Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agi78

kobieta, 46 lat,

168 cm, 77.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

No mam takie wyrzuty sumienia, ze hej. Wczoraj bowiem skonsumowalam maly wafelek pod tytulem Grzesiek. Najsmieszniejsze jest to, ze w ogole mi nie smakowal i nie poczulam zadnej przyjemnosci po jego zjedzeniu, wrecz przeciwnie, poczulam sie jeszcze gorzej. To chyba tak zwane wyrzuty sumienia. Jako ze jedno z moich mott (motto? - nie wiem, jak to sie odmienia) brzmi, iz ucze sie na wlasnych bledach, nie zjem wiecej wafelka pod tytulem Grzesiek. Albo Grzes. Nie pamietam.

A tak w ogole to ciezki dzien dzisiaj przede mna. Sniadanko pozarte z mega przyjemnoscia, nie wiedzialam, ze lubie kefir. Otoz lubie. Nie wyobrazam sobie jednak tylko jablka z woda na drugie sniadanie, chocby nie wiem, jak bylo duze, wiec trudno, zrobilam sobie na wszelki wypadek kanapke z reszty sniadania. Po pracy blyskawicznie obiad musze zjesc, juz wszystko ugotowalam, bede musiala tylko podgrzac, ale nie wiem, czy sie wyrobie z salatka, i sru do auta i z Molly na testy. Akurat po poludniu, gdy dopada mnie najwiekszy glod. Wezme chyba ze soba banana, albo w zasadzie moj serek waniliowy przewidziany na deser, bo dlaczego nie? No to moze jednak nie bedzie to taki ciezki dzien:)

Okazuje sie, ze mam rowniez jakies miesnie brzucha, bo po wtorkowych cwiczeniach cos mnie tam boli, a przy dzisiejszych cwiczeniach wrecz pieklo, rwalo, ciagnelo, plakalo i wolalo: Przestan!!! Nie przestalam, taka twardzielka ze mnie.

Ide karmic maluchy i do roboty.

Dobrze bedzie

13 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

Sie zwazylam. Kontrolnie. Zeby sprawdzic, czy wczorajszy dzien bez oszustw cos dal. No i dal, tadam:))) Otoz dzisiaj rano, po spaniu, wazylam 71,1 kg! No nie do wiary normalnie. Nastepne wazenie przewidziane na piatek.

Wiem, wiem, to dopiero wierzcholek gory i nie ma co w ekstaze wpadac, ale cieszyc sie mozna, co nie? No i sie ciesze, i wiem, ze warto, warto, warto, katowac sie fat burningiem rowniez.

Damy raaaaaade:)))

12 kwietnia 2011 , Skomentuj

... glod, glod... Ale nie na konia z kopytami. Zaczyna sie moj ciag na slodkie. Na szczescie tuz przede mna stoi wlasnie serek waniliowy, a tuz przy szafce bezdence lezy puste opakowanie po ciastkach z czekolada, wczorajsze, ku przestrodze, i po prostu wiem, ze sie nie poddam.

Czuje sie dobrze, nie odczuwam strasznego glodu, moze w okolicach drugiego sniadania, i juz nie wiem, jak wytrzymam jutro z jednym jablkiem i szklanka wody. No dobrze, nie bede sie martwic na przyszlosc. Strasznie daleka:) Z samego ranca trzy serie zalecanych cwiczen, ktore tylko tak fajnie i latwo wygladaja:)

Zeby nie myslec o jedzeniu, wymyslam sobie ciagle cos do roboty, w chwili obecnej przetrzasam kuchnie, na raty, zeby mmiec na dluzej, i nie wiedzialam, ze mam tyle miejsca w szafkach (po tym, jak wyrzucilam przeterminowane platki i inne tego typu rzeczy). Potem biore sie za szafe z ciuchami i sortowanie butow. No i po dwumiesiecznej przerwie (przez szczeniaki, nie z lenistwa!!) wrocilam do nauki niemieckiego.

Dobrze bedzie. To chyba moja nowa mantra:)

Poza tym wiem, ze umiem powiedziec nie. Ze umiem sie kontrolowac. Ze wiem, w ktorym momencie jestem glodna, a w ktorym to tylko nuda. Ze wiem, kiedy jestem najedzona i ze nie najem sie na zapas. Ze ucze sie na wlasnych bledach. Ze kazda chcica na slodycze w koncu kiedys przejdzie. I ze w koncu osiagne nie tyle wymarzona, co zdrowa, wage. I ze znow bede wygladac dobrze i czuc sie dobrze.

Amen.

 

A tak w ogole to przed chwila przeszla pierwsza tegoroczna burza!!!! Ratunku!!!

11 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

Tja. Dzien pierwszy mojego nowego zycia, hehe:) I oczywiscie pierwsza wpadka. Jak zwykle glodna wracam do domu, robie psy, i zanim zrobilam sobie obiad, wrzucilam w siebie trzy lyzeczki nutelki. Prosze bardzo, mozecie ze mnie szydzic, bo sama czuje do siebie wstret. Nie ma na to usprawiedliwienia. Albo - albo.

