystko!!!
 Wyciągnęłam z garażu moje hula hop!!!I już wczoraj kręciłąm około 40 min, dzisiaj też troszkę pokręciłam (ogólnie kręcę w każdej wolnej chwili) i czuuuuję te obolałe boki (bo boczkami tego nazwać nie można;P).

A teraz przestroga: 
stwierdziłam jakieś pół godziny temu, że jestem głodna, więc sięgnęłam sobie do lodóweczki po kanapkę, którą mąż przyniósł z pracy. Bułeczka z sałatą, serem żółtym i szyneczką. 
IIIIIIIII... (UWAGA UWAGA!!!)... W SZYNCE BYŁA JAKAŚ CHRZĄSTKA!!!!!
Automatycznie miałam odruch wymiotny! Oto dlaczego nie warto żreć o tej porze!!!

8 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Ogólnie reszta dnia (po dokonaniu poprzedniego wpisu) minęła mi lepiej, niż prędzej. Nie mówię, że dzień był łatwy, ale dałam radę. 
Poszłam na długi spacer z córką (no, był to raczej szybki marsz i to pod górkę, a córunia w wózeczku hrabina sobie siędziała i dopingowała mamę). Słonko świeciło, inne mamy też dzielnie maszerowały, nawdychałam się świeżego powietrza i nastawienie mi się zmieniło. Troszkę sobie w główce poukładałam na temat diety.

Stwierdziłam, że jeżeli nie ćwiczę, to nie czuję się w 100% jak na diecie. Strasznie mnie ciągnie na siłownię. Tak więc zagadałam do mej kompanki pani L., byśmy coś w tym kierunku zrobiły, żeby jakąś aktywność fizyczną wprowadzić, a ona do mnie: "no nie wiem jak ty, ale ja w pracy mam dosyć ruchu"-> powiedziała ta, któa zawsze narzeka, że w sklepie nie ma ruchu (bo ona w sklepie spożywczym pracuje) i że niedługo straci pracę i że ściąga gry na telefon z nudów... Żeby czasem zakwasów nie miała...

Ostatnio narzekałam, że kiedy jestem na diecie, to wszyscy dookoła jedzą. Ale zdałąm sobie sprawę, że już kiedyś nawet o tym pisałam, że kiedy ja się odchudzam, to chętnie gotuję i przygotowuję jakiekolwiek jedzenie dla innych. Mąż mówi, że też to zauważył, bo dawno nie miał TAKICH kanapek w pracy. W ogóle dawno nie jadł TAAAKICH kanapek. Ano, czymś trzeba zająć ręce i myśli

Coś jeszcze chciałam napisać, ale już zapomniałam. 
Acha! Zrobiłam test ciążowy i nie jestem pregnant. 

Dobra, dodaję wpis i idęszukać jakichś promocji na siłowniach

8 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Narzekam:
-na wagę,
-na figurę,
-na głód,
-na zachcianki,
-na niepowodzenia,
-na brak samoakceptacji
i wiele wiele innych rzeczy.

Decyduję się na dietę, bo:
-widzę, jak wyglądam,
-nie mieszczę się w ulubione ciuchy,
-źle się czuję z trzęsącym się tłuszczem pod skórą,
-boję się, że latem będę musiała chodzić w worze po ziemniakach, zamiast spodenek i koszulki,
-zaczynam zamykać się przed ludźmi (przykład- idąc na spacer myślę sobie, że wolałabym nikogo z dawnych znajomych nie spotkać, a już w ogóle żadnego byłego, bo jestem świadoma, jak wyglądam)...

Dziś doszłam do wniosku, że lubię dietetyczne jedzenie, ale co z tego, skoro ja mam tak rozciągnięty żołądek, że mogłabym to dietetyczne jedzenie wpieprzać non stop, bez ograniczeń!!! Niedawno zjadłam obiad (jakąś godzinę temu) i czuję, że mam na coś ochotę. 

A do tego wszystkiego, mieszkając rodzinnie, gdzie co chwilę ktoś coś je lub szykuje coś dobrego do jedzenia... Ciężko... 

Ale jeśli teraz nie wytrzymam, to będzie coraz gorzej! Jeśli teraz się poddam, to za 3 miesięce będę żałować! Będę mówić: "trzeba było się trzymać, jak już zaczęłam".

