No mam takie wyrzuty sumienia, ze hej. Wczoraj bowiem skonsumowalam maly wafelek pod tytulem Grzesiek. Najsmieszniejsze jest to, ze w ogole mi nie smakowal i nie poczulam zadnej przyjemnosci po jego zjedzeniu, wrecz przeciwnie, poczulam sie jeszcze gorzej. To chyba tak zwane wyrzuty sumienia. Jako ze jedno z moich mott (motto? - nie wiem, jak to sie odmienia) brzmi, iz ucze sie na wlasnych bledach, nie zjem wiecej wafelka pod tytulem Grzesiek. Albo Grzes. Nie pamietam.
A tak w ogole to ciezki dzien dzisiaj przede mna. Sniadanko pozarte z mega przyjemnoscia, nie wiedzialam, ze lubie kefir. Otoz lubie. Nie wyobrazam sobie jednak tylko jablka z woda na drugie sniadanie, chocby nie wiem, jak bylo duze, wiec trudno, zrobilam sobie na wszelki wypadek kanapke z reszty sniadania. Po pracy blyskawicznie obiad musze zjesc, juz wszystko ugotowalam, bede musiala tylko podgrzac, ale nie wiem, czy sie wyrobie z salatka, i sru do auta i z Molly na testy. Akurat po poludniu, gdy dopada mnie najwiekszy glod. Wezme chyba ze soba banana, albo w zasadzie moj serek waniliowy przewidziany na deser, bo dlaczego nie? No to moze jednak nie bedzie to taki ciezki dzien:)
Okazuje sie, ze mam rowniez jakies miesnie brzucha, bo po wtorkowych cwiczeniach cos mnie tam boli, a przy dzisiejszych cwiczeniach wrecz pieklo, rwalo, ciagnelo, plakalo i wolalo: Przestan!!! Nie przestalam, taka twardzielka ze mnie.
Ide karmic maluchy i do roboty.
Dobrze bedzie