Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1583849
Komentarzy: 56177
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 4 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 85.20 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 grudnia 2015 , Komentarze (17)

Dziś też wstałam nie za wcześnie. Obudził mnie Krzysiek, bo zrobił kawę i chciał mnie pogonić do gotowania obiadu. Obiad musi być na 11 30, bo później Krzysiek chce się jeszcze przespać przed wyjściem do pracy. Wychodzi o 13, a wraca około 20 lub później. Zazwyczaj padnięty. Dziś będzie kotlet mielony z brukselką i ziemniakami. Brukselka będzie tradycyjnie zrobiona z bułką tartą skoro mi węglowodany na obiad wolno jeść. Oprócz tego zjem jajecznicę z cebulą i pomidorem, a rano była owsianka z jabłkiem, orzechami i rodzynkami. Jutro dzień białkowy, bo nie chudnę.

Po południu będę znowu robić kartki świąteczne, bo jednak jeszcze  mam wydrukowane napisy. Potrzebuję kilka dla rodziny. Może też się uda coś jeszcze sprzedać w tym roku. Kilka wystawiłam na bazarek dla kotów. Ostatnio sprzedałam cztery i kilka bombek. Wczoraj wstawiłam kilka na galerię, nk i Facebooka. Za ozdoby na stroik jeszcze się nie zabrałam, a czas najwyższy. Strasznie się grzebie w tym roku. Nawet firanki nie wszystkie mam zmienione, a tu czas myśleć o pierniczkach i pierogach na Wigilię. Trzeba by też może uwędzić schab. Nie wiem czy się uda, bo akurat w okresie gdy trzeba by było wędzić zapowiadają deszcze. Ciekawe ile przez święta przytyję. Pewnie z 2 kg.

A na koniec apel

"Znaleziono/ przybłąkał się rudy kot w okolicach Złotokłos, Szczaki, Mroków. Kocur jest dorosły, zadbany, niekastrowany, pieszczoch prawdopodobnie mieszkał z psami bo ładnie czyta z mojego psa który ma ochotę go zjeść. Niestety niedługo wracam do Warszawy, a tam mam drugiego psa, który jeszcze bardziej nie lubi kotów. Przybłąkał się w nocy 1.12.2015 na terenie ROD Elektron. Kot jest zadbany, czysty, grubasek. Szukam przede wszystkim dotychczasowego właściciela ewentualnie koła ratunkowego w postaci nowego domu, bo kot sam nie może zostać. Tym bardziej, że kiedyś zima jednak przyjdzie. tel 608 14 12 09"


4 grudnia 2015 , Komentarze (32)

Po wczorajszym pracowitym dniu spałam do 10,30. Dziś już będzie spokojniej. Tak myślę, ale nic nie wiadomo na pewno, bo jakieś zlecenie może wpaść w każdej chwili. Dziś powinnam skończyć odrabiać lekcję z kursu tarota, bo idzie do mnie następny zeszyt. Nie chcę mieć zaległości. Powinnam też odrobić dwie ostatnie lekcje z kursu rysunku i malarstwa. Mam na to jeszcze cztery miesiące. Zdążę. Problem mam z witrażem, bo jeszcze szkła nie zamówiłam. Nie wiem też jaki rozpuszczalnik jest potrzebny do farb do szkła. Szkoda mi pędzli zapaprać.

Ostatnio robiłam kartki, ale mi się napisy świąteczne skończyły. Drukarki oczywiście jeszcze nie kupiłam i wydrukować nie mam gdzie. Dziś może będę robić ozdoby na stroik. Papier mi Krzysiek wczoraj kupił. W tym roku na stroiku w kuchni gdzie będziemy jeść kolację wigilijną chcę mieć ozdoby z papieru. Tradycyjne. Takie jak robiłam na choinkę z ciocią Resią, gdy byłam dzieckiem. Choinka w pokoju będzie sztuczna, bo szkoda mi niszczyć drzewek, a takiego w doniczce nie ma mi kto przywieźć. Bombki mam w większości stare. Są kolorowe. Mam też kilkanaście bombek zdobionych techniką decoupage. Nie sprzedałam wszystkich to moją choinkę ozdobią. Chciałabym zrobić pająka, ale nie wiem jak się za to zabrać. Może też zrobię parę ozdób z gliny samoutwardzalnej na stroik w pokoju. Już grudzień. Trzeba by się z tym pospieszyć.

