Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1583671
Komentarzy: 56161
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 3 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 85.20 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 listopada 2015 , Komentarze (24)

No i mam problem z tą nowa lekarką, bo wysyła mnie do specjalisty i leków na kręgosłup mi nie przepisała. Nie dość, że muszę iść i i tak dopiero wizyty będą po nowym roku. Co gorsze będę chyba musiała zrobić tomografię, a to będzie trudne bez samochodu. Do tej pory muszę sobie radzić. Ciekawe jak. Wczoraj tak się wściekłam, że 2,5 km przeleciałam w trochę więcej jak 10 minut. Widać muszę być wściekła, żeby chodzić. Przy okazji zrobiłam sobie usg tarczycy i guzków wprawdzie nie mam ale jeden płat jest powiększony.

Kilka dni temu pojawił się nowy problem. Onka zaczęła atakować Pikusia. Ataki są groźne, bo drapie do krwi. Pikuś jest zastraszony. Nie wiem co jej się stało. Do tej pory problemów nie było, a są razem od dwóch lat. myślę, ze chodzi o zazdrość. Ostatnio Onka bardzo się zbliżyła do Krzyśka. Wchodzi mu nawet na kolana. Czuje się zagrożona, bo Krzysiek Pikusia rozpieszcza. Na razie ją za to karcimy, ale nie jestem pewna czy to odpowiednie działanie i czy przyniesie skutek pozytywny. Dziś jak na razie nie atakuje. Może jej przeszło. Oby...

Niestety nie jestem w stanie wykonywać ćwiczeń z Vitalii. Są zbyt trudne niektóre np. 8 minutowy bieg na początku, czy pompki kobiece. W życiu nie dam rady. Nie mam też sztangietek do ćwiczeń właściwych ani ławeczki. Poza tym te ćwiczenia z przyrządami też mi nie pasują, bo wolałabym ćwiczyć brzuch czy biodra jeśli już, a nie barki i ramiona. Rozciągające są fajne i rozgrzewka poza biegiem również. Pozostanę więc przy swoich ćwiczeniach. Wiem, że po nich nie schudnę, ale powinnam stać się bardziej sprawna, a na tym mi głównie zależy. Przecież po to się odchudzam. 

Dieta w porządku. Dziś będzie jogurt, jabłko i ogórek kiszony, pieczarki nadziewane jajkiem, marchwią z krokietami z sera i ziemniaków, placki z cukinii i kromka chleba z ogórkiem świeżym. Zaparcie przeszło, a nabieranie wody nie mimo picia pokrzywy. 


3 listopada 2015 , Komentarze (16)

Dieta trwa. Trzymam się, a sporo stresów ostatnio miałam i sporo chyba jeszcze będzie. Choć to nie takie pewne, bo według kart anielskich nie mam się czym martwić. Dziś będzie kapusta z ziemniakami i cebulą, sałatka z tuńczyka, cebuli, ogórka kiszonego i jajka z majonezem, jabłko, placki z sera i otrąb, fasolka szparagowa z jajkiem sadzonym. Będą też ćwiczenia. Tym razem już 15 minut ćwiczeń cesarzy chińskich. Do tego ponad 2 kilometrowy spacer i to w szybkim tempie. Od jutra ruszam dodatkowo z jogą. Tak myślę, że z 40 minut wystarczy. Drugie 40 minut w sobotę. Do tego praca z czakrą serca i przekazywanie sobie dużo miłości. No i Reiki. Mam się czuć komfortowo, a dieta nie może być stresem i katorgą. Nie może też być walką i spinaniem się, bo to dla mnie stres i to totalny. Nie cierpię walk i adrenaliny. W takich warunkach długo diety nie wytrzymam. Czuję, że mój organizm od dwóch dni gromadzi wodę. Nie wiem co jest tego przyczyną. Mam też zaparcia. Martwi mnie to trochę, bo to oznacza, że organizm zaczyna się buntować...

Po południu zajmę się swoimi zwykłymi sprawami - medytacją, Reiki i może czymś artystycznym. Mam zrobić dla znajomej lekarki chustecznik. Musi wyjść bardzo dobrze, bo będzie mi wstyd go dać, a mój chlebak jeszcze nie skończony. Trzeba położyć z 3 warstwy lakieru.

