Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szczerze mówiąc, chyba mam "kuku" na punkcie odchudzania. Niestety w takim środowisku żyjemy. Gdybym żyła w czasach Petera Paula Rubensa, byłby ze mnie niezły "towar"... Ale nie żyję, więc muszę schudnąć, żeby dobrze czuć się wśród społeczeństwa. No a poza tym, chcę wrócić do czasów, kiedy biegnąc po schodach nie wywoływałam trzęsienia ziemi na drugiej półkuli i nie trzęsłam się jak galaretka.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 70646
Komentarzy: 489
Założony: 6 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 15 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mitucha86

kobieta, 38 lat,

165 cm, 61.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Być fajną mamuśką i żonką;)))

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Skoro już jestem, dziecko me śpi, obiad ugotowany, a pranie złożone, to pierdyknę sobie jakiegoś wpisa, żeby po kuchni za dużo nie chodzić
Wczoraj był pierwszy dzień diety i TADAAAAAMMMM!!! Wystarczyło się nie obżerać, zjeść ostatni posiłek o rozsądnej godzinie, odmówić browarka i wina, zastępując je wodą mineralną niegazowaną i rano z 66,1kg zrobiło się 64,7kg 
Ja wiem, że to najpierw schodzi woda itd, ja całą teorię to mam w małym paluszku, tylko u mnie zawsze jest problem z systematycznością i samozaparciem. 
Podobnie było z rzucaniem palenia. Jakiś czas temu przestałam palić. Nie paliłam pół roku, po czym z mężem zaszaleliśmy na wakacjach na Kanarach (bo przecież po powrocie do domu nie będziemy palić, a fajki nieprawdopodobnie tanie w Hiszpanii) i ostatecznie tak się rozpędziliśmy z paleniem, że przy paleniu zostaliśmy. Następnie "ileśtam" razy próbowałam i próbowałam i próbowałam rzucić i guzik... Po prostu musiał znowu nadejść TEN moment, kiedy będę miała dość palenia, śmierdzenia, szukania okazji i czasu na papierosa i puszczania z dymem mnóstwa kasy i od września spróbowałam ponownie i jak na razie udaje mi się nie palić. 

Bardzo podobnie jest właśnie z moją dietą, zmianą nawyków żywieniowych. Tak dobrze mi szło, aż stało się COŚ, nie wiem co, że zaprzepaściłam to, na co tak pracowałam, czyli przyzwyczajenie do zdrowego trybu życia, przestawienie organizmu na pracę według rozsądnego planu dnia. Po prostu zaczęłam żreć! I ponownie podchodziłam do odchudzania kilka razy, ale ciągle miałam wymówkę, że po tym, jak przestałam palić, nie potrafię przejść na dietę i że muszę jeszcze trochę odczekać. 
Aż w końcu poczułam, że już tak dalej być nie może, że tragicznie się czuję w swoim ciele, że nie podobam się sobie, że już nie było ważne dla mnie CO, ale by W OGÓLE COŚ ZJEŚĆ
I OTO JESTEM!!!
I JESTEM PRZESZCZĘŚLIWA, ŻE SIĘ ZDECYDOWAŁAM, I ŻE WIOSNĄ BĘDĘ NOSIĆ MOJE BIAŁE I KOLOROWE SPODNIE!!!

6 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Plan jest następujący: do Wielkanocy pozostały 84 dni= 12 tygodni= 12kg. Tyle planuję zrzucić, gdyż moja waga podskoczyła ponad normę i wynosi teraz 66,1kg!
Jak zamierzam to uczynić?
Zdrowo i z głową, czyli tak, jak pięknie zrzuciłam po ciąży (co potem tak lekkomyślnie zaprzepaściłam). 

Zatem kończę dzień pierwszy i uznaję go za dietetycznie poprawny.