Dietę trzymam, ale waga nie spada. Coś chyba nie tak, albo mam tak zaburzony metabolizm, że 1300 kalorii to dla mnie zbyt dużo na schudnięcie. Poczekam do świąt i jeśli waga nie spadnie zacznę jeść mniej. Dzisiejsze menu: ziemniaki pieczone plus jabłko, kapusta z pieczarkami plus serek homogenizowany i mandarynka, ser camembert.

3 grudnia 2015 , Komentarze (14)

Wczorajszy dzień minął mi bardzo przyjemnie. Trochę pospałam, poczytałam i podziałałam artystycznie. Kilka razy też wróżyłam w tym dwa dłuższe chaty. Trochę grosza wpadnie. Całe popołudnie przesiedziałam sama. Nawet u mamy nie byłam, bo przyjechała jej znajoma z chorym wnukiem. Chłopak ślepnie i ma mroczki przed oczami. Lekarze nie wiedza co to jest. Mama męczy się z nim już z dwa tygodnie, ale jest na szczęście znacznie lepiej. Tak, że warto było. Dziś już mam pracy więcej, bo muszę zrobić horoskop. Do tego partnerski. To prawie jak dwa horoskopy. Trochę nad nim posiedzę, bo aspektów jest sporo. Na pierwszy rzut oka to para zbyt dobrana nie jest. Sporo konfliktów przewiduję. To raczej trudny związek z gatunku toksycznych. Co prawda nie ma idealnie dopasowanych związków, ale ten jest bardziej niedopasowany niż zwykle. Stawiałam też parze tarota. Dobre karty nie wyszły...Nie zazdroszczę tej kobiecie, bo w tym przypadku to ona bardziej ucierpi...No ale to ona się na związek uparła i igra w ten sposób z ogniem...

Kolejny/11/ dzień diety. Dzisiejsze menu: jabłko plus frytki, krokiety z kapustą i grzybami, mandarynka, serek homogenizowany, rolmopsy. Całość około 1300 kalorii. Na razie nie chudnę.

A na koniec ostatnie karteczki. Kolory wyszły na zdjęciach jak wyszły np. kolorowe papiery czarne zamiast srebrne i niebieskie, ale trzecia i tak już zaklepana...Dziś może zrobię następne...

2 grudnia 2015 , Komentarze (91)

Ciąg dalszy diety dr Pape. Menu: rogal z dżemem plus mandarynka, kotlet mielony z przypiekanymi ziemniakami plus ogórek kiszony i jogurt owocowy, jajecznica z cebulą. Nie chudnę, ale i nie tyję. To już coś, a dieta mi odpowiada. Przestałam odczuwać presję by schudnąć.

Dziś siedzę w domu cały dzień. Po południu będę sama, bo Krzysiek idzie do pracy. Jeszcze nie wiem co będę robić, ale na pewno trochę pośpię. Ostatnio znowu śpię więcej. Zima idzie to ja zmieniam się w susła. Nic mi się nie chce robić tylko bym spała, albo leżała na kanapie przy piecu. Tak się ostatnio zastanawiałam i doszłam do wniosku, że moje życie jest bardzo fajne. Prawie nic nie muszę. Robię co chcę i to co mi sprawia przyjemność. Mam czas na czytanie, spanie i swoje pasje. Moi bliscy choć mnie nie wspierają to chociaż nie przeszkadzają. Ze zdrowiem też nie najgorzej. No poza kręgosłupem, ale przy moim trybie życia to nie jest to moje schorzenie aż takie straszne. Co innego gdybym była z natury ruchliwa i chciała żyć aktywnie, ale nie jestem i nie chcę. W leżeniu na kanapie czy siedzeniu przy sztaludze chory kręgosłup nie przeszkadza. Finansowo też sobie radzę. Dobrze jest...Tylko żeby tych wyjazdów nie było...Niestety muszą być, bo nie da się tego inaczej rozwiązać...Myślałam o tym, żeby moje wytworki wysyłać kurierem, ale to by drożej wyszło i pewnie kupujący by się nie zgodzili.