Jutro powinien być spokojny dzień. O ile nic nie wypadnie. Oby nic, bo już mnie to ostatnie tempo i wrażenia zmęczyły. Muszę ten stres odreagować jakoś. Muszę odpocząć.

2 listopada 2015 , Komentarze (10)

Z wiekiem robię się coraz bardziej zmarzluchem. W domu 21 stopni, a dla mnie koc to za mało i przynoszę do dziennego pokoju kołdrę z sypialni. Inna sprawa, że grubo ubrana nie jestem, ale i dłonie mam zimne. Przecież rękawiczek nie założę. Ostatnio Krzyśkowi też chłodno, bo już z krótkim rękawem po domu nie śmiga. Włożył koszulę flanelową. To postęp. 

Przejrzałam treningi wideo na Vitali i doszłam do wniosku, że te z pilatesem i stretchingiem są nawet interesujące. Może się skuszę i niektóre ćwiczenia wykonam. Pilates znałam, ale stretching to dla mnie nowość. Chętnie się zapoznam z tematem. Chyba kupię jakąś książkę na ten temat, bo przecież zależy mi na sprawności i gibkości bardziej niż na sylwetce. Dziwne, ale ostatnio coś pcha mnie do ćwiczeń...Takich moich - łatwych i niemęczących typu joga, tai chi czy cesarzy chińskich.

Zastanawiam się też nad tymi pozycjami...

Dziś zaraz jadę do miasta. Muszę opłacić warsztat pisania ikon, kupić zioła i odwiedzić pocztę. Jadę z Krzyśkiem, bo on idzie do biblioteki. Powinnam się szybko z tym uwinąć i wrócić. Może nawet już po godzinie będę siedziała w autobusie powrotnym. Po południu zrobię tylko obiad, może pranie i będę miała wolne. Podziałam po swojemu.

Dziś Dzień zaduszny też będę palić świece...To dla mnie również dzień zadumy...

Dieta ogarnięta. Dziś będzie jogurt, jabłko, ogórek kiszony, mandarynka, sałatka jarzynowa, kromka chleba z ogórkiem i sos grecki z ziemniakami.

Schudłam dalsze 30 dkg...

1 listopada 2015 , Komentarze (13)

No i znowu niedziela. Dzień ulgowy i leniwy, ale nie dziś. W zasadzie taki sam dla mnie jak każdy inny poza tym, że nie pracuję czyli raczej nie piszę tekstów i nic w domu ani koło domu nie robię. Jednak wróżę jak się chętni trafią. Czekają mnie trzy ciężkie dni pod rząd. Ciężkie, bo z wyjazdami. Dziś jadę na cmentarz, w poniedziałek do miasta, a we wtorek jestem zapisana do lekarza. Lekarz mi się zmienił, a że mnie nie zna to koniecznie chce mnie widzieć. Ciekawe czy będzie mi przepisywał, a właściwie przepisywała, bo to lekarka, leki przez telefon. Jeśli nie, będę chyba musiała zmienić przychodnię na taką bliżej przystanku, bo chodzić nie mam siły. Ta w której jestem zmusza mnie do solidnego spaceru. Przyszły tydzień też mam ciężki. Też trzy wyjazdy. Jeden co prawda przyjemny, bo na warsztat pisania ikon, ale jechać trzeba, a tu nogi nie chcą nosić i kręgosłup podczas chodzenia i stania boli jak diabli...

Dziś po powrocie z cmentarza cały dzień będę palić świece. Zrobię sobie też medytację z moimi bliskimi po drugiej stronie. To ważny dla mnie dzień, bo bliscy nadal są w moim sercu. Wspominam ich często i czuję, że są obok mnie. Nie tylko od święta. Wychowywałam się w domu pełnym bliskich mi ludzi. Teraz pozostały mi już po tej stronie tylko trzy osoby. Większość odeszła. Boję się, że kiedyś mogę zostać całkiem sama. Nie byłoby to dla mnie łatwe. Przeraża mnie zwłaszcza myśl, że ja bym mogła odejść, a co wtedy z moimi zwierzętami...

Schudłam 40 dkg...

31 października 2015 , Komentarze (8)

No i wykupiłam dietę na dwa miesiące. Nie wiem na razie czy wszystko gra w panelu, bo chciałam IGrpo. Poczekam zobaczę co dalej, bo dodzwonić się nie mogę. Ustawiłam się na zrzucenie 8 kg, ale jak się znam to się nie uda. Ech to negatywne myślenie. W sumie nie negatywne tylko ja po prostu jestem realistką. Zauważyłam, że chudnę do 90 kg, a później blokada. Trzeba by chyba z wizualizacją popracować.