30 sierpnia 2012 , Komentarze (4)

No właśnie. 58,7 kg. 55kg jest (niby) blisko, a jednak tyle jeszcze pracy... Jednak cieszmy się tym, co mamy, co osiągnęłyśmy do tej pory. Osobiście, kiedy patrzę na znajomą, która tak samo wiecznie się odchudza jak ja , to aż mi jej żal. Biedna, była przez jakiś czas (2 lata temu i wtedy, gdy byłam w ciąży) szczuplejsza ode mnie, a teraz śmiem powiedzieć, że ma sporą nadwagę, ba, może haczy o otyłość. Niby zdaje sobie z tego sprawę, niby mówi, że próbuje, ale... efektów to ja nie widzę... Kiedyś byłam na tyle złośliwa, że pewnie bym się z niej śmiała, bo wiecznie rywalizowałyśmy, która będzie mieć lepszą figurkę itd, ale teraz to to już nie jest śmieszne. Będzie jej ciężko, oj będzie...

Wczoraj zadzwoniła do mnie znajoma, czy miałabym ochotę wyjść gdzieś z nią i jeszcze jedną koleżanką. Pogadałam z mężem iiiiii???????? IDĘ A co! Raz na jakiś czas można, a ostatnio wyszłam z koleżankami... przed Bożym Narodzeniem 2011. No to chyba mi się należy, nie? Ciekawe tylko jak małżonek da sobie radę z tym zarazkiem małym, który ostatnio jak rzep się do mamy przyczepił... Pytanie: co ja na siebie włożę? Zaraz szafę przeszu... Nic nie zrobię, bo się maluda obudziła i jest głodna. Ona nie jest na diecie, więc wcina smakołyki... A mama patrzy

16 sierpnia 2012 , Skomentuj

Ja nie wiem, nie czuję głodu fizycznie, za to wiecznie czuję apetyt na coś. Między innymi dlatego tu zajrzałam. By wygonić te myśli o cieście, które wczoraj upiekłam (sama na siebie bata kręcę...), o kanapce z serem żółtym, od której jestem uzależniona (obecnie na odwyku), o pizzy mrożonej (no co? lubię pizzę, nawet mrożoną;P)... Akysz!!! Chyba ciągle myślę o jedzeniu...

No to może napiszę, co dziś robiłam.
Był dziś u nas znajomy mego męża z córeczką na kawie. Przyniósł pączki!!! Yhym yhym, tzn, przynieśli mojej córuni takiego suuuuper misia. Moja myszka, jak zwykle na widok innego dziecka, zwariowała i nie chciała się od tamtej dziewczynki odczepić. Po prostu jakbym dziecka nie miała w domu- tak się bawiła;)
Potem zrobiłam obiad... Ten moment pominę. Dodam tylko, że było dietetycznie i pyszzzzznie;D
Następnie czekałam, aż córka się obudzi, bo sama nie mogłam się zdrzemnąć i nie chciało mi się siedzieć w domu. Jak to jest, że jak dziecko zasypia, to jest takie "uuuffff", a jak człowiek zrobi wszystko, to zaczyna się nudzić i czeka, kiedy się ta mała zaraza obudzi, bo nie ma co robić...
Później poszliśmy na spacer. No i tu było zabawnie. Poszliśmy do szwagra i nie chcieliśmy siedzieć w domu, bo była w miarę ładna pogoda i stwierdziliśmy, że nie będziemy wchodzić normalnie do ich domu, tylko pójdziemy od razu na ogród z tyłu i wyciągniemy ich na dwór. Jesteśmy na ogródku, drzwi na tyle domu otwarte, nikogo na parterze, jakieś pieniądze na lodówce, nawet nie słyszeli, że ktoś wszedł. To ja mówię "zrobimy jakieś jaja". Myślałam, żeby coś wziąć i pójść do domu, żeby potem się troszkę pomartwili, a następnie się przyznać, ale darowałam sobie. Zamiast tego zrobiliśmy sobie herbatę w kuchni, wynieśliśmy na zewnątrz, usiedliśmy i w spokoju piliśmy. Troszkę nam się już nudziło, więc stwierdziliśmy, że zapukamy w drzwi wejściowe i uciekniemy z powrotem na ogródek. Tak zrobiliśmy. Zszedł 7-letni syn szwagra i patrzy- nikogo nie ma. Wszedł po coś do kuchni, skąd było widać ogród i nas znalazł. Szwagier bardzo się zdziwił na nasz widok i pyta "A wy co tu robicie?", a my na to "A, herbatkę pijemy...". Zwróciłam mu uwagę, by troszkę uważali i zamykali drzwi, lub chociaż nie zostawiali pieniędzy na widoku, ale nie sądzę, żeby to coś zmieniło...