1 grudnia 2015 , Komentarze (49)

Dziś wstałam wcześnie, bo tym razem już muszę jechać do centrum na pocztę. Przy okazji może kupię wreszcie te buty. Tak mi się nie chce. Pod tym względem zazdroszczę mojej mamie, że tak sobie zorganizowała życie, że nigdzie nigdy nie jeździ. Nawet rzadko wychodzi z domu. Też bym tak chciała. Tylko nie mam kogo obarczyć obowiązkiem wyręczania mnie. Jakoś nie ma chętnych do pomocy. Moja mama już z 15 lat w domu siedzi chyba. Nie uważa tego za krzywdę. Wręcz przeciwnie. Dużo czyta, kontakt z ludźmi też ma, bo przyjeżdżają do niej na bioterapię. Choć ostatnio mniej. Odmawia, bo woli być sama. Źyje po swojemu. Nawet zdrowie jej dopisuje. Widocznie tak trzeba. U mnie w rodzinie to normalna strategia. Dziadek, ojciec mamy też jak wszedł w wieku sześćdziesięciu paru lat pod pierzynę to rzadko wychodził. Tyle co na telewizję wieczorem. Poza kręgosłupem był zdrowy i gdyby nie zapalenie płuc to by żył dłużej niż do 84 lat.  Pewnie i tak będzie ze mną, bo już mnie taki tryb życia ciągnie. Teraz to łatwiejsze. Wiele spraw można załatwić przez internet. Ja też się ostatnio stopniowo z życia na zewnątrz wycofuję. Niestety całkiem się jeszcze nie da, bo poczta do mnie nie przyjdzie.

Dzisiejsze menu: ziemniaki pieczone, makaron z fasolą, kapustą kiszoną i boczkiem plus jogurt, jajka na twardo.

30 listopada 2015 , Komentarze (43)

Po wczorajszym dniu białkowym spadek na wadze wyniósł 20 dkg. Jak ja to lubię. Dziś też białka. Jutro już normalne jedzenie według diety dr Pape.

Dziś jednak nie pojadę do miasta po buty. Po prostu mi się nie chce. Muszę jednak jechać do sklepu, bo Krzysiek poszedł do pracy i trzeba zrobić zakupy. Pilne są zwłaszcza puszki dla kotów. Wrócę jak się uda też autobusem. Nie uśmiecha mi się spacer przez las z pełną siatką. To ponad kilometr.

Później będę czytać już ostatnią z książek, które przyniosłam z biblioteki. Fajna jest jak na razie. Te, które wypożyczyłam mamie też ponoć są dobre. Może je przeczytam. Ostatnio nic innego nie robię. U mnie czytanie idzie falami. Czytam mało przez kilka tygodni albo miesięcy, a później jak mnie najdzie to czytam na okrągło. Tak mam z powieściami. Mam też nastroje. Raz czytam książki historyczne, a raz thrillery nie tylko medyczne. Czasem też takie o psychopatach np. albo horrory. Nie przepadam za to za romansami zwłaszcza typu harlekinów. Nigdy ich w zasadzie nie czytałam i w ogóle mało romantyczna jestem tak, że za kolacjami przy świecach czy płatkami róż na łóżku nie tęsknię. Nie oglądam też raczej melodramatów ani tym bardziej komedii romantycznych. Nie mój styl. Wczoraj znalazłam na Chomiku kilkanaście książek Cooka. Co prawda nie lubię czytać w komputerze, ale tym razem poczytam...

29 listopada 2015 , Komentarze (14)

7 dzień diety dr Pape. Dziś dzień białkowy. Też trzy posiłki i też około 1300 kalorii. Dzisiejsze menu: placki dukana z sera i otrąb plus twaróg z tuńczykiem, schab z ziołami, jajka z tuńczykiem. Jutro może będzie spadek wagi.