Ćwiczenia dokładam po jednym na dzień, dwa w zależności od tego czy są skomplikowane czy nie. Zauważyłam, że pod tym względem jestem wręcz tępa i ruchów spamiętać nie mogę. Nie mam po prostu do tego zmysłu. Dietę niby wykupiłam z ćwiczeniami, ale korzystać nie będę, bo nawet przyrządów nie mam. Na razie pozostanę przy tych ćwiczeniach, które mi służą czyli przy jodze, tai chi i ćwiczeniach hui chun gong. Wiem, że po nich nie schudnę, ale za to bardziej sprawna będę i może zdrowie odzyskam choć częściowo. To dla mnie ważniejsze niż sylwetka. Poza tym nie mam zamiaru wylewać litrów potu, mieć zakwasów i tracić oddechu. To nie dla mnie. Nie cierpię wysiłku fizycznego, zmachania, potu, bólu mięśni. Wystarczy, że mnie kości bolą.

Teraz nie nastawiam się na szybki efekt. Będę działać powoli spokojnie, bez zawziętości. Mam zamiar się rozpieszczać i ciągle przesyłać sobie miłość. Ma być łagodnie, łatwo i przyjemnie. Na razie myślę o diecie 1400 kalorii, a ewentualnie później będę zmniejszać do 1200. Ciekawe na ile kalorii ustawi mi Vitalia. Poprzednio miałam na 1200 na początku, a później 1400. Cały czas stosuję generator bodźców podprogowych. Teraz z sugestią, ze chudnę łatwo i szybko. Coś musiało zadziałać, bo pół kg spadło no i za dietę się wzięłam i za ćwiczenia... Zobaczymy...

Wczoraj pobuszowałam w internecie i kupiłam sobie trochę pięknie pachnących kosmetyków. Kupiłam też olejki i zestaw witamin i mikroelementów. Czas trochę o siebie zadbać...


30 października 2015 , Komentarze (12)

Od kilku dni obserwuję swoje uczucia pojawiające się w związku z ochotą na jedzenie. I tak najczęściej mam ochotę na jedzenie gdy jestem zdenerwowana i znudzona. Niestety to też pospolite łakomstwo. Jem, bo coś mi smakuje. Wczoraj tak zjadłam dwa podwójne tosty z serem, parówką, ketchupem i majonezem. Miał być jeden tost i koniec. Tak mi posmakował, że mimo sytości zrobiłam sobie drugi i dietę diabli wzięli, bo to 900 kalorii było. Pamiętam jak byłam dzieckiem i wszyscy mnie namawiali do jedzenia. Jedzenie było nagrodą i przyjemnością. Za zjedzenie dużo dostawałam też nagrodę. Tak to teraz odbieram. Do dziś pamiętam między innymi zabawę - ta łyżeczka za babcię, ta za dziadka itd...Gdy zjadłam dużo to była np. nagroda w postaci poczytania książeczki. Gdy nie chciałam jeść były kary, wielki smutek bliskich i domniemania, że jestem chora. Jedzenie było też kartą przetargową. Gdy bliscy czegoś mi odmawiali ja odmawiałam jedzenia. Szybko wtedy dostawałam co chciałam. Pamiętam też popularne powiedzenie w moim domu,,Zanim ten gruby schudnie to chudego już diabli wezmą". To wszystko sprawiło, że całe życie byłam na diecie, żeby być szczupłą i byłam. Te walki jednak tak mnie wyczerpały, że kiedyś powiedziałam sobie dość i zaczęłam tyć i przytyłam ponad 40 kg. To było wtedy gdy bałam się rzucić papierosy, bo tak na prawdę bałam się przytyć. Teraz zostało 35 kg, których za żadne skarby nie mogę zrzucić. Potrafię sobie narzucić dyscyplinę, ale gdy przychodzi przestój załamuję się. A przestoje przychodzą bardzo szybko i trwają u mnie miesiącami. Tylko na dukanie chudłam dobrze i byłam z diety zadowolona. Teraz już niestety dukan na mnie nie działa. Szkoda, że go wtedy przerwałam zasugerowana tym, że jest szkodliwy. Teraz pewnie miałabym już z 20 kg mniej, a tak klops...