Poki co jedzenie mi smakuje, zrobilam sobie zupe - krem z brukselki, kurczak pieczony, ze palce lizac, i jestem tak pelna, ze chyba odpuszcze jeden posilek. Albo zjem dwie kromki chleba na kolacje  Zamiast marszu zafundowalam sobie 45 minut fat burningu. Ledwo zipalam.

Bedzie dobrze

6 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

Na wlasne zyczenie tak w ogole. Otoz jak wracam po pracy do domu, to jestem glodna. Na owego glodniaka pedze do psow, ide z Molly na spacer, wracam, karmie i obrabiam szczeniaki i ide do domu. Zanim zrobie sobie cos do jedzenia, po prostu mnie ssie. I zamiast zapchac sie jablkiem czy innym bananem, co robie? No ba, mam pod reka sloik Nutelli. Nie zzeram go calego, jak to potrafilam zrobic, ale wyjadam jakies dwie kopiaste lyzeczki. O owe dwie lyzeczki za duzo. Nie zawsze mam czas, zeby rano przygotowac sobie cos na popoludnie.

Zaczne wiec brac do pracy nie tylko jogurt, ale moze kanapke z chlebem pelnoziarnistym? Wtedy bede bardziej najedzona i moze bede mogla opanowac ten okropny glod? Triki typu wypij szklanke wody, a cie troche zassie, niestety na mnie nie dzialaja.

A oprocz tego radze sobie jakos. Wczoraj wieczorem na ten przyklad odmowilam zjedzenia ciastka. Ha:) Taka jestem. To dla mnie naprawde cos, bo niestety, ja i slodycze to w zasadzie jednosc, nigdy, przenigdy nie odmawiam niczego slodkiego.

W oczekiwaniu na zumbe podskakuje sobie w domu przy DVD. Mam tak swietna kondycje, ze w poniedzialek przy fat burningu zrobilo mi sie niedobrze i niewiele brakowalo, a bym, ze tak brzydko powiem, sie wyrzygala. Dzisiaj przynajmniej obylo sie bez owych sensacji i mroczkow przed oczami.

Dam rade. Dam,  dam, dam, przeciez w moich nowych cudnych, boskich, przepieknych butach trzeba sie jakos porzadnie zaprezentowac. No i nie chce przeciez nastepnym razem odslyac paska, bo sie okazal za krotki

5 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

To juz oficjalne. Do tej pory zylam w blogiej nieswiadomosci. Znaczy sie, wiedzialam, ze nie jest ze mna dobrze i nie czulam sie dobrze sama ze soba, ale zatrzymalam sie na pewnej wadze i, chociaz nie bylam z tego zadowolona, jakos to lecialo. Tymczasem wczoraj sie zwazylam i jestem o 3 kilo ciezsza niz myslalam. Nawet bez tych trzech kilo jestem... duza..., a z tymi trzema dodatkowymi zaliczam sie do kategorii bardzo ciezkiej. Dobrze, powiem to, bo moze jak to napisze, to przejrze na oczy. Otoz waze 73 kilogramy i mam raptem 168 cm wzrostu. Posiadam w sobie 34 % tluszczu. Fuj. Jak to w ogole mozliwe? W przeciagu 5 lat przytylam 8 kilo. Niezle.

Dlaczego? Zmienil sie troche moj tryb zycia, juz nie wstaje o swicie, nie pedze do autobusu, pociagu i kolejnego autobusu, zeby dojechac do pracy, nie poruszam sie srodkami komunikacji miejskiej, od jednej pracy do drugiej. Nie. Teraz wsadzam swe ciezkie posladki do samochodu i sobie jade. Nie spiesze sie ciagle. Czesto jestem sama w domu, i zaobserwowalam, ze w tym czasie po prostu napycham sie slodyczami. Czekolada? Phi. Kostki sie nie oplace, trzeba zjesc cala. Smarties? No, dopoki nie bedzie to pol duzego opakowania, to w ogole nie poczuje, ze cos zjadlam... I tak dalej. I nieprawda jest, ze spacery pomagaja w zachowaniu linii. Bzdura totalna. Gdyby tak bylo, to nie tylko bym nie przytyla, ale bylabym szczuplusienka - przy tych ilosciach spacerow z psami dziennie. Jedyny plus to moje mega umiesnione lydki, bo tu ciagle pod gorke, ale wolalabym miec tak umiesnione uda. Albo brzuch.

Ogolnie - jest zle i nie jestem z siebie zadowolona. Wykupie diete i plan fitness. Oprocz tego, mimo sprzeciwu kierownika, ktoremu wydaje sie, ze faceci w silowniach to nie maja nic lepszego do roboty, niz ogladac babki na  aerobiku, albo moze ja nie mam nic innego do roboty, tylko ich ogladac, to od polowy kwietnia mam zamiar zapisac sie na zumbe. Dlaczego nie od razu? Bo dopiero wlasnie od polowy kwietnia wprowadzaja ja do programu.  Bede kurde twarda jak skala. Juz mialam w reku jajko czekoladowe, ale je odlozylam z powrotem. Tym razem wytrzymam. Bo jak nie, to za dwa lata bede wazyla 89 kilo i bede malym wielorybem. Obecnie jestem foka.