Wróciliśmy do domu i dalej według planu: mała ogarnięta, kaszka, do spania... Aha! Chciałam się pochwalić, że moja kochana córunia zasnęła mi wczoraj o 19.00 i wstała dziś rano o 8.00!!! A to (chyba) dzięki temu, że miała tylko jedną drzemkę w ciągu dnia. Dziś zrobiliśmy to samo. Zobaczymy, jak będzie. Niby zasnęła koło 19.00, zobaczymy, jak będzie wyglądała noc.

To chyba wszystko. Pozdrawiam i niech moc będzie z Wami!!!

14 sierpnia 2012 , Komentarze (3)

Co do dzisiejszego dnia, to był w miarę fajny. W miarę...
Od pewnego czasu mój mąż molestuje mnie o nowy samochód. "Nowy", tzn. nowy dla nas Bo na NOWY, w sensie rocznik bieżący, pachnący salonem to nas nie stać. I długo nie będzie... No, chyba że stać- jeszcze nie sprawdziliśmy numerów totolotka W każdym razie od jakiegoś czasu wysłuchuję o zmianie auta, ale dziś gadka mego męża osiągnęła apogeum! Siedzi przy tym rozwalonym laptopie i szuka... Znalazł samochód, każe mi dzwonić (bo ja lepiej po angielsku nawijam), a w kieszeni pusto. Ja go pytam: a skąd kasę weźmiesz? A on na to: "POŻYCZĘ"!!! To ja się cieszę, że na czynsz za następny miesiąc uciułane, że rachunki mi (w miarę) niestraszne, a on mi z zakupem auta wyjeżdża. Na szczęście mój szwagier troszkę mnie z opresji uratował słowami: "to weź poczekaj, jak już, to kup nowsze auto, ciut droższe. Jak już i tak pożyczasz, to 500 euro w tą, czy w tą nie robi różnicy." Mi zarąbiście robi, ale przynajmniej przystopował starego mojego.
BO JA NIENAWIDZĘ POŻYCZAĆ PIENIĘDZY!!!
W międzyczasie mama przysłała mi wiadomość, żebyśmy sprawdzili bilety na koniec sierpnia, bo są tanie. Sprawdziłam. 400 euro. To nie jest dla mnie tanio! Ja rozumiem, że mama tęskni za tym naszym Diabełkiem. Że chciałaby mieć ją przy sobie. Nas mieć przy sobie. Ale jak my będziemy latać do Polski 4 razy w roku, to do kraju wrócimy na córki 18-stkę!!! Więc dzwonię do mamy, mówię, że bilety wale nie są takie tanie, a mama mi mówi, że musiała źle spojrzeć, albo może nie pomnożyła sobie, że nas jest dwoje i tą podaną kwotę trzeba pomnożyć razy 2 + bilet dla dziecka + opłata administracyjna + bagaże + opłata za płatność kartą VISA...
Uffff... Krótko mówiąc, każdy ma jakiegoś bzika... A ja chciałabym schudnąć (priorytet), wyprostować i wybielić zęby (albo chociaż wybielić, bo aż takie krzywe to one nie są) i wybudować dom I do kogo mam się z tym udać?
Córunia dziś też nie chciała za bardzo pójść spać, ale postanowiłam wyluzować. Kocham tego mojego małego złośliwca!!!
Dieta dobrze. Chyba tyle w temacie
Pogoda była dziś PIĘKNA!!! Dlatego mnóstwo czasu spędziłyśmy z córką na spacerach (mała aż się opaliła, a i ja czerwonymi ramionami i dekoltem świecę). Uwielbiam słoneczko. Mogłabym mieć lato caaaaały rok. A i mniej mi się wtedy jeść chce, piję hektolitry wody, same plusy


Sprawdziliśmy totolotka... Znów nie zostaliśmy milionerami...