29 października 2015 , Komentarze (11)

Wczorajszy dzień mimo wyjazdu był bardzo udany. Zrealizowałam wszystko co zaplanowałam. Nawet posadziłam paprotkę. Jest śliczna - młodziutka, zielona i taka delikatna. Oby się utrzymała. Po południu medytowałam, reikowałam i ćwiczyłam. W tym przypadku mnie trochę niepokoją nasilające się bóle kręgosłupa. Ćwiczenia miały pomóc, a tu ból się wzmaga. Czyżbym robiła coś nie tak? Wieczorem malowałam i uczyłam się tarota. Miałam też trochę czasu na czytanie. Zjadłam mało co mnie cieszy. Zostawiłam nawet trochę ziemniaków na talerzu co wcześniej mi się nie zdarzało, a będąc w mieście oparłam się pokusie i nie kupiłam krokietów, które tak lubię. Krzysiek był zdziwiony i to jak...

Dziś dzień będzie spokojny i nieco leniwy. Nigdzie się nie wybieram, a jedyne prace jakie mam zamiar wykonać oczywiście oprócz wróżenia, to ugotowanie obiadu, posadzenie floksów, które dostałam od koleżanki i zasilenie warzywnika. Na obiad będzie quiche z pieczarkami, cebulą i marchwią. Jak się znam to zjem spory kawałek. Trzeba będzie za to zjeść mniej na pozostałe posiłki.

Mam problem ze znalezieniem  psychologa i jednocześnie hipnotyzera. Są, ale nie chcą robić zabiegów przez skypa. Uznają tylko kontakt osobisty. To w moim przypadku nie wchodzi w grę, bo nie dojadę przecież kilkoma autobusami. Musiałabym do Katowic albo do Sosnowca, a ja tych miast wcale nie znam. Zgubiłabym się. Na taksówkę mnie nie stać. Tym bardziej, że to by było kilka sesji. No i klops jak na razie. Znalazłam hipnotyzera, ale on psychologiem nie jest. Może tu się zdecyduję. Z regresingiem też problem, bo pierwszy zabieg musi być robiony osobiście. Też nie dojadę. Tragedia bez tego samochodu. Całe prawie życie samochód w domu był, a teraz nie ma. Czuję się czasami jak bez ręki...

28 października 2015 , Komentarze (11)

Dziś wstałam wcześnie, bo jadę do miasta. Muszę kupić wstążkę do wiązanek, paczkę nawozu, bo mi brakło i zatyczki do uszu. Nie chce mi się jechać. Z chęcią posiedziałabym w domu przy piecu z książką np., a tu trzeba się stroić i jechać.

Po powrocie odpocznę i będę ćwiczyć przebywanie w stanie przyjemności i miłości może to mi w naturalny sposób apetyt zmniejszy. Niby nie jem dużo, ale mam napady. I tak np. przedwczoraj zjadłam 2 bułki grahamki z serem żółtym, 3 rolmopsy, paczkę ciastek, serek homogenizowany, 2 krokiety z pieczarkami, banana i jeszcze 1/2 paczki ciastek. To jak na mnie stanowczo za dużo. Niby na cały dzień, ale jednak. Zjadłam ot tak z łakomstwa i żeby poczuć przyjemnie pełny brzuch. Lubię ten błogi stan. Słodyczami kusi mnie Krzysiek, bo kupuję, a ja nie potrafię odmówić. No i jem raz w tygodniu.

Wena na malowanie powolutku kroczy do mnie... Dziś może też coś namaluję. Poza tym powinnam wreszcie posadzić tą monsterę. Do tego jeszcze wczoraj ktoś mi powiesił na furtce sadzonkę paprotki...Wątpię czy się u mnie biedactwo utrzyma, ale posadzę i będę dbać. Kiedyś jak miałam mniej kotów miała sporo bardzo zadbanych roślin. Miałam rękę do kwiatów. Z małej sadzonki rosły piękne rośliny. Teraz koty większość niszczą. No ale rady na to nie ma...


