Mrozy wróciły. Trochę śniegu napadało. W domu od razu zrobiło się chłodniej co przeoczyłam i skutek był taki, że w nocy zmarzłam na kość. Dziś będę spała pod kocem i kołdrą i jeszcze rozpalę w piecokuchni, którą najpierw będę musiała wyczyścić, bo jeszcze tego nie zrobiłam...Z lenistwa oczywiście. Nie cierpię się paprać po pachy w sadzy i wdychać tego. Mrozy mrozami, a wczoraj widziałam kosa. Przyleciały bardzo wcześnie w tym roku. Oby przerwały. Co prawda są dokarmiane, ale to może nie wystarczyć.
Schudłam 70 dkg. Od dziś dieta 1000 kalorii. Ciekawe ile wytrzymam. Tym pewnie dłużej im dłużej będzie waga spadać. A jeśli nie będzie spadać co wtedy? Trzeba będzie wymyślić coś innego. Żebym tylko marznąć nie zaczęła. Dziś jadę do miasta to i ruch będzie. Muszę odebrać komputer i kupić trochę warzyw. Sporo się nachodzę. Jadę z Krzyśkiem to będzie miał kto nieść. Jutro też wyjazd. Tym razem na zabieg z Filusiem. Strasznie się denerwuję. Przy okazji trzeba będzie odebrać z przychodni karmę urinary dla Józka i Morusa, którą zamówiłam w zeszłym tygodniu. Muszę również kupić Advocate dla kilku kotów. Krzysiek kupi też sobie książki w kiosku. Zbiera dwie serie. Jedną o bitwach Polaków i drugą o II wojnie światowej.
Ostatnio znowu sporo czytam. Tym razem e-booki. Czytnik mnie bardzo cieszy. Zgrałam sobie sporo książek z Chomika i działam. Ostatnio czytam powieści Robina Cooka. Znowu mnie wzięło. Jeszcze z 15 przede mną. Później pójdzie Tess Gerritsen. Na powieści historyczne coś ostatnio nie mam ochoty choć kilka Victorii Holt też zgrałam. Krzysiek na czytnik nawet nie patrzy. Próbowałam go zainteresować książkami z Chomika, ale mi się nie udało. Pozostanie chyba przy tradycyjnych książkach i dalej będzie latał od biblioteki do biblioteki. Jesteśmy zapisani w czterech.
Ataki hejterek się skończyły jak na razie. Może z zamykaniem pamiętnika się wstrzymam jak mi niektórzy radzą?