Jakoś trzeba zakończyć wpis. Więc kończę. Pozdrawiam i miłych snów życzę, a ja jeszcze poczytam pamiętniki;]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]

13 sierpnia 2012 , Komentarze (7)

Dzień był trudny.
ZDECYDOWANIE!!!
Dietetycznie... hmmm- no niby śniadanie ok, bo płatki z mlekiem. Obiad też spoko, bo noga z kurczaka z piekarnika z warzywami z patelni (tylko ja je podgotowuję, a nie podsmażam), ale to wszystko, bo...
BO NIE MIAŁAM CZASU!
Między posiłkami trzeba był zadbać, by moje pierwsze dziecko (czyt. córka) miała co zjeść i miała czyste ciuszki, oraz by moje drugie dziecko (czyt. mąż) również miał co zjeść i co na dupsko włożyć, gdyż dziś mnie poinformował, że nie ma żadnych koszulek. Poza tym, wydawało mi się, że jest ładna pogoda, więc chciałam jak najwięcej czasu spędzić z "dziećmi" na dworze, a że pogoda była ładna, tylko z przerwami na deszcz, to jeden spacer skończył się zakupami w centrum handlowym, a drugi kawą u szwagra i tym pięknym sposobem mój czas na kolację minął.
I wtedy się zaczęło.
Dziecko ogarnięte, po kolacji chciałam położyć do łóżeczka, a tu krzyki, kwiki, jakby ją pościel parzyła! No to ją z powrotem do salonu, niech się troszkę pobawi, wymęczy i padnie. Zanoszę ją drugi raz. Powtórka. Tym razem coś jakby egzorcyzmy, czy coś. Już z podniesionym ciśnieniem schodzę z mą latoroślą, bo może chce pić. Chciała, a jak już się napiłą, to nowe życie w nią wstąpiło i hulaj dusza... Zabawa w najlepsze. W końcu mówię do męża: teraz stary twoja kolej na usypianie córki. Idź i niech moc będzie z tobą.
Myślę sobie "ufff, teraz odpocznę", a oni jak szybko poszli, tak szybko wrócili. Mąż wściekły, córka uśmiechnięta i z czkawką. Ręce mi opadły. "O co ci dziecko chodzi?", pomyślałam. Na tym etapie byłam już tak głodna, że myślałam, że zemdleje. Więc byłam już zła na córkę i ogólnie zła, bo głodna, czyli podwójnie zła. Czyli w moim wydaniu Bardzo!
Okazało się, że mój małżonek też zgłodniał i zaczął sobie przygotowywać zapiekaneczki z serem, wędlinką, pomidorkiem, ogórkiem kiszonym i cebulką. NIE, K**WA, WCALE NIE PACHNIAŁO ZAJEBIŚCIE!!! I właśnie w tym momencie już miałam łzy w oczach, wzięłam małą na ręce i zaczęłam ją prosić, by się nad mamą zlitowała, bo tatuś nie potrafi i wiedząc, że mama się odchudza, nie je kolacji o normalnej porze, tylko w nocy i jeszcze mi z talerzami przed nosem lata. Dałam córce herbatkę, cholerna czkawa przeszła, dziecko zasnęło mi na rękach...
Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia, jak ja to zrobiłam, że nie zjadłam chociaż czegokolwiek w tej chwili załamania. Już nosząc ten mój zarazek na rękach myślalam sobie, co zjem, jak tylko ją położę, ale udało się. Napiłam się wody i jakoś poszło. Ale nie mogę się doczekać śniadania;]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]]