Dziś spokojny dzień w domu z książką, a jutro może wyjazd. Muszę sobie wreszcie kupić buty zimowe, bo w tych jedynych co mam podeszwa w 1/4 się po prostu odkleiła. Boję się, że mi całkiem odpadnie. Już mi się to kiedyś przydarzyło i do sklepu dotarłam prawie boso. Nie znoszę kupować ciuchów, a już butów szczególnie. Nigdy nie lubiłam. Czasem się zastanawiam co ze mnie za kobieta jest. Ciuchy kupuję gdy muszę, nie maluję się, włosów nie farbuję...Ech...

Wczoraj dołożyłam sobie serię jogi kręgosłupa. Dziś chcę dołożyć następną. Chyba jeszcze zacznę ćwiczyć z powrotem ćwiczenia cesarzy chińskich rano. To tylko kilka minut, a dobrze wpływają mi na zachowanie równowagi. Brak mi ich. To by było około 30 minut ćwiczeń dziennie. Co prawda te ćwiczenia są łatwe i raczej od nich nie schudnę, ale mają dobry wpływ na moja kondycję. Jestem po nich po prostu bardziej sprawna, a to dla mnie ważne.


28 listopada 2015 , Komentarze (21)

Dzień 6 diety dr Pape. Jestem zadowolona i oby tak dalej. Najważniejsze jest to, że na razie nie tyję, a jem sporo węglowodanów za którymi tak przepadam. Dietę znoszę dobrze i myślę, że długo na niej wytrzymam jeśli nic się nie zmieni. Łatwo się do niej dostosowałam i nawet wcześniej zaczęłam chodzić spać. Nigdy nie bywam głodna, nie podjadam. Powoli myślę o świętach i zastanawiam się jak dietę dostosować, żeby było ok. Tylko Wigilia będzie musiała być wcześnie w tym roku. Może o 16 -17 Tak, żebym później jeszcze zdążyła zjeść posiłek białkowy. Inną zmianą będzie mała ilość ciast, tak bym przez trzy dni zjadła po małym kawałku do obiadu. Poza tym będą dwa posiłki białkowe/śledzie i mięsa/ i obiad mieszany z sałatką jarzynową i bigosem. Powinno wszystko być ok o ile uda mi się powstrzymać łakomstwo. Cukierków na choinkę w tym roku nie planuję kupować, ale pewnie Krzysiek się uprze i kupi jednak. Jest jak dziecko. Za słodyczami by w ogień wskoczył.

Dzisiejsze menu: jabłko, chleb z ogórkiem i zupka gorący kubek, kotlet mielony i ziemniaki z marchwią, serek homogenizowany, jajecznica z pomidorami. Nie wiem jak się oduczyć tych gorących kubków. To przecież sama chemia jest...

Dziś po południu muszę się zmobilizować i skończyć wreszcie ten chlebak. W pracowni jest coraz zimniej, a tu książki mnie kuszą, bo przyniosłam kilka z biblioteki. Ostatnio w tej akurat bibliotece byłam dość dawno i od tego czasu sporo fajnych książek przybyło. Złapałam od razu cztery Robina Cooka. Następne cztery wzięłam dla mamy. Też pewnie będę chciała je przeczytać, bo wyglądają zachęcająco. Czas się też zabrać za ozdoby świąteczne. Może w tym roku coś na stroik przygotuję z papieru.

27 listopada 2015 , Komentarze (22)

5 dzień diety dr Pape. Dziś ważenie. W tym tygodniu najpierw przytyłam 50 dkg, później schudłam  i wyszło na zero. Dietę znoszę bardzo dobrze. Energii mam więcej. Mniej w dzień śpię. Dzisiejsze menu to  grahamka z pomidorem plus kromka chleba przypieczona na oleju, krokiety z pieczarkami i barszczykiem i serek homogenizowany, mandarynka, camembert. Tak sobie myślę, żeby w niedzielę zrobić dzień białkowy. Może wtedy waga zacznie spadać szybciej. Cieszy mnie to, że wczoraj nie zaszalałam i nie rzuciłam się na jedzenie jak Krzysiek wrócił z zakupów. Krokiety i camembert zostawiłam sobie na dzisiaj. Dałam radę poskromić łakomstwo. To postęp jakiś jest. Książkę już mam i mam dylemat, bo jestem chyba typem mieszanym. Na pewno nie jestem typowym koczownikiem. Stawiałabym na rolnika, ale do szczupłych przecież nie należę. Muszę dietę wypróbować to się upewnię.