28 października 2015 , Komentarze (4)

Ostatnio mam problemy z energią, a raczej jej równowagą. Raz jestem klapnięta i śpię w ciągu dnia, a jak się podładuję to znowu energia mnie roznosi i robię się nerwowa. Z dwojga złego już wolę być nieco klapnięta. Jestem wtedy spokojna i wyciszona tak jak lubię. Ostatnio tak sobie dowaliłam energii, że musiałam zrobić sobie medytacje z kryształami górskimi, bo mnie dosłownie nosiło. Gdybym była typem sportsmenki pewnie bym się zabrał za ćwiczenia, lecz nie jestem. Już myślałam o wypiciu melisy albo i czegoś mocniejszego, ale na szczęście medytacja pomogła. Czas bym znalazła złoty środek. To jednak łatwe nie jest ostatnio.

Dziś wieczorem mam drugi zabieg harmonizacji półkul mózgowych. Zabieg będzie mi robił Leszek Żądło. Po pierwszym czułam się bardzo dobrze. Myślę jeszcze o hipnozie i zabiegu theta healingu. Zastanawiam się nad psychoterapią zaburzeń odżywiania. Ponoć można przez internet. Wiem, że spotkania z psychologiem by raczej pomogły, bo nie mogę wytrwać na diecie z tego prostego powodu, że uważam ją za karę. Nabawiłam się też chyba zaburzeń odżywiania, bo nie zawsze jem gdy jestem głodna. Czasem jem by sprawić sobie przyjemność, z nudów lub ze złości. U mnie to chyba jest nałóg jak każdy inny. To by pasowało zamieniłam palenie papierosów na jedzenie i stąd kłopoty.

Wczoraj zamówiłam sobie olejki eteryczne - eukaliptusowy i sandałowy. Oba są przydatne między innymi w pracy z energią. Ten pierwszy czyści aurę. Ten drugi ułatwia głęboką medytację i czyści czakry. Myślę o preparatach Aura soma ale mnie w tej chwili nie bardzo stać. Poczekam.

28 października 2015 , Komentarze (10)

No i nowy tydzień się zaczął. Krzysiek jedzie dziś na zakupy. Je też powinnam, ale pojadę w środę. Muszę kupić wstążkę do wiązanek na Wszystkich Świętych. Powinnam też pomyśleć o szkle pod witraż, a właściwie autoportret. Myślę też by od razu zamówić sobie kawałek szkła na witraż do sypialni i drugi do kuchni. Będą niewielkie, wiszące nad oknem tak by promienie słońca przez nie przenikały. Kto wie może ta technika mi się spodoba. Do kuchni chcę owoce, a do sypialni anioła albo dwa serduszka czy gołąbki. Te ostatnie wzory by były lepsze według feng szui, choć są trochę kiczowate.

Wena na malowanie zaczyna chyba powoli wracać. Już wczoraj miałam ochotę złapać za kredki akwarelowe i coś zdziałać. Może ptaki, albo zwierzęta czy też kwiaty. Ciekawe kiedy wróci ochota na akryle. Autoportret czeka. Muszę się spieszyć, bo w pracowni coraz zimniej, a nie będę przecież sztalugi do dziennego pokoju przynosić. Choć z drugiej strony świat by się nie zawalił. Lekka jest...

Dziś będę się też bardziej intensywnie uczyć tarota. Warto by skończyć tą ostatnią lekcję, bo tylko patrzeć jak następna przyjdzie, a ja jestem w połowie zeszytu. Utknęłam na medytacji z wewnętrznym dzieckiem. Trudna jest dla mnie.

Ćwiczenia idą mi coraz lepiej. Dokładam po jednym skomplikowanym dziennie. Na razie mam jeszcze problem z zachowaniem równowagi. Nie potrafię stać na palcach. Za to nadal jestem dość rozciągnięta, bo bez trudu stojąc kładę ręce na podłodze. Ćwiczenia czuję choć mięśnie mnie nie bolą. Czuję za to jakieś strzelania w kościach, chrobotania i ruch energii w ciele. Zobaczymy co będzie dalej. Miałam ćwiczyć 3 razy w tygodniu, a ćwiczę codziennie. Jak Krzysiek jest w domu to wychodzę po prostu do sypialni. Jest dobrze. Z jogą na razie się wstrzymam dopóki nie opanuję wszystkich wybranych ćwiczeń cesarzy chińskich. Na razie opanowałam połowę. Łatwiejszą. Dam sobie jeszcze trochę czasu na opanowanie reszty.