Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1509687
Komentarzy: 54701
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 27 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 października 2015 , Komentarze (5)

Dziś cały dzień przespałam, bo noc miałam z głowy. Nie wiem co się stało, ale bolały mnie bardzo wszystkie kości oraz cały brzuch. Nawet leżeć nie mogłam. Nie mogłam spać i budziłam się co godzinę z bólu. Śniły mi się jakieś koszmary co mnie strasznie zmęczyło. Do tego Krzysiek chrapał zmęczony po podróży. Rano poprosiłam mamę o zabieg bioterapii, a okazało się , że ona czuje się podobnie. Dopadło więc nas obie. Nawet kawy dziś nie piłam, bo po słodkim miałam mdłości. Oby mniej takich przypadłości...

Krzysiek wrócił wczoraj. Cudem, bo jego brat miał zamiar poodwiedzać rodzinę i Warszawie i w Błoniu. Zeszło by do niedzieli. Taki miał kaprys i nie poinformował ani Krzyśka ani mnie o tym. Powiedział dopiero wtedy gdy już byli w Oszczywilku, że wracać nie ma zamiaru. Jeszcze na mnie nakrzyczał, że trzymam Krzyśka przy spódnicy i wymagam od niego odpowiedzialności i dotrzymywania słowa. W efekcie się skłóciliśmy. Krzysiek miał wracać pociągiem. W końcu jednak szwagier go przywiózł rezygnując z dalszej wycieczki, ale w moim kierunku nawet nie patrzy. Tak jest wściekły.

7 października 2015 , Komentarze (10)

Dziś i jutro jestem sama w domu, bo Krzysiek wyjechał do Oszczywilka. Trochę pracy mi dojdzie i pomóc mi nie będzie miał kto. Nie lubię gdy wyjeżdża zwłaszcza z Darkiem. Zbyt szybko jeździ mój szwagier. Jak ja nie znoszę szybkich samochodów... Krzysiek jechać musi, bo trzeba posprzątać groby i przygotować dom na zimę. Darek sam jechać nie chciał. Czeka mnie samotna noc w wielkim domu. Nie będzie mi przyjemnie. Nie lubię być sama w domu.

Wczoraj rozpadł mi się chlebak i pieczywo trzymam w lodówce. Trzeba by kupić nowy i może ozdobić decu. Widziałam takie chlebaki i bardzo mi się podobają. Już się cieszę na tą pracę, a chlebak oczywiście kupiony idzie do mnie. Wczoraj zdobiłam skrzynkę na dokumenty. Bardziej ozdobiona jest na bokach niż na wieku, bo będzie stała na segmencie i wieko nie będzie widoczne Wyszła fajnie. Dziś będę kończyć, a w najbliższych dniach jeszcze pójdzie lakier. Trzeba też będzie zrobić środek. Zostawię chyba drewno, bo są ładne sęki i chcę by były widoczne. Pociągnę tylko bejcą i od razu lakierem...Jest do zdobienia jeszcze jedna skrzynka. Tą zrobię może w błękicie. Oj nie jest to moje mieszkanie eleganckie i modnie urządzone. Nie jest zdecydowanie. Wszystko co zrobię gdzieś staram się umieścić, bez zwracania uwagi na wygląd mieszkania i elegancję. Jest pstrokacizna i totalny chaos. Ma być tylko przytulne i wygodnie i tego pilnuję...

6 października 2015 , Komentarze (12)

No i zapisałam się wreszcie na warsztaty ikony. Warsztaty będą w listopadzie w cztery kolejne poniedziałki. Wszystko pasuje i autobusy i to, że Krzysiek jest w domu to po mnie na przystanek wyjdzie, albo taksówka wrócę. Drugi stopień jest w grudniu. Jeszcze nie wiem czy dam radę, ale chciałabym. Cena jest przystępna, a każdy warsztat trwa tylko trzy godziny to i mój kręgosłup wytrzyma. Nie wiem czy na ikonach się  skończy, bo w marcu mają być warsztaty akwareli, a w czerwcu olei. Może i o tym pomyślę.

Mam już też opinię o moich opowiadaniach. Jest trochę do poprawki, ale źle nie jest. Muszę tylko popracować nad opisami np. postaci czy miejsc, bo tego jest za mało w moich opowieściach. Zbyt szybko wszystko gna do przodu. No i długość powinnam zmienić, bo nawet na miniaturki moje niektóre opowiadanie są zbyt krótkie.