12 sierpnia 2012 , Skomentuj

Podsumowując weekend- mogło być gorzej. Na razie dieta w miarę ok, trzymam się planu i zachowuję zdrowy rozsądek (no, pomijając częstotliwość ważenia;p).
 Nieee, no nieeeee... Nie dosyć, że mi córka dziś dała tak w kość, że ciężko było wytrzymać, to słyszę, że zaczyna się wiercić... Kurna, rzadko robię wpisy, bo rzadko wystarcza mi sił, komp [prawie] w kawałkach, więc muszę pisać jedną ręką, bo drugą przytrzymuję lcd-ka, żeby się całkowicie nie rozpadł, to jeszcze jak już się zabiorę za pisanie, to ta moja mała zarazka się budzi...
Eee tam, kończę, bo cierpliwości nie mam!

9 sierpnia 2012 , Komentarze (4)

I tak nie jest źle. Trzeba by było widzieć jak się obżerałam w tym czasie;] Ale chcę wrócić do zdrowego odżywiania i chciałabym, by tym razem już jak zostało; ostatni tak dobrze szło...
Tak więc zaczynam z wynikiem 61,2kg.

3...2...1... START!!!!!!

7 marca 2012 , Komentarze (7)

... ale nie napiszę Wtedy moje libido było jeszcze taaaaaaaaakie ogromne. Ech, co to były za czasy... Chciałabym swoją historię opowiedzieć kiedyś komuś od początku do końca, ale nie wiem, czy ktokolwiek byłby w stanie tego w całości wysłuchać i ile by to zajęło czasu... Taka historia o Kopciuszku... Chyba sobie dziś powspominam (fajnie, że są te wspomnienia).

DIETA

Zjedzone:
I Ś: płatki Cheerios z otrębami i mlekiem,
II Ś: 2 parówki Berlinki Viva i 3 małe kanapki z twarożkiem, wędliną i pomidorem,
O: filet z ryby (jakiejś, nie wiem jakiej, ale białej) pieczony w piekarniku i surówka z czerwonej kapusty z jabłkiem,
P: Marchewka i trochę deserku po córce (rice pudding- pycha!;D),
K: Activia.

Wypite:
- 2 kawy (parzona, czarna i rozpuszczalna z mlekiem),
- 2 herbaty czerwone,
- 2 herbaty zielone,
- 1,5 litra wody,
- herbata z pokrzywy.

Zatem jutro Dzień Kobiet. Czego bym sobie życzyła na jutro?
Żeby waga pokazała 56,coś tam kg, bo dziś wieczorem pokazała 57,2kg

6 marca 2012 , Komentarze (3)

Zjedzone:
I Śniadanie- płatki Cheerios z mlekiem i łyżką otrąb owsianych.
II Śniadanie- 3 kanapki (1 na pieczywie chrupkim, 2 na chlebie dyniowym) z twarożkiem, wędliną, pomidorem i ogórkiem.
Obiad- makrela wędzona (FAIL i za karę była ohydna, nie wiem, jak można spieprzyć wędzoną makrelę, więc wmusiłam jakieś 3/4, bo szkoda mi było wyrzucić).
Przekąska- marchew i banan.
Kolacja- Activia i mandarynka.

Wypite:
- 2 kawy (jedna czarna, parzona i jedna rozpuszczalna z mlekiem),
- 2 herbaty czerwone,
- 2 herbaty zielone,
- 1 litr wody (może jeszcze szklankę wypiję),
- 1 herbata z pokrzywy (w trakcie; robię, co w mojej mocy, by nie gubić tyle tych włosów).

Usłyszałam dziś komplement od kolegi, którego ostatnio widziałam jakieś dwa miesiące po porodzie i brzmiał on "jeszcze bardziej schudłaś!". Słowom towarzyszyło kiwanie głową z podziwem (wyrażała to też mina).

Godzę się jakoś z powrotem do pracy (za tydzień będę właśnie po pierwszym dniu).