7 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Żeby nie było, że mnie nie było
Melduję posłusznie, że dzień zaliczam do dietetycznie poprawnych.

Pamiętam jakiś czas temu, że byłam już tak znudzona dietetycznym jedzeniem, że szok. A to dlatego, że było strasznie monotonne. Dziś myślałam sobie, jak urozmaicać posiłki i okazuje się, że mogę robić mnóstwo różnych rzeczy. Nie dosyć, że sama mam sporo nowych pomysłów, to jeszcze wchodzę na vitalię i zasypójecie zdjęciami, przepisami, czy chociażby przedstawiacie swoje menu i tam następne pomysły... Mmmmm, aż ślinka cieknie. Achhh, jak ja się nie mogę doczekać śniadania;]]]

Miałam dziś więcej się ruszać, w sensie wybrać się z córką na dłuższy spacer, ale wyszłyśmy z domu i zaczęło tak lać, że tylko doszłyśmy do sklepu po totolotka i wróciłyśmy do domu. Czyli zaliczyłam dziś dwa spacerki i dwa razy zmokłam...

A tak w ogóle, to chyba jutro kupię test ciążowy, bo muszę znowu brać tabletki na moje problemy z cerą, ale nie chcę zaczynać, dopóki nie będę miała pewności, że nic tam nie ma (a się w grudniu poszalało, oj poszalało...). No a te tabletki mogą "uszkodzić" lub nawet zniszczyć ciążę, więc wolę sprawdzić. Nie ukrywam, że cieszyłabym się. Już kiedyś powiedziałam mężowi, że kiedy byłam w ciąży, byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Jeżeli miałabym tak przechodzić każdą ciążę, to mogę non stop. Gorzej z porodem. Gdyby za to ktośmógł urodzić za mnie... Tak, czy inaczej, wkrótce powinna być @, więc... hmmm, albo będzie, albo nie będzie

Dobra, kończę na dziś i zaraz smykam spać pewnie, choć nie chce mi się za bardzo, ale mąż poszedł córkę kłaść spać i coś długo nie wraca, więc pewnie zasnął też, to co będę tak sama siedzieć...

6 stycznia 2013 , Komentarze (7)

Był długi wpis, ale go zeżarło, więc jak się nie wkurzę, to dodam podobny, tylko mega skrócony. 
Chodzi o to, że mieszkamy rodzinnie w jednym domu i jedna z moich współlokatorek (nazwijmy ją panią L.) zaczęła dietę razem ze mną. Już się razem odchudzałyśmy kiedyś i całkiem nieźle nam to wyszło, ale wtedy byłyśmy na Lipotrimie- kiedyś już o tym pisałam i już nie chce mi się do tego wracać. W każdym razie, pani L. nie ma bladego pojęcia o zdrowym odchudzaniu, a każda jej dieta polegała na niejedzeniu. I kończyła się klęską. 
Zatem teraz wszystko trzeba jej mówić, co ma jeść, pić i kiedy i w jakich ilościach, a ona patrzy na mnie jak na kosmitę. 

Myślałam, że i tym razem dieta nam świetnie pójdzie, ale ona a to kanapeczkę na białym pieczywie z masłem, pasztetem, kiełbaską, serkiem żółtym i pomidorkiem wcina (na kolację), a to nowej szyneczki "spróbuje", a to makaron zasmażany z warzywami... Masakra! 
A jakby tego było mało, to wczoraj- pierwszy dzień diety- wypiła butelkę wina i poprawiła puszką browara (co dalej, nie wiem, bo poszłam spać), a dzisiaj, jak na razie 2 piwka... Zobaczymy, jak się rozkręci. Ona w ogóle je chyba tylko 2 posiłki dziennie...

Wnioski? Muszę liczyć na siebie. 
Ja tam siedzę przy herbatce pu-erh i skrobię sobie tutaj, a pani L. patrzy na mnie i patrzy i pewnie zastanawia się, co ja tutaj tak skrobię. Bo oczywiście nie pochwaliłam się, że mam tu konto, bo to jest chyba jedyne miejsce, gdzie mogę się tak uzewnętrznić. 

Dobra, spróbuję dodać ten wpis, a jak mi znowu zeżre, to ja zeżrę laptopa:)))

Wszystkim łaskawej wagi życzę i miłych snów:)