Znowu u mnie w domu ,,straszy". Wczoraj około 22 30 pies zachowywał się tak samo jak wtedy gdy odchodziła teściowa. Później zaczęło mrugać światło. Po 15 minutach wszystko się skończyło. Nie podoba mi się to. Bardzo nie podoba. Trzeba by oczyścić mieszkanie...

5 października 2015 , Komentarze (4)

Niedziela upłynęła mi spokojnie głównie spałam, odpoczywałam i jadłam. Już mam kilogram więcej. Sporo również wróżyłam. Trochę się uczyłam. Dzień był totalnie leniwy. Tak jak lubię. Cały dzień przeleżałam na kanapie. Nawet przy obiedzie mi Krzysiek pomógł. Odpoczęłam. Dziś już czeka mnie więcej pracy. Muszę zrobić kilka prań puki pogoda odpowiednia. Nie wiem czy na forum da się już pisać. Będzie też intensywniejsza nauka. Krzysiek dziś jedzie do biblioteki. Później wstąpi do brata. To kilka godzin go nie  będzie. Muszę ten czas wykorzystać na studiowanie tarota i może jakąś medytację. Po południu może zrobimy porządek w dokumentach. Może też zabiorę się za malowanie kolejnej skrzynki. Jutra jeszcze nie planuję. Nie wiem co będę robić. Powinnam coś zacząć malować, ale skrzynki teraz pilniejsze. Czekam na ostatnią lekcję kursu malarskiego. Jeszcze nie została wysłana. Będę więc miała do odrobienia dwie i koniec. Skupię się tylko na tarocie i oby mi wiedza do głowy szybko wchodziła...Ćwiczenia z kursu malarskiego będę stopniowo wykonywać zimą, gdy będę miała przerwę z decu z powodu zimna w pracowni.

4 października 2015 , Komentarze (3)

Wczoraj diety nie było. O nie. Pochłonęłam talerz gęstej kartoflanki z makaronem, warzywami, śmietaną i ziołami na wodzie z boczku, dwie kromki chleba z boczkiem. Chudy był co prawda, ale był i na dokładkę jeszcze chipsy i galaretkę z rodzynkami i śmietaną, którą przygotował Krzysiek. Objadłam się po pachy i wreszcie poczułam szczęśliwa po kilkutygodniowej diecie. Nie pisana mi szczupłość, ani zdrowe odżywianie. Najwyraźniej, bo tylko niezdrowe tuczące jedzenie sprawia, że jestem błogo nasycona i zadowolona. Dziś będzie kotlet mielony z szynki i mizeria, a wieczorem placki ziemniaczane z cukinią. Jak ja uwielbiam te węglowodany...Surówką, ani jogurcikiem to ja sobie nie pojem zwłaszcza jesienią i zimą. Pewnie znowu na zimę z 5 kg nabiorę, a wiosną będę zrzucać. Tak miałam całe życie z tym, że przy wadze pięćdziesiąt parę - sześćdziesiąt kg. Dopiero rzucenie papierosów, problemy z tarczycą i klimakterium dołożyły mi 40 kg, których zrzucić nie daje rady. Zrzuciłam 10 kg w zeszłym roku i dalej ani rusz...W tym roku tylko wagę trzymam. Staram się te dziewięćdziesiąt parę kg utrzymać, a planowałam zrzucić następne 10 do 85 kg. Cóż nie wyszło. Może w przyszłym roku.

Wczoraj miałam trochę pracy. Kilka razy wróżyłam, a wieczorem miałam zabieg koloroterapii wahadłem. To bardzo fajny zabieg polegający na dostarczeniu do aury tych kolorów, które są w danym momencie potrzebne. Zabieg wykonywałam na odległość, bo i tak można. Używam do tego celu wahadła izis. Marzę o takim specjalnym do koloroterapii, bo takie są w sprzedaży. Nie są niestety tanie. Może kiedyś kupię. Poprawa samopoczucia po zabiegu jest nieraz natychmiastowa.

Zrobiłam również butelkę. Tym razem użyłam też preparatu o efekcie szronu. Wyprałam też kołdrę i kapę. Trzeba korzystać z ładnej pogody... Zamówiłam kilka książek i następne karty anielskie...



3 października 2015 , Skomentuj

Wczoraj dzień był taki sobie. Wróżyłam sporo, ale za to na forum nie pisałam, bo coś się stało i nie mogłam dodawać postów. Napisałam do moderatora i czekam na odpowiedź. Zrobiłam za to obrazek i butelkę. Dziś będzie sprzątanie gruzu w wykonaniu Krzyśka i sąsiada, który ten gruz wywiezie. Ja mam zamiar pisać o ile się da. Może też będę się uczyć i oczywiście wróżyć. Następna butelka czeka. Przyszły mi też skrzynki i chustecznik do roboty. Jak ja to lubię...

Dieta mnie już denerwuje, bo nic nie chudnę. Chyba zacznę jeść normalnie, bo po co się męczyć jak efektów nie ma. Coś mi mówi, że za długo już tego katowania się i organizm nie wydala. Zbuntował się i powiedział dość. Moja psychika też już ma dość...Chyba czas sobie zrobić dłuższą przerwę i pilnować tylko, żeby nie przytyć powyżej 100 kg.

2 października 2015 , Komentarze (2)

Wczoraj miałam pracowity dzień. Sporo wróżyłam, pisałam na forum. Zrobiłam też kolejną butelkę świąteczną. Powstaną jeszcze co najmniej dwie, bo pomysły mam. Tylko je trzeba zrealizować. Po południu uczyłam się tarota, bo kolejna lekcja dotarła. Kurs jest ciekawy i sporo w nim psychologi. Wczoraj przerabiałam kartę głupca i musiałam się zmierzyć z wewnętrznym dzieckiem. To dla mnie trudne, bo zbyt poważna jestem, dzieci nie rozumiem, stronie od nich i szczerze mówiąc nie przepadam za nimi. Nawet swoim synem za dużo się nie zajmowałam gdy był mały, a scedowałam to trudne zadanie na moją babcię i mamę. Powinnam jeszcze przerobić medytację z tematem wewnętrznego dziecka. Może ona choć trochę pomoże mi zintegrować ten pierwiastek z moim ja. Może polubię się jako dziecko. Kto wie?

Od wczoraj Krzysiek ma urlop. Odpocznie trochę i pracy w domu podgoni. Ja się cieszę, ale i trochę martwię, bo jest ożywiony - dużo mówi, śpiewa, pogwizduje. Pewnie mnie szybko zmęczy.


1 października 2015 , Komentarze (7)

Następna próba...

Narzekanie na brak pieniędzy stało się ostatnio niemalże tak powszechne, jak  jadanie ziemniaków na obiad, ale częstsze. Narzekają wszystkie prawie  moje koleżanki i to niezależnie od dochodów. Okazji ku temu nie brakuje. Ot, chociażby ostatnio na babskim spotkaniu przyznałam się, że co miesiąc przeznaczam trochę pieniędzy na pomoc dla zwierząt. Wpłacam drobne kwoty na delfiny, ochronę wilków czy chociażby na dożywianie bezpańskich kotów. No tak, ale najpierw trzeba pieniądze mieć, stwierdziła jedna i to akurat ta, która ma o wiele wyższe dochody ode mnie. Ta, która najbardziej narzeka, a stać ją na utrzymanie dwóch samochodów, wczasy zagraniczne i to nie w Chorwacji, ale w Meksyku, na co rusz nowe cichy. Też bym wpłacała, gdybym miała, dodała druga, ale nie mam, bo utrzymanie kosztuje, a ostatnio kupiliśmy z mężem dom w Bieszczadach. Będziemy tam wyjeżdżać na weekendy i wakacje.  Zaoszczędzimy trochę, bo pensjonaty są przecież drogie. Cudne miejsce. Trzecia też nie ma. Ma za to na fryzjera, kosmetyczkę i zabiegi SPA, którymi  rozpieszcza swoje naznaczone przez czas ciało.

Ja nie mam na remont łazienki, a do fryzjera chodzę rzadko, o zabiegach SPA mogę sobie tylko pomarzyć. Nie mam też na wczasy zagraniczne, ani na nowe ciuchy co miesiąc. Mam za to na zwierzęta, które potrzebują pomocy. To kwestia priorytetów. Wybrać nową bluzkę czy życie bezdomnego kota, super fryzurę czy dofinansowanie sterylizacji bezpańskiej suki wyniszczonej porodami. Tej biegającej po ulicy, której szczeniaki są bestialsko zabijane.  Inna moja koleżanka ma, choć stać ją tylko na wynajęcie kawalerki. Ta rzadko narzeka, a wiem, że łatwo jej nie jest.

Narzekać potrafi każdy no może prawie. Czyżby stało się to modne? Bardziej modne niż działalność typu charytatywnego? Bardziej modne od prostych odruchów serca?

1 października 2015 , Komentarze (6)

Wczoraj zrobiłam sobie wolne. Trochę tylko powróżyłam i zrobiłam butelkę świąteczną. Poza tym próbuję się nauczyć pisać felietony. Kiepsko mi coś idzie. Wychodzą twory, które raczej chyba felietonów nie przypominają. Czas pomyśleć o kursie, albo o korepetycjach w tym zakresie. Opowiadania już do oceny przesłałam. W niedzielę, albo w poniedziałek rano już będę wiedzieć co i jak. Mogę wysłać i felietony. Tylko ich trochę nazbieram. Na razie mam dwa...Czarno to widzę...

Niedzielne nicnierobienie

No i znowu niedziela. Jak ja jej nie znoszę. Ten odgórny przymus odpoczywania i nicnierobienia mnie dobija. Z natury jestem leniwa i zmienna i gdy dopada mnie chęć do roboty powinnam to wykorzystać. Niestety  jest niedziela i pracować nie należy. Dziś np. chciałam zrobić pranie. Nazbierało się go, a w tygodniu nie miałam czasu. Pogoda też była niepewna.  Mój mąż niepraktykujący katolik mi na to nie pozwolił. Jego argument co ludzie powiedzą, gdy zobaczą sznur pełen suszącej się pościeli był nie do odparcia. Kłócić się nie chciałam.

Albo zakupy. W niedzielę pobliski sklep jest zamknięty na głucho. Ten następny na sąsiedniej ulicy też. Niby rozumiem, że właścicielom też się chwila oddechu należy, ale mnie z drugiej strony wkurza to, że nie mogę zrobić zakupów. Trzeba by pojechać do centrum, a tu autobusy kursują rzadko. Pieszo przecież nie pójdę, bo za daleko. Mąż mnie nie zawiezie, bo odpoczywa. Nic w tym temacie zdziałać nie jestem w stanie.

Dobrze chociaż, że mąż nie wymaga ode mnie w niedzielę na obiad rosołu i schabowego z kapustą, jak mąż koleżanki. Obiad musi biedaczka przygotować sama, bo pan i władca w niedziele odpoczywa. W końcu cały tydzień pracuje. Jej się to niby też należy, ale dopiero wtedy, gdy swoje przy garach wystoi. Stoi całe pół dnia, bo i ciasto musi być w niedziele na podwieczorek. Luksusowe z kremem nie byle gnieciuch czy babka na oleju.

Druga znowu odpoczywa wieczorem, bo całą niedzielę niańczy wnuczka. W końcu syn i synowa muszą odpocząć. Odpoczywają w każdą niedzielę.

30 września 2015 , Komentarze (12)

Wczorajszy dzień był ulgowy. Nie pisałam na forum. Powróżyłam za to trochę i ozdobiłam butelkę oraz termometr. Skończyłam skrzynkę na dokumenty i głęboką tacę na przyprawy. Zaczęłam też kasetkę, ale nie wiem kiedy skończę. Dziś już mam pracy więcej, bo pisanie na forum doszło. Może będzie też nauka - kurs tarota dotarł. Kusi mnie też następne opowiadanie, ale na razie pomysłu na nie nie mam. Zamówiłam dwie kolejne duże skrzynki. Trzeba się z nimi spieszyć, bo niedługo będzie za zimno w pracowni. Moczy się też następna butelka. Ta ma być świąteczna.

Wczoraj minęło nam z Krzyśkiem 11 lat odkąd razem zamieszkaliśmy. Ślub był potem. Poznaliśmy się przez gazetę w czerwcu. Zadzwonił on. On z Ryk ja ze Śląska. Cud, ze go nie spławiłam, gdy usłyszałam, że nawet prawa jazdy nie ma. Godzinami gadaliśmy przez telefon. Wtedy to jeszcze było płatne i przegadaliśmy kilka tysięcy złotych. Odwiedził mnie raz w lipcu na dwie godziny. Później znowu były rozmowy przez telefon i jego przyjazd już na stałe we wrześniu. Pamiętam ten dzień jak dziś. Przyjechał wieczorem z torbą podróżną wypakowaną najpotrzebniejszymi rzeczami, a ja go nakarmiłam fasolą po staropolsku. Wiem nie było to rozsądne. Było nawet ryzykowne, ale wyszło. Już w lipcu po pierwszym spotkaniu czułam, że będziemy razem i miałam rację. Czasem tak się życie układa. Tak się toczy, że robimy coś instynktownie, zdawałoby się postępujemy głupio, a wychodzi to na dobre i jest bramą do szczęścia.

Wczoraj Pikuś czyli mój pies jakby ktoś nie wiedział złapał i zamordował mysz. Chciał ja chyba zjeść, bo Krzysiek miał problem z odebraniem mu jej. Koniec świata jak dla mnie...