W domu miałam od dwóch dni survival. Było zimno jak diabli. Nawet w pokoju dziennym. Raptem 20 stopni po 3 godzinach palenia w piecu. Leżałam z nagrzaną cegłą pod kołdrą i wściekałam się, że nie mogę nagrzać wnętrza. Wczoraj poutykałam szpary pod drzwiami do przedpokoju i pracowni kocami i od razu zrobiło się cieplej. W nosie mam wystrój wnętrz. Jeszcze w piecokuchni nie palę i nie będę palić z miesiąc. Szkoda węgla. No chyba, że solidny mróz chwyci i to w dzień. Na razie mrozi nocami. Co roku te pierwsze chłodniejsze dni dają mi w kość. Później się przyzwyczajam. A co ma zrobić biedny Krzysiek, który pracuje na dworze i te biedne bezpańskie zwierzęta?

Dziś idę do biblioteki. Będę miała trochę dodatkowego ruchu.

26 listopada 2015 , Komentarze (18)

Dieta dr Pape dzień 4. Jest  spadek na wadze 50 dkg. Woda ładnie schodzi, bo pierścionki zrobiły się luźne. Zaparć nie mam. Dziś na śniadanie była owsianka na słono z pieczarkami, marchwią i cebulą. Na obiad będzie jajko z fasolką szparagową i ziemniaki i do tego galaretka z rodzynkami, orzechami i śmietaną - popisowy deser Krzyśka. Na kolację planuję śledzie w occie typu rolmopsy. Wszystko około 1300 kalorii. Czekam na książkę to może dietę zmodyfikuję. Na razie opieram ja na tym co czytałam na forach. Mogę robić coś nie tak. Nie wiem np. jakim typem jestem, bo dietę trzeba dostosować do typu. Typów jest dwa - koczownicy i rolnicy. Ponoć w książce są testy, rozwiązanie których wskazuje do jakiego typu się należy. Koczownicy jedzą więcej białka i nie mogą jadać ciast, bo powinni zrezygnować z łączenia białek z węglowodanami. Rolnicy mogą łączyć. Strasznie jestem ciekawa tej książki. Ciekawi mnie też czemu ta książka w internecie jest tak droga. Gdy była w księgarniach kosztowała niecałe 30 zł albo i mniej na wyprzedażach. Teraz cena sięga 150 zł. Ja kupiłam z 77zł i cieszę się, że tak tanio...

W najbliższym czasie chyba sprzedamy domek na wsi. Znalazł się kupiec i Krzysiek się zastanawia. Trochę mu szkoda, bo w końcu to jego dom rodzinny. Z drugiej strony jednak mieszkać tam nie pójdziemy, a wszystko nieużywane niszczeje. Ja ostatnio przestałam już marzyć o przeprowadzeniu się na wieś. Teraz mi już tylko wygody pachną - sklep blisko, przystanek, lekarz i biblioteka. To dla mnie ważne, a nie krajobrazy, czyste powietrze i odludzie. Chyba się starzeję w zastraszającym tempie. Nawet remontów mi się już robić nie chce, mebli zmieniać itp. Za dużo kłopotu z tym. Za dużo pracy. Z drugiej strony jak byłam młoda i mieliśmy dom w górach też z tego nie korzystałam, bo najczęściej siedziałam na ganku. W górach na grzybach byłam raptem dwa razy przez okres ponad 10 lat. Z domu wychodziłam tylko czasem do sklepu, a do miasta jeździłam z tatą samochodem. Nigdy chodzić nie lubiłam.