Wyjechałam z (prawie) wiosennego Wrocławia, aby trafić do zaśnieżonej Warszawy i by atrakcji stało się zadość w drodze ku miejscu zdobywania wiedzy (niekoniecznie) tajemnej wywinęłam pięknego orła. Bez zbędnego orientowania się w sytuacji podniosłam się i nie obracając się ruszyłam do przodu (licząc po cichu, że nikt z mego roku nie podążał tą samą drogą).
Nie odżywiałam się w stolicy zbyt zdrowo. Limit przekroczyłam nieznacznie (gdzieś o trzysta kalorii), a odżywianiu się regularnym mogłam zapomnieć (zajęcia od 9 do 18. - czasami dłużej). Być może i powinnam się biczować tym brakiem konsekwencji, wymierzyć srogą karę bez prawa odwołania, ale jakoś mi się nie chce. Nawet, w tym jakże ważnym dla mnie zakresie jestem zbyt leniwa...
Do Wrocławia wróciłam Express Intercity klasą pierwszą...jak na bogaczkę przystało ;) A tak serio, to przez pomyłkę tam się znalazłam i pan konduktor był tak miły, że pozwolił mi zostać (chyba pokocham